Umowy o kredyty frankowe dzisiaj są masowo unieważniane w sądach, a Frankowicze otrzymują od banków zwrot nienależnie pobranych świadczeń wraz z odsetkami. Nie zmienia to faktu, że te wadliwe umowy zawierające klauzule niedozwolone oraz ogromne ryzyko kursowe, jakim były obarczone, niejednemu zrujnowały zdrowie i życie. I chociaż teraz Frankowicze w sądach triumfują, smak zwycięstwa jest słodko-gorzki, gdyż nie wszystkim było dane tego doczekać, a niektórym wadliwy kredyt tak skomplikował życie lub zrujnował zdrowie, że i naprawić się tego nie da. Goryczy dodaje fakt, że można było tego uniknąć, gdyż wszystko wskazuje na to, iż banki doskonale wiedziały, na co narażają swoich klientów, oferując im kredyty frankowe. Ujawnia to „Biała księga ZBP”, a cytują ją już niektóre sądy. Gdyby wtedy przed laty, banki rzetelnie informowały klientów o tym, że kurs franka wystrzeli lub zrezygnowały z udzielania tych ryzykownych i wadliwych kredytów, wielu nieszczęść można byłoby uniknąć.
Z tego artykułu dowiesz się:
- Dlaczego umowy kredytów frankowych są masowo unieważniane w sądach.
- Jakie informacje zawiera „Biała księga ZBP” na temat ryzykownych kredytów walutowych.
- W jaki sposób banki świadomie narażały klientów na ryzyko finansowe.
- Czy „Biała księga” może być kluczowym dowodem w sporach sądowych.
- Jakie wnioski wynikają z najnowszych orzeczeń sądów w sprawach frankowych.
- Raport opracowany przez ZBP jeszcze w 2015 roku zwany „Białą księgą kredytów w CHF”pokazuje całą historię udzielania kredytów frankowych Polakom. Jasno wskazuje też, od kiedy banki zaczęły zdawać sobie sprawę z niebezpieczeństw takich kredytów dla klientów, jak i samego sektora bankowego.
- Opublikowany przed dekadą raport dopiero teraz budzi również zainteresowanie niektórych sądów rozstrzygających sprawy frankowe i jest dowodem na to, że banki udzielając ryzykownych kredytów, wiedziały dużo więcej, niż przekazywały klientom, świadomie wprowadzając ich w błąd.
- Czy wobec takiego świadomego działania nie należałoby założyć, że bieg terminu przedawnienia roszczeń banków powinien zaczynać się już od chwili wypłaty kredytu? To pytanie wciąż jeszcze pozostaje bez odpowiedzi.
Banki wiedziały o ryzyku udzielając kredytów frankowych
Mimo że od opublikowania „Białej księgi” upłynęło już niemal 10 lat, banki w sądach nadal upierają się, że zawarte przed laty z Frankowiczami umowy kredytowe są ważne, chociaż doskonale zdają sobie sprawę, że zawierają klauzule abuzywne. Mało tego, „Biała księga” jest niezbitym dowodem na to, że od początku wiedziały o wielkim ryzyku walutowym, na jakie naraziły swoich klientów, udzielając im kredytów frankowych.
Dokument ten wydany przez Związek Banków Polskich jeszcze w 2015 roku wskazuje na to, że to nie kto inny, jak właśnie przedstawiciele sektora bankowego byli tymi, którzy w pierwszej kolejności opowiadali się za wprowadzeniem zakazu, a przynajmniej ograniczeń w udzielaniu kredytów frankowych. Świadczy o tym liczna zamieszczona w raporcie korespondencja bankowa, w której banki jasno wypowiadają się o ogromnym ryzyku i boją się, że może to w przyszłości źle wpłynąć na ich reputację.
Dokument ujrzał światło dzienne jeszcze w 2015 roku, kiedy to nikt nie spodziewał się, że może stać się dowodem świadczącym przeciwko sektorowi. Wiadomo bowiem, że w tamtym czasie jeszcze nie do pomyślenia było unieważnienie umowy kredytowej z powodu obecności w niej klauzul abuzywnych. Banki czuły się bezpiecznie i na tyle pewnie, że w owym czasie nawet nie próbowały oferować pokrzywdzonym klientom żadnych ugód.
Nie przewidziały, że kiedyś nie tylko tę reputację i zaufanie klientów stracą, ale też zaczną ponosić konsekwencje swoich czynów, co obecnie już się dzieje, chociaż jeszcze nie tak, jak niektórzy uważają, że powinno. Chodzi tu o kwestię przedawnienia roszczeń banków, którą wciąż sądy polskie zdają się ignorować. Nawet wtedy, gdy roszczenie powinno być uznane za ewidentnie przedawnione, sądy mając na uwadze tzw. względy słuszności, zarzutu przedawnienia nie uznają.
Czy jednak wobec faktów, które jawią się nam w „Białej księdze”, owa zasada słuszności powinna obowiązywać, jeśli słusznym raczej wydaje się, że kara za świadome działanie na niekorzyść klienta powinna być bardziej dotkliwa, niż tylko zwrot nienależnie pobranych świadczeń?
Banki chciały zakazu udzielania kredytów walutowych, a mimo tego ich udzielały
Jak podaje obszerny raport z 2015 roku, pierwsze wzmianki o tym, że z kredytami frankowymi jest coś nie tak, pochodzą jeszcze z 2005 roku. Wtedy to ówczesny szef ZBP Krzysztof Pietraszkiewicz wystosował list do prezesów banków informujący o stanowisku Generalnego Inspektora Nadzoru Bankowego Wojciecha Kwaśniaka po spotkaniu Rady Polityki Pieniężnej z prezesami banków i Zarządem ZBP.
Wyrażał on wielkie zaniepokojenie z powodu rosnącego portfela kredytów walutowych i postulował ograniczenie lub wręcz uniemożliwienie udzielania takich kredytów na cele mieszkaniowe. Te obawy dotyczące zagrożeń mogących wpłynąć ujemnie na wiarygodność i reputację sektora bankowego podzielali niektórzy prezesi banków. Takie banki jak BPH, PKO BP, czy dawny BRE Bank już wtedy opowiadały się wręcz za uniemożliwieniem udzielania kredytów frankowych. Niektóre zaś chciały wprowadzenia pewnych ograniczeń lub jednolitego standardu informacyjnego przy udzielaniu takich kredytów.
Niestety w 2006 roku GINB poinformował, że nie jest możliwe do zrealizowania wprowadzenie zakazu udzielania kredytów powiązanych z walutą obcą ze względu na ograniczenia prawne. Następnie Komisja nadzoru Bankowego, obecna KNF wyznaczyła pewne ramy dla oferowania kredytów frankowych, a banki nie tylko nie zaprzestały ich udzielania, ale robiły to na dużą skalę. Nawet PKO BP, który postulował o uniemożliwienie udzielania kredytów frankowych ze względu na duże ryzyko kursowe potem stał się liderem w ich udzielaniu.
I chociaż banki zdawały sobie sprawę z ogromnego ryzyka, podejmowały je, bojąc się wypaść z rynku. Wolały brnąć świadomie w proceder frankowy, niż powiedzieć nie i ochronić konsumentów przez zbyt wielkim ryzykiem. A jeśli już to robiły, powinny przynajmniej ich uczciwie poinformować. Widać wola zysku była silniejsza niż zwykła przyzwoitość.
Sądy w orzeczeniach zaczynają powoływać się na „Białą księgę”
Już nie tylko orzeczenia TSUE i uchwały SN są wykładnią dla polskich sądów w procesach frankowych. Okazuje się, że niektórzy sędziowie zaczynają powoływać się na „Białą księgę” w uzasadnieniu swoich wyroków. Szkoda, że dopiero tak późno i wciąż tak rzadko ten dokument jest brany pod uwagę, bo przecież opublikowano go wiele lat temu i jako że wydał go sam ZBP stanowi poważny dowód na to, że banki udzielając kredytów frankowych, działały z premedytacją.
Przykładem wyroku, w którym sąd przytoczył załączony przez Frankowicza dowód z „Białej księgi”, jest orzeczenie wydane 9 maja 2024 roku przez Sąd Apelacyjny w Warszawie w sprawie o sygn. akt I Aca 3927/23. Frankowicze zakwestionowali umowę o kredyt we frankach udzielony w 2008 roku. Wnieśli pozew do sądu, domagając się stwierdzenia nieważności umowy.
W lipcu 2021 roku uzyskali korzystny wyrok, ale pozwany bank wniósł apelację. Sąd apelację oddalił, stwierdzając, że bank mógł ograniczyć ofertę do kredytów w PLN, lecz zaoferował konsumentowi kredyt indeksowany, chociaż zdawał sobie sprawę z kontrowersji wokół takich produktów, co może być uznane za naruszenie dobrych obyczajów. Do umowy kredytowej wprowadził zapisy abuzywne, naruszając tym prawa konsumentów i wobec tego powinien liczyć się z konsekwencjami swoich działań.
Czy „Biała księga” może być dowodem w ustalaniu terminu przedawnienia roszczeń banków?
Powyższy wyrok wzbudził burzliwą dyskusję wśród kredytobiorców i prawników, którzy zaczęli mieć uzasadnione wątpliwości, czy rzeczywiście termin przedawnienia roszczeń banków powinien być liczony dopiero od złożenia do banku reklamacji przez Frankowicza? On bowiem może nadal nie wiedzieć, że umowa zawiera klauzule abuzywne, ale bank, który działał z pełną premedytacją, wiedział o tym od początku już w momencie udzielania kredytu.
Narażając kredytobiorcę na wielkie ryzyko kursowe, świadomie wtykał mu wadliwą umowę kredytową i siedział cicho, dopóki Frankowicz regularnie płacił raty przez całe lata. Teraz natomiast chcąc przerwać bieg terminu przedawnienia, wysyła do Frankowiczów wezwania do zapłaty kapitału. Otrzymują je często nawet ci, którzy już dawno swój kredyt spłacili.
Roszczenia banku jednak, biorąc pod uwagę zapisy z Białej księgi świadczące o wiedzy, jaką bank posiadał, sugerują raczej o tym, że roszczenia banku powinny się przedawnić już dawno, czyli po 3 latach od udzielenia wadliwego kredytu. Tymczasem polskie sądy, kierując się względami słuszności, nawet gdy roszczenia banku są na pewno przedawnione, uwzględniają je. Niektóre jednak mają co do tego wątpliwości i w związku z tym do TSUE powędrowały pytania prejudycjalne w tej sprawie.
Miejmy nadzieję, że Trybunał wypowie się w tej kwestii również na korzyść konsumentów i już stawiany przez konsumenta zarzut przedawnienia roszczeń banku nie będzie tak często oddalany jak obecnie, gdyż biorąc pod uwagę ową zasadę słuszności i wiedzę z „Białej księgi”, to raczej słuszność w tym względzie leży po stronie konsumenta. Bank natomiast powinien ponieść karę taką, na jaką zasłużył. Wydaje się, że w tej sytuacji darmowy kredyt nie jest wystarczającą gratyfikacją za lata wyrzeczeń, nerwów i często zrujnowanego zdrowia.
Podsumowanie
Po latach sagi frankowej Frankowicze doczekali się sprawiedliwości w sądach i wadliwe umowy są unieważniane. I chociaż nie wszystkie kwestie jeszcze zostały wyjaśnione w tych sprawach do końca, kolejne wyroki oraz zgłębianie tematyki frankowej przynoszą coraz więcej odpowiedzi i dowodów na niezaprzeczalną winę banków. Takim potwierdzeniem tego, że banki doskonale wiedziały o ogromnym ryzyku kredytów powiązanych z walutą obcą, jest opublikowana przez ZBP jeszcze w 2015 roku „Biała księga”.
Mimo tego, że sektor bankowy zdawał sobie sprawę z ryzyka utraty wiarygodności i reputacji poprzez świadome pogrążenie setek tysięcy Frankowiczów, a nawet sugerował, że takich kredytów udzielać się nie powinno, robił to na masową skalę w celu osiągania zysku. Gdyby wtedy banki powiedziały rzetelnie Frankowiczom to, o czym same wiedziały, prawdopodobnie wielu nie zdecydowałoby się na taki kredyt. Nie zrobiły tego jednak, lecz brnęły w ten proceder, czerpiąc zyski przez lata i udając, że wszystko jest w porządku.
Czy Frankowicze teraz nie mają prawa domagać się uznania przez polskie sądy przedawnienia roszczeń banku? Wydawałoby się to słuszne, ale wszystko wskazuje na to, że to jednak TSUE będzie miał decydujące zdanie w tej sprawie. Miejmy nadzieję, że wyrok ten będzie prokonsumencki i zmodyfikuje nieco podejście polskich sądów do względów słuszności.
Główne wnioski:
- Banki od lat wiedziały o ryzykach kredytów frankowych, ale mimo to oferowały je klientom.
- „Biała księga ZBP” z 2015 roku to dowód świadczący o świadomych działaniach sektora bankowego.
- Sądy coraz częściej korzystają z treści „Białej księgi” w procesach frankowych.
- Kwestia przedawnienia roszczeń banków nadal jest otwarta i budzi kontrowersje.
- Decyzje TSUE mogą mieć kluczowe znaczenie dla rozstrzygnięć w sprawach frankowych.