Czy bankom należy się waloryzacja wypłaconego kredytobiorcy kapitału, gdy zawarta pomiędzy stronami umowa prawomocnie upadnie w sądzie? TSUE jest zdania, że nie, ale banki uparcie próbują zagmatwać rzeczywistość. Jest to zresztą w ich interesie, albowiem tylko straszenie kredytobiorców dodatkowymi kosztami unieważnień umów może spowolnić nieco falę pozwów zmierzającą właśnie do krajowych sądów. By wzmocnić swoją argumentację, banki sięgają po stosunkowo nowe, ale nieprawomocne wyroki sądów okręgowych, z których wynika, że kredytodawcy należy się takowa waloryzacja. Czy te decyzje mają szansę utrzymać się w apelacji?
- W czerwcu i sierpniu zapadły łącznie trzy nieprawomocne wyroki w sprawach o franki, w których zasądzono na rzecz banków waloryzację kapitału kredytu
- Sektor bankowy natychmiast podchwycił te jednostkowe przypadki i sztucznie rozdmuchał je jako zwrot w sprawach o kredyty pseudowalutowe. Eksperci ścierają na proch tę argumentację i zarzucają bankowcom hipokryzję, przywołując to, jak te same instytucje zachowują się w sprawie WIBORu
- Do TSUE wpłynęło już kolejne pytanie prejudycjalne od warszawskiego sądu, dotyczące bezpośrednio tego, czy kredytodawcy może należeć się waloryzacja kapitału kredytu, gdy stroną nieważnej umowy jest konsument
- Szanse na to, że TSUE poprze praktykę waloryzacji świadczeń należnych bankowi jest minimalna. Już w wyroku dla sprawy C-520/21 z czerwca br. unijni sędziowie jasno wskazali, że o żadnej rekompensacie czy waloryzacji nie może być mowy. Dlaczego niektórzy polscy sędziowie nie respektują tej decyzji Trybunału?
Sąd Okręgowy przyznaje bankowi waloryzację świadczeń. Sektor zaciera ręce i próbuje przekuć epizodyczne zwycięstwa w nowy trend
Wydawać by się mogło, że spór banków z frankowiczami o wynagrodzenie za bezumowne korzystanie z kapitału został zakończony czerwcowym wyrokiem TSUE w sprawie C-520/21. Unijni sędziowie nie dali bankom złudzeń: uznali, że ich roszczenia kierowane pod adresem konsumentów stoją w sprzeczności z dyrektywą 93/13/EWG, i to zarówno w zakresie wynagrodzenia, jak i dowolnej innej rekompensaty, w tym waloryzacji.
Sektor nie chciał i nadal nie chce przyjąć treści tego wyroku do wiadomości, a przynajmniej stara się zasiać wątpliwość w samych kredytobiorcach co do tego, czy należna jest im sankcja darmowego kredytu. Od ponad 2 miesięcy sieje więc intensywnie propagandę medialną i informuje, że teraz banki będą żądać waloryzacji wypłaconego kapitału w związku ze znacznym spadkiem siły nabywczej pieniądza.
Nie da się ukryć, że w dobie postępującej inflacji wartość złotówki systematycznie maleje. Z kolei nieruchomości, które frankowicze kupili za użyczony im kapitał, są warte coraz więcej. Bank na tej podstawie chce, aby kredytobiorcy, którzy unieważnią swoje umowy, oddali mu nie tylko „czystą” kwotę samego kapitału, ale również dodali coś ekstra tytułem waloryzacji.
Może być to nawet 40 proc. kwoty wypłaconej klientowi przy uruchomieniu kredytu. Gra toczy się więc o dziesiątki tysięcy złotych. Banki nie mogły przepuścić takiej okazji, by nieco zmniejszyć chęć frankowiczów do sądzenia się, zwłaszcza że wakacje się kończą, a eksperci wieszczą kolejną falę powództw, która najprawdopodobniej zacznie powoli zalewać krajowe sądy już wczesną jesienią.
Doskonałą okazję do wsparcia bankowej narracji jakimikolwiek namacalnymi argumentami dały Sądy Okręgowe w Gdańsku i Elblągu. Ten pierwszy w czerwcu i sierpniu wydał łącznie dwa wyroki, w których przyznał kredytodawcy prawo do waloryzacji kapitału. Podobną decyzję podjął niedawno Sąd Okręgowy w Elblągu w jednej z rozpatrywanych spraw. Wszystkie trzy wyroki są nieprawomocne, a kredytobiorcom przysługuje możliwość odwołania, z której zapewne skorzystają.
Nie zmienia to jednak faktu, że sektor bankowy ogarnęła euforia. To nic, że w ok. 97 proc. przypadków jego przedstawiciele przegrywają bliźniaczo podobne sprawy o wynagrodzenie za korzystanie z kapitału z kretesem. Oto te trzy wyroki sądów I instancji mają wyznaczyć nowy trend orzeczniczy, tak bardzo potrzebny bankom uwikłanym w proceder frankowy.
Dlaczego frankowicze nie powinni obawiać się kontrpowództw banków o waloryzację kapitału?
Eksperci prawni studzą entuzjazm bankowców w charakterystyczny dla siebie bezlitosny sposób. Wskazują, że te wyroki stanowią wyjątek, a nie nową regułę w sprawach o franki. Co więcej przypominają, że Sąd Okręgowy w Warszawie wystosował niedawno do TSUE kolejne pytanie prejudycjalne związane właśnie z prawem po stronie banku do waloryzacji kapitału kredytu. Będzie to kolejne pytanie w tej kwestii, jakie wpłynie do Luksemburga.
Przed Trybunałem toczy się już sprawa o sygnaturze C-113/23, również związana z waloryzacją świadczeń. Na rozpatrzenie tego wątku przez Trybunał Sprawiedliwości UE przyjdzie stronom poczekać zapewne kilkanaście miesięcy. Dla banków to cenny czas, który postarają się wykorzystać na namawianie frankowiczów na ugody i, oczywiście, na dalsze naciskanie na rządzących, by ci w końcu powrócili do planów ustawowego rozwiązania kwestii kredytów pseudowalutowych.
Prawnicy reprezentujący kredytobiorców patrzą z dystansem na poczynania sektora bankowego i nie uznają propagandy banków za zagrożenie dla swojej działalności. Przypominają, że banki bardzo wybiórczo dobierają fakty i wyroki na potrzeby tworzonej narracji, i interpretują je tak, jak jest im akurat wygodnie. W przypadku franków 3 nieprawomocne wyroki to powód, by ogłaszać zmianę trendu orzeczniczego w krajowych sądach. Z kolei w przypadku sporów o WIBOR jeden nieprawomocny wyrok wykreślający stawkę referencyjną z umowy kredytowej to zbyt mało, by rozciągać go na sytuację wszystkich złotówkowiczów w Polsce.
Przypomnijmy, że na początku lipca br. Sąd Rejonowy w Zielonej Górze wydał wyrok zaoczny w sprawie kredytobiorcy, który pozwał bank w związku z, jego zdaniem, niemiarodajną stawką referencyjną, żądając jej wykreślenia z kontraktu. Sąd w całości przychylił się do powództwa kredytobiorcy i wyeliminował WIBOR z jego umowy, doprowadzając do sytuacji, w której zobowiązanie kredytowe oprocentowane jest samą marżą banku. Zasądził też od banku żądane przez powodów kwoty. Wyrok jest nieprawomocny, niemniej jednak daje kredytobiorcom złotowym pewną nadzieję co do tego, że stawkę referencyjną rzeczywiście da się podważyć.
Sektor bankowy natychmiast postanowił zbagatelizować postanowienie zielonogórskiego sądu, wskazując, że jest to jednostkowy przypadek i podając przykłady decyzji sądów, które były korzystne dla kredytodawców, nie dla klientów (dotyczące głównie odmowy zabezpieczenia roszczeń po stronie powoda). Teraz, w bardzo podobnej sytuacji, banki chcą, aby społeczeństwo uwierzyło, że pojedyncze wyroki wydane przez sądy okręgowe są zwiastunem zmiany linii orzeczniczej, w dodatku w 2 miesiące po orzeczeniu TSUE, które starło na proch i argumentację sektora, i roszczenia, które są wysuwane przez jego przedstawicieli wobec konsumentów.
Niejeden czytelnik może się zastanowić, jak to w ogóle możliwe, że którykolwiek polski sąd zdecydował się na zasądzenie od kredytobiorcy na rzecz banku waloryzacji kapitału, skoro unijni sędziowie uznali tego rodzaju dodatkową korzyść po stronie przedsiębiorcy za niezgodną z założeniami dyrektywy 93/13/EWG. To proste: krajowi sędziowie są niezawiśli i mogą wydawać takie wyroki, jakie uznają za stosowne. A apelacja jest po to, by strona, której taki wyrok się nie podoba, mogła go zrewidować w wyższej instancji.
Jak powszechnie wiadomo, frankowicze częściej wygrywają w sądach apelacyjnych – tam ponad 99 proc. spraw o kredyty w CHF kończy się sukcesem kredytobiorcy. Dla porównania w sądach okręgowych to „tylko” 97 proc. To właśnie ta różnica wynosząca nieco ponad 2 pp będzie powodować, że banki będą mogły od czasu do czasu „pochwalić się” jakimś nieprawomocnym sukcesem. Kredytobiorcy nie powinni się tym niepokoić, nie ma bowiem na chwilę obecną powodu, by sądzić, że w krajowej linii orzeczniczej zbliża się jakiś przełom na niekorzyść konsumentów.