Jakiś czas temu mBank zaczął intensyfikować promocję swoich ugód frankowych, modyfikując jednocześnie zasady proponowane klientom i dbając o to, by informacja na ten temat znalazła się w najważniejszych mediach. Kredytobiorcy, także ci pozostający w sporze z bankiem, otrzymują pocztą profesjonalnie przygotowane materiały zachęcające do konwersji kredytu na PLN. mBank dwoi się i troi, by jak najkorzystniej przedstawić nową propozycję. W tym celu eksponuje iluzoryczne korzyści i stara się przemilczeć niewygodne aspekty ugody. O czym bank woli nie informować frankowiczów? Dlaczego ugoda z mBankiem jest skrajnie niekorzystna?
- mBank promuje nową odsłonę ugód frankowych – podmiot ma ambitny plan, aby zaproponować zmienione zasady ugód wszystkim klientom frankowym do połowy przyszłego roku
- Bank zaskoczył kredytobiorców możliwością zawarcia ugody z czasowo stałym oprocentowaniem wg stawki 4,99 proc., proponuje też częściowe umorzenie salda
- Podmiot rozsyła propozycje także do klientów, z którymi pozostaje w konflikcie sądowym, nie informując o tym ich pełnomocników prawnych.
Ugoda frankowa – podejście drugie: mBank wychodzi z nową propozycją
Ponieważ sytuacja ekonomiczna Polski jest ostatnimi czasy niezwykle dynamiczna, banki mają „pod górkę”, tworząc wzorce swoich ugód frankowych. To, co było akceptowane przez kredytobiorców jeszcze rok temu, obecnie już się nie sprawdzi.
Czas tanich kredytów w Polsce dobiegł końca i nic nie wskazuje na to, aby w najbliższych kilku latach trend miał się odmienić. Czołowi kredytodawcy frankowi w Polsce, w tym oczywiście mBank, rozumieją, że klienci będą mieć obiekcje przed podpisywaniem ugód na wcześniejszych warunkach. Konwersja kredytu w CHF (który, choć ryzykowny, to nadal nisko oprocentowany) na złotówki ze zmianą wskaźnika na WIBOR to opcja, na którą obecnie brak chętnych.
A ponieważ bankom jest śpieszno do zredukowania portfela frankowego, na nastroje panujące wśród kredytobiorców reagują szybko, próbując dostosować się do ich oczekiwań.
Na czym to polega? W przypadku mBanku chodzi o wprowadzenie do oferty dla frankowiczów „preferencyjnego” oprocentowania na okres 5 lat. Kredytobiorca, który zgodzi się na konwersję kredytu na PLN, ma wybór: może zdecydować się na zmienne oprocentowanie wg stawki WIBOR, albo wybrać czasowo stałe oprocentowanie w wysokości 4,99 proc. (RRSO to ok. 7,14 proc.).
Tym, czym jeszcze kusi mBank, jest nieco enigmatycznie brzmiące umorzenie części salda kredytu. Bank jednak nie informuje, o ile jest skłonny uszczuplić dług klienta – każda oferta wysyłana do kredytobiorców jest tak naprawdę nieco inna, ale wszystkie one mają jedną cechę wspólną: eksponują rzekome korzyści klienta, jednocześnie odsuwając w cień słabe punkty ugody.
Oto kredytobiorca, który w 2007 roku zaciągnął kredyt waloryzowany kursem franka o nominalnej wartości 250-300 tys. zł i spłacił już bankowi pożyczoną kwotę, otrzymuje ofertę: może zmniejszyć swoje saldo o kilkadziesiąt tysięcy złotych, jeśli podpisze ugodę. Po tym „upuście” dług klienta nadal wynosiłby niemal tyle, ile pierwotnie pożyczył.
Bank, aby nie drażnić klienta, nie przypomina mu, ile do tej pory zapłacił w ramach rat kapitałowo-odsetkowych. Koncentruje się więc na prostym komunikacie: możesz zmniejszyć swój dług, jeśli zgodzisz się na naszą ofertę. Czy aby na pewno?
Aspektów, które trzeba w związku z tym omówić, jest co najmniej kilka:
- po pierwsze, kredytobiorca, zgadzając się na ofertę banku, będzie płacił swoje raty wg nowego harmonogramu. Ugoda z bankiem to zmiana stawki oprocentowania z SARON na WIBOR, a zatem proporcje pomiędzy częścią kapitałową a odsetkową miesięcznej raty zmienią się. Wielu kredytobiorców będzie płacić wskutek tej zmiany wyższą ratę, ponieważ wyższe będzie oprocentowanie kredytu złotowego
- po drugie, z wyższym oprocentowaniem kredytu wiążą się oczywiście wyższe koszty jego obsługi. Jeśli bank decyduje się umorzyć klientowi część salda, prawdopodobnie ma skalkulowane, że zarobi podobną albo wyższą kwotę na różnicach w oprocentowaniu
- po trzecie, bank w swojej propozycji ugodowej bardzo dokładnie informuje klienta o wpływie zmieniającej się sytuacji ekonomicznej w Polsce na wskaźnik oprocentowania. Oznacza to, że ewentualne zakwestionowanie tych warunków po podpisaniu ugody stanie się raczej niemożliwe. Kredytobiorca, godząc się na ugodę, traci prawo do roszczeń względem banku odnośnie pierwotnie zawartej umowy, zawierającej abuzywne klauzule przeliczeniowe
- po czwarte, kredytobiorca, który pozostaje w sporze sądowym z bankiem i zdecyduje się podpisać ugodę, wystawi się na ryzyko związane z pokryciem kosztów postępowania. Bank może wystąpić o zwrot kosztów zastępstwa procesowego, czym może zostać obciążony kredytobiorca. To wydatek rzędu nawet 10 800 zł za jedną instancję.
Wynagrodzenie za korzystanie z kapitału – czy jest się czego bać?
Banki od wielu miesięcy straszą sądzących się z nimi frankowiczów pozwem o wynagrodzenie za bezumowne korzystanie z kapitału. Kredytodawcy boją się przedawnienia swoich roszczeń, więc pozywają klientów w sprawach, które toczą się w sądach od 2 lat lub więcej.
Działanie to jak na razie wywiera głównie efekt psychologiczny, a nie finansowy – sędziowie nie znajdują podstaw, by przychylać się do roszczeń banków – ci, którzy nie wiedzą, jak ustosunkować się do pozwu, czekają z wyrokiem na decyzję TSUE w sprawie C-520/21, która powinna raz na zawsze wyjaśnić, w jaki sposób mają rozliczyć się strony po unieważnieniu umowy.
Niemal wszystko wskazuje na to, że decyzja w tej sprawie będzie prokonsumencka, zatem banki prawdopodobnie już wkrótce zostaną pozbawione prawa do roszczeń o jakąkolwiek dodatkową opłatę ponad zwrot samego kapitału. Wyrok TSUE spodziewany jest w II połowie 2023 roku, zaś na luty zaplanowane jest wydanie opinii przez Rzecznika Generalnego.
Należy więc przypuszczać, że już wkrótce hasło „wynagrodzenie za korzystanie z kapitału” przestanie robić na kredytobiorcach jakiekolwiek wrażenie. Oficjalnie będzie już można mówić o sankcji darmowego kredytu jako o dominującym sposobie rozpatrywania sporów o umowy w CHF.
Ale zakładając nawet, że tego rodzaju korzyść byłaby bankom należna, czy rzeczywiście potencjalne zasądzenie takiej opłaty byłoby dla kredytobiorcy aż tak dotkliwe, że bardziej opłacałoby mu się podpisać ugodę? Absolutnie nie.
Trudno w to uwierzyć, ale ugody z mBankiem są… mniej korzystne niż warunki, które proponują, składając kontr pozwy w sądach! Jak to możliwe? To bardzo proste: kalkulując wynagrodzenie za korzystanie z kapitału, bank musi wziąć pod uwagę obiektywne kryteria, takie jak historyczne oprocentowanie kredytów złotowych z okresu, gdy realizowana była umowa.
W przypadku ugód banki nie mają tego ograniczenia – i to nawet mimo tego, że wg rekomendacji KNF konwersja kredytu powinna przebiegać tak, jak gdyby od początku był on zobowiązaniem złotowym. Jak widać, mBank bardzo luźno podchodzi do zaleceń przewodniczącego KNF i w ugodach dostrzega nie tyle ratunek przed pozwami sądowymi, co szansę na dodatkowy zarobek.
Jaki z tego wniosek? Pozwanie banku to niemal zawsze najkorzystniejsza dla klienta opcja, i to nie zależnie od tego, czy bank wytoczy kontr pozew, domagając się dodatkowej opłaty, czy też nie. Nawet gdyby sąd zdecydował, że bankowi się takie wynagrodzenie należy (co jest wysoce wątpliwe), klient prawdopodobnie poniesie w związku z tym mniejszy wydatek, niż gdyby wyraził zgodę na dobrowolną konwersję kredytu na PLN.