Czy samorząd radcowski jest bezradny wobec działań własnych członków, którzy coraz śmielej reklamują się jak agresywne firmy odszkodowawcze? W ostatnim czasie pojawiło się wiele świetnie przygotowanych marketingowo serwisów oferujących pomoc prawną frankowiczom, które kuszą obietnicami rodem ze spółek odszkodowawczych. Ich strony internetowe pełne są chwytliwych sloganów i gwarancji wygranej, co narusza zasady etyki zawodowej radców prawnych. Pytanie brzmi: czy Krajowa Izba Radców Prawnych (KIRP) oraz samorząd radcowski podejmują realne działania w tej sprawie, czy ograniczają się do pustych deklaracji? A może czekają biernie na skargi, zamiast z własnej inicjatywy monitorować rynek „kancelarii frankowych” i wyłapywać najbardziej jaskrawe przypadki?
Wysyp „pseudokancelarii” frankowych. Na fali niemal pewnych wygranych w sprawach kredytów frankowych (skuteczność sięga 98% według samych kancelarii ) wyrasta coraz więcej podmiotów oferujących pomoc kredytobiorcom. Wiele z nich działa jak firmy odszkodowawcze – kuszą klientów brakiem opłat wstępnych i obietnicą „wygrana albo nic nie płacisz” .
Obietnice sprzeczne z etyką zawodową. Kodeks etyki radcy prawnego zakazuje wprowadzającej w błąd lub nierealistycznej reklamy – np. obiecywania gwarantowanego sukcesu czy uwolnienia od ryzyka finansowego. Samorząd dyscyplinuje już radców za takie praktyki: Wyższy Sąd Dyscyplinarny KIRP orzekł, że slogan „Frankowiczu! … jeśli przegrasz z bankiem – nic. Zwrócimy Ci poniesione koszty…” jest sprzeczny z dobrymi obyczajami i narusza godność zawodu radcy prawnego .
Przykładowe strony mocno eksponują marketingowy przekaz sukcesu bez ryzyka, a dopiero w polityce prywatności drobnym drukiem ujawniają, że stoi za nimi kancelaria radców prawnych. Np. jednen serwis obiecuje klientom: „Nie płacisz ani złotówki dopóki nie odzyskasz swoich pieniędzy. Profesjonalna pomoc prawna bez ryzyka finansowego.” oraz „0zł na start, 0zł opłat sądowych, wygrana albo NIC NAM nie płacisz! … przegramy – ponosimy koszty procesu!” . Tymczasem dane kontaktowe ujawniają adres kancelarii radców prawnych w Poznaniu .
KIRP dostrzegł problem i od 1 stycznia 2023 zaostrzył kodeks etyki, zakazując współpracy radców ze spółkami kapitałowymi nieświadczącymi profesjonalnych usług prawnych (czyli pseudokancelariami i firmami odszkodowawczymi). Radca nie może już dzielić się wynagrodzeniem z pośrednikami ani użyczać swojego nazwiska w takich układach. Jednak nowe przepisy celują głównie w współpracę z podmiotami zewnętrznymi – nie rozwiązują problemu radców, którzy sami tworzą odrębne marki i reklamują się w sposób agresywny. Tu w grę wchodzą ogólne zasady informowania o wykonywaniu zawodu, które – choć istnieją – wydają się egzekwowane dopiero po fakcie, gdy ktoś złoży skargę.
Marketing rodem ze spółek odszkodowawczych
Hasła reklamowe, które jeszcze niedawno kojarzyły się z wątpliwymi etycznie spółkami odszkodowawczymi, dziś coraz częściej pojawiają się na stronach tworzonych przez radców prawnych oferujących pomoc frankowiczom. Serwisy te epatują komunikatami o “bezpiecznej wygranej”, “braku ryzyka” i “0 zł opłat”. Przykładowo, na jednej ze stron ogromny nagłówek krzyczy: „Uwolnij się od kredytu frankowego za 0 zł na start! My ponosimy ryzyko przegrania sprawy”. Potencjalny klient jest zapewniany, że „nie zapłaci ani złotówki, dopóki nie odzyska swoich pieniędzy”, a współpraca to „profesjonalna pomoc prawna bez ryzyka finansowego” .
Takie obietnice zbliżają formą i agresywnością przekazu do działalności słynnych firm odszkodowawczych, które latami reklamowały się hasłami typu “nie wygrasz – nie płacisz”. W istocie, strony za którymi stoją kancelarie radców prawnych stosują klasyczny model „success fee” – całe ryzyko finansowe ma brać na siebie kancelaria, a klient płaci prowizję jedynie w razie wygranej. Na stronach znajdujemy czarno na białym gwarancje: „0zł opłat wstępnych”, „0zł opłat sądowych”, „0 zł ryzyka związanego z przegraną sprawą”, „płacisz tylko z wygranej po zakończeniu sprawy” . Dodatkowo zestawiono to w tabelce z „tradycyjną kancelarią”, która rzekomo żąda tysięcy złotych z góry i naraża klienta na koszty w razie porażki . Przekaz jest jasny: nasza oferta jest bezpieczna i korzystniejsza niż konkurencji.
O ile ulokowanie się w niszy rynkowej i atrakcyjna oferta same w sobie nie są niczym złym, o tyle sposób komunikacji budzi wątpliwości natury etycznej. Kodeks Etyki Radcy Prawnego co prawda od kilku lat dopuszcza informowanie o usługach prawniczych (zniesiono całkowity zakaz reklamy), ale stawia wyraźne granice: żadnych informacji sprzecznych z prawem i dobrymi obyczajami, żadnych treści wprowadzających w błąd, nierzeczowych czy uchybiających godności zawodu. Wprost zabronione jest też wywoływanie u klienta nieuzasadnionych oczekiwań i składanie niemożliwych do spełnienia lub nierzetelnych obietnic lub gwarancji. Tymczasem slogany obiecujące stuprocentowe bezpieczeństwo finansowe klienta czy niemal pewną wygraną zdają się podpadać pod tę kategorię.
W praktyce, radcowie prawni maskujący się za chwytliwymi markami nierzadko ukrywają swój status zawodowy. Jedna z aktywnie reklamujących się obecnie “marek” na pierwszy rzut oka nie wskazuje, że stoi za nią kancelaria prawna – dopiero zaglądając w zakładkę Polityka prywatności lub Kontakt, można znaleźć informację (drobnym drukiem), że administratorem jest kancelaria radców prawnych z Poznania. Ów kamuflaż może nie być przypadkowy – jeśli klient nie zorientuje się, że ma do czynienia z radcą prawnym, to nie kojarzy oferty z zawodem zaufania publicznego, który podlega ograniczeniom etycznym. Oferta jawi się wtedy po prostu jako kolejna atrakcyjna usługa na rynku, a nie działalność regulowana.
Kodeks etyki: przepisy są, gorzej z egzekucją
Samorząd radcowski doskonale zdaje sobie sprawę z zagrożeń, jakie niesie dzika reklama usług prawnych wzorowana na działalności pseudokancelarii. Jak wspomniano, Kodeks Etyki Radcy Prawnego (KERP) wyraźnie zabrania praktyk w stylu “wygrana gwarantowana, inaczej oddamy pieniądze”. Już w 2022 r. zapadły pierwsze głośne orzeczenia dyscyplinarne w tej materii – Wyższy Sąd Dyscyplinarny KIRP uznał, że publikowanie na Facebooku kancelarii haseł typu „Frankowiczu! … jeśli przegrasz proces z bankiem? Nic. Zwrócimy Ci poniesione koszty…” narusza dobre obyczaje i godność zawodu radcy prawnego. W ocenie sądu takie ogłoszenia wprowadzały klienta w błąd i wywoływały u niego nieuzasadnione oczekiwania, co jest sprzeczne z zasadami etyki. Innymi słowy – radca prawny nie może obiecywać klientowi gruszek na wierzbie ani gwarantować rezultatu.
Co więcej, od 2023 r. obowiązują zaostrzone regulacje mające utrudnić radcom obchodzenie etyki poprzez współpracę z podmiotami zewnętrznymi. KIRP wprowadziła do kodeksu zapis, zgodnie z którym nieetyczna jest współpraca radcy prawnego z firmami, które pozyskują klientów, a następnie podzlecają sprawy zewnętrznym pełnomocnikom prawnym. Mowa tu właśnie o wszelkiej maści spółkach z o.o. i innych „fabrykach pozwów” żerujących na frankowiczach czy ofiarach wypadków. Radcowie nie mogą już dla nich pracować jako ukryci podwykonawcy, bo uznano to za działanie sprzeczne z etyką. Nie wolno też radcy dzielić się swoim wynagrodzeniem z pośrednikami, którzy za niego werbują klientów w sposób sprzeczny z zasadami kodeksu .
Te zmiany to krok we właściwym kierunku – mają odciąć pseudokancelarie od “wynajmowania” prawników i uwiarygadniania się ich uprawnieniami. Jednak rodzi się nowe zjawisko: skoro nie wolno współpracować z firmą-pośrednikiem, niektórzy prawnicy postanowili sami stać się taką firmą. Zamiast dogadywać się z zewnętrzną spółką, radca prawny może założyć własną działalność (np. spółkę lub stronę pod odrębną marką), formalnie prowadzić sprawy we własnej kancelarii, ale marketingowo przedstawiać ofertę tak, jak robiły to dotychczas nieuregulowane firmy odszkodowawcze. Ta strategia – choć sprytna – wciąż podlega ocenie przez pryzmat reguł etyki dotyczących reklamy i informowania o usługach.
I tu pojawia się problem: kto i jak ma egzekwować te reguły? Samorząd radców nie dysponuje (przynajmniej na razie) specjalną „policją internetową”, która filtrowałaby sieć w poszukiwaniu naruszeń. Reaguje zwykle dopiero, gdy wpłynie skarga – najczęściej od niezadowolonego klienta albo… konkurencyjnego prawnika, oburzonego działaniami kolegi. W praktyce więc wiele kontrowersyjnych serwisów może działać miesiącami, a nawet latami bez żadnej reakcji dyscyplinarnej, o ile nikt formalnie nie zawiadomi rzeczników dyscypliny.
Samorząd pod presją – czekać na skargi czy działać z urzędu?
Środowisko prawnicze od dawna bije na alarm, że brak zdecydowanych działań wobec „dzikich” praktyk rynkowych szkodzi nie tylko klientom, ale i reputacji zawodu. Jeszcze przed falą spraw frankowych, Naczelna Rada Adwokacka narzekała na „wolną amerykankę” w usługach prawnych i apelowała o ustawowe regulacje . Teraz, gdy na rynku frankowym pojawiają się patologie porównywalne z tymi z branży odszkodowań, głos zabiera także samorząd radcowski. Formalnie KIRP zrobiła to, co mogła – zaostrzyła przepisy etyczne. Pytanie jednak, czy na tym poprzestanie.
Obserwując wysyp stron za którymi kryją się kancelarie radców prawnych, można odnieść wrażenie, że sankcje dyscyplinarne nie odstraszają wszystkich chętnych do szybkiego pozyskania klientów. Konkurencja o frankowicza jest ostra.
Nic dziwnego, że niektórzy prawnicy szukają przewagi poprzez marketing na granicy (lub poza granicą) etyki. Argumentują przy tym, że klienci oczekują dziś jasnej, prostej oferty i przejrzystych warunków, w tym rozliczenia prowizyjnego. W ich mniemaniu model “no win, no fee” (brak opłat w razie porażki) jest korzystny dla konsumentów i nie powinien być potępiany, skoro „98% spraw i tak wygrywamy” . Twierdzą, że dostosowują się do rynku, który sam weryfikuje uczciwość – jeśli kancelaria nie wygra sprawy, nie zarobi, więc ponosi ryzyko razem z klientem.
Z drugiej strony, krytycy wskazują na niebezpieczeństwa. Po pierwsze, żadne obietnice “bez ryzyka” nie zmieniają faktu, że to klient pozywający bank ponosi odpowiedzialność za wynik sprawy – w razie przegranej to na niego formalnie spadną koszty procesu zasądzone przez sąd na rzecz banku. Kancelaria może obiecać, że te koszty klientowi zwróci, ale taka obietnica nie ma umocowania prawnego w relacji klient–bank. Co jeśli firma prawnicza zbankrutuje (jak stało się z jedną dużą firmą odszkodowawczą obsługującą frankowiczów, która popadła w tarapaty finansowe ) i nie będzie czym pokryć obiecanego zwrotu? Klient zostanie wtedy z długiem i niewyegzekwowanym wyrokiem. Po drugie, ukrywanie tożsamości prawnika za marką może pozbawić klienta świadomości, że przysługują mu gwarancje związane z korzystaniem z usług profesjonalnego pełnomocnika – takie jak obowiązkowe ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej radcy czy możliwość złożenia skargi do samorządu. Relacja oparta na “tajemniczej” marce osłabia transparentność: klient często nie wie, kto konkretnie będzie go reprezentował w sądzie i jakie ma doświadczenie .
Wreszcie, jest kwestia wizerunku zawodu. Jeśli radcowie prawni zaczną powszechnie reklamować się jak akwizytorzy cudownych wygranych, zawód może stracić część społecznego zaufania. KIRP zdaje się to rozumieć – stąd mocne wypowiedzi o „eliminacji patologii z rynku” . Lecz na samych wypowiedziach sprawy pozostawić nie można. Potrzebna jest aktywna postawa samorządu: być może stworzenie komisji monitorującej reklamy kancelarii w internecie lub kampania uświadamiająca dla radców, gdzie leży granica etycznej promocji. Możliwe też, że Ministerstwo Sprawiedliwości wróci do pomysłu odgórnej regulacji rynku usług prawnych, co postulowano już parę lat temu .
Czy KIRP odzyska kontrolę?
Tytułowe pytanie brzmi prowokacyjnie, ale oddaje istotę dylematu: czy samorząd radców prawnych jest w stanie upilnować swoich ludzi? W dobie masowego napływu spraw frankowych i rosnącej konkurencji niektórzy radcowie testują granice dozwolonego marketingu. KIRP z jednej strony zaostrza przepisy i piętnuje patologie, z drugiej – musi zmierzyć się z ich egzekwowaniem w praktyce.
W interesie zarówno klientów, jak i uczciwych prawników jest, aby rynkiem pomocy prawnej nie rządziła zasada “cel uświęca środki”. Jeśli większość radców trzyma się zasad, a nieliczni odnoszą korzyści dzięki krzykliwej, wątpliwej reklamie, rodzi to napięcia wewnątrz środowiska i poczucie niesprawiedliwości. Samorząd powinien więc reagować stanowczo na przypadki rażących naruszeń – również z własnej inicjatywy, nie tylko czekając na skargi. Być może potrzebne są wyraźne wytyczne (np. co wolno napisać na stronie kancelarii, a co już uchybia godności zawodu), aby rozwiać wątpliwości i ułatwić rzecznikom dyscyplinarnym działanie.
Na razie widzimy, że pomysłowość marketingowa niektórych kancelarii wyprzedza reakcje organów dyscyplinarnych. Strony za którymi stoją kancelarie radców prawnych działają w najlepsze, przyciągając klientów obietnicą „0 zł ryzyka”. Czy to jeszcze promocja usług prawniczych, czy już czysty marketing sprzedażowy sprzeczny z etosem zawodu? – na to pytanie prędzej czy później będzie musiał odpowiedzieć sam samorząd radców. Jeśli nic się nie zmieni, granica między profesjonalnym pełnomocnikiem a agresywną firmą odszkodowawczą może się zatrzeć, a ucierpi na tym prestiż profesji.
KIRP stoi więc przed niełatwym zadaniem: zapewnić, by wolność reklamy szła w parze z odpowiedzialnością i uczciwością wobec klientów. Inaczej prędzej czy później ktoś zapyta, czy radcowie prawni faktycznie różnią się jeszcze czymś od naganiaczy z pseudokancelarii – poza tym, że mają niebieskie żarty (togi) i własny samorząd. To scenariusz, którego z pewnością władze KIRP by nie chciały. Czas pokaże, czy uda się go zawczasu uniknąć poprzez skuteczne działania, a nie tylko szczytne deklaracje.