Jak wygląda najbardziej negatywny dla kredytobiorcy scenariusz po pozwaniu banku za kredyt we frankach? Jest nim przegrana, która wiąże się z kontynuacją spłaty zobowiązania na pierwotnych zasadach i, oczywiście, poniesieniem wszystkich kosztów związanych ze sprawą sądową. Takiego obrotu spraw można relatywnie łatwo uniknąć. Jak zabezpieczyć się przed zwiększonym prawdopodobieństwem przegranej? Przede wszystkim trzeba oddać sprawę w ręce dobrego pełnomocnika prawnego. W tym artykule wyjaśniamy, na co naraża się frankowicz, który źle wybierze adwokata, a także jakie jest prawdopodobieństwo przegranej z bankiem w sądzie.
- W 2023 roku banki wygrywały ok. 3 procent spraw sądowych w I instancji i ok. 1 proc. w apelacji. Prawdopodobieństwo przegranej po stronie kredytobiorcy jest zatem relatywnie niewielkie, ale wciąż istnieje
- Wielu frankowiczów pozostaje pod tak silnym wrażeniem pozytywnych statystyk sądowych, że zaczyna wierzyć, iż proces o stwierdzenie nieważności umowy kredytowej jest tylko formalnością. Ta wiara może się okazać dla kredytobiorcy bardzo kosztowna
- Banki nie żałują środków na profesjonalną obsługę prawną: są zwykle reprezentowane w sądach przez najlepsze kancelarie na rynku. Przedstawiciele takiej kancelarii tylko czekają, by do walki o nieważność skomplikowanej konstrukcji prawnej, jaką jest umowa kredytowa, stanął w imieniu kredytobiorcy niedoświadczony pełnomocnik
- Koszt przegranej sprawy o kredyt frankowy może wynosić kilkadziesiąt tysięcy złotych, a jeśli weźmiemy pod uwagę konieczność dalszego spłacania umowy na bieżących, radykalnie abuzywnych warunkach, to szybko dojdziemy do wniosku, że w dłuższej perspektywie będzie nawet kilkukrotnie wyższy.
Frankowicz wciąż może przegrać z bankiem w sądzie. Wystarczy, że popełni ten popularny błąd
Co sprawia, że frankowicze wygrywają dziś aż 97 proc. spraw w sądach okręgowych i nawet 99 proc. spraw w sądach apelacyjnych? Czy chodzi po prostu o zmianę w orzecznictwie, podyktowaną kolejnymi wyrokami TSUE? Jak się okazuje, nie. Pierwsze skrzypce w każdej indywidualnej sprawie o nieważność kredytu frankowego i/lub o zapłatę odgrywają… pełnomocnicy prawni stron sporu. Po stronie banku właściwie zawsze występuje prawnicza elita. Taki podmiot dysponuje milionami złotych na opiekę prawną i robi wszystko, by swoimi działaniami na salach sądowych odstraszyć potencjalnych chętnych przed składaniem kolejnych powództw. A kto występuje po stronie kredytobiorcy? Z tym bywa bardzo różnie.
Rynek usług prawnych w Polsce zdecydowanie jest pod tym względem nierówny. Popularyzacja spraw frankowych doprowadziła nie tylko do zdominowania przez nie krajowych wydziałów cywilnych. Wywołała też odpowiednie wrażenie na branży usług prawnych. Lokalni prawnicy, którzy jeszcze niedawno nie chcieli podejmować się trudnych spraw o kredyty pseudowalutowe, dziś wręcz dwoją się i troją, by pozyskać jak najwięcej klientów spośród społeczności frankowej. I próbują konkurować o klienta z kancelariami, które walczą w sądach z bankami o nieważność abuzywnych umów kredytowych od 8, 9 czy nawet 10 lat.
A to dopiero pierwsza odsłona negatywnego zjawiska, jakim jest pęd kancelarii prawnych na sprawy frankowe. Okazuje się bowiem, że na rynku zaczynają powstawać od podstaw podmioty nastawione wyłącznie na pośrednictwo i podzlecanie spraw frankowiczów zewnętrznym adwokatom i radcom prawnym. Zazwyczaj takim, którzy nie mają jeszcze wyrobionej renomy i robią, co mogą – nie zawsze w zgodzie z etyką – by utrzymać się na rynku. Efekt? Kredytobiorca, który chce pozwać bank, może wybierać spośród setek kancelarii prawnych, odszkodowawczych, frankowych, adwokackich i radcowskich. A ponieważ nie wie, jakimi kryteriami się kierować, zwykle wybiera najprostsze z nich, czyli cenę.
Niektóre podmioty obecne na rynku dostrzegły ten trend i zaczęły proponować prowadzenie spraw z zerowym kosztem początkowym. Wybranie takiej „kancelarii” to bardzo zła decyzja. Jeśli podejmuje się spraw o nieważność umów kredytowych z zerową opłatą wstępną, może to oznaczać tylko jedno: nie jest kancelarią adwokacką czy radcowską, prowadzoną przez osoby posiadające odpowiednie licencje zawodowe, a pośrednikiem (najczęściej spółką z o.o. lub S.A.), który zbiera z rynku sprawy frankowiczów, a potem powierza ich prowadzenie małym kancelariom, borykającym się z niedostatkiem klientów.
Zarazem przykre i groźne jest to, że te podmioty coraz częściej próbują przekonywać Polaków do tego, by pozwali z ich pomocą bank o kredyt złotowy. Chodzi o popularne ostatnimi czasy sprawy „o WIBOR”, w których orzecznictwo nie tylko nie jest jeszcze ugruntowane, ale wręcz nie ma go wcale – brak bowiem w tych sprawach jakichkolwiek prawomocnych wyroków. Firmy, które nie wygrały ani jednej takiej sprawy, a i z tymi frankowymi idzie im nie najlepiej, chcą, by złotówkowicze oddali swój los w ich ręce i pozwali bank w nadziei, że sąd wykreśli stawkę referencyjną z kwestionowanych umów.
Jak wybrać adwokata do sprawy sądowej o kredyt (frankowy i każdy inny)
Czym kierować się, wybierając pełnomocnika prawnego do sprawy przeciwko bankowi?
- doświadczeniem – dobra kancelaria to ta, która reprezentowała frankowiczów w sądach w czasach przed ujednoliceniem linii orzeczniczej, czyli przed wyrokiem TSUE z 2019 roku w sprawie Raiffeisen vs. Dziubak. Taki podmiot działa w sądach w całej Polsce, zna w praktyce orzecznictwo poszczególnych sędziów i umie dostosować do niego swoją argumentację oraz strategię procesową
- skutecznością – najlepsze kancelarie adwokackie i radcowskie w Polsce wygrywają z bankami niemal 100 proc. postępowań. Niektóre mają już doświadczenie w reprezentowaniu kredytobiorców przed Sądem Najwyższym
- rzetelnością – jeśli kancelaria jest skuteczna w walce sądowej przeciwko nieuczciwym bankom, powinna umieć to udowodnić. Najlepszym sposobem jest publikowanie bieżących wyroków sądowych wraz z ujawnieniem sygnatury akt każdej z takich spraw oraz podaniem informacji o tym, który prawnik kancelarii prowadził daną sprawę
- specjalizacją – liderzy pomocy frankowiczom to kancelarie, które mają bardzo wąską specjalizację: zajmują się wyłącznie sprawami przeciwko bankom, czyli reprezentują kredytobiorców w procesach o kredyty pseudowalutowe (powiązane z kursem franka, euro, dolara czy jena) i złotowe (hipoteczne i konsumenckie)
- racjonalną polityką cenową – żadna godna zaufania kancelaria nie prowadzi spraw z zerową opłatą wstępną, bo byłoby to niezgodne z kodeksem etyki zawodowej. Takie podmioty pobierają opłatą początkową adekwatną do trudności danej sprawy i wartości przedmiotu sporu. Plusem jest to, że premia za sukces w tych kancelariach jest znacznie niższa niż w firmach oferujących „prowadzenie sprawy za 0 zł”. Wynosi przeciętnie od 3 do 7 proc. (a nie 25 proc. i więcej, jak ma to zwykle miejsce w pseudokancelariach sp. z o.o.)
- profesjonalnym wizerunkiem – ten punkt może być dość zaskakujący dla osób, które nie zdają sobie sprawy z tego, że kancelaria adwokacka czy radcowska nie może stosować w swojej działalności typowych form reklamy. Adwokatom nie wolno reklamować się za pomocą spamu mailowego czy akwizycji. Kancelarie adwokackie nie dzwonią z niezamówioną informacją handlową, nie reklamują się także poprzez „rankingi najlepszych kancelarii” czy porównywarki cenowe.
Co ważne, kancelaria godna zaufania powinna zawsze mieć odpowiednią formę prawną. Może być prowadzona w formie indywidualnej działalności adwokata czy radcy prawnego, zespołu adwokackiego lub spółki osobowej. Nigdy nie działa jako spółka z o.o. czy S.A.
Ile jest do przegrania w sprawie o kredyt frankowy?
Informacja, że banki wygrywają tylko 3 proc. spraw o kredyty frankowe (a w apelacji nawet 1 proc.) może skutecznie zwieść kredytobiorcę. Skoro prawdopodobieństwo przegranej jest tak niskie, to może nie warto zaprzątać sobie głowy szukaniem dobrego prawnika, może lepiej po prostu wybrać takiego, którego kancelaria znajduje się koło domu czy po drodze z pracy? Aby zrozumieć, że ta strategia może przynieść naprawdę opłakane rezultaty, sprawdźmy, ile jest do przegrania w procesie o franki. Kredytobiorca, który prawomocnie przegra z bankiem:
- musi już do końca spłacać abuzywną umowę kredytową na dotychczasowych warunkach, bez względu na to, po ile akurat będzie frank szwajcarski
- nie odzyska kosztów, które poniósł inicjując postępowanie – tj. opłaty za pozew, opłat sądowych, kosztów opieki prawnej
- musi opłacić koszty postępowania sądowego – łącznie, w obu instancjach, mogą one wynieść nawet ok. 19 tys. zł.
Sumarycznie kredytobiorca, który przegra sprawę sądową, będzie stratny kilkadziesiąt tysięcy złotych, a nawet więcej, jeśli weźmiemy pod uwagę koszty do poniesienia na przestrzeni lat, w których spłacana będzie umowa kredytowa. Umowa, którą spokojnie dałoby się unieważnić w sądzie, gdyby tylko interesy kredytobiorcy były reprezentowane przez odpowiedniego pełnomocnika prawnego.
Oczywiście, kredytobiorca może tłumaczyć sobie, że prawomocny wyrok sądu II instancji da się jeszcze „odkręcić”. W końcu do dyspozycji jest instrument skargi kasacyjnej, składanej do Sądu Najwyższego. To oczywiście prawda, jednak kredytobiorca musi zadać sobie jedno bardzo proste pytanie: jakie są szanse, że pełnomocnik prawny, który nie przekonał do racji swojego klienta ani sądu okręgowego, ani apelacyjnego, poradzi sobie w Sądzie Najwyższym? No właśnie.
Wniosek, który płynie z powyższych informacji, jest w gruncie rzeczy naprawdę prosty: opieka prawna w sprawie o jakikolwiek kredyt, czy to frankowy, czy złotowy, ma fundamentalne znaczenie i jej rola nie powinna być zaniedbywana. Oferty kancelarii czy też „kancelarii”, obfitujące w promocje rodem z marketu i różnego rodzaju „gwarancje sukcesu”, nie powinny być przed kredytobiorców traktowane poważnie. Gdy chodzi o zabezpieczenie własnej finansowej przyszłości, a często też przyszłości rodziny, nie ma miejsca na półśrodki i pozorne oszczędności, które w prostej linii mogą zaprowadzić kredytobiorcę i jego bliskich do finansowej ruiny.