Czy każdą umowę kredytu we frankach szwajcarskich da się unieważnić? Jeszcze dekadę temu takie pytanie brzmiałoby rewolucyjnie, ale w roku 2025 odpowiedź jest coraz bliższa „tak”. Polskie sądy masowo stają po stronie kredytobiorców, unieważniając wadliwe umowy walutowe. Na wokandach toczy się prawdziwa lawina pozwów – o ile w 2021 r. było ich ok. 88 tys., to obecnie mowa już o ok. 230 000 spraw dotyczących kredytów frankowych . Co więcej, frankowicze wygrywają prawie każdą z tych batalii: statystyki są miażdżące, bo sądy prawomocnie rozstrzygają ponad 97% spraw na korzyść konsumentów (niektóre dane mówią nawet o 99% wygranych !). Skąd taka przewaga klientów nad bankami? Przyczyny tkwią w konstrukcji samych umów – pełnych klauzul niedozwolonych – oraz w zaniedbaniach banków, które nie dopełniły obowiązku informacyjnego wobec swoich klientów. W efekcie niemal każdy “kredyt we frankach” może zostać skutecznie podważony w sądzie.
Klauzule niedozwolone – grzech główny umów frankowych
Głównym powodem unieważniania kredytów frankowych są tzw. klauzule abuzywne, czyli niedozwolone zapisy w umowach. To postanowienia sprzeczne z dobrymi obyczajami i rażąco naruszające interes konsumenta – na tyle, że zgodnie z prawem nie wiążą klienta banku. W przypadku kredytów walutowych najczęściej chodzi o klauzule indeksacyjne/denominacyjne powiązane z kursem franka szwajcarskiego. Umowy zawierające takie paragrafy pozwalały bankom jednostronnie przeliczać saldo kredytu i raty według własnej tabeli kursów CHF.
W praktyce bank mógł dowolnie ustalać kurs franka, co prowadziło do istotnej dysproporcji praw i obowiązków stron – klient ponosił pełne ryzyko wzrostu zadłużenia, a bank zabezpieczał swoje zyski manipulując kursem na swoją korzyść. Sądy nie mają wątpliwości, że takie postanowienia są nieuczciwe. W rezultacie umowy oparte na owych klauzulach można unieważnić w całości – zwłaszcza że bez nich kontrakt traci ekonomiczny sens (brak ustalonego mechanizmu spłaty) .
Czy każda umowa frankowa miała klauzule abuzywne? Niemal każda. Większość kredytów tego typu zawarto na podstawie standardowych wzorców umownych dostarczanych przez banki, a same wzorce zawierały niedozwolone zapisy. Jeśli więc Twój kredyt we frankach był oparty o typową umowę z tamtych lat, niemal na pewno kryje się w niej „haka” pozwalający na pozwanie banku. Wyjątki od tej reguły należą do rzadkości – np. jeśli jakimś cudem warunki indeksacji kursowej zostały indywidualnie wynegocjowane z klientem (co praktycznie się nie zdarzało w masowej sprzedaży), wówczas klauzula nie podlega pod definicję abuzywności.
Jednak ogromna większość frankowiczów nie negocjowała zapisów umowy, tylko podpisywała to, co przedłożyła instytucja finansowa. Teraz te właśnie zapisy stają się dla banków pułapką prawną. Jak obrazowo ujął to Rzecznik Finansowy, mamy w Polsce niemal milion umów kredytów walutowych „obciążonych wadą prawną” wskutek takich klauzul . Skutek? Sądy czyszczą rynek z nieuczciwych postanowień – nieważne kredyty frankowe to dziś norma, a nie wyjątek.
Niedoinformowani klienci, przemilczane ryzyko
Drugim filarem, na którym opiera się unieważnianie „franków”, jest zaniedbanie obowiązku informacyjnego wobec klientów. Mówiąc wprost: banki nie uprzedziły kredytobiorców o pełnej skali ryzyka związanego z kredytem walutowym. Wielu frankowiczów do dziś wspomina, że w czasie podpisywania umowy zapewniano ich o stabilności franka i kuszono niższą ratą niż w kredycie złotowym – nikt nie symulował scenariusza, w którym frank gwałtownie drożeje o kilkadziesiąt procent. Z perspektywy czasu brzmi to nieprawdopodobnie, ale przed 2008 r. takie praktyki sprzedażowe były powszechne. Dopiero po latach do głosu doszły unijne regulacje konsumenckie, które wymagają od banku pełnej przejrzystości.
Trybunał Sprawiedliwości UE (TSUE) w wyroku z 21 września 2023 r. podkreślił, że bank musi przekazać konsumentowi informacje pozwalające mu zrozumieć rzeczywiste ryzyka kredytu walutowego przez cały okres jego trwania. Innymi słowy – klient powinien być świadomy, że jego spokojna rata może drastycznie wzrosnąć, a saldo zadłużenia skoczyć do niebotycznych poziomów, jeśli złotówka znacząco się osłabi.
Banki udzielające kredytów CHF latami nie spełniały tego wymogu. TSUE uznał wręcz, że brak rzetelnej informacji o ryzyku walutowym to rażące naruszenie interesów konsumenta , co dodatkowo przemawia za unieważnieniem takiej umowy. Z perspektywy dzisiejszego prawa sytuacja jest jasna: klient został niejako wciągnięty w toksyczny produkt finansowy bez pełnej świadomości jego zagrożeń, więc ma prawo domagać się unieważnienia kontraktu jako nieuczciwego. Bankowcy oczywiście próbowali bronić się przed tą falą roszczeń, nieraz odwołując się do argumentów moralnych – twierdząc, że frankowicze sami byli „chciwi” i teraz nie powinni dochodzić swoich praw (wszak „banki notują rekordowe zyski, ale ty, drogi konsumencie, nie bądź pazerny” ). Dziś jednak takie opinie brzmią jak desperacka próba odwrócenia uwagi. Sędziowie trzymają się litery prawa, a ta jest jednoznaczna: jeśli umowa zawierała wady (abuzywne klauzule, brak informacji), konsekwencją jest jej nieważność.
Co ważne, unieważnienie kredytu frankowego jest dla konsumenta rozwiązaniem najkorzystniejszym – uwalnia go od długu i pozwala odzyskać nadpłacone pieniądze. Sądy doskonale zdają sobie z tego sprawę, dlatego obecnie najczęściej właśnie tak kończą spory: stwierdzeniem nieważności umowy . Teoretycznie istnieje alternatywa w postaci tzw. odfrankowienia (czyli pozostawienia kredytu w mocy po usunięciu klauzul walutowych, co skutkuje przeliczeniem go na złotówki z niskim oprocentowaniem jak dla franka), jednak w praktyce orzeka się tak bardzo rzadko. Zarówno linia orzecznicza TSUE, jak i nastawienie polskich sądów, sprawiają, że wadliwe umowy frankowe są po prostu wyrzucane do kosza.
Aktywny czy spłacony – każdy kredyt można podważyć
Czy tylko obecni frankowicze mogą iść do sądu? Absolutnie nie. Nawet jeśli dawno spłaciłeś kredyt we frankach, droga do unieważnienia umowy wciąż stoi otworem. Wielu byłych kredytobiorców nie zdaje sobie z tego sprawy, ale pełna spłata zobowiązania wcale nie zamyka drogi sądowej . Wady prawne umowy (abuzywne klauzule) istniały niezależnie od tego, czy kredyt nadal spłacasz, czy już go uregulowałeś – a skoro umowa była od początku wadliwa, możesz po latach domagać się sprawiedliwości i odzyskania pieniędzy.
W praktyce oznacza to, że nawet lata po ostatniej racie wolno Ci zażądać od banku zwrotu wszystkich nienależnie pobranych kwot, które wpłaciłeś na podstawie nieważnej umowy . Polskie sądy potwierdzają to prawo frankowiczów: uchwała Sądu Najwyższego z 25 kwietnia 2024 r. (III CZP 25/22) stwierdziła, że termin przedawnienia roszczeń z takiej umowy biegnie dopiero od momentu, gdy konsument wystąpi z roszczeniem przeciw bankowi.
Mówiąc prościej – dopóki nie pozwałeś banku, nie zaczął nawet płynąć czas przedawnienia. Dzięki temu tysiące osób, które spłaciły kredyty CHF 5, 10 czy nawet 15 lat temu, wciąż mogą skutecznie dochodzić swoich praw w sądzie. I coraz częściej to robią.
Statystyki mBanku pokazują, że w I kwartale 2024 r. niemal co czwarty nowo składany pozew frankowy dotyczył kredytu już spłaconego. Jeszcze parę lat temu odsetek ten był znacznie niższy – w 2022 r. sprawy po spłacie stanowiły tylko 14% pozwów przeciw temu bankowi, ale w 2024 r. to już 18% i rośnie . Ta tendencja jasno wskazuje, że byli frankowicze budzą się i ruszają po swoje. Szacuje się, że ponad połowa wszystkich udzielonych kredytów frankowych została już spłacona – to około 400 tys. umów.
Jeśli choćby część z tych klientów pójdzie do sądów, banki czeka kolejna fala kosztownych procesów. Prawnicy zwracają uwagę, że gdyby wszyscy spłaceni frankowicze pozwali swoje banki, koszty dla sektora byłyby dwu-trzykrotnie większe niż dotychczas poniesione – co mogłoby okazać się trudne do udźwignięcia . Nic dziwnego, że banki niechętnie informują byłych klientów o możliwości dochodzenia roszczeń – jedyną drogą na odzyskanie pieniędzy po spłacie jest pozew, bo ugód dla tej grupy praktycznie się nie oferuje . Jeśli więc spłaciłeś kredyt indeksowany CHF i zastanawiasz się, czy „to już koniec” – odpowiedź brzmi: to dopiero początek, o ile zechcesz zawalczyć o swoje pieniądze.
A co jeśli banku już nie ma? (Przypadek Nordea i inni)
Wiele kredytów frankowych zawarto lata temu w bankach, które dziś już nie istnieją pod pierwotną nazwą. Przykładowo Nordea Bank Polska udzielał takich kredytów na potęgę, ale kilka lat później zniknął z rynku (portfel Nordea przejął PKO BP). Podobnie Kredyt Bank został wchłonięty przez Santander, a np. część umów dawnego Polbanku ostatecznie trafiła pod skrzydła banku Raiffeisen (obecnie działającego już tylko poprzez centralę w Austrii). Czy fakt, że nasz bank zniknął, oznacza koniec marzeń o unieważnieniu kredytu? Absolutnie nie! To, że bank, z którym podpisaliśmy umowę, już nie istnieje, w niczym nie przeszkadza w dochodzeniu roszczeń . Zawsze można pozwać jego następcę prawnego, czyli instytucję, która przejęła dany portfel kredytów. Kluczowe jest jedynie prawidłowe ustalenie, kto tym następcą jest.
Na szczęście przy większości głośnych fuzji bankowych jest to dość oczywiste: kredyty Nordea Banku pozywa się dziś kierując pozew przeciw PKO BP S.A., bo to on przejął Nordea Bank Polska . Umowy dawnego Kredyt Banku (który zniknął w 2013 r.) są dziś problemem Santander Bank Polska . Czasem bywa to mniej intuicyjne – przykładowo sprawy frankowe z portfela Raiffeisen Bank (wcześniej Polbank) wymagają pozwu przeciw spółce Raiffeisen Bank International AG z siedzibą w Wiedniu , ponieważ ta zagraniczna jednostka zachowała odpowiedzialność za dawne kredyty walutowe w Polsce.
Mimo takich zawiłości, prawnicy podkreślają, że każda likwidacja czy fuzja banku wiąże się z przejęciem jego klientów przez inny podmiot. Nigdy nie jest tak, że umowa „znika” wraz z bankiem – zawsze istnieje instytucja, która wstępuje w jego obowiązki i odpowiada za roszczenia z dawnej umowy . Dotyczy to zarówno kredytów nadal spłacanych (po prostu płacimy raty już do innego banku), jak i tych spłaconych dawno temu. Jeśli więc Twój kredyt brałeś w banku, którego szyld zniknął z ulic – ustal, kto przejął jego majątek. To właśnie tę instytucję możesz bez przeszkód pozwać w celu unieważnienia umowy.
Co dalej? Fala unieważnień i jej skutki
Rok 2025 przejdzie do historii jako czas finalnego triumfu frankowiczów. Układ sił nigdy wcześniej nie był tak korzystny dla klientów – linia orzecznicza ukształtowała się jednoznacznie prokonsumencko, a banki praktycznie utraciły argumenty obronne. Kolejne wyroki TSUE i decyzje polskiego Sądu Najwyższego wyeliminowały ostatnie wątpliwości prawne na korzyść kredytobiorców. Przykładowo TSUE w wyroku z 15 czerwca 2023 r. (C-520/21) jasno stwierdził, że bankom nie należy się żadne wynagrodzenie za korzystanie z kapitału po unieważnieniu umowy. To ogromnie ważne – rozwiało to groźbę, którą banki straszyły klientów (że za „bezumowne” korzystanie z pożyczonego kapitału będą żądać zapłaty). Teraz już wiemy, że po wygranej sprawie frankowicz oddaje bankowi tylko to, co pożyczył, i żadnych dodatkowych opłat ani kar. Bank zaś musi zwrócić wszystkie raty, odsetki i prowizje wpłacone przez klienta. Takie rozstrzygnięcia ucięły bankom pole manewru – nie mają już skutecznych linii obrony i muszą pogodzić się z masowym unieważnianiem kontraktów .
Długofalowe skutki tej sytuacji są fascynujące i niejednoznaczne. Z jednej strony, dla tysięcy rodzin w Polsce to ulga i znaczący zastrzyk finansowy. Po latach stresu i zaciskania pasa frankowicze wreszcie mogą odetchnąć: perspektywa pozbycia się toksycznego długu i odzyskania nadpłaconych kilkudziesięciu (a czasem i kilkuset) tysięcy złotych stała się bardzo realna. Te pieniądze wracają do portfeli konsumentów, zasilając prywatne budżety – być może zostaną przeznaczone na nowe mieszkania, inwestycje lub po prostu podreperowanie domowych finansów po trudnych latach. W szerszym ujęciu społecznym wzrosła też świadomość praw konsumenta.
Frankowicze pokazali, że warto walczyć w sądzie, i nauczyli całe społeczeństwo, iż nieuczciwe zapisy umów można skutecznie eliminować. To precedens, który może wpłynąć na inne sektory – banki i firmy świadczące usługi masowe będą musiały bardziej uważać na równość stron umowy i transparentność, by nie powtórzył się casus frankowy. Można powiedzieć, że poczucie sprawiedliwości zostało przywrócone, a klienci już nie są bezbronni wobec potężnych instytucji finansowych.
Z drugiej strony, pozostaje pytanie o stabilność systemu bankowego i reakcje rynku. Banki ponoszą gigantyczne koszty – zwracają klientom pieniądze, tworzą rezerwy na kolejne przegrane sprawy, opłacają prawników. W samej tylko pierwszej połowie 2024 roku sektor bankowy przeznaczył dziesiątki miliardów złotych na rezerwy związane z kredytami frankowymi, a to dopiero początek. Mniejszy, słabszy kapitałowo bank (Getin Noble Bank) już upadł w 2022 r., częściowo pod ciężarem portfela frankowego – został przejęty przymusowo przez państwowy fundusz i konkurentów.
Większe banki na razie notują rekordowe zyski m.in. dzięki wysokim stopom procentowym , co pozwala im amortyzować straty z franków. Jednak jeśli fala unieważnień przybierze na sile (zwłaszcza pozwy spłaconych kredytobiorców), potencjalne wypłaty mogą istotnie uszczuplić kapitały banków. Nadzór finansowy (KNF) uspokaja, że sektor jest stabilny, ale przyznaje, iż frankowe koszty to istotny czynnik ryzyka na najbliższe lata.
Czy każdy frankowy kredyt zostanie unieważniony? Niewykluczone, że tak będzie w przytłaczającej większości przypadków. Prawie wszystkie sporne umowy upadają w sądach, a frankowicze grają już praktycznie w jednej drużynie z sędziami – którzy doskonale znają problem i nie dają się zwieść bankowym wymówkom. Pozostaje pytanie, czy banki oraz regulatorzy wyciągną z tej lekcji wnioski. Fala unieważnień to dla sektora finansowego bolesna nauczka, ale i szansa na oczyszczenie atmosfery.
System bankowy przetrwa – choć poobijany – a klienci mogą w przyszłości otrzymywać bardziej uczciwe, przejrzyste oferty. Frankowicze zaś udowodnili, że nawet z pozoru niezachwiany kontrakt można obalić, jeśli stoi za tym prawo i zdrowy rozsądek. W tym sensie każdy kredyt we frankach faktycznie może zostać unieważniony – wystarczy iskra w postaci nieuczciwego zapisu w umowie. A takich iskier, jak się okazało, było mnóstwo. Rok 2025 to czas, gdy płoną one jasnym płomieniem zwycięstwa konsumentów nad bankową opresją.