Jaki właściwie cel przyświeca Komisji Nadzoru Finansowego i jej szefowi, Jackowi Jastrzębskiemu? Takie pytanie zadaje sobie niejeden frankowicz, śledzący zmieniającą się na przestrzeni czasu retorykę przewodniczącego KNF, który chyba przestał zauważać własną niekonsekwencję. Jastrzębski, który 12 października 2022 roku przekonywał w Luksemburgu unijnych sędziów, że prokonsumencki wyrok w sprawie C-520/21 będzie oznaczać katastrofę nie tylko dla systemu bankowego, ale i dla krajowej, a być może nawet europejskiej gospodarki, na niedawnym kongresie Polskiej Izby Ubezpieczeń twierdził już, że sektor jest przygotowany do negatywnego orzeczenia, a żadnej katastrofy nie będzie. Czyżby zagłada sektora finansowego została odwołana? A może po prostu w ogóle miało jej nie być, a straszenie społeczeństwa (i sędziów TSUE) skutkami sankcji darmowego kredytu miało jedynie zniechęcić kredytobiorców do formułowania roszczeń wobec banków?
- Szef KNF od wielu miesięcy przekonywał w mediach, że odebranie bankom prawa do wynagrodzenia za korzystanie z kapitału będzie miało zgubne konsekwencje i dla sektora finansowego, i dla gospodarki
- Na niedawnym spotkaniu z prezesami banków Jastrzębski wydał szereg rekomendacji, które dotyczyły między innymi spójnej komunikacji z mediami po wyroku TSUE. Chodzi o to, by sektor i KNF przebiły się ze swoją narracją przez przekaz kancelarii prawnych
- Z kolei na sopockim kongresie PIU przewodniczący Komisji przekonywał, że banki zniosą każde orzeczenie TSUE w sprawie C-520/21, wskazywał także na rolę już dotworzonych rezerw na franki. Upadłość jednego lub kilku podmiotów, wieszczona jeszcze w październiku to już przeszłość?
Kogo chce nadzorować KNF? Banki czy sądy?
Szef KNF, Jacek Jastrzębski to bez wątpienia człowiek wielu talentów. Przez lata pełnił funkcję zastępcy dyrektora Departamentu Prawnego w PKO BP, by następnie zasiąść w fotelu przewodniczącego instytucji sprawującej nadzór nad bankami.
Z wykształcenia prawnik, z zamiłowania PR-owiec. Taki przynajmniej nasuwa się wniosek po zapoznaniu z wystąpieniami ambitnego pana prezesa na rozmaitych branżowych eventach. A także za zamkniętymi drzwiami, gdzie twardo objaśnia bankom, co powinny zrobić po negatywnym dla sektora wyroku TSUE w sprawie C-520/21, spodziewanym już w połowie czerwca.
Wg informacji opublikowanych przez Puls Biznesu, Jastrzębski na zamkniętym spotkaniu, w którym uczestniczyli prezesi banków, nie tylko poinformował ich o decyzji obozu rządzącego w zakresie zaniechania wprowadzenia w tej kadencji Sejmu systemowych rozwiązań frankowych, ale też poinstruował, jak powinni przygotować instytucje, którymi kierują, na nadchodzące orzeczenie Trybunału, najprawdopodobniej odbierające bankom prawo do wynagrodzenia z tytułu unieważnianych kredytów.
Szef KNF nie ograniczył się jednak do tego, że banki powinny przeprowadzić przegląd swoich rezerw i w razie potrzeby dokonać kolejnych odpisów na ryzyko prawne pseudowalutowych hipotek. Zaczął instruować prezesów, w jaki sposób mają zadbać o przekaz medialny po spodziewanym wyroku, tak aby kancelarie frankowe reprezentujące kredytobiorców nie zdominowały swoją narracją środków masowego przekazu.
Chodzi oczywiście o to, by konsumenci przypadkiem nie uwierzyli, że należy im się wynagrodzenie za to, że banki bezumownie korzystały z pieniędzy przekazanych przez klientów w ramach rat kapitałowo-odsetkowych.
Szef KNF dał się poznać jako gorący przeciwnik sankcji darmowego kredytu, powołujący się na brak sprawiedliwości społecznej takiego rozwiązania. Krytykuje sądy, które, wg niego, wydają nieodpowiednie wyroki w sprawach o franki, ponieważ nie uwzględniają następstw masowego unieważniania umów dla sektora i dla gospodarki.
Zachodzi pytanie, czy Jastrzębski zdaje sobie sprawę z tego, że sądy, w odróżnieniu od kierowanej przez niego instytucji, nie są odpowiedzialne za stabilność sektora finansowego, a za nadzór nad przestrzeganiem krajowego prawa. I nad tym, by wielkie korporacje nie wzbogacały się w nieuprawniony sposób kosztem konsumentów poprzez wprowadzanie do umów klauzul niedozwolonych.
Niekonsekwencja szefa KNF, czyli jak tak naprawdę wpłynie wyrok TSUE na sektor bankowy
Jak się okazuje, szef Komisji potrafi być także krytyczny wobec instytucji, którą kieruje. Na sopockim kongresie Polskiej Izby Ubezpieczeń zastanawiał się, czy gdyby Nadzór w latach 2006-2008 działał bardziej stanowczo, wcześniej ukrócono by przyznawanie kredytów mieszkaniowych w walucie obcej. Wg niego inne podejście KNF mogłoby wpłynąć też na wcześniejsze spopularyzowanie stałej stopy procentowej w kredytach hipotecznych.
Przy tej okazji warto przypomnieć, że Jastrzębski stoi na czele Nadzoru od 2018 roku, z kolei banki mają obowiązek proponowania produktów hipotecznych o czasowo stałej stopie oprocentowania dopiero od… lipca 2021 roku. Czy zatem w ten subtelny sposób szef KNF postanowił skrytykować własne zaniechania?
Na tym samym kongresie z ust prezesa KNF padły jeszcze ciekawsze słowa. Chodzi o to, co miał on do powiedzenia na temat skutków przyszłego orzeczenia TSUE w sprawie C-520/21. Jeszcze w październiku ubiegłego roku Jastrzębski przekonywał w Luksemburgu unijnych sędziów, że niekorzystne dla banków orzeczenie może doprowadzić do katastrofy systemu finansowego w Polsce: upadłości jednego lub kilku podmiotów, a także wystąpienia tzw. efektu zarażania.
Następstwami sankcji darmowego kredytu miałyby zostać zainfekowane banki, które w swoim portfelu nie mają hipotek frankowych. Konsekwencje? Kryzys w krajowej, a może nawet i europejskiej gospodarce. Wystąpienie szefa Komisji Nadzoru Finansowego zrobiło na sędziach wrażenie, ale inne, niż życzyliby sobie tego bankowcy: jeden z orzeczników zaczął się na głos zastanawiać, czy w takim razie rynek finansowy w Polsce opiera się o nieuczciwość i czy w związku z tym nie warto by tego zmienić.
Minęło raptem kilka miesięcy i retoryka szefa KNF jest już zupełnie inna. O żadnych upadłościach nie powinno być mowy, a banki są znakomicie przygotowane do wyroku TSUE, niezależnie od tego, jak niekorzystny się okaże. Banki w dodatku mają duże rezerwy na franki.
To miło, że przewodniczący Jastrzębski w końcu sobie o nich przypomniał – czytając jego wcześniejsze wypowiedzi medialne można było niemalże dojść do wniosku, że banki od początku będą musiały uzbierać ponad 100 mld zł na rozliczenie z kredytobiorcami, a zatem nic dziwnego, że sektorowi grozi upadłość. Na sopockim kongresie PIU Jastrzębski był jednak daleki od kreślenia takich katastroficznych scenariuszy.
Być może uświadomił sobie, że propagowanie takiej narracji jest nie tylko nie na miejscu, ale wręcz szkodzi sprawie sektora: na społeczeństwie i sędziach TSUE i tak nie zrobi wrażenia, może za to wywrzeć wrażenie na zagranicznych inwestorach, którzy bacznie śledzą wszelkie czynniki oddziałujące długofalowo na krajową gospodarkę.
Co zrobią banki, by złagodzić skutki negatywnego orzeczenia TSUE?
Czego frankowicze powinni spodziewać się po samej KNF, jak i sektorze bankowym? Niemal pewne jest dalsze parcie i Komisji, i Związku Banków Polskich na systemowe rozwiązanie problemu frankowego. Jasne jest już, że politycy nie zajmą się problemem w bieżącej kadencji Sejmu, ale ta się niebawem skończy, a zatem sektor może mniej lub bardziej dyskretnie przypominać o swoich kłopotach w branżowych mediach i na eventach, na których przecież bywają czasem osoby ze świata polityki.
Wysoce prawdopodobne jest dalsze zohydzanie społeczeństwu kredytobiorców frankowych. Szef KNF oskarżył już osoby dążące do unieważnienia wadliwych umów hipotecznych o chciwość i hipokryzję, niewykluczone, że ma w zanadrzu jeszcze więcej złotych myśli zaadresowanych do poszkodowanych w procederze frankowym, które będą stopniowo ujawniane wraz z kolejnymi falami pozwów sądowych.
Co pozostaje frankowiczom w nadchodzących miesiącach? Przede wszystkim ignorowanie kampanii medialnych sektora bankowego, który zrobi wszystko, by skłonić kredytobiorców do ugód i wszelkimi możliwymi środkami zniechęcić ich do sądzenia się. Banki będą próbowały zasiać w kredytobiorcach ziarno zwątpienia i wzbudzić podejrzenie co do niepewności prawa w zakresie unieważnianych kredytów pseudowalutowych. To wszystko na nic.
Statystyki są nieubłagane: banki przegrywają prawie 99 procent postępowań o franki i dążenia KNF tego nie zmienią. To sądy przywrócą równowagę prawną stron kontraktowych, która została utracona wskutek nadużyć sektora bankowego i, pośrednio, zaniedbań Nadzoru. I zadbają o to, by wielkie korporacje nauczyły się, że nie są ponad prawem.