Od drugiej połowy 2024 r. mBank stopniowo zmienia swoje podejście do przegranych spraw frankowych. Bank coraz częściej rezygnuje z składania apelacji od wyroków I instancji, w których sądy uznały umowy frankowe za nieważne lub „odfrankowiły” kredyt. W praktyce oznacza to, że mBank akceptuje wyrok sądu I instancji i nie przedłuża sporu. Dzięki temu wyrok staje się prawomocny po pierwszej instancji, a klienci mogą szybciej otrzymać należne środki i zakończyć sprawę. Ta zmiana była początkowo wdrażana bez rozgłosu – bank nie chwali się publicznie wycofywaniem apelacji, by nie zachęcać kolejnych kredytobiorców do pozywania. Jednak w branży finansowej zauważono ten trend: mBank dołączył do grupy banków (obok m.in. PKO BP, Millennium, Santander) kapitulujących po I instancji, co skraca czas trwania sporów i ogranicza koszty narastających odsetek od zasądzonych kwot.
Poprawa warunków ugód dla Frankowiczów mBank w 2025 roku
mBank znacząco poprawił ofertę ugód dla frankowiczów. Jeszcze kilka lat temu propozycje ugodowe banku były oceniane jako mało atrakcyjne – przewalutowanie kredytu na złote po mało korzystnym kursie i dalsza spłata według stawki WIBOR oznaczały dla wielu klientów niewielką korzyść w porównaniu z drogą sądową. W efekcie większość frankowiczów odrzucała ugody i wolała pozwać bank. Jednak w 2024 r., zwłaszcza po kluczowych orzeczeniach sądowych, mBank zaczął oferować lepsze warunki.
Obecnie ugody często przewidują istotne zmniejszenie salda zadłużenia – nieraz redukcję pozostałego kapitału nawet o 20-30%, a w niektórych negocjowanych przypadkach bank zgadza się umorzyć 60-80% wartości sporu w porównaniu z pierwotną ofertą. Standardem stała się konwersja kredytu na złotówki tak, jakby od początku był złotowy, ale z dodatkowym obniżeniem kwoty pozostałej do spłaty. Dzięki temu kredytobiorca spłaca już tylko kwotę zbliżoną do otrzymanego kapitału (czasem nieco ponad kapitał), bez obciążeń wynikających ze wzrostu kursu franka.
Banki zrozumiały, że wieloletni spór oznacza dla nich wysokie koszty – opłaty sądowe, honoraria kancelarii oraz odsetki ustawowe (sięgające obecnie ponad 11% rocznie) od przegranych spraw. Dlatego mBank woli pójść na ustępstwa finansowe w ugodzie, by uniknąć tych kosztów i ryzyka dalszych strat.
mBank obecnie aktywnie kontaktuje się z klientami frankowymi, proponując zawarcie ugody na nowych, lepszych warunkach. Oferty kierowane są zarówno do klientów, którzy jeszcze nie pozwali banku, jak i – co jest nowością – do tych, którzy już złożyli pozew. Na etapie przedsądowym mBank oferuje ujednolicone warunki ugody (konwersja kredytu na PLN z redukcją salda), natomiast po złożeniu pozwu jest skłonny negocjować indywidualnie.
Bankowi zależy, by zatrzymać falę nowych pozwów, dlatego kampania ugodowa przybrała na sile: klienci otrzymują listy, e-maile, a nawet telefony z zachętą do polubownego rozwiązania sporu. W porównaniu z poprzednimi latami, w kwietniu 2025 r. propozycje mBanku są znacznie bardziej realistyczne i korzystniejsze dla klienta – bank uwzględnia, że frankowicze znają już swoją silną pozycję prawną i oczekują ugody zbliżonej skutkami do unieważnienia kredytu.
Najkorzystniejsze i najmniej korzystne momenty na zawarcie ugody
Przed procesem – ostrożnie z pierwszą ofertą
Najmniej korzystne warunki ugody frankowicz może otrzymać na samym początku, przed złożeniem pozwu. Banki, w tym mBank, historycznie proponowały wtedy ugody zachowujące sporą część zysku banku – np. przeliczenie kredytu na złote po kursie z dnia zawarcia umowy (lub nieco korzystniejszym) i kontynuację spłaty z odsetkami.
Taka ugoda oznaczała, że kredytobiorca wciąż płaci odsetki od kilkuset tysięcy złotych, podczas gdy w sądzie mógłby uwolnić się od odsetek w ogóle. Dlatego zawarcie ugody przedprocesowej często było nieopłacalne. Mimo że obecnie i te wstępne oferty są lepsze niż dawniej, to wciąż bank proponuje najmniej, kiedy klient jeszcze nie wykonał żadnego ruchu prawnego. Z punktu widzenia frankowicza taka ugoda może być szybka, ale finansowo ustępstwa banku są wtedy najmniejsze.
Po złożeniu pozwu – znaczna poprawa pozycji klienta
Najlepsze warunki ugody frankowicz zazwyczaj uzyskuje po zainicjowaniu procesu sądowego. Kiedy bank otrzyma pozew i widzi determinację klienta, staje się dużo bardziej skłonny do ustępstw. Jak pokazuje praktyka 2024 i 2025 roku, już samo wniesienie pozwu często skutkuje nową ofertą z banku, znacznie korzystniejszą od pierwotnej. Na tym etapie mBank bywa skłonny np. umorzyć odsetki i znaczną część kapitału ponad wartość wypłaconego kredytu.
Prawnicy obsługujący frankowiczów wskazują, że po pozwie banki nieraz proponują redukcję żądanej przez siebie kwoty o kilkadziesiąt procent. Dla klienta oznacza to oszczędność rzędu kilkudziesięciu, a czasem nawet kilkuset tysięcy złotych w porównaniu z ofertą sprzed procesu. Ponadto po złożeniu pozwu istnieje możliwość negocjacji – kredytobiorca (zwykle poprzez pełnomocnika) może targować warunki ugody, podczas gdy wcześniej oferta była przedstawiana jako standardowa, niepodlegająca zmianom. Z perspektywy frankowicza, wejście na drogę sądową znacząco wzmacnia jego pozycję negocjacyjną.
Po wyroku I instancji – maksimum korzyści
Najbardziej opłacalnym momentem na ugodę bywa czas po wygranej w I instancji, a przed prawomocnym zakończeniem sporu. Jeśli sąd I instancji stwierdzi nieważność umowy lub „odfrankowienie”, frankowicz ma już w ręku korzystny wyrok. W takiej sytuacji mBank coraz częściej rezygnuje z apelacji i proponuje rozliczenie się zgodnie z wyrokiem. Praktycznie jest to niemal równoznaczne z wygraną klienta – bank akceptuje unieważnienie umowy i zwraca wszystkie wpłacone raty (ewentualnie potrącając kwotę wypłaconego kapitału).
Ugoda po wyroku może więc polegać na szybkim wykonaniu orzeczenia: klient nie musi już dalej spłacać rat, bank zwraca nadpłaty, strony znoszą między sobą dalsze roszczenia. Dla kredytobiorcy to sytuacja idealna – osiąga on cel sprawy sądowej bez czekania na apelację.
Trzeba jednak zaznaczyć, że ugoda na tym etapie zwykle nie daje frankowiczowi więcej, niż już przyznał mu sąd I instancji; po prostu przyspiesza uzyskanie pieniędzy i oszczędza stresu związanego z apelacją. Jeśli bank decyduje się na taki krok, to właściwie kapituluje – minimalizuje własne koszty dalszego sporu i zamyka sprawę. Z punktu widzenia klienta ugoda po I instancji jest bardzo korzystna (to szybka realizacja wygranej), choć formalnie nie wnosi dodatkowych korzyści ponad to, co zagwarantował wyrok.
Podsumowanie etapów ugód
Z perspektywy frankowiczów najmniej korzystne jest przyjęcie pierwszej lepszej ugody bez walki, zaś najwięcej zyskują ci, którzy wykazali gotowość do sądowej konfrontacji. Oczywiście każdy przypadek jest indywidualny – jeśli ktoś nie może sobie pozwolić na kilkuletni proces ani na opłaty prawników, może rozważyć ugodę wcześniej, by szybko uwolnić się od ryzyka.
Trzeba jednak mieć świadomość, że bank nigdy nie zaproponuje ugody równie korzystnej jak pełne unieważnienie kredytu wyrokiem sądu. Zawsze jest to kompromis: klient coś oddaje (np. rezygnuje z części należnych odsetek lub części nadpłaconych rat), a bank coś ustępuje (umorzenie części długu). Im dalej zaszedł spór, tym większe ustępstwo banku – dlatego wielu ekspertów radzi, by nie godzić się na pierwszą ofertę, tylko świadomie wybrać moment negocjacji, gdy bank jest skłonny do większych ustępstw.
Sytuacja frankowiczów ze spłaconymi kredytami mBank – możliwości w 2025 roku
Osobną grupą są frankowicze, którzy już całkowicie spłacili swoje kredyty we frankach, często jeszcze kilka lat temu. Przez długi czas panowało błędne przekonanie, że po spłacie kredytu nie ma już czego dochodzić – to jednak nieprawda. W 2025 roku byli kredytobiorcy frankowi nadal mogą dochodzić swoich praw. W praktyce oznacza to możliwość złożenia pozwu przeciw bankowi o zwrot nienależnych świadczeń wynikających z wadliwej umowy.
Możliwość unieważnienia kredytu frankowego mBank po spłacie:
Fakt całkowitej spłaty nie blokuje stwierdzenia nieważności umowy. Wręcz przeciwnie, sądy mogą orzec nieważność kredytu nawet wiele lat po jego spłacie. Jeśli umowa była nieuczciwa (zawierała klauzule abuzywne przeliczeniowe), to jest to wada istniejąca od początku – spłata kredytu tego nie „uzdrawia”. Wyrok unieważniający umowę spłaconego kredytu oznacza, że strony muszą sobie zwrócić wzajemne świadczenia: bank powinien zwrócić wszystkie wpłacone raty, a kredytobiorca – kwotę kapitału, którą otrzymał. W praktyce jednak były frankowicz zwykle już zwrócił kapitał w ramach rat, więc jego zobowiązanie wobec banku jest rozliczone, a to bank pozostaje dłużny klientowi.
Można więc żądać od banku zwrotu nadpłaconych odsetek i spreadów walutowych, czyli wszystkiego, co klient zapłacił ponad pożyczony kapitał. W wielu przypadkach są to dziesiątki lub nawet setki tysięcy złotych, które można odzyskać.
Kwestia przedawnienia spłaconych kredytów mbank
Do niedawna sporym znakiem zapytania było przedawnienie roszczeń dla spłaconych kredytów. Banki argumentowały, że roszczenia klientów przedawniają się w standardowym terminie (np. 10 lat od każdej wpłaconej raty lub od spłaty kredytu). Jednak orzecznictwo ukształtowało się korzystnie dla konsumentów.
Przełomem była uchwała Sądu Najwyższego z 25 kwietnia 2024 r., która wskazała, że termin przedawnienia dla banku (żądającego zwrotu kapitału po unieważnieniu umowy) biegnie dopiero od momentu, gdy klient zakwestionował umowę. To istotne, bo sugeruje symetrię – roszczenie klienta również nie powinno przedawnić się zanim dowiedział się o abuzywności umowy i zakwestionował ją.
W praktyce oznacza to, że byli frankowicze zyskują czas, by wystąpić z roszczeniami, nawet jeśli od spłaty minęło ponad 10 lat. Ważne jednak, by formalnie przerwać bieg przedawnienia – np. składając reklamację do banku z oświadczeniem o nieważności umowy lub wprost wnosząc pozew. W 2025 roku uważa się, że to ostatni dzwonek dla osób, które spłaciły kredyt wiele lat temu (np. w latach 2010-2015), by zabezpieczyć swoje roszczenia zanim upłynie zbyt dużo czasu.
Działania banków wobec spłaconych kredytów
Co istotne, banki zaczęły zdawać sobie sprawę z rosnącej fali pozwów od klientów, którzy dawno spłacili kredyty. Niektóre banki (w tym wcześniej mBank) w latach 2022-2023 próbowały taktyki „odstraszania” ex-frankowiczów – wysyłały im wezwania do zapłaty kwoty kapitału, jeśli klienci sygnalizowali zamiar podważenia umowy.
Taki list brzmiał groźnie: bank twierdził, że skoro umowa może być nieważna, to klient powinien oddać całość wypłaconego kredytu (pomijając, że klient już go oddał w ratach). Była to próba zniechęcenia do pozwu. Obecnie jednak, wobec jasnej linii orzeczniczej i potwierdzenia praw konsumentów przez TSUE, te zabiegi nie odnoszą skutku – coraz więcej spłaconych frankowiczów idzie do sądu.
Statystyki z 2024 r. pokazują wyraźny wzrost udziału pozwów dotyczących kredytów spłaconych. W II kwartale 2024 już około 1/3 nowych spraw frankowych w mBanku dotyczyła dawnych kredytów, które są już uregulowane. To sygnał, że ta grupa klientów masowo upomina się o swoje.
Co mogą zrobić frankowicze mBank po spłacie kredytu w 2025 r.
Przede wszystkim – mogą bez przeszkód pozwać bank. Jeśli jeszcze tego nie zrobili, powinni rozważyć konsultację prawników i wystąpienie o unieważnienie umowy oraz zwrot wpłaconych środków. Alternatywnie, mogą spróbować negocjacji ugodowych, choć tu sytuacja jest bardziej złożona: do tej pory banki nie proponowały ugód osobom, które już nie mają kredytu (bo ugoda najczęściej polega na przewalutowaniu i dalszej spłacie, co odpada przy spłaconym kredycie).
Możliwym elementem ugody pozasądowej mogłaby być zgoda banku na wypłatę części nadpłaconych kwot w zamian za rezygnację z roszczeń – jednak niewiele wskazuje, by banki oferowały takie rozwiązania na dużą skalę. Tak więc realnie spłaceni frankowicze powinni skierować sprawę do sądu, jeśli chcą odzyskać pieniądze. Mają do tego pełne prawo i coraz lepsze widoki na sukces, ponieważ orzecznictwo (zarówno polskiego SN, jak i Trybunału Sprawiedliwości UE) jest konsekwentnie prokonsumenckie.
Podsumowując, rok 2025 to czas, kiedy byli kredytobiorcy frankowi nie są już bezradni – przeciwnie, mogą jeszcze domknąć swój rozdział z kredytem frankowym z korzyścią finansową. Kluczowe jest podjęcie działania zanim potencjalne roszczenia się przedawnią lub zanim ewentualna ustawa nie zamknie drogi sądowej (choć obecne plany ustawowe raczej zmierzają do usprawnienia postępowań niż odbierania konsumentom prawa do sądu).
Przyczyny zmiany strategii mBanku: orzeczenia sądowe i zmiana prezesa
Wpływ kluczowych orzeczeń TSUE i Sądu Najwyższego
Ewolucja podejścia mBanku w latach 2023-2025 wynika przede wszystkim z korzystnych dla frankowiczów wyroków na poziomie europejskim i krajowym. Szczególną rolę odegrał wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE z września 2023 r. w sprawie C-520/21, w którym jasno stwierdzono, że bankom nie należy się żadne wynagrodzenie za korzystanie z kapitału w przypadku unieważnienia umowy.
To oznaczało przekreślenie nadziei banków na to, że nawet jak przegrają sprawę, to zmuszą klientów do zapłaty jakiejś dodatkowej kwoty za „bezumowne korzystanie” z pożyczonych pieniędzy. TSUE jednoznacznie poparł konsumentów, otwierając im drogę nawet do żądania od banków odsetek za korzystanie z ich pieniędzy (choć ta kwestia nadal się klaruje w polskich sądach).
Innymi słowy, od jesieni 2023 banki wiedziały już, że przegrana sprawa oznacza dla nich czystą stratę finansową (oddanie kapitału i odsetek klientowi bez możliwości domagania się czegokolwiek ekstra). Wcześniej jeszcze, bo w 2021 r., TSUE w innych orzeczeniach wskazał, że to konsument decyduje o losie wadliwej umowy – może domagać się unieważnienia i nie musi godzić się na „odfrankowienie” czy inne połowiczne rozwiązania.
Ponadto w Polsce Sąd Najwyższy również zaczął wydawać istotne uchwały. Przykładowo, wspomniana uchwała z kwietnia 2024 r. dotycząca przedawnienia (III CZP 25/22) usunęła ostatnią poważną niewiadomą prawną, jaką banki wykorzystywały do straszenia klientów (kwestię przedawnienia roszczeń banku). Razem wzięte, te orzeczenia ustaliły jasno, że w sporach frankowych przewaga prawna jest po stronie konsumentów. mBank oraz inne instytucje zdały sobie sprawę, że dalsze uparte procesowanie się grozi tylko powiększaniem strat: każdy miesiąc to nowe odsetki do płacenia klientom za przegrane sprawy, a każda zwłoka to rosnący stos przegranych prawomocnie procesów.
Zmiana otoczenia politycznego i regulacyjnego
Jesienią 2023 nastąpiła w Polsce zmiana układu politycznego po wyborach parlamentarnych. Nowe władze zapowiedziały prace nad tzw. specustawą frankową – rozwiązaniem systemowym, które ma usprawnić i przyspieszyć rozliczenie sporów frankowych (np. przez odciążenie sądów czy stworzenie funduszu). Choć szczegóły nie były na początku 2025 r. jeszcze przesądzone, sama perspektywa, że państwo może wkroczyć i przyspieszyć koniec tego problemu, wpłynęła na strategie banków. mBank zaczął bardziej elastyczniepodchodzić do ugód, widząc, że lepiej dobrowolnie rozwiązać jak najwięcej umów, zanim zrobi to za niego otoczenie regulacyjne.
Dodatkowo Komisja Nadzoru Finansowego od dawna naciskała banki na ugody – już w 2020 r. szef KNF proponował model przewalutowania po kursie z dnia zaciągnięcia kredytu. mBank początkowo sceptycznie odnosił się do tej rekomendacji, ale w obliczu narastających pozwów i politycznej presji, musiał zweryfikować swoje stanowisko. Zmieniające się prawo i oczekiwania regulatorów były więc kolejnym bodźcem do modyfikacji strategii.
Odejście prezesa Cezarego Stypułkowskiego
Nie sposób pominąć wpływu czynnika personalnego. Cezary Stypułkowski, wieloletni prezes mBanku (od 2010 r.), ustąpił ze stanowiska w lipcu 2024 r. Jego odejście zbiegło się w czasie z przesileniem w sprawach frankowych i wieloma wspomnianymi wyżej wydarzeniami. Stypułkowski był znany z twardego kursu wobec frankowiczów – długo obstawał przy obronie interesów banku na drodze sądowej i niechętnie oferował atrakcyjne ugody.
Gdy zaczął pełnić funkcję prezesa, spraw frankowych jeszcze nie było, ale w latach 2014-2020, gdy problem narastał, mBank kierowany przez niego wsławił się raczej oporem niż ugodowością. Dopiero pod presją tysięcy pozwów i rekomendacji KNF, w końcówce jego rządów, mBank w ogóle rozpoczął program ugód (pod koniec 2022 r.).
Odejście prezesa Stypułkowskiego umożliwiło nowy rozdźwięk strategii – bank mógł bardziej stanowczo zmienić podejście bez ryzyka utraty twarzy przez dotychczasowego sternika. Nowy prezes mógł wprowadzić korekty i wycofać się z pewnych działań, tłumacząc to „świeżym spojrzeniem”.
Nowy prezes Cezary Kocik i jego nastawienie w sprawie frankowiczów
Funkcję prezesa mBanku przejął (po uzyskaniu zgód) Cezary Kocik, wcześniej wiceprezes ds. bankowości detalicznej. To menedżer od lat związany z mBankiem, ale jednak nowe „otwarcie” w najwyższej funkcji. Choć trudno oczekiwać, że prywatnie jego opinie o frankowiczach diametralnie różnią się od opinii poprzednika, to styl zarządzania i komunikacji uległ zmianie. Kocik objął stery w momencie, gdy bank miał już bardzo wysokie rezerwy na ryzyko prawne (prawie 100% portfela frankowego pokryte rezerwami na koniec 2023 r.) i gdy widać było efekty ugód – liczba aktywnych umów frankowych znacząco spadła.
Nowy prezes wydaje się stawiać na pragmatyzm i wygaszanie konfliktu, zamiast na konfrontację. Zmiana personalna dała sygnał rynkowi i klientom, że mBank chce zamknąć rozdział ciągnących się sporów i iść naprzód. W praktyce, za kadencji prezesa Kocika (od jesieni 2024), mBank przyspieszył tempo zawierania ugód i przestał publicznie krytykować rozstrzygnięcia sądowe – co wcześniej często czynił Stypułkowski. Można więc powiedzieć, że zmiana prezesa była katalizatorem zmiany strategii, choć była ona wymuszona przede wszystkim przez okoliczności prawno-finansowe.
Kontrowersyjne wypowiedzi Cezarego Stypułkowskiego vs. postawa nowego prezesa
Cezary Stypułkowski zasłynął z kilku bardzo krytycznych wypowiedzi pod adresem frankowiczów i wymiaru sprawiedliwości, które na długo zapadły w pamięć tej grupy klientów. Poniżej przywołujemy najbardziej charakterystyczne z nich, zestawiając je z odmiennym stylem nowego prezesa:
- O „uprzywilejowaniu” frankowiczów: Stypułkowski wielokrotnie argumentował publicznie, że unieważnianie kredytów frankowych tworzy niezasłużone przywileje dla wąskiej grupy klientów kosztem innych. W wywiadach mówił np., że „nierównowaga traktowania kredytobiorców frankowych i złotowych prowadzi do transferu gigantycznych korzyści do wąskiej grupy frankowiczów, uprzywilejowując ich względem kredytobiorców złotowych”. Tego typu stwierdzenia jasno pokazywały, że ówczesny prezes postrzega wygrane frankowiczów jako niesprawiedliwe wzbogacenie się ich kosztem „złotówkowiczów”. Była to retoryka nastawiona na skłócenie klientów – sugerował, że jeśli frankowicze wygrają, to zwykli klienci złotowi na tym ucierpią lub społeczeństwo poniesie koszt.
- Obwinianie państwa i sądów: W jednej z głośnych wypowiedzi Stypułkowski stwierdził, że prawo zaczęło „manipulacyjnie służyć interesowi wąskiej grupy” frankowiczów. Obarczał winą władze państwowe za dopuszczenie do masowego kwestionowania umów i krytykował sądy za zbyt łatwe unieważnianie kredytów. W wywiadzie dla Newsweeka narzekał, że przez zaniedbania rządzących problem frankowy nie został rozwiązany ustawowo, a sądy – jego zdaniem – zbytnio sprzyjają klientom kosztem stabilności systemu. Padły nawet słowa, że to działania państwa i wymiaru sprawiedliwości podważyły jedną z fundamentalnych zasad gospodarki, jaką jest dotrzymywanie umów. Tak ostra krytyka sądów i sugerowanie, że wymiar sprawiedliwości działa pod dyktando frankowiczów, była ewenementem. Były to bardzo kontrowersyjne opinie, odbierane jako atak na niezależność sądów i próbę przedstawienia poszkodowanych klientów jako wpływowej lobby, co mija się z rzeczywistością.
- „Frankowicze realnie stracili” i ryzyko kursowe: Jednocześnie Stypułkowski starał się umniejszać krzywdę frankowiczów. W wywiadzie dla Rzeczpospolitej (kwiecień 2024) stwierdził, że „kredytobiorcy frankowi realnie stracili” na swoich kredytach, ale przypomniał, że podpisując umowy, składali oświadczenia o świadomości ryzyka walutowego i zmiennych stóp. W domyśle – sami są sobie winni, bo wiedzieli na co się decydują. Ta wypowiedź była nieco przewrotna: z jednej strony przyznawał, że stracili (bo frank poszybował w górę), ale z drugiej sugerował, że było to świadome ryzyko, więc nie powinni teraz domagać się unieważnień. Ton tych wypowiedzi był bezkompromisowy, momentami ocierający się o pouczanie klientów, że powinni ponosić konsekwencje swoich decyzji.
- „Wkręcanie w procesy” i zrzucanie winy: Innym razem prezes mBanku mówił, że frankowicze są „wkręcani w procesy” przez radykalnych prawników i że fala pozwów to wina prawnej mody, a nie rzeczywistej krzywdy. Używał sformułowań sugerujących, że klienci są sterowani przez kancelarie, które rzekomo obiecują im „gruszki na wierzbie”. Taka narracja była odbierana przez frankowiczów jako umniejszanie ich świadomej decyzji walki o swoje prawa – jakoby nie byli w stanie sami ocenić, co jest dla nich dobre.
Styl komunikacji Cezarego Stypułkowskiego cechował się konfrontacyjnością i negowaniem racji frankowiczów. Jego słowa często brzmiały protekcjonalnie lub oskarżycielsko pod adresem klientów, co zaogniało konflikt.
Postawa nowego prezesa (Cezarego Kocika): W kontraście do powyższego, Cezary Kocik jak dotąd unika medialnych przepychanek z frankowiczami. Od objęcia funkcji prezesa, nie odnotowano z jego strony ostrych publicznych wypowiedzi na temat toczących się spraw czy klientów. Wręcz przeciwnie, oficjalne komunikaty mBanku pod jego kierownictwem koncentrują się na danych finansowych i działaniach naprawczych, a nie na ocenach moralnych. Przykładowo, Kocik w wypowiedziach dla prasy finansowej podkreśla, że bank zwiększył rezerwy, zawiera coraz więcej ugód i że „najgorsze jest już za nami” w kwestii franków. Mówi językiem faktów i liczb, uspokaja rynek, zamiast krytykować klientów.
Prywatnie nowy prezes mógłby pewnie powtórzyć argumenty o świadomości ryzyka przez frankowiczów, ale istotne jest to, że tego nie robi publicznie. Zrozumiał zapewne, że taka komunikacja szkodzi wizerunkowi banku. Zamiast tego, mBank pod jego rządami stawia akcent na rozwiązania: ugody, redukcja portfela walutowego, poprawa relacji z klientami. Kocik nie kreuje się na ofiarę niesprawiedliwości (jak czynił czasem Stypułkowski), tylko raczej pokazuje bank jako odpowiedzialną instytucję, która mierzy się z problemem i go rozwiązuje. To diametralna zmiana tonu – z konfrontacji na deeskalację.
W porównaniu obu postaw: Stypułkowski to retoryka walki („frankowicze są uprzywilejowani kosztem innych, sądy popełniają błąd”), Kocik to retoryka uspokojenia („mamy ten problem pod kontrolą, działamy dla stabilności banku”). Dla frankowiczów sama zmiana tonu jest ważna – czują, że nie są już obrażani z najwyższego szczebla, a ich sprawy są traktowane rzeczowo. Oczywiście nowy prezes nadal reprezentuje interes banku, ale robi to w sposób bardziej wyważony i profesjonalny komunikacyjnie.
Porównanie podejścia obu prezesów: wpływ na wizerunek, finanse i rozwój mBanku
Wpływ na wizerunek banku:
- Za kadencji prezesa Stypułkowskiego: mBank stopniowo budował opinię jednego z najbardziej nieugiętych wobec frankowiczów banków. Twarde stanowisko i publiczne wypowiedzi poprzedniego prezesa negatywnie odbiły się na wizerunku banku w oczach szerokiej opinii. Frankowicze otwarcie krytykowali mBank za brak chęci współpracy i za retorykę obwiniającą ofiary. W mediach pojawiały się komentarze, że mBank idzie „na wojnę” ze swoimi klientami. Taki wizerunek instytucji nieprzyjaznej konsumentom nie pomagał budować zaufania, zwłaszcza że sprawa frankowa była głośna społecznie. Co więcej, postrzeganie banku cierpiało również w oczach części innych klientów – nawet jeśli ktoś nie miał kredytu frankowego, mógł obawiać się, czy bank dba o klienta. Reasumując, upór prezesa Stypułkowskiego w sporze frankowym krótkoterminowo chronił interesy finansowe banku, ale kosztował sporo reputacyjnie.
- Za kadencji prezesa Kocika: nastąpiła wyraźna poprawa wizerunkowa. mBank zaczął być postrzegany jako bank, który wreszcie bierze odpowiedzialność za problem i szuka rozwiązań polubownych. Wycofanie się z ostrej retoryki i bardziej koncyliacyjne działania ugodowe ociepliły obraz mBanku. Oczywiście pełna odbudowa zaufania potrwa – wielu frankowiczów wciąż pamięta wcześniejsze traktowanie – ale zmiana kierunku jest zauważalna. Media częściej piszą o mBanku w kontekście rekordowych zysków czy innowacji cyfrowych, a rzadziej jako o „pozywanym banku”. Można powiedzieć, że nowy prezes ugasił wizerunkowy pożar: przestał dolewać oliwy do ognia kontrowersjami i zaczął komunikować sukcesy w rozwiązywaniu kryzysu. To z pewnością pozytywnie wpływa na postrzeganie marki mBank – zarówno przez klientów, jak i inwestorów.
Wpływ na wyniki finansowe:
- Stypułkowski: pod względem finansowym poprzedni prezes przez lata utrzymywał mBank na solidnej pozycji – bank rozwijał biznes (kredyty, bankowość mobilna itp.), ale kredyty frankowe stały się rosnącym obciążeniem bilansu. Jego strategia odwlekania rozwiązania problemu skutkowała narastaniem rezerw na ryzyko prawne w późniejszych latach. Kulminacją był rok 2023, w którym mBank musiał utworzyć rekordowe rezerwy (ok. 4,9 mld zł) na sprawy frankowe, co praktycznie wyzerowało zysk banku za ten rok (symboliczne 24 mln zł zysku netto). Można ocenić, że dopóki mBank zwlekał z ugodami, dopóty koszty rosły – obsługa prawna tysięcy procesów, przegrane wyroki i odsetki za opóźnienie, wreszcie konieczność tworzenia coraz większych odpisów, by zabezpieczyć przyszłe wypłaty dla klientów wygrywających sprawy. W pewnym momencie mBank (podobnie jak inne banki) znalazł się nawet pod presją kapitałową – musiał dbać, by te rezerwy nie naruszyły wymogów wypłacalności. Tak więc z finansowego punktu widzenia, polityka zwlekania pogorszyła wyniki okresowe (np. strata w IV kw. 2023, minimalny zysk w 2023). Trzeba jednak oddać, że w międzyczasie bank budował inne źródła dochodów – np. mocne wyniki na bankowości korporacyjnej i detalicznej – co pozwoliło przetrwać okres frankowej burzy.
- Kocik: objął bank po największym wysiłku rezerwowym, dzięki czemu rok 2024 mBank zamknął już z wyraźną poprawą zyskowności (ponad 2,2 mld zł zysku netto). Nowy prezes kontynuował tworzenie rezerw (profilaktycznie, by pokryć portfel frankowy niemal w 100%), ale tempo dopływu nowych spraw sądowych zaczęło spadać, a liczba ugód rosła – co razem poskutkowało tym, że koszty ryzyka zaczęły maleć. Już w II połowie 2024 r. kwartalne rezerwy frankowe były niższe niż wcześniej, bo bank widział, że sytuacja się stabilizuje. W konsekwencji mBank znów notuje wysokie zyski bieżące (napędzane też wysokimi stopami procentowymi w Polsce), a jednocześnie uporządkował problem frankowy w bilansie. Podejście prezesa Kocika, by agresywnie zarezerwować koszty i dogadywać się z klientami, przynosi efekt w postaci zmniejszenia niepewności finansowej. Inwestorzy giełdowi to docenili – kurs akcji mBanku od drugiej połowy 2024 odbija, gdyż ryzyko „czarnej dziury” frankowej maleje. Oczywiście ugody i wypłaty dla klientów to wciąż realny wydatek, ale jest on rozłożony w czasie i ujęty w rezerwach, więc nie zaskakuje już negatywnie wyników kwartalnych. Można więc podsumować, że nowy zarząd przekuł jednorazowe duże koszty (rezerwy) w długofalową stabilność – dzięki temu mBank może z powrotem skupić się na zarabianiu, a nie tylko na odkładaniu pieniędzy na sprawy sądowe.
Wpływ na rozwój banku:
- Stypułkowski: mBank pod jego wodzą zasłynął z innowacyjności (np. bankowość mobilna, nowe usługi cyfrowe) i ekspansji w różnych segmentach. Niemniej, spór frankowy ograniczał pole manewru w strategicznych decyzjach. Na przykład, dopóki nie było wiadomo, ile ostatecznie pochłoną rozliczenia z frankowiczami, bank musiał ostrożnie podchodzić do wypłaty dywidend czy większych inwestycji. Ryzyko prawne mogło również wpływać na apetyt mBanku na rozwój akcji kredytowej – kapitał był częściowo „zamrożony” na potencjalne straty frankowe. Wreszcie, za rządów Stypułkowskiego, mBank nie mógł w pełni wykorzystać swojej pozycji rynkowej, bo cieniem kładła się niezałatwiona bomba z opóźnionym zapłonem. Rozwój banku był więc nieco stłumiony: mimo świetnych produktów i rosnącej bazy klientów, wskaźniki ostrożnościowe i ratingi były pod presją problemu frankowego. Można spekulować, że gdyby problem rozwiązano wcześniej polubownie, bank mógłby szybciej rosnąć (choć z drugiej strony – musiałby wcześniej ponieść koszt tych ugód).
- Kocik: pod nowym kierownictwem mBank ma szansę uwolnić się od ograniczeń i przyspieszyć rozwój. Już widać, że wraz ze spadkiem liczby aktywnych kredytów frankowych (23 tys. na koniec czerwca 2024, wobec 85 tys. historycznie) maleje ekspozycja banku na ryzyko prawne. To oznacza, że w niedalekiej przyszłości mBank będzie mógł przekierować kapitał i uwagę zarządu na inne obszary: udzielanie nowych kredytów (hipotecznych złotowych, konsumpcyjnych), inwestowanie w nowe technologie, poprawę oferty dla klientów. Bank sygnalizuje też, że po uporaniu się z frankami będzie mógł myśleć o powrocie do wypłaty dywidendy dla akcjonariuszy, co wcześniej było wstrzymane. Wizerunkowo uwolnienie od łatki „banku z toksycznym portfelem” może pomóc w pozyskiwaniu nowych klientów – np. osoby młode, zakładające konto czy biorące kredyt, nie będą odstraszane ciągłymi negatywnymi nagłówkami. Zatem podejście prezesa Kocika sprzyja długoterminowemu rozwojowi mBanku: stabilizuje fundamenty finansowe i pozwala skupić się na biznesie, a nie na salach sądowych. Już w 2025 r. mBank notuje rekordowe przychody i ma unikalny model biznesowy, który może teraz rozwijać bez bagażu w postaci setek nowych pozwów co kwartał.
Prognoza: polityka mBanku wobec frankowiczów w II połowie 2025 r. (nasza prognoza)
Patrząc na obecną sytuację, można pokusić się o prognozę dalszych działań mBanku względem kredytów frankowychw drugiej połowie 2025 roku. Wiele wskazuje na to, że obrany kurs będzie kontynuowany i jeszcze bardziej wzmacniany:
- Dążenie do minimalizacji liczby aktywnych umów frankowych: mBank prawdopodobnie postawi sobie za cel dalsze zmniejszanie portfela walutowych hipotek. Możemy spodziewać się intensyfikacji kampanii ugodowej – bank będzie chciał zawrzeć ugody z jak największą liczbą pozostałych klientów. Być może wprowadzi jeszcze atrakcyjniejsze zachęty, np. jednorazowe gratyfikacje za podpisanie ugody (bonusy kwotowe umarzające część kapitału czy pokrycie kosztów podatku od ugody, jeśli taki wystąpi). Celem będzie zredukowanie do minimum grona klientów, którzy jeszcze spłacają kredyt frankowy. Niewykluczone, że do końca 2025 r. liczba aktywnych frankowych umów w mBanku spadnie do symbolicznego poziomu – np. kilkunastu tysięcy lub mniej, w porównaniu z dziesiątkami tysięcy kilka lat wcześniej.
- Zamykanie sporów sądowych na wczesnym etapie: Kontynuowany będzie trend nieapelowania od niekorzystnych wyroków. mBank będzie w kolejnych miesiącach pokazywał w praktyce linię „mamy dość sporów, załatwiajmy to szybko”. Można przewidywać, że w II połowie 2025 r. standardem stanie się, iż po wyroku I instancji bank od razu proponuje ugodę zgodną z tym wyrokiem – czyli akceptuje unieważnienie i rozlicza się, zanim sprawa trafi do apelacji. To pozwoli zamknąć wiele procesów już na etapie sądu okręgowego. Dla klientów będzie to sygnał, że nie ma sensu zwlekać – lepiej złożyć pozew i liczyć na szybkie zakończenie sprawy. Ta praktyka może więc jeszcze przyspieszyć decyzje niezdecydowanych frankowiczów do wejścia na drogę sądową, paradoksalnie przyspieszając „oczyszczenie” portfela (bo im szybciej wszyscy złożą pozwy, tym szybciej mBank będzie mógł mieć to za sobą).
- Obsługa dawnych kredytobiorców: Możliwe, że mBank zacznie adresować także sytuację byłych frankowiczów w bardziej zorganizowany sposób. Skoro znacząca część nowych pozwów pochodzi od osób, które spłaciły kredyt, bank może uznać, że warto i z nimi zawierać ugody. Być może pojawi się oferta w stylu: „Zwrot X% nadpłaconych odsetek w zamian za zrzeczenie się roszczeń”. Choć to czysto hipotetyczne, mBank może kalkulować, że lepiej wypłacić takim klientom np. połowę tego, co by uzyskali w sądzie, niż iść na kolejne długie procesy i płacić 100% z odsetkami. Jeśli któraś instytucja się na to zdecyduje, mBank jako jeden z liderów mógłby tu wyznaczyć trend.
- Reakcja na ewentualną ustawę frankową: W razie, gdyby rząd faktycznie wprowadził zapowiadaną specustawę frankową w 2025 r., mBank zapewne się do niej dostosuje i wykorzysta ją do zamknięcia problemu. Jeśli ustawa przyspieszy postępowania (np. poprzez ułatwienia proceduralne) albo umożliwi zbiorcze rozliczenia, bank będzie dążyć do jak najszybszego skorzystania z tych możliwości. Można przypuszczać, że mBank będzie chciał uchodzić za prymusa w wykonywaniu nowych przepisów – aby dodatkowo poprawić swój wizerunek. Moja prognoza jest taka, że mBank poprze rozwiązania systemowe i nie będzie już ich torpedował (tak jak dawniej banki krytykowały pomysły ustawowego rozwiązania problemu). Czasy oporu minęły – teraz opłaca się współpraca i szybkie domknięcie spraw.
- Finansowe skutki i strategia biznesowa: W drugiej połowie 2025 r. mBank zapewne zacznie uwalniać część zawiązanych rezerw, jeśli zobaczy, że rzeczywiste koszty ugód są niższe od założonych. To pozytywnie wpłynie na wyniki – możliwe są dodatkowe zyski jednorazowe z rozwiązania rezerw, co wzmocni kapitały banku. Mbank może wtedy ogłosić np. program wypłaty dywidendy lub zwiększonych inwestycji w rozwój, podkreślając, że „problem frankowy jest pod kontrolą”. Strategicznie bank będzie podkreślał swój model cyfrowy i innowacyjność, starając się odsunąć temat franków na dalszy plan. Być może w komunikacji korporacyjnej franki zostaną już całkiem zmarginalizowane – traktowane jako sprawa historyczna, w trakcie wygaszania. Prognozuję również, że mBank spróbuje odzyskać część relacji z frankowiczami – np. zaproponuje im po ugodach nowe produkty (kredyty hipoteczne złotowe na korzystnych warunkach refinansowania, by zatrzymać ich jako klientów). Z punktu widzenia banku, klient który podpisał ugodę i pozostał w banku, to wciąż klient, któremu można oferować inne usługi.
- Ostateczny bilans do końca 2025: Możliwe, że do końca 2025 r. mBank będzie mógł ogłosić, że większość spraw frankowych ma za sobą. Choć całkowite zamknięcie wszystkich procesów może potrwać jeszcze parę lat (zostały najtrudniejsze, np. klienci niechętni ugodzie lub spory w II instancji), to liczby mogą wyglądać o wiele lepiej. Niewykluczone, że udział kredytów frankowych w portfelu banku stanie się na tyle marginalny, iż analitycy przestaną go traktować jako zagrożenie dla banku. W konsekwencji mBank wkroczy w rok 2026 jako instytucja finansowo oczyszczona z tego ryzyka, co otworzy drogę do pełnego skupienia się na konkurencji rynkowej.
Druga połowa 2025 r. upłynie pod znakiem finalizowania „frankowego rozdziału” w historii mBanku. Bank będzie nadal aktywnie zawierał ugody, unikał zaogniania konfliktów i korzystał z wszelkich możliwości prawnych, by szybko domknąć sprawy. Możemy spodziewać się, że mBank stanie się wręcz przykładem dla innych banków, jak wyjść z kryzysu frankowego – paradoksalnie, ten sam bank, który kilka lat temu był symbolem twardej postawy, teraz może świecić przykładem pragmatyzmu. Jeśli nie zajdą jakieś nieprzewidziane komplikacje, polityka mBanku wobec frankowiczów w końcówce 2025 r. będzie zmierzać do pokojowego finału – z możliwie najmniejszym kosztem reputacyjnym i kontrolowanym kosztem finansowym. Bank odbuduje w ten sposób zaufanie klientów i inwestorów, kładąc solidne fundamenty pod dalszy rozwój w latach następnych.