Wraz z ogłoszeniem opinii przez Rzecznika Generalnego TSUE w zakresie rozliczenia stron umowy kredytowej po jej sądowym unieważnieniu jasne stało się, że ofensywa banków jest kwestią czasu. Można śmiało powiedzieć, że machina propagandowa ruszyła. Ma ona postać medialnej kampanii promującej ugody, które są pułapką na naiwnych kredytobiorców, niezorientowanych w korzyściach, jakie czekają na nich po unieważnieniu umowy. Przeciętny konsument, który zawarł umowę frankową, nie ma powodów, by zawierać porozumienie z bankiem, ponieważ znacznie większe korzyści może osiągnąć na drodze sądowej. Zwłaszcza teraz, gdy może się ubiegać o waloryzację świadczenia wskaźnikiem inflacji.
- 16 lutego 2023 roku Rzecznik Generalny TSUE potwierdził to, co prawnicy wiedzieli od dawna: roszczenia banków o wynagrodzenie za bezumowne korzystanie z kapitału stoją w sprzeczności z dyrektywą 93/13, a więc nie mają wielkich szans na utrzymanie się w sądzie
- Jednocześnie konsument, który unieważni swoją umowę w sądzie przez wzgląd na obecność w niej klauzul abuzywnych może domagać się od banku dodatkowej opłaty za to, że podmiot korzystał bezumownie z jego pieniędzy
- Opinia Rzecznika to nie wyrok TSUE, urzędnik nie przesądza też, czy frankowiczom należy się waloryzacja świadczeń, niemniej jednak jego stanowisko otwiera kredytobiorcom furtkę do aktualizacji roszczeń
- Banki doskonale wiedzą, że wyrok TSUE najprawdopodobniej potwierdzi ustalenia Rzecznika, dlatego zależy im, aby do tego czasu podpisać jak najwięcej ugód frankowych. Pośpiech jednak nie jest dobrym doradcą i ugody, które proponują banki, mogą okazać się… nieważne.
Sektor bankowy bez prawa do wynagrodzenia za korzystanie z kapitału
Tzw. kontr powództwa banków od lat trapiły frankowiczów. Część kredytobiorców wstrzymywała się ze złożeniem pozwu z obawy, że bank skontruje go swoimi roszczeniami o opłatę za bezumowne korzystanie przez klienta z kapitału.
Wówczas po unieważnieniu umowy w sądzie „zabawa” zaczęłaby się od nowa, bowiem klient musiałby walczyć z bankiem o to, by nie zasądzono od niego na rzecz kredytodawcy dodatkowego wynagrodzenia. Roszczenia banków powoli odchodzą jednak w niebyt, a to za sprawą TSUE. Wyrok w słynnej już sprawie C-520/21 jeszcze nie zapadł, ale tydzień temu świat poznał opinię Rzecznika tej instytucji, który jednoznacznie opowiedział się po stronie kredytobiorców.
Zdaniem Rzecznika bank nie może ubiegać się o zarobek na unieważnionych z własnej winy umowach, gdyż stałoby to w sprzeczności z założeniami i celami dyrektywy 93/13. Co innego konsument. Ten jak najbardziej może takie roszczenie wobec banku wysunąć – nie tylko nie będzie to sprzeczne z unijnym prawem, ale będzie wyrazem korzystania przez konsumenta z przysługujących mu uprawnień.
Ani opinia Rzecznika, ani przyszły wyrok TSUE nie mają na celu ustalić, w jaki sposób sądy krajowe powinny orzekać w sprawach z powództwa kredytobiorców w zakresie waloryzacji świadczeń, przy czym podkreślić należy, że w polskim prawie już funkcjonują odpowiednie przepisy.
Chodzi przede wszystkim o art. 3581 § 3 kc, który w szczególnych przypadkach dopuszcza możliwość waloryzacji przez sąd należnych stronie świadczeń – dotyczy to przede wszystkim sytuacji, w której doszłoby do istotnej zmiany siły nabywczej pieniądza, a z tym mamy do czynienia obecnie. W dobie malejącej wartości pieniądza frankowicze, zdaniem prawników, mogą ubiegać się o waloryzację należnych świadczeń właśnie wskaźnikiem inflacji.
Czy kredytobiorcy zrezygnują z roszczeń na rzecz ugody?
Sytuacja, w której Rzecznik Generalny TSUE wprost stwierdza, że roszczenia banków są sprzeczne z unijnym prawem, jest dla sektora bardzo niewygodna. Z dnia na dzień stało się jasne, że kontr pozwy nie mają racji bytu, a wyrok Trybunału nawet jeszcze nie zapadł. To nastąpi dopiero za kilka miesięcy i może skutkować masową inwazją frankowiczów na sądy. Banki chcą wyprzedzić ten scenariusz i oferują kredytobiorcom ugody na zasadach mniej lub bardziej nawiązujących do tych zaproponowanych przez szefa KNF, Jacka Jastrzębskiego w grudniu 2020 roku.
Ugoda wg szefa KNF powinna polegać na konwersji kredytu frankowego na złote, tak jakby od początku było to zobowiązanie wyrażone w tej walucie. Zmianie ulega oczywiście też stawka referencyjna. SARON zostaje wyeliminowany z umowy i zastąpiony niesławnym WIBORem, który jest kilkukrotnie wyższy od swojego helweckiego kuzyna.
Część banków wie już, że taka propozycja „nie przejdzie”. Nie w dobie rekordowego WIBORu, gdy na prawo i lewo mówi się o wysokich odsetkach kredytów złotowych. Banki wpadły więc na pomysł, by proponować klientom czasowo stałe oprocentowanie wg „preferencyjnej” stawki 4,99 proc. Informacja o tej stawce przewija się w kampaniach medialnych banków, dziwnym trafem jednak podmioty te nie promują faktycznej RRSO swoich ofert – a może ona wynosić nawet ponad 8 proc., jest więc niewiele niższa niż w „zwykłych” kredytach ze zmiennym oprocentowaniem.
Kredytobiorca, który podpisze ugodę, eliminuje z umowy ryzyko kursowe, ale wystawia się na zupełnie nowe zagrożenia:
- ryzyko rosnącego oprocentowania stawką WIBOR w przypadku wyboru zmiennej stopy
- ryzyko zamrożenia oprocentowania, gdyby RPP obniżyła koszt pieniądza (scenariusz dla czasowo stałej stopy)
- ryzyko wzrostu miesięcznej raty kapitałowo-odsetkowej z uwagi na wyższe oprocentowanie kredytu złotowego
- konsekwencją niemal zawsze jest wyższa łączna kwota do spłaty niż wynikałoby to z pierwotnego harmonogramu.
Dodatkowo podpisanie ugody jest równoznaczne z rezygnacją klienta z jakichkolwiek roszczeń względem umowy frankowej. Choć tu akurat banki mogą się przeliczyć. Prawnicy frankowi na bieżąco analizują propozycje ugód, które wpływają do ich klientów. Sami frankowicze publikują też w sieci print screeny korespondencji z przedstawicielami banku.
Obraz, który wyłania się z tych informacji, jest dla banków niekorzystny i ukazuje niektóre z nich w bardzo nieprofesjonalnym świetle. Okazuje się, że banki znów popełniają te same błędy, co w czasach procederu frankowego: nie informują konsumentów w sposób jasny i zrozumiały o ryzyku związanym z ugodą.
Z niektórych wiadomości otrzymywanych przez frankowiczów od pracowników banku wynika, że wprowadzają oni konsumentów w błąd, podając przekłamane dane na temat aktualnej linii orzeczniczej polskich sądów czy liczby sporów, które kończą się sukcesem po stronie kredytobiorcy.
Takie działania mają oczywiście na celu skłonienie kredytobiorcy do zawarcia ugody, ale korzyść ta może się okazać dla bankowców wyjątkowo krótkotrwała. Już w tej chwili znaczna część osób, które poszły na ugodę z bankiem, żałuje tej decyzji. Wielu takich klientów może z czasem zapragnąć podważyć warunki ugody, a jeśli i tym razem bank nie dopełnił obowiązku informacyjnego, a wręcz przekazał klientowi fałszywe informacje, sąd może okazać się wyjątkowo mało pobłażliwy dla praktyk przedsiębiorcy.
Kredytobiorcom, którzy już podpisali ugodę, a dziś wiedzą, że postąpiliby inaczej, doradza się zachować wszelką korespondencję z bankiem w zakresie ustaleń dotyczących porozumienia. Może ona pomóc w sądowym zakwestionowaniu ugody, oczywiście z pomocą doświadczonego prawnika, który wpierw przeanalizuje dokumenty podpisane przez klienta i oceni jego szanse w sądowym starciu z bankiem.