Nie jest tajemnicą, że zarówno bankowcom, jak i KNF nie podoba się to, w jakim kierunku zmierza linia orzecznicza w sprawach o kredyty frankowe. Do niedawna Komisja i banki utyskiwały głównie na sposób rozpatrywania spraw przez krajowych sędziów, którzy – wg niektórych bankowców – nadinterpretowali wyroki TSUE. Po 15 czerwca br. to już sam Trybunał stał się wrogiem sektora i jest posądzany przez przedstawicieli rynku finansowego o „grę z częścią opinii publicznej”. Bankowcy ze szczytną ideą sprawiedliwości społecznej na ustach chcą brnąć w stronę ugód i utyskują, że orzeczenia TSUE prowadzą do bałaganu prawnego i finansowego w kraju. Czy banki mają jeszcze szanse na polubowne rozwiązanie konfliktu o franki? A może ostatni dobry moment na masowe konwersje kredytu jest już za nimi?
- 130 tys. pozwów vs. 60 tys. ugód – tak wyglądają bieżące statystyki konfliktu frankowego. Nowych pozwów przybywa, za to chętnych na ugodę jest coraz mniej. To pokłosie wyroku TSUE w sprawie C-520/21
- Związek Banków Polskich przewiduje, że do końca 2025 roku sektor będzie musiał dowiązać dodatkowe rezerwy na ryzyko związane z kredytami pseudowalutowymi, które wyniosą 42 mld zł. Do tej pory banki zgromadziły na ten cel między 40 a 50 mld zł
- Narastający problem rozliczeń frankowych i konsekwencji, jakie niosą one dla rynku finansowego, zauważane są również przez NBP. W banku centralnym rośnie irytacja związana z podejściem TSUE i krajowych sądów do rozsądzania sporów o franki
- Zdaniem Pawła Szałamachy, członka zarządu NBP, banki powinny obrać kurs na ugody i nie liczyć na zmianę linii orzeczniczej na bardziej korzystną.
Ile zapłacą banki za rozliczenia z frankowiczami po wyroku w sprawie C-520/21?
Od miesięcy spekuluje się na temat tego, ile będzie kosztować sektor zamknięcie raz na zawsze problemu kredytów frankowych. Wg wyliczeń KNF pochodzących z marca 2021 roku łączny koszt sankcji darmowego kredytu (która po wyroku TSUE z połowy czerwca staje się faktem) to ok. 101,5 mld zł. Do tej pory banki zdołały zgromadzić rezerwy w wysokości przekraczającej 40 mld zł. Niektóre źródła podają, że sektor jako całość zbliża się powoli do momentu, w którym odpisy sięgną kwoty 50 mld zł.
To jednak zbyt mało, by móc powiedzieć, że banki są przygotowane na pełne rozliczenie z klientami – wg Związku Banków Polskich do osiągnięcia tego celu potrzebne będzie jeszcze ok. 42 mld zł. Banki mogą dowiązać tę kwotę, odpisując w latach 2023, 2024, 2025 po 14 mld zł. Mogą też zastosować scenariusz szokowy, czyli w roku bieżącym odpisać 25 mld zł, zaś w dwóch następnych po 12 i 5 mld zł.
Wg ZBP nawet 75 proc. klientów może wybrać drogę prawną i zakwestionować swój kredyt frankowy, zaś 25 proc. może zdecydować się na ugodę.
Na chwilę obecną w sądach jest ok. 130 tys. umów frankowych, z kolei polubowne rozwiązanie, czyli konwersję kredytu na złotówki, wybrało ok. 60 tys. klientów. Zdaniem niezależnych ekspertów bankom nie grozi wielki kryzys czy fala upadłości – nawet w razie konieczności jednorazowego dowiązania niezbędnych rezerw większość z nich, za wyjątkiem Millennium, będzie spełniać wymogi kapitałowe. Inna sprawa, że topnienie kapitałów własnych może wpłynąć na znaczne okrojenie akcji kredytowej oraz zmniejszyć możliwości finansowania gospodarki przez sektor – luka może wynieść od 36,2 do nawet 51,5 mld zł. Do tego dochodzi jeszcze jeden istotny czynnik, czyli wymóg MREL, którym banki zostaną objęte do końca tego roku.
Po uwzględnieniu dodatkowych czynników może się więc okazać, że luka w możliwościach finansowania przez banki sektora niefinansowego wyniesie od 390 do 470 mld złotych. Aby uzmysłowić sobie, o jakich pieniądzach mowa, wystarczy nadmienić, że tegoroczny budżet państwa wynosi 600 mld zł.
Nic dziwnego, że w sektorze zaczyna się robić nerwowo. Nie tylko członkowie Związku Banków Polskich są zaniepokojeni ryzykami materializującymi się po czerwcowych wyrokach TSUE. Również przedstawiciele Narodowego Banku Polskiego częściej publicznie wyrażają swój sprzeciw dla coraz większej regulacji rynku i skrajnie prokonsumenckiego podejścia Trybunału.
Przykład takiej postawy prezentuje Paweł Szałamacha, członek zarządu NBP, który 28 czerwca na gali „Gazety Bankowej” nie szczędził gorzkich słów i samym bankom, i unijnym sędziom. Zdaniem Szałamachy banki zbyt długo zwlekały z ugodami, licząc na wykształcenie takiej linii orzeczniczej, która byłaby korzystna dla sektora.
Wg niego problem związany z Trybunałem Sprawiedliwości UE należałoby rozwiązać opierając się o krajowe przepisy kc. W opinii członka zarządu NBP TSUE prowadzi grę z częścią opinii publicznej w Polsce i nie liczy się z powstającym bałaganem prawnym czy finansowym. Szałamacha ocenia najnowsze wyroki TSUE jako realne wyzwanie dla sektora i podkreśla, że rekomendacją (dla banków) ze strony NBP jak i KFSM są ugody.
Ugoda vs. Pozew – które rozwiązanie wybiorą frankowicze?
Czy ugody rzeczywiście mogą stać się przebojem tego lata? Zdaniem ekspertów to mało prawdopodobne. Po wyroku TSUE w sprawie C-520/21 kredytobiorcy stracili motywację do dogadywania się z bankiem. Wiedzą bowiem, że:
- ich kredytodawca nie ma prawa do wynagrodzenia za bezumowne korzystanie z kapitału (a także do waloryzacji tegoż kapitału, wbrew temu, co twierdzą banki)
- pozywając bank, mogą ubiegać się o ustawowe odsetki za zwłokę (aktualnie w wysokości 12,25 proc. w skali roku) już od momentu otrzymania przez bank przedsądowego wezwania do zapłaty
- po unieważnieniu kredytu należeć im się będzie zwrot wpłaconych bankowi środków w tej samej walucie, w której przekazywali je temu podmiotowi. To daje kredytobiorcy szansę na dodatkowy zarobek na różnicach kursowych
- eliminując umowę z obrotu prawnego, można odzyskać zdolność kredytową, a także wykreślić hipotekę z księgi wieczystej, co umożliwia znacznie łatwiejszą sprzedaż nieruchomości.
Z kolei podpisując ugodę, kredytobiorca naraża się na wiele nowych ryzyk:
- decydując się na stałą stopę procentową, kredytobiorca zamraża swoje raty na bardzo wysokim poziomie i wystawia na zagrożenie w postaci wysokiego oprocentowania kredytu, i to niezależnie od zmian w otoczeniu ekonomicznym
- z kolei wybierając zmienną stopę po konwersji kredytobiorca musi liczyć się z ryzykiem ewentualnego wzrostu stawki referencyjnej, a więc i raty kapitałowo-odsetkowej
- po ugodzie umowa, zamiast zostać wyeliminowana, jest utrzymywana w mocy, tyle że na nowych zasadach – kredyt jest spłacany tak, jakby kredytobiorca od początku zawarł go w PLN
- kredytobiorca, który podpisze ugodę, nie zawsze jest zwolniony z płacenia podatku fiskusowi. Jeśli nieruchomość, której dotyczył sporny kredyt, była wykorzystywana na cele inne niż osobiste (np. została zakupiona przez kredytobiorcę dla dzieci lub rodziców), podatek dla US będzie się należał. Ten sam klient unieważniając umowę mógłby liczyć na neutralność podatkową tego zdarzenia, niezależnie od celu kredytowego.