Ile bank musi zwrócić frankowiczowi po prawomocnym unieważnieniu umowy kredytowej? Do niedawna odpowiedź była prosta: tyle, ile kredytobiorca wpłacił w ramach rat kapitałowo-odsetkowych, plus ustawowe odsetki za zwłokę. Jednak po czerwcowym wyroku TSUE w sprawie C-520/21 kredytobiorcy zyskali dodatkową podstawę do domagania się od banku rekompensaty za to, że ten bezumownie korzystał z ich pieniędzy. Może to obejmować wynagrodzenie za korzystanie z kapitału, waloryzację sądową, a nawet odszkodowanie czy zadośćuczynienie. Banki starają się jednak odeprzeć te roszczenia, twierdząc, że to im należy się waloryzacja kapitału ze względu na spadek siły nabywczej pieniądza. Kto ma rację i ile teraz banki będą musiały zapłacić frankowiczom?
15 czerwca 2023 roku Trybunał Sprawiedliwości UE orzekł, że kredytodawca nie ma prawa do wynagrodzenia za bezumowne korzystanie przez konsumenta z kapitału. Bank nie może bowiem czerpać korzyści z własnego bezprawnego działania
Jednocześnie TSUE nie wykluczył prawa kredytobiorcy do adresowania podobnych roszczeń wobec banku. Przyznanie kredytobiorcy prawa do rekompensaty za to, że bank bezumownie korzystał z jego środków, nie jest sprzeczne z celami dyrektywy 93/13, a nawet może wspomóc efekt zniechęcający profesjonalistę do abuzywnych praktyk wobec klienta
Niekorzystny dla sektora wyrok TSUE nie przeszkadza bankom twierdzić, że nie odnosi się on do sądowej waloryzacji świadczenia. Banki chcą ubiegać się o takową w kontr pozwach kierowanych pod adresem klientów. Wg nich waloryzacja powinna wynosi od ok. 30 do nawet 35 proc. wartości udzielonego kapitału
Do Trybunału Sprawiedliwości UE trafiły już kolejne pytania prejudycjalne od polskich sądów, tym razem bezpośrednio dotyczące prawa banku do sądowej waloryzacji kapitału kredytu. Prawnicy nie mają złudzeń: prawdopodobieństwo, że unijni sędziowie uznają roszczenia banków za zasadne jest bliskie zeru.
Sektor bankowy próbuje manipulować wnioskami z wyroku TSUE. Ta taktyka może wkrótce obrócić się przeciwko niemu
Banki nie zamierzają poddać się woli Trybunału Sprawiedliwości UE, a przynajmniej nie zrobią tego bez walki. W połowie czerwca br. unijni sędziowie wydali wyrok w sprawie C-520/21, przesądzając o braku prawa po stronie banku do wynagrodzenia za bezumowne korzystanie z kapitału. TSUE wypowiedział się też o możliwości dochodzenia podobnych roszczeń od banku przez samego kredytobiorcę.
Uznał, że dyrektywa 93/13 nie stoi na przeszkodzie temu, aby konsument rościł o rekompensatę za to, że podmiot bezumownie korzystał z jego pieniędzy. Może to zrobić, składając pozew o wynagrodzenie, odszkodowanie czy zadośćuczynienie, jak również żądając od sądu waloryzacji, np. wskaźnikiem inflacji. Podstawę prawną dla tego ostatniego roszczenia kredytobiorcy bez trudu znajdą w krajowym prawie: będzie nią art. 358(1) kodeksu cywilnego.
Żeby było śmieszniej, na ten sam artykuł kc powołują się banki, twierdząc, że to im należy się sądowa waloryzacja kapitału, co miałoby być motywowane znacznym zmniejszeniem siły nabywczej pieniądza od momentu wypłacenia klientowi kapitału. Banki w swoich pozwach roszczą od klientów o zapłatę dodatkowo od 30 do 35 proc. wartości wypłaconego kredytu, która ma być im należna już nie – tak jak wcześniej – z tytułu wynagrodzenia za korzystanie z kapitału, a właśnie waloryzacji. Absurd? Oczywiście, że tak.
O ile § 3 wspomnianego artykułu rzeczywiście umożliwia sądowi zmianę wysokości świadczenia pieniężnego lub sposobu jego spełnienia, o tyle już § 4 precyzuje, że z żądaniem waloryzacji nie może wystąpić strona prowadząca przedsiębiorstwo, jeżeli świadczenie jest związane z prowadzeniem tego właśnie przedsiębiorstwa.
Czyżby banki nie doczytały tego fragmentu? Oczywiście doskonale zdają sobie sprawę z jego brzmienia, zatrudniają w końcu najlepszych prawników. Grają po prostu na czas, wysyłając klientom sygnał, że nie poddadzą się bez walki. Kredytobiorcy, którzy liczyli, że po pozwaniu banku nie otrzymają już absurdalnego kontr pozwu z roszczeniem wyższym niż kwota wypłaconego kapitału, będą z pewnością rozczarowani. Banki nie odpuszczą. Inna sprawa, że nie mają żadnych podstaw, by sądzić, że mogą wygrać tę walkę. Nie tylko krajowe prawo stoi po stronie kredytobiorcy.
Przede wszystkim dotychczasowe orzeczenia TSUE są jednoznacznie korzystne dla konsumentów. Banki twierdzą, że TSUE w wyroku do sprawy C-520/21 odniósł się jedynie do prawa kredytodawcy do wynagrodzenia za bezumowne korzystanie z kapitału. Nie jest to prawda. Pytanie prejudycjalne zadane przez warszawski sąd było bardzo szerokie i dotyczyło jakiejkolwiek formy rekompensaty na rzecz banku, w tym należy uwzględnić także waloryzację świadczenia. Banki udają, że jest inaczej, co już wkrótce może się na nich zemścić.
TSUE znów wypowie się w polskiej sprawie o franki. Tym razem chodzi o waloryzację
Do TSUE wpłynęły już kolejne pytania prejudycjalne dotyczące sposobu rozliczeń stron frankowego kredytu po uznaniu go za nieważny. I nie chodzi tylko o sprawę C-756/22, o której głośno było jeszcze przed czerwcowym wyrokiem. Po orzeczeniu w sprawie C-520/21 sądy zaczęły kierować do TSUE pytania precyzyjnie dotyczące waloryzacji świadczenia po stronie banku. Jedno z nich wyszło z warszawskiego Wydziału Frankowego i dotyczy krajowej sprawy o sygnaturze XXVIII C 18858/21.
Banki natychmiast podchwyciły temat i rozpoczęły kolportowanie narracji, według której to znak, że czerwcowe orzeczenie Trybunału nie zamyka kwestii waloryzacji. Z kolei zdaniem prawników kolejne pytania prejudycjalne wysyłane do TSUE świadczą o tym, że sądy chcą raz na zawsze wyjaśnić kwestię waloryzacji, niejako zmuszone do tego przez kłamliwą narrację sektora bankowego.
Medialną bronią bankowców w relacji z frankowiczami są trzy nieprawomocne wyroki, wydane w te wakacje przez sądy w Gdańsku i Elblągu. Elementem wspólnym tych orzeczeń jest uznanie przez sąd prawa banku do sądowej waloryzacji kapitału. Wszystkie te wyroki są nieprawomocne i istnieje duże prawdopodobieństwo, że zostaną zmienione przez sądy II instancji.
Podobnie jak w przypadku wynagrodzenia za bezumowne korzystanie z kapitału, tak i teraz taktyka sektora bankowego może przynieść mu więcej szkody niż pożytku. Przypomnijmy, że gdyby nie masowo kierowane pod adresem kredytobiorców roszczenia banków o takowe wynagrodzenie, sprawa dotycząca tego zagadnienia najprawdopodobniej nigdy nie trafiłaby do TSUE. A unijni sędziowie nie orzekliby wówczas, że o tego rodzaju dodatkowe świadczenie może ubiegać się od banku sam konsument. Teraz może być podobnie. TSUE może uznać, że bankowi nie należy się waloryzacja kapitału, gdyż byłoby to sprzeczne z celami unijnej dyrektywy 93/13.
Jednocześnie sędziowie Trybunału mogą uznać, że podobne roszczenie po stronie kredytobiorcy nie jest sprzeczne z celami wspomnianej dyrektywy, dając klientom zielone światło do pozywania banków. A wówczas to frankowicze mogą ze zdwojoną energią i pewnością siebie ruszyć po waloryzację sądową, bazując na wyliczeniach banku i roszcząc o dodatkowe 30-35 proc. wartości nienależnie spełnionych świadczeń w związku z malejącą siłą nabywczą pieniądza. Wtedy banki z rozrzewnieniem będą wspominać czasy, w których KNF szacował maksymalny koszt frankowych rozliczeń na ok. 100 miliardów złotych. I, co najważniejsze, nie będą mieć już żadnych argumentów na poparcie tezy o zasadności swoich roszczeń.