Choć nie wszyscy kredytobiorcy frankowi mają w planach sądzenie się z bankiem, wielu chciałoby jakkolwiek zyskać na podpisanej przed laty abuzywnej umowie. Naprzeciw ich oczekiwaniom wychodzą różne nieetyczne podmioty, oferujące rozmaite sposoby na „odkucie się” bez żądania bezwzględnej nieważności umowy w sądzie. Frankowicze muszą uważać, bo większość z tych ofert może sprowadzić na nich prawdziwe kłopoty, a czasem nawet… gigantyczne koszty. W tym artykule przestrzegamy przed najnowszymi sposobami na „strzyżenie” frankowiczów i wyjaśniamy, jak nie dać się nabrać na pomoc oferowaną przez pseudokancelarie.
- Setki tysięcy frankowiczów wciąż nie pozwały banku za kredyt we frankach. Na rynku jest wiele podmiotów, które chętnie „zaopiekują się” takimi osobami i podpowiedzą, jak zarobić na abuzywnym kredycie bez unieważniania umowy
- Kredytobiorcom frankowym proponuje się „sprzedaż kredytu”, przystąpienie do grupowych negocjacji „sprawiedliwych ugód”, a nawet darmowe pośrednictwo w mediacjach z bankiem. Frankowicze powinni być czujni – za tymi propozycjami często stoją podmioty, które nie mają dobrych intencji
- Eksperci przestrzegają: każda decyzja o podjęciu współpracy z jakimkolwiek podmiotem oferującym odkupienie kredytu powinna być poprzedzona rozmową z prawnikiem. Sprzedając swój kredyt, frankowicz może sprowadzić na siebie duże kłopoty. Wyjaśniamy, jakie.
Nieuczciwe firmy chcą zarabiać na frankowiczach, którzy jeszcze nie pozwali banku. Mają na to sprytne sposoby
Jeszcze do niedawna kredyt frankowy kojarzył się wyłącznie z dużą uciążliwością, stresem i niepewną przyszłością. Obecnie bycie posiadaczem kredytu frankowego ma pewne plusy – otóż można pozwać bank i żądać „darmowego kredytu”, a także zyskać gigantyczne odsetki ustawowe za to, że bank zwlekał z zapłatą. Nie wszyscy frankowicze są jednak zdecydowani na proces – szacuje się, że wciąż nie zakwestionowano ponad pół miliona umów waloryzowanych kursem CHF. Ok. 400 tys. to kontrakty w całości spłacone, reszta to te, które wciąż pozostają w obrocie.
Przeciętny frankowicz, który spłacił w całości umowę kredytową, może pozwać bank o kilkaset tysięcy złotych, które nadpłacił ponad kapitał kredytu. Jednak część uprawnionych osób nie rozumie, ile może zyskać na takim pozwie. Niestety dla frankowiczów, doskonale rozumieją to różne nieetyczne podmioty, które chcą wzbogacić się na nieszczęściu kredytobiorców. W tym celu wysuwają w ich stronę różne „intratne” propozycje. Omówmy pokrótce każdą z nich.
„Sprzedaż” frankowego kredytu jest możliwa. Ale nie warto się na nią decydować
Dla wielu kredytobiorców to dość zaskakujące, ale istnieje możliwość „sprzedaży” frankowego zobowiązania. A właściwie wierzytelności wobec banku, która wynika z podpisanej umowy kredytowej. Na rynku działają już podmioty, które twierdzą, że profesjonalnie zajmują się skupowaniem kredytów frankowych za gotówkę. Robią to po to, by same mogły pozwać bank o zwrot nienależnie spełnionych przez kredytobiorcę świadczeń i, zamiast osoby pierwotnie uprawnionej, wywalczyć gigantyczną korzyść po uznaniu umowy za abuzywną i w konsekwencji nieważną.
Frankowicze coraz częściej dostają na swoje skrzynki pocztowe natrętne mailingi pochodzące od firm, które chcą kupić od nich kredyt. Najbardziej zainteresowane są zobowiązaniami, które zostały w całości spłacone. Oferują kredytobiorcom szybką gotówkę, która stanowi nikły procent tego, co ci mogliby wywalczyć, gdyby sami poszli do sądu i zakwestionowali umowę.
Eksperci prawni przestrzegają przed współpracą z takimi podmiotami i wyliczają zagrożenia z niej wynikające:
- większość takich firm wcale nie chce kupić żadnego kredytu! Zależy im jedynie na przechwyceniu danych frankowicza i jego umowy. Po co to robią? Ich cel jest prosty: zależy im na wygenerowaniu tzw. leadu, zawierającego dane kredytobiorcy. Taki lead jest łakomym kąskiem dla każdej pseudokancelarii frankowej, która poszukuje nowych klientów. Takie podmioty masowo generują więc leady, a potem sprzedają je zainteresowanym podmiotom
- nawet jeśli firma rzeczywiście zechce odkupić kredyt, wcale nie oznacza to, że kredytobiorca po takiej cesji będzie mógł zapomnieć o sprawie. Jest wysoce prawdopodobne, że gdy firma złoży pozew przeciwko bankowi, to sąd i tak wezwie kredytobiorcę na świadka, bo tylko on zna okoliczności zawarcia spornej umowy
- dodatkowym, być może największym zagrożeniem, jest niezabezpieczenie swoich interesów przed zakusami banku. Sprzedaż wierzytelności wobec banku nie jest jednoznaczna z uniknięciem roszczeń, które bank ma wobec kredytobiorcy (chodzi o prawo do zwrotu kapitału). Bank musiałby wyrazić zgodę na zmianę dłużnika, a przecież nie ma w tym żadnego interesu, skoro obecny dłużnik z sobie tylko znanych przyczyn nie chce złożyć pozwu i dochodzić roszczeń przed sądem.
Konkluzja jest prosta: przed skorzystaniem z takiej oferty warto poradzić się dobrego prawnika co do potencjalnych wad i zalet danego rozwiązania.
Darmowe negocjacje ugody z bankiem, czyli jak bezwiednie nawiązać współpracę z pseudokancelarią
Czy pomoc w negocjowaniu ugody z bankiem może być darmowa? Powstały już pierwsze podmioty, które chętnie “pomogą” frankowiczowi chcącemu dogadać się ze swoim kredytodawcą. Zwykle funkcjonują jako spółki z o.o., za którymi nie stoją ani adwokaci, ani radcowie prawni, a osoby mające jakieś bliżej nieokreślone i nieudokumentowane doświadczenie w negocjacjach biznesowych.
Czy warto powierzyć los swojego kredytu w ręce takiej spółki? Oczywiście nie. W dzisiejszym świecie nie ma nic za darmo, a samozwańczy negocjatorzy wcale nie mają szczerych intencji. Przeciwnie – wielu z nich współpracuje z pseudokancelariami, którym załatwia klientów. Kredytobiorca zainteresowany dobrą ugodą z bankiem powinien poszukać sobie profesjonalnego pełnomocnika, czyli doświadczonego adwokata lub radcy prawnego, który uczestniczył już w dziesiątkach negocjacji i doskonale wie, na jakie ustępstwa może pójść bank w relacji z klientem.
Grupowe negocjacje „sprawiedliwych” ugód z bankiem – ile są warte?
Do podjęcia negocjacji ugodowych z bankiem zachęcają też same pseudokancelarie, czyli podmioty prowadzone w formie spółek kapitałowych, które oferują „pomoc frankowiczom”. Za tę pomoc każą sobie słono zapłacić, ale to temat na odrębny artykuł. Dziś interesuje nas to, że te spółki już nie tylko chcą reprezentować frankowiczów w sprawach o nieważność kredytu, ale także są zainteresowane, by ci negocjowali z ich pomocą „sprawiedliwe” ugody, i to w formule grupowej.
Ile warte są takie propozycje składane frankowiczom? Tu obędzie się bez niespodzianki: niewiele. Banki wcale nie chcą sprawiedliwych ugód z frankowiczami, na warunkach podobnych do tych, które kredytobiorca może uzyskać, unieważniając swoją umowę (a właśnie takimi korzyściami mamią klientów pseudokancelarie). Schemat współpracy wygląda następująco:
- kredytobiorca zgłasza się do pseudokancelarii, skuszony reklamą w social mediach i deklaruje chęć zawarcia grupowej ugody
- dowiaduje się, że w tym celu musi pozwać bank, oczywiście z pomocą pseudokancelarii, a dopiero po tym kroku możliwe będzie podjęcie negocjacji przed sądem, które mają być skuteczniejsze niż mediacje pozasądowe
- po tym, gdy klient zgadza się na warunki pseudokancelarii, zwykle okazuje się, że bank wcale nie chce godzić się z nim na zasadach, które byłyby dla niego korzystne. Wtedy pseudokancelaria namawia go na kontynuowanie procesu celem unieważnienia umowy.
W taki sposób kredytobiorca, który wcale nie chciał pozywać banku, zostaje do tego niejako podstępem nakłoniony. Zwykle na tym etapie nie zastanawia się, jakie były prawdziwe intencje podmiotu, który tak gorąco namawiał go do podjęcia negocjacji „sprawiedliwej” ugody. Cel był prosty: „złowienie” klienta, na którym można zarobić dziesiątki, a czasem i setki tysięcy złotych. Spółki kapitałowe oferujące „pomoc frankowiczom” stosują bowiem bardzo nieetyczne metody przy naliczaniu swojego honorarium. Bardzo często pobierają nieadekwatnie wysoką premię za sukces, będącą wielokrotnością tego, co frankowicz zapłaciłby za opiekę prawną u doświadczonego i wyspecjalizowanego adwokata.
Negocjowanie ugody z bankiem w 2024 roku: czy się opłaca?
Co wybrać w 2024 roku: negocjacje dobrowolnej ugody z bankiem? A może lepiej jest pozwać bank i żądać sądowego stwierdzenia nieważności umowy? Eksperci są zgodni i przekonują, że wielokrotnie wyższe korzyści kredytobiorca uzyska, pozywając bank. W ten sposób może:
- sprawić, że jego umowa zostanie uznana za nigdy niezawartą
- zmusić bank do zwrotu wszelkich świadczeń, które nienależnie pobrał od klienta tytułem wykonywania nieważnej umowy
- „zarobić” na ustawowych odsetkach za zwłokę, które zgodnie z ostatnimi orzeczeniami TSUE należą się konsumentowi od dnia wezwania banku do zapłaty
- doprowadzić do wykreślenia hipoteki z księgi wieczystej, nawet jeśli bank nie będzie chciał wydać listu mazalnego.
Aby jednak doprowadzić do korzystnego zakończenia sprawy, kredytobiorca będzie potrzebował dobrego adwokata/radcy prawnego. Oto kryteria, które powinien spełniać frankowy prawnik:
- przynajmniej sześcioletnie doświadczenie w prowadzeniu spraw sądowych dotyczących kredytów pseudowalutowych
- co najmniej kilkaset uzyskanych unieważnień umów, odpowiednio udokumentowanych poprzez skany wyroków udostępnionych na stronie
- ścisła specjalizacja, prawnik powinien zajmować się tylko sprawami z dziedziny prawa bankowego, dotyczącymi np. nieważności umów, sankcji kredytu darmowego, kwestionowania stawki WIBOR
- ogólnopolska praktyka – dobra kancelaria prowadzi sprawy klientów w całej Polsce i jest zaznajomiona z linią orzeczniczą dominującą w poszczególnych sądach
- przejrzysta forma prawna – prawnik frankowy nie powinien pozyskiwać klientów poprzez spółki kapitałowe, tj. S.A. lub sp. z o.o. Powinien pracować pod własnym szyldem i pozyskiwać klientów z „otwartą przyłbicą”, bez pośredników.