Fala pozwów frankowych wreszcie słabnie. Statystyki z połowy 2025 roku pokazują wyraźny spadek liczby nowych spraw sądowych dotyczących kredytów we frankach szwajcarskich oraz przyspieszenie ich rozstrzygania. Co ważne, zdecydowana większość wyroków zapada po myśli frankowiczów, a linia orzecznicza w tych sporach jest już utrwalona i przewidywalna. Nie oznacza to jednak całkowitego końca „sagi frankowej” – w sądach wciąż toczy się ponad dwieście tysięcy spraw, a tysiące kredytobiorców wciąż zastanawiają się, co zrobić ze swoim kredytem. Czy w 2025 roku lepiej pozwać bank, zawrzeć ugodę, czy może nadal czekać? Poniżej analizujemy aktualną sytuację frankowiczów – obowiązujący stan prawny, najnowsze dane oraz dostępne opcje działania – aby pomóc podjąć świadomą decyzję.
Spada liczba pozwów i przybywa wyroków
Dane Ministerstwa Sprawiedliwości potwierdzają, że fala nowych pozwów frankowych wyraźnie opada. W pierwszym kwartale 2025 r. odnotowano tylko 12 606 nowych spraw, czyli o połowę mniej niż w analogicznym okresie rok wcześniej . Jednocześnie sądy znacznie przyspieszyły rozpatrywanie tych spraw – tzw. załatwialność (liczba rozstrzygniętych spraw) w sądach I instancji wzrosła aż o 86% rok do roku . W efekcie po raz pierwszy od lat zaległości zaczęły maleć: na koniec marca 2025 r. w sądach było o ok. 10 tysięcy mniej niezałatwionych spraw frankowych niż na koniec 2024 (spadek z ~146,6 tys. do ~136,6 tys.) . Co prawda w drugiej instancji liczba apelacji nieznacznie wzrosła, ale ogólny trend jest korzystny – frankowe postępowania sądowe powoli wychodzą z zatoru.
Równolegle płyną pozytywne sygnały z rynku bankowego. Według danych Związku Banków Polskich na koniec I kwartału 2025 r. w sądach toczyło się ok. 166,2 tys. spraw wytoczonych przez frankowiczów (głównie o unieważnienie umowy) oraz dodatkowo 57,1 tys. spraw wniesionych przez banki przeciw kredytobiorcom (głównie w celu zabezpieczenia zwrotu kapitału) . Łącznie to ponad 223 tys. postępowań, ale liczba ta wreszcie zaczyna się zmniejszać. Od jesieni 2024 r. ubywa średnio około 1000 spraw miesięcznie – wcześniej co miesiąc przybywało nawet 800 nowych pozwów, teraz obserwujemy stały spadek netto . Banki podkreślają, że dzięki zmniejszającemu się napływowi pozwów mogą ograniczać rezerwy na ryzyko prawne związane z kredytami CHF .
Co istotne, sądy zaczęły rozstrzygać więcej spraw, niż wpływa nowych. W I kwartale 2025 r. 47 sądów okręgowych wydało 22,8 tys. wyroków w sprawach frankowych, o 35% więcej niż rok wcześniej . Dla porównania, w tym samym okresie wpłynęło 14,3 tys. nowych pozwów . To znacząca zmiana – jeszcze rok temu sytuacja była odwrotna (spraw przybywało szybciej, niż sędziowie byli w stanie orzekać). Teraz zaległości są sukcesywnie nadrabiane, a tempo wydawania wyroków przewyższa napływ nowych spraw. Ministerstwo zapowiada dalsze usprawnienia – planowane jest wprowadzenie specjalnej ustawy przyspieszającej postępowania frankowe, w tym digitalizacja akt, elektroniczna wymiana pism procesowych oraz wzmocnienie kadrowe wydziałów frankowych, tak aby kredytobiorcy nie musieli już czekać latami na wyroki .
Frankowicze prawie zawsze wygrywają
Wraz z usprawnieniem postępowań ugruntowała się linia orzecznicza korzystna dla frankowiczów. Obecnie ponad 97% spraw kończy się wygraną kredytobiorców . Innymi słowy, banki przegrywają niemal wszystkie procesy frankowe, a sądy najczęściej orzekają unieważnienie wadliwej umowy kredytu w całości (to rozwiązanie najkorzystniejsze dla klienta). Tak wysoka i utrwalona skuteczność wynika z faktu, że kluczowe kwestie prawne – przede wszystkim abuzywność klauzul waloryzacyjnych (indeksacyjnych/denominacyjnych) – zostały jednoznacznie rozstrzygnięte na korzyść konsumentów. Sędziowie w całej Polsce konsekwentnie stosują prokonsumenckie wykładnie zgodne z linią wytyczoną przez Trybunał Sprawiedliwości UE oraz Sąd Najwyższy, dzięki czemu ryzyko przegranej frankowicza jest minimalne. Ma to swoje konsekwencje: świadomość niemal pewnej wygranej w sądzie sprawia, że wielu kredytobiorców wybiera tę drogę zamiast ugody , co wyjaśnia, dlaczego pomimo ofert banków wciąż obserwowaliśmy dziesiątki tysięcy nowych pozwów rocznie.
Warto dodać, że banki tracą wolę walki w przegranych sprawach – coraz częściej rezygnują z apelacji od wyroków I instancji, jeśli zapadły one zgodnie z ugruntowaną linią orzeczniczą. To oznacza szybsze uprawomocnienie się wyroków i wcześniejsze rozliczenie kredytu. Dla frankowiczów obecnie sądowa ścieżka dochodzenia roszczeń jest nie tylko skuteczna, ale i przewidywalna. Pewną niewiadomą pozostają już tylko niuanse – np. trwająca przed TSUE dyskusja o przedawnieniu roszczeń banków. Trybunał ma rozstrzygnąć, od kiedy liczyć przedawnienie roszczenia banku o zwrot kapitału i czy bank może żądać takiego zwrotu, jeśli jego roszczenie już się przedawniło .
W skrajnym (dla banków niekorzystnym) scenariuszu TSUE może uznać, że roszczenia banków przedawniły się wiele lat temu – wówczas część frankowiczów mogłaby nie zwracać kapitału w ogóle, co zapewne zachęciłoby kolejnych niezdecydowanych do pójścia do sądu . Na takie rozstrzygnięcia trzeba jednak poczekać. Na połowę 2025 r. status quo jest jasne: sądy stoją po stronie konsumentów, a frankowy spór sądowy stał się dla banku z góry przegrany (bank może co najwyżej zyskać na czasie, odwołując się do II instancji).
Pozew, ugoda czy czekanie – jakie opcje ma frankowicz?
Dla osób, które dotąd nie podjęły żadnych kroków wobec swojego kredytu frankowego, zasadniczo wciąż dostępne są trzy ścieżki działania: droga sądowa (pozew przeciw bankowi), ugodowe porozumienie z bankiem albo dalsze czekanie, czyli pozostawienie sprawy bez działań. Każde z tych rozwiązań ma swoje plusy i minusy, ale ich bilans w 2025 roku jest inny niż kilka lat temu, bo zmieniły się realia prawne i rynkowe. Poniżej przedstawiamy krótko każdą z opcji:
Pozew sądowy (droga sądowa):
Obecnie najskuteczniejsze i najkorzystniejsze rozwiązanie dla większości frankowiczów. Jak wspomniano, szanse powodzenia są bliskie 100% , a w przypadku wygranej kredytobiorca zwykle uwalnia się od kredytu w całości – unieważnienie umowy oznacza, że strony rozliczają się ze spełnionych świadczeń (bank musi oddać wszystkie wpłacone raty z odsetkami, a klient zwraca nominalny kapitał, ewentualnie pomniejszony o te raty). W praktyce wygrana w sądzie często skutkuje znacznym zwrotem pieniędzy od banku lub przynajmniej całkowitym rozliczeniem kredytu.
Warto zaznaczyć, że sąd może też odrzucić powództwo (choć to rzadkie) lub zasądzić inne rozwiązanie (np. odfrankowienie kredytu, czyli przewalutowanie na złote z pozostawieniem oprocentowania CHF – jednak ten wariant pojawia się sporadycznie, bo standardem stało się unieważnienie).
Czas trwania postępowania sądowego wynosi obecnie średnio ok. 2–3 lata (w tym apelacja), choć wiele zależy od sądu. W największych ośrodkach (Warszawa) na pierwszy termin rozprawy nadal czeka się nawet parę lat , ale dzięki usprawnieniom organizacyjnym sytuacja stopniowo się poprawia.
Koszty wejścia na drogę sądową pozostają stosunkowo niewielkie: opłata sądowa od pozwu w sprawie frankowej to maksymalnie 1000 zł (przy wartości przedmiotu sporu powyżej 20 tys. zł) , do tego 17 zł opłaty skarbowej za pełnomocnictwo. Jeśli powierzymy sprawę profesjonalnemu pełnomocnikowi, dochodzą honoraria prawnika – jednak w przypadku wygranej to bank pokrywa koszty procesu, w tym zwraca opłatę sądową i zasadniczą część kosztów adwokackich.
Ryzyko związane z pozwem jest obecnie minimalne: przy ugruntowanej linii orzeczniczej ewentualna porażka zdarza się incydentalnie (szacunkowo 2–3% spraw) . Trzeba jednak mieć świadomość, że proces wymaga cierpliwości oraz kompletnej dokumentacji kredytu. Mimo tych wyzwań pozew pozostaje najbardziej opłacalną ścieżką – statystycznie niemal każdy frankowicz w sądzie zyskuje finansowo znacząco względem pozostania przy umowie.
Ugoda z bankiem (rozwiązanie polubowne):
To opcja polecana przez banki, przedstawiana jako szybki i prosty sposób na zakończenie sporu. W ramach ugody kredyt frankowy jest najczęściej przewalutowany na złotówki (po kursie z dnia podpisania ugody lub według kursu historycznego z dnia zaciągnięcia – zależy od propozycji banku) oraz zmieniane jest oprocentowanie na typowe dla kredytów złotowych (WIBOR + marża zamiast LIBOR/SARON).
W efekcie klient dalej spłaca kredyt już jako złotowy, zwykle w niższej kwocie lub na korzystniejszych warunkach niż pierwotnie. Główną zaletą ugody jest szybkość i pewność: kredytobiorca unika kilku lat procesu i związanych z tym nerwów, od razu zyskuje przeliczenie kredytu na bardziej przewidywalnych zasadach. Koszty początkowe są znikome (ugoda nie wymaga opłat sądowych ani angażowania prawnika, choć warto skonsultować warunki z prawnikiem przed podpisaniem).
Dodatkowo, dzięki specjalnym przepisom, do końca 2026 r. frankowicze zawierający ugody są zwolnieni z podatku dochodowego od umorzonej kwoty kredytu (spełniając warunki rozporządzenia Ministra Finansów) . To ważne, bo umorzenie części długu w normalnych okolicznościach podlegałoby opodatkowaniu jako przychód.
Niestety, minusów ugody jest więcej. Przede wszystkim, bank nie zwraca klientowi nadpłaconych rat ani odsetek, jak miałoby to miejsce w razie wygranej w sądzie – kredytobiorca zrzeka się znacznej części swoich roszczeń w zamian za szybkie załatwienie sprawy . Ugoda ogranicza straty banku, ale zarazem ogranicza korzyści klienta. Im dłużej kredyt był spłacany, tym większe kwoty zostały nadpłacone i tym więcej można odzyskać na drodze sądowej – dlatego zwłaszcza posiadaczom „starych” kredytów (zaciągniętych przed 2009 r.) ugoda opłaca się najmniej. Osoby, które spłacały kredyt kilkanaście lat, często mają już spłacony w całości nominalny kapitał, a mimo to wciąż pozostaje im duże saldo do oddania bankowi – w takiej sytuacji ugoda (która zazwyczaj redukuje jedynie przyszłe saldo) może być dla klienta niekorzystna.
Z kolei kredyty nowsze (np. z lat 2010–2011) lub na stosunkowo niskie kwoty to przypadki, gdzie ugoda bywa rozważana częściej – bo różnica między ugodą a wygraną sądową może być mniejsza. Niemniej jednak statystyki pokazują jasno: zdecydowana większość frankowiczów woli pozwać bank niż iść na ugodę. W 2024 r. banki zawarły ok. 37 tys. ugód z klientami, podczas gdy w tym samym roku wpłynęło ponad 82 tys. nowych pozwów . Nawet przy rosnącej liczbie ugód (łącznie ~130 tys. na koniec 2024 r. ) liczba spraw sądowych pozostaje większa. To dowód, że dla wielu kredytobiorców ugoda jest ostatecznością, wybieraną głównie wtedy, gdy ktoś nie chce lub nie może czekać na wyrok sądu.
Czekanie (bez działania):
Zaniechanie jakichkolwiek kroków, czyli dalsze spłacanie kredytu zgodnie z umową, wydaje się dziś najmniej korzystną opcją. Owszem, nie podejmując działań unikamy kosztów i wysiłku związanego z procesem czy negocjacjami – pozostajemy w swojej strefie komfortu. Jednak brak decyzji również ma swoją cenę. Po pierwsze, wciąż spłacamy kredyt obarczony abuzywnymi zapisami, często znacznie zawyżony w stosunku do pierwotnych założeń.
Co miesiąc oddajemy bankowi pieniądze, które – gdyby umowa została unieważniona – należałyby się nam z powrotem. Po drugie, odwlekanie decyzji oznacza, że tracimy czas, w którym nasze roszczenia mogłyby już być dochodzone lub nawet zaspokojone. W razie wygranej w sądzie bank płaci odsetki za okres od chwili wezwania do zapłaty/pozwania – im później wystąpimy z roszczeniem, tym mniejsze odsetki otrzymamy. Innymi słowy, zwlekanie działa na korzyść banku, który nadal dysponuje naszymi pieniędzmi. Po trzecie, czekając liczymy być może na jeszcze lepsze okoliczności – np. na to, że bank sam zaproponuje nam dużo korzystniejszą ugodę albo że pojawi się jakaś specjalna ustawowa abolicja frankowa.
Na to jednak się nie zanosi; banki raczej zaostrzają warunki ugód (zwłaszcza gdy ich sytuacja finansowa się poprawia), a rząd uważa problem frankowy za rozwiązany rynkowo. Teoretycznie pewną nadzieją dla czekających może być wspomniane rozstrzygnięcie TSUE dotyczące roszczeń banków – jeśli okazałoby się, że bank nie może żądać zwrotu kapitału z powodu przedawnienia, wówczas pozywający frankowicze mogliby zyskać jeszcze więcej .
Tyle że aby skorzystać na takim wyroku, i tak należałoby prawdopodobnie wejść na drogę sądową (po korzystnym orzeczeniu zapewne nastąpiłby wysyp nowych pozwów). Podsumowując, bierne czekanie jest obarczone ryzykiem strat: możemy nie doczekać się żadnej odgórnej „cudownej” ulgi, a przez ten czas spłacimy bankowi dziesiątki tysięcy złotych, których później nie odzyskamy.
Czy w 2025 roku wciąż warto iść do sądu?
Aktualne realia przemawiają za pozwaniem banku – nawet jeśli ktoś zwlekał z decyzją do 2025 roku. Argumenty, które kilka lat temu mogły skłaniać do ostrożności (niepewna linia orzecznicza, ryzyko przegranej, wieloletnie postępowanie) praktycznie straciły na znaczeniu.
Dziś frankowicz może niemal z gwarancją sukcesu oczekiwać korzystnego wyroku , a dzięki działaniom organizacyjnym sądów oraz planowanym zmianom prawnym perspektywa długoletniego procesu nie jest już tak odstraszająca. Co więcej, nawet jeśli na wyrok trzeba poczekać, korzyści finansowe z unieważnienia umowy zwykle znacząco przewyższają koszty i ewentualne propozycje ugodowe.
Dla zobrazowania: kredytobiorca, który zadłużył się na 300 tys. zł w 2008 roku, mógł już wpłacić bankowi równowartość tej kwoty lub więcej, a nadal mieć do spłaty kilkaset tysięcy złotych według kursu CHF. Wygrana w sądzie najpewniej zwolniłaby go z obowiązku spłaty pozostałego salda i pozwoliła odzyskać nadpłaty – to korzyść rzędu kilkuset tysięcy złotych.
Żadna ugoda nie daje takiego rezultatu, bo bank w ugodzie nie odda dobrowolnie wszystkich pobranych rat. Oczywiście, każdy przypadek jest nieco inny: czasem kwota kredytu, kurs i harmonogram spłat mogą sprawić, że różnica między ugodą a wyrokiem się zmniejszy. Jednak ogólna tendencja jest jasna – im bardziej „frankowy” kredyt obciążył finansowo klienta, tym bardziej opłaca się go zakwestionować przed sądem.
Trzeba również podkreślić, że pozwanie banku w 2025 r. wiąże się z mniejszym ryzykiem niż kiedykolwiek wcześniej. Orzecznictwo jest jednolite, sądy wszystkich instancji – od rejonowych po Sąd Najwyższy – zgodnie przyznają rację kredytobiorcom. Nawet potencjalne zmiany (np. decyzje TSUE o przedawnieniu roszczeń) mogą sytuację frankowiczów jeszcze poprawić, a mało prawdopodobne jest pojawienie się nowych okoliczności, które odwróciłyby prokonsumencką linię. W efekcie droga sądowa to dziś pewny i sprawdzony sposób na definitywne rozwiązanie problemu toksycznego kredytu.
Pozostaje pytanie: czy warto zwlekać?
Mając na uwadze, że każdy miesiąc zwłoki to kolejne raty wpłacone według nieuczciwej umowy, odpowiedź wydaje się oczywista – raczej nie. Każdy rok czekania oznacza, że pełne uwolnienie się od długu przesuwa się w czasie, a dodatkowo powiększa się suma, którą ewentualnie można by odzyskać od banku (choć odzyskamy ją dopiero po wyroku). Z drugiej strony, wcześniejsze złożenie pozwu sprawia, że już od dnia wniesienia sprawy naliczane są odsetki ustawowe od naszych roszczeń – zwłoka odbiera nam więc odsetki za ten okres. Reasumując, w 2025 roku z perspektywy frankowicza gra na zwłokę nie ma większego sensu. Jeśli tylko mamy możliwość i wystarczające informacje, warto rozważyć skierowanie sprawy do sądu zamiast liczyć na cud.
Co powinien zrobić frankowicz dziś? – Podsumowanie
Praktyczny wniosek dla frankowiczów na połowę 2025 r. jest następujący: nie zostawać z problemem samemu i nie czekać bezczynnie. Aktualne dane i doświadczenia tysięcy kredytobiorców pokazują, że najwięcej do zyskania mają ci, którzy podejmą działanie – zwłaszcza na drodze sądowej. Pozew przeciw bankowi, choć wymaga cierpliwości, daje realną szansę na całkowite uwolnienie się od zadłużenia we frankach i odzyskanie nadpłaconych kwot.
Ugoda pozostaje alternatywą dla osób ceniących spokój i szybkie zamknięcie sprawy, ale powinna być bardzo uważnie przeanalizowanapod kątem opłacalności – w wielu przypadkach okaże się rozwiązaniem połowicznym, dobre raczej dla banku niż dla klienta.
Czekanie natomiast trudno dziś racjonalnie uzasadnić: nie widać na horyzoncie nowych okoliczności, które mogłyby poprawić sytuację nieaktywnych frankowiczów, a każdy miesiąc zwłoki to dalsze obciążenia dla ich domowego budżetu.
Podsumowując, frankowicz w 2025 roku powinien działać świadomie i zdecydowanie. Pierwszym krokiem może być konsultacja z prawnikiem lub ekspertem finansowym w celu analizy indywidualnej sytuacji – choć ogólne statystyki przemawiają za pozwaniem banku, warto poznać dokładne liczby dla własnego kredytu. Następnie, dysponując wiedzą, należy wybrać ścieżkę: pozew albo ewentualnie negocjacje ugody (unikałbym pozostawiania sprawy samej sobie).
W obecnych realiach prawnych i ekonomicznych nic już nie stoi na przeszkodzie, by frankowicze dochodzili swoich praw – sądy są po ich stronie, a główna fala sporów już minęła, co daje nadzieję na coraz sprawniejsze zakończenie pozostałych przypadków. Krótko mówiąc: jeśli masz kredyt we frankach i dotąd nic z nim nie zrobiłeś, połowa 2025 roku to dobry moment, by podjąć działania – dla własnego spokoju i korzyści finansowej. Świadomy frankowicz może i powinien dziś upomnieć się o swoje prawa, korzystając z ugruntowanego orzecznictwa i dostępnych rozwiązań, zanim ostatni rozdział tej historii definitywnie się zamknie.