Wynagrodzenie za bezumowne korzystanie z kapitału to coś, co u wielu kredytobiorców wzbudza wyjątkowo silne emocje. Banki roszczą o tego rodzaju opłatę w przypadku unieważnienia przez sąd umowy frankowej. Nie wiadomo, ile dokładnie pozwów złożono przeciwko kredytobiorcom, wiadomo natomiast, że roszczenia te są na ogół oddalane przez sądy powszechne. Dlaczego frankowicze nie powinni obawiać się kontr pozwu banku?
- Banki od wielu miesięcy składają kontr pozwy przeciwko frankowiczom, którzy zdecydowali się zakwestionować swoje umowy kredytowe
- Sądy powszechne najczęściej oddalają powództwa banków, podkreślając, że wynagrodzenie za bezumowne korzystanie z kapitału nie występuje w polskim porządku prawnym. Banki składają apelacje od niekorzystnych dla siebie wyroków
- Prawdopodobnie już w przyszłym roku TSUE odpowie na pytanie o sposób rozliczenia stron w przypadku unieważnienia umowy
- Jeśli wyrok TSUE w sprawie C-520/21 okaże się prokonsumencki, może to łącznie kosztować sektor bankowy nawet 100 mld zł.
Dlaczego banki pozywają swoich klientów o wynagrodzenie za bezumowne korzystanie z kapitału?
O tym, że kredyty frankowe były nieuczciwe, słyszał już niemal każdy dorosły Polak. Przez ostatnie lata w sprawie procederu frankowego zdążyły wypowiedzieć się wszystkie najważniejsze instytucje w Polsce, w tym Sąd Najwyższy, UOKiK, Rzecznik Finansowy.
W polskich sprawach frankowych kilkukrotnie wypowiedział się też TSUE, po raz pierwszy w październiku 2019 roku, co stanowiło przełom dla krajowej linii orzeczniczej. Jednoznaczne stanowisko najważniejszych organów krajowych i unijnych przyniosło spektakularne rezultaty: frankowicze wygrywają już 98 proc. sporów z bankami, w tym udaje im się unieważnić umowę w aż 92 proc. przypadków.
Dla banków unieważnienie umowy to oczywiście wyjątkowo niekorzystny scenariusz. Gdy sąd decyduje o nieważności umowy i wyeliminowaniu jej z obrotu prawnego, w praktyce oznacza to, że kredytobiorca odpowiada przed bankiem jedynie do nominalnej wartości kredytu, czyli kwoty, którą pierwotnie pożyczył. Bank nie zarabia ani na odsetkach, ani na prowizjach, a w niektórych sytuacjach jest jeszcze zobowiązany przez sąd do zapłacenia klientom ustawowych odsetek za zwłokę.
Gdy banki zaczęły przegrywać z frankowiczami, pojawiła się pilna potrzeba odstraszenia kredytobiorców przed składaniem pozwów, jak również ratowania topniejących kapitałów. Tak właśnie banki zaczęły rościć od swoich klientów o wynagrodzenie za bezumowne korzystanie z kapitału.
Gdy do sądów wpłynęły pierwsze kontr pozwy, kredytobiorcy byli przerażeni: nagle okazało się, że prawomocne unieważnienie umowy może wcale nie być końcem „perypetii” z bankiem. Krajowe sądy bardzo szybko zaczęły jednak studzić zapał kredytodawców, wskazując, że nie mają oni podstaw, aby rościć o dodatkową opłatę po unieważnieniu umowy, gdyż takie roszczenie nie występuje w polskim porządku prawnym.
Banki nie są jednak zrażone niekorzystnymi postanowieniami krajowych sądów (przypomnijmy, że Sąd Najwyższy ma tak serdecznie dość skarg kasacyjnych składanych przez banki na niekorzystne wyroki, że automatycznie odrzuca większość z nich na etapie przedsądu) i kontynuują pozywanie swoich klientów. Dlaczego? Ponieważ chcą maksymalnie utrudnić kredytobiorcom dochodzenie roszczeń. Jeśli jeden na pięciu wahających się kredytobiorców zrezygnuje dzięki temu z pozwu albo wycofa roszczenie, dla banku będzie to duży sukces.
Nie ulega wątpliwości, że masowe kontr pozwy mają „zachęcić” kredytobiorców do podpisywania ugód z bankami. Coraz częściej instytucje te składają pozwy wobec klientów już w trakcie postępowania – nie czekają, aż sąd uzna umowę za nieważną. Dlaczego? Swoje działania tłumaczą biegiem terminu przedawnienia, ale należy się spodziewać, że równie ważną, jeśli nawet nie ważniejszą kwestią jest właśnie chęć przekonania kredytobiorców do konwersji kredytu na PLN. Osoby, którym zależy na czasie i które chcą pozbyć się ze swojej umowy ryzyka walutowego, mogą skusić się na taką ofertę – zwłaszcza gdy mają pewność, że bank nie odpuści i będzie tak długo walczył o swoje, aż wyczerpie środki zażalenia. To szczególnie niebezpieczny scenariusz, a powodów jest co najmniej kilka:
- ugoda frankowa to konwersja kredytu z CHF na PLN, tak jakby od początku był on zobowiązaniem w złotówkach, oprocentowanym wg stawki WIBOR
- co za tym idzie, kredytobiorca, eliminując ze swojej umowy ryzyko walutowe, zastępuje je zagrożeniem wysokiego oprocentowania
- po konwersji kredytu na PLN może się zdarzyć, że rata kapitałowo-odsetkowa będzie wyższa niż przed ugodą, a odpowiedzialna będzie za to właśnie stawka oprocentowania
- wyższe odsetki kredytu to oczywiście większa kwota do łącznej spłaty bankowi
- wycofując swoje roszczenia z sądu i podpisując ugodę, kredytobiorca naraża się na ryzyko obciążenia kosztami sądowymi. Bank może rościć o zwrot kosztów zastępstwa procesowego – to dla kredytobiorcy potencjalny wydatek rzędu 10 800 zł.
Dlaczego sądy nie chcą przyznawać bankom wynagrodzenia za bezumowne korzystanie z kapitału?
Kredytobiorcy będący konsumentami zawdzięczają ochronę prawną przed niedozwolonymi postanowieniami umownymi unijnej dyrektywie 93/13/EWG. Dyrektywa porusza m.in. kwestię sankcji, jakie państwa członkowskie mogą nakładać na podmioty naruszające interesy konsumentów. Wg zapisów dyrektywy sankcje powinny być „skuteczne, proporcjonalne i odstraszające”.
Celem jest doprowadzenie do sytuacji, w której podmiot dopuszczający się umieszczania niedozwolonych warunków w umowach z konsumentami zaniecha podobnych naruszeń w przyszłości. Unieważnienie umowy lub odfrankowienie jej (konwersja na PLN z zachowaniem stawki SARON) to właśnie środki, które skutecznie „grożą bankom palcem” i pokazują, że wprowadzanie do umów klauzul abuzywnych jest po prostu nieopłacalne.
Gdyby zaś sądy zaczęły przyznawać bankom wynagrodzenie za bezumowne korzystanie z kapitału, doszłoby do wypaczenia celów unijnej dyrektywy, zaś ochrona konsumentów stałaby się wręcz iluzoryczna. Co więcej, banki nie czułyby się w żaden sposób odstraszone takim orzecznictwem. W konsekwencji i tak zarobiłyby na abuzywnych kredytach, więc co miałoby je powstrzymać przed dalszym proponowaniem klientom skrajnie niekorzystnych i ryzykownych zobowiązań?
Sądy powszechne, jakkolwiek nastawione prokonsumencko do problemu kredytów frankowych, liczą na jednoznaczne stanowisko TSUE w kwestii rozliczenia się stron sporu. Jeden z sędziów warszawskiego Sądu Rejonowego wysłał w tej sprawie zapytanie prejudycjalne. Przesłuchanie stron przez TSUE miało miejsce 12 października 2022 roku. Na rozprawie wystąpił szef KNF, Jacek Jastrzębski, który poparł roszczenia sektora finansowego o wynagrodzenie za bezumowne korzystanie z kapitału i podkreślił, że nieprzyznanie tego rodzaju opłaty kredytodawcom może doprowadzić jeden lub kilka dużych banków do upadłości.
Ewentualne straty sektora po prokonsumenckim wyroku KNF wycenia na 100 mld zł. To 63 proc. kapitałów własnych banków działających na polskim parkiecie. Gdyby wszyscy uprawnieni kredytobiorcy zdecydowali się na pozew, a sądy tak jak teraz unieważniałyby umowy w ponad 90 proc. przypadków, wskaźniki kapitałowe niektórych banków spadłyby poniżej akceptowalnego minimum. KNF prawdopodobnie obawia się, że wówczas jeden lub kilka podmiotów podzieliłoby los Getinu. Jak banki poradzą sobie z ewentualnym niekorzystnym dla nich wyrokiem TSUE, będzie zależeć od kilku czynników, m.in. od tego, czy będą one zmuszone do jednorazowego zaksięgowania tego kosztu, czy będzie on rozłożony w czasie.
Co postanowi TSUE? Obserwatorzy przesłuchania stron relacjonowali, że podejście sędziów TSUE wydawało się mało przychylne bankom, pojawiały się też głosy, że wystąpienie szefa KNF nie zrobiło na składzie sędziowskim najlepszego wrażenia. Dotychczasowe wyroki TSUE w sprawach o franki były korzystne dla kredytobiorców, nie ma więc powodów, by sądzić, że tym razem będzie inaczej. Prokonsumenckie stanowisko przekazały do TSUE takie instytucje jak KPRM, Ministerstwo Sprawiedliwości, Rzecznik Finansowy, Rzecznik Praw Obywatelskich czy Komisja Europejska. Spodziewany termin ogłoszenia wyroku w sprawie C-520/21 to połowa przyszłego roku.