czwartek, 10 lipca, 2025
Kontakt: info@chf24.pl
CHF24.PL

Portal informacyjny dla Frankowiczów i kredytobiorców złotówkowych - Wiadomości dotyczące sporów sądowych z bankami.

  • Strona Główna
  • Wiadomości
    • Frankowicze
    • Kredyt w PLN
    • Sankcja kredytu darmowego
  • Wyroki
    • Wyroki TSUE
  • Poradnik Frankowicza
  • Felietony
  • Prawnicy
  • W Sądach
  • Forum
  • Ugody
  • Ranking Kancelarii
Brak wyników
Zobacz wszystkie wyniki
CHF24.PL
  • Strona Główna
  • Wiadomości
    • Frankowicze
    • Kredyt w PLN
    • Sankcja kredytu darmowego
  • Wyroki
    • Wyroki TSUE
  • Poradnik Frankowicza
  • Felietony
  • Prawnicy
  • W Sądach
  • Forum
  • Ugody
  • Ranking Kancelarii
Brak wyników
Zobacz wszystkie wyniki
CHF24.PL
Brak wyników
Zobacz wszystkie wyniki

WIBOR i tajemnica kredytu – Dlaczego Polacy nie rozumieją swoich umów i kto za to odpowie?

Michał Augustynowicz Napisał Michał Augustynowicz
Data ostatniej modyfikacji: 29/06/2025 21:10
Czas czytania:25 minut
A A
0
Share on FacebookShare on Twitter

Setki tysięcy, a nawet miliony Polaków spłacają dziś kredyty hipoteczne o zmiennym oprocentowaniu opartym na stawce Wibor. Mimo to dla ogromnej rzeszy klientów banków termin ten pozostaje niejasny lub wręcz tajemniczy – paradoksalnie, bo Wibor bezpośrednio wpływa na wysokość ich miesięcznych rat kredytowych. Aktualne wydarzenia pokazują powagę problemu: po raz pierwszy polska sprawa dotycząca Wiboru trafiła przed Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE). W tej sprawie kredytobiorca podważa swoją umowę, twierdząc, że bank nie zapewnił mu odpowiedniej informacji o ryzyku zmiennej stopy. To sygnał, że problem niezrozumienia Wiboru jest palący.WIBOR i tajemnica kredytu – Dlaczego Polacy nie rozumieją swoich umów i kto za to odpowie?

Rodzą się kluczowe pytania: czy banki wystarczająco tłumaczyły klientom, czym jest Wibor i jakie niesie ryzyko? Czy niski poziom edukacji finansowej Polaków sprawił, że wielu z nas nie zdawało sobie sprawy z „tykającej bomby” w umowie kredytowej? Kto zawinił i kto ostatecznie odpowie za tę sytuację – instytucje finansowe, regulatorzy, system edukacji, a może sami kredytobiorcy? Niniejsza analiza postara się odpowiedzieć na te pytania, biorąc pod lupę przyczyny i konsekwencje niezrozumienia Wiboru w umowach kredytowych. Przyjrzymy się, jak działa Wibor i czemu jest dla wielu tak trudny do pojęcia, zbadamy praktyki informacyjne banków (i czy spełniły one swoje obowiązki), ocenimy poziom świadomości finansowej społeczeństwa, a także omówimy stawkę najnowszej batalii prawnej toczącej się przed TSUE.

Wibor – co to jest i dlaczego jest tak niezrozumiały?

Wibor (Warsaw Interbank Offered Rate) to wskaźnik, który z pozoru brzmi bardzo technicznie, ale ma realny wpływ na domowe budżety setek tysięcy rodzin. Mówiąc najprościej, jest to stopa procentowa, po jakiej banki teoretycznie pożyczają sobie nawzajem pieniądze na polskim rynku międzybankowym. W praktyce dla kredytobiorcy oznacza to tyle, że oprocentowanie jego kredytu hipotecznego jest zazwyczaj sumą stałej marży banku oraz właśnie stawki Wibor (najczęściej 3M lub 6M, czyli aktualizowanej co 3 lub 6 miesięcy). W efekcie, gdy rośnie Wibor – rośnie rata kredytu, a gdy Wibor spada – rata maleje. Prosta zależność, ale mechanizm stojący za Wiborem i jego zmiennością już taki prosty nie jest.

Dlaczego Kowalski ma problem ze zrozumieniem Wiboru? Po pierwsze, Wibor nie jest wskaźnikiem, z którym przeciętny człowiek styka się na co dzień. To nie kurs waluty widoczny w każdym kantorze ani cena paliwa na stacji, którą można łatwo zaobserwować. Wibor ustalany jest na rynku międzybankowym – zwykły klient nie „widzi” tego procesu bezpośrednio. Mało kto śledzi codzienne komunikaty o stawkach Wibor, a informacje o nim sprowadzają się często do niewiele mówiących definicji w dokumentach bankowych. Po drugie, mechanizm wyznaczania Wiboru jest złożony. Opiera się na deklaracjach banków co do kosztu pożyczania pieniędzy (tzw. fixing), a niekoniecznie na rzeczywiście zawieranych transakcjach. Dla laika brzmi to jak finansowa abstrakcja – trudno mu sobie wyobrazić, jak dokładnie ten wskaźnik powstaje i dlaczego akurat taką ma wartość. Jeszcze do niedawna wiele osób mogło sądzić, że Wibor to jakiś „obiektywny” wskaźnik rynkowy w pełni zależny od decyzji NBP (np. stóp procentowych), nie rozumiejąc, że w rzeczywistości Wibor ustalają banki, kierując się własnymi ofertami i oczekiwaniami co do przyszłości.

Po trzecie, oprocentowanie zmienne samo w sobie jest trudniejsze do ogarnięcia niż stałe. Wymaga pewnej wyobraźni i świadomości ryzyka – trzeba przewidywać, że coś, co dziś wynosi np. 1%, za parę lat może wynosić 5% albo i 10%. Wielu klientów brało kredyty w okresie rekordowo niskich stóp (2015–2021), gdy Wibor praktycznie oscylował w okolicach 0,2–1%. Trudno było im sobie wyobrazić, że w niedalekiej przyszłości ten wskaźnik eksploduje do ~7%, powodując skok raty o kilkadziesiąt czy nawet kilkaset procent. Ludzka psychika ma tendencję do zakładania, że obecne warunki potrwają – jeśli przez kilka lat raty były niskie i stabilne, to po co zagłębiać się w zawiłości Wiboru? Niestety, ta pozorna stabilność uśpiła czujność wielu kredytobiorców. Gdy stopy procentowe gwałtownie ruszyły w górę od końca 2021 r., a za nimi Wibor, wyszło na jaw, jak mało osób rozumiało wcześniej, na co się pisało.

Kolejnym powodem niezrozumienia Wiboru jest język i sposób prezentacji informacji. Banki w umowach zwykle ograniczały się do encyklopedycznej definicji typu: „WIBOR 3M – stopa procentowa kredytów na rynku międzybankowym…”, często umieszczonej w słowniczku pojęć drobnym drukiem. Dla przeciętnego klienta nie będącego finansistą takie objaśnienie niewiele wnosi. Nie tłumaczy realnych konsekwencji: z czego wynika zmienność tej stawki, od czego zależy jej poziom, jakie są historyczne wahania. W efekcie Wibor pozostał dla wielu hasłem-widmo – widnieje w umowie, ale jego znaczenie i potencjalna groźna natura nie zostały przyswojone. Można powiedzieć, że Wibor padł ofiarą niskiej świadomości finansowej i braku dostatecznie jasnej komunikacji: był obecny wszędzie (w niemal każdej umowie kredytu złotowego), a jednocześnie „niewidoczny” w świadomości społecznej.

Rola banków – czy informowały wystarczająco o WIBOR?

Patrząc na problem niezrozumienia Wiboru, trudno nie zadać pytania: jaką rolę odegrały banki? Czy dopełniły obowiązku informacyjnego wobec swoich klientów? W Polsce funkcjonują przepisy i regulacje, które miały zapewnić konsumentom pełną informację o warunkach kredytu. Ustawa o kredycie hipotecznym (wdrażająca unijną dyrektywę) oraz rekomendacje Komisji Nadzoru Finansowego wymagają m.in., by bank przedstawił klientowi jasno zasady zmiany oprocentowania, scenariusze wzrostu stóp procentowych oraz dostępne opcje stałego oprocentowania. W teorii więc klient powinien być wyposażony przez bank w wiedzę pozwalającą świadomie podjąć decyzję: czy wybiera kredyt ze stałą stopą (na określony okres), czy zmienną – znając ryzyka każdej z opcji.

A jak to wyglądało w praktyce? W okresie boomu kredytowego (lata 2014–2021) dominowały kredyty oparte na zmiennej stopie i Wiborze. Banki co prawda przekazywały klientom pakiet dokumentów przy podpisywaniu umowy – formularze informacyjne, wykresy historycznych stóp, tabele symulacyjne. Pytanie jednak, czy robiły to w sposób skuteczny i zrozumiały. Rzecznik Finansowy zwraca uwagę, że samo wręczenie klientowi do podpisu pliku dokumentów o ryzyku zmiany stopy procentowej nie oznacza jeszcze spełnienia obowiązku informacyjnego. Innymi słowy, jeśli klienci podpisywali formułki, często nieczytane w pośpiechu, to nie znaczy, że realnie zrozumieli treść. W wielu umowach klauzule dotyczące oprocentowania były sformułowane bardzo ogólnie, a nawet niejasno – Rzecznik Finansowy w swojej oficjalnej opinii stwierdził, że takie klauzule miały charakter „blankietowy” i nieprecyzyjny, przez co nie były faktycznie znane kredytobiorcom. W rezultacie bank zachowywał de facto uprawnienie do kształtowania wysokości oprocentowania, bo przeciętny klient nie miał ustalonych obiektywnych reguł, jak to oprocentowanie może się zmieniać i jak to zweryfikować.

Przykładem może być tu głośna sprawa z Sądu Okręgowego w Suwałkach, gdzie po raz pierwszy w Polsce zakwestionowano umowę złotowego kredytu właśnie z powodu Wiboru. Sąd zwrócił uwagę m.in. na brak informacji o metodzie ustalania stawki Wibor i o administratorze tego wskaźnika w dokumentach przedstawionych klientowi . Innymi słowy, klient wiedział, że ma płacić „Wibor + marża”, ale nie wiedział, skąd się ten Wibor bierze i kto go kontroluje. Podobnie argumentują prawnicy reprezentujący kredytobiorców: np. mec. Sebastian Frejowski (o którym szerzej w sekcji dot. TSUE) wskazuje, że w umowie jego klienta podano definicję Wiboru jako stopy depozytów na rynku międzybankowym, podczas gdy w rzeczywistości takich depozytów już od dawna się nie zawiera – czyli definicja była oderwana od realiów. Bank dysponował wiedzą, że Wibor to raczej indeks oparty na ofertach banków (a nie realnych transakcjach), a jednak klientowi tego nie wyjaśnił. Tego typu zaniechania informacyjne stanowią sedno oskarżeń wobec banków: że nie dość jasno powiedziały „z czym się je” Wibor i jakie konsekwencje jego zmienność może mieć dla domowego budżetu kredytobiorcy.

Warto spojrzeć na proces sprzedażowy kredytów w tamtym okresie. Wielu doradców bankowych skupiało się na zachwalaniu dostępności kredytu i relatywnie niskiej początkowej raty, zwłaszcza gdy porównywało się ją do raty przy ówczesnym oprocentowaniu stałym. Mało kto malował przed klientem czarne scenariusze: że rata może wzrosnąć o 50% czy 100%. Owszem, w dokumentach mogła być symulacja np. dla wzrostu stóp o 5 punktów procentowych, ale czy doradca omawiał ją szczegółowo z klientem? Wielu kredytobiorców przyznaje po fakcie, że nie uświadomiono ich dostatecznie, iż zmienne oprocentowanie to ryzyko, które w skrajnej sytuacji może wyrwać z domowego budżetu dodatkowe kilkaset złotych miesięcznie. To, co na papierze było „przekazane” (bo regulacje tego wymagały), nie zawsze zostało realnie wytłumaczone i zrozumiane.

Należy jednak oddać głos drugiej stronie: co twierdzą banki i ich przedstawiciele? Z ich perspektywy wszystkie obowiązki informacyjne zostały dopełnione, a problemem nie jest brak informacji, tylko brak chęci zapoznania się z nią przez klientów. Banki wskazują, że każda umowa jasno określała, czym jest Wibor i jak wpływa na oprocentowanie – często wprost wpisując formułę „oprocentowanie = Wibor 3M + marża X%”. Wiele umów zawierało słowniczki pojęć, a klienci otrzymywali tzw. formularze informacyjne (ESIS) z wyszczególnieniem cech kredytu, w tym zasad oprocentowania. Według banków przeciętny konsument powinien rozumieć, że zmienne oprocentowanie oznacza możliwość wzrostu lub spadku raty – tak zresztą orzekło już kilka sądów. Przykładowo, w wyroku Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia z 2023 r. wskazano, że dla przeciętnego konsumenta jest oczywiste, iż zmienne oprocentowanie oznacza ryzyko wzrostu lub spadku raty. Banki powołują się na zdrowy rozsądek: nikt nie zagwarantuje stałej raty przy zmiennych stopach, więc klient powinien liczyć się ze zmianami, a jeśli tego nie zrobił – to nie dlatego, że nie poinformowano go, tylko dlatego, że zlekceważył ostrzeżenia.

Związek Banków Polskich (ZBP) oraz prawnicy reprezentujący sektor bankowy podkreślają też, że Wibor jest wskaźnikiem oficjalnym, nadzorowanym i powszechnie publikowanym, więc trudno uznać, by banki „ukrywały” cokolwiek, używając go w umowach. Wskaźnik ten jest zgodny z unijnym rozporządzeniem BMR (Benchmark Regulation) i został zatwierdzony jako tzw. wskaźnik kluczowy przez Komisję Europejską i ESMA – co również zauważają sądy . ZBP przypomina, że Wibor był opisywany w umowach precyzyjnie – bez dowolności dla banku w zmienianiu oprocentowania, bo odwołanie do konkretnie zdefiniowanego indeksu (Wibor 3M czy 6M) nie daje przestrzeni do arbitralnych decyzji banku co do wysokości raty . Innymi słowy, banki argumentują: „Nie my ustalamy Wibor wedle widzimisię, tylko rynek; my tylko dodajemy marżę. Klient wiedział, że podpisuje na Wibor – mógł sam sprawdzić historyczne wykresy, miał do tego dostęp”.

Faktem jest, że dotychczasowe orzecznictwo polskich sądów w zdecydowanej większości popiera stanowisko banków. Jak wynika z danych ZBP, do tej pory zapadło ponad 150 nieprawomocnych wyroków oddalających roszczenia „wiborowe” i uznających, że banki należycie informowały klientów. Tylko pojedyncze, szeroko komentowane wyroki były niekorzystne dla sektora bankowego (wspomniane orzeczenia z Suwałk czy jeden z Warszawy) – „mają one charakter jednostkowy” – podkreśla Katarzyna Urbańska, dyrektor departamentu prawnego ZBP. Urbańska dodaje, że w sprawie z Suwałk sąd jej zdaniem nie uwzględnił specyfiki wyznaczania Wiboru ani faktu, że bank przekazywał informacje, a w warszawskiej sprawie kwestionowany mechanizm oprocentowania był nietypowy (inny niż standardowe Wibor + marża). Reasumując argumenty banków: informacje były, Wibor to znany indeks, a to, że klienci teraz czują się zaskoczeni wysokimi ratami, wynika raczej z braku świadomości lub nieprzewidzenia zmiany warunków, niż z celowego zatajenia czegokolwiek przez banki.

Poziom edukacji finansowej Polaków – czy winna jest niewiedza?

Skoro banki twierdzą, że „wszystko było napisane, tylko ludzie nie przeczytali/nie zrozumieli”, warto zapytać: na ile to wina samych klientów i ogólnie niskiej edukacji finansowej społeczeństwa? Niestety, liczne badania potwierdzają, że Polacy wciąż mają duże braki w wiedzy finansowej. W europejskich rankingach świadomości finansowej zajmujemy jedne z ostatnich miejsc. Przykładowo, w badaniu Komisji Europejskiej z 2023 r. dotyczącym wiedzy finansowej, Polska znalazła się w dolnej części stawki – wynik Polaków był poniżej średniej UE, wyprzedzając tylko kilka krajów południa Europy. Co gorsza, gdy przyjrzeć się szczegółom, okazuje się, że tylko około 36% Polaków potrafi poprawnie odpowiedzieć na pytanie dotyczące procentu składanego (czyli podstawowego konceptu związanego z odsetkami) . Skoro 2/3 społeczeństwa ma problem z tak elementarnym zagadnieniem, to trudno się dziwić, że mechanizmy typu zmienne oprocentowanie, stawki międzybankowe czy ryzyko stóp procentowych są dla wielu czarną magią.

Niska wiedza finansowa ma bezpośrednie przełożenie na decyzje kredytowe. Osoby słabo zorientowane w mechanizmach rynku finansowego częściej podejmują decyzje impulsywnie lub kierując się bieżącą korzyścią, nie analizując długofalowych konsekwencji. W przypadku kredytów hipotecznych o zmiennym oprocentowaniu objawiło się to tym, że klienci chętniej wybierali opcję z niższą ratą „na start”, nie wnikając dostatecznie, z czego wynika ta niższa rata i że może się ona zmieniać. Przez lata banki kusiły relatywnie niższym kosztem kredytu ze zmienną stopą (bo w okresie niskich stóp taka rata była znacząco niższa niż przy 5-letniej stopie stałej). Mało kto zadawał pytanie: „Dlaczego stała stopa jest droższa? Czyżby kupowało się nią bezpieczeństwo?”. Niestety, wielu Polaków zrozumiało to dopiero po fakcie – gdy stopy wystrzeliły, okazało się, że droższa opcja stała mogłaby ich uchronić przed drastycznym wzrostem rat.

Widać tu pewną powtarzającą się prawidłowość – lub, jak kto woli, brak wyciągania wniosków z historii. Polska przeszła już przecież jedną poważną lekcję z zakresu ryzyka finansowego: kredyty walutowe we frankach szwajcarskich. W latach 2005–2008 ponad pół miliona Polaków zaciągnęło ryzykowne kredyty denominowane w CHF, kuszeni niższymi ratami niż w złotówkach. Jak wiemy, wielu z nich nie rozumiało do końca ryzyka kursowego – że jeśli frank podrożeje, to ich dług i rata wzrosną. Finał tamtej historii to fala pozwów, orzeczenia sądów unieważniające masowo umowy i wieloletnie zmagania frankowiczów z bankami. Wydawałoby się, że doświadczenie „frankowe” podniesie zbiorową świadomość finansową: nauczy nas ostrożności wobec skomplikowanych produktów i wrażliwości na ryzyko. Czy tak się stało?

Tak i nie. Z jednej strony, po „aferze frankowej” wzrosła nieufność części społeczeństwa do banków i ryzykownych kredytów. Regulator (KNF) zadziałał: wprowadził rekomendację S zakazującą udzielania kredytów walutowych osobom bez odpowiednich dochodów w danej walucie, a także promującą stałe oprocentowanie złotowych hipotek. Stopniowo od połowy lat 2010. banki zaczęły oferować kredyty z okresowo stałą stopą (zwykle na 5 lub 7 lat). Z drugiej strony, zainteresowanie stałą stopą było początkowo znikome. Dane pokazują, że na koniec 2020 r. tylko około 1,8% hipotek w portfelach banków miało stałe oprocentowanie, a jeszcze w 2021 r. – gdy stopy NBP były najniższe w historii – kredyty ze stałą stopą stanowiły zaledwie ~5% nowo udzielonych . To znaczy, że 95% nowych kredytobiorców w 2021 r. nadal wybierało zmienny Wibor, mimo że teoretycznie frankowicze powinni byli ich przestrzec przed ryzykiem zmiennych parametrów. Dopiero gdy stopy procentowe zaczęły gwałtownie rosnąć (koniec 2021 i 2022), nastąpiła dramatyczna zmiana preferencji – w pewnym momencie stała stopa (na 5-7 lat) stała się wyborem około 65% nowych kredytobiorców . Innymi słowy, dopiero gdy „mleko się rozlało” i ludzie zobaczyli comiesięczne decyzje RPP podnoszące Wibor, masowo rzucili się na ofertę stałego oprocentowania (choć wtedy było już ono dużo wyższe niż wcześniej).

Eksperci określają takie zachowanie jako reaktywne i świadczące o niskiej proaktywniej świadomości ryzyka. Michał Kisiel, analityk Bankier.pl, komentując te dane, napisał wręcz, że można powiedzieć „nieracjonalny jak kredytobiorca” – bo gdy było tanio (niski Wibor), klienci tego nie zabezpieczyli na stałe, a gdy stało się drogo i strasznie, dopiero wtedy wybierali pewność kosztem wysokiej ceny.

To dobitnie pokazuje, że problemem nie jest brak inteligencji Polaków, ale brak dostatecznej wiedzy finansowej i wyobraźni finansowej. Wielu z nas nie rozumie do końca mechanizmu stopy procentowej i tego, że może ona się zmieniać cyklicznie – po latach niskich zawsze mogą przyjść lata wysokie (i odwrotnie). Edukacja finansowa – zarówno ta wyniesiona ze szkoły (której często brak), jak i samokształcenie dorosłych – do tej pory nie nadążała za potrzebami. Instytucje takie jak NBP, KNF, czy organizacje pozarządowe podejmowały pewne inicjatywy (np. badania świadomości, kampanie informacyjne), jednak skala tych działań wydaje się niewystarczająca, skoro efekty w postaci świadomych decyzji finansowych są, jakie są.

Niska świadomość finansowa Polaków niewątpliwie jest jednym z „winnych” w sprawie niezrozumienia Wiboru. To grunt, na którym problem kiełkował – bo klient, który nie do końca rozumie, czym jest zmienna stopa, łatwiej zaufa zapewnieniom, że „wszystko będzie dobrze”. Nie zada dodatkowych pytań, nie poszuka niezależnej porady. Oczywiście nie zwalnia to banków z odpowiedzialności – bo właśnie w relacji z klientem o ograniczonej wiedzy ciężar odpowiedzialności za rzetelne wyjaśnienie produktu spoczywa na instytucji finansowej. Ale fakt pozostaje faktem: zwiększenie edukacji finansowej społeczeństwa mogłoby zapobiec wielu dramatom i sporom sądowym. Gdyby każdy kredytobiorca w Polsce naprawdę rozumiał, jak działa Wibor, zapewne już dawno mielibyśmy większy nacisk na oferty ze stałym oprocentowaniem albo przynajmniej klienci wymagaliby od banków bardziej szczegółowych tłumaczeń.

Sprawa polska WIBOR przed TSUE 

Gdy problemy pojedynczych kredytobiorców urastają do rangi zjawiska systemowego, prędzej czy później trafiają na wokandę sądów. Tak było z frankowiczami i tak dzieje się teraz z tzw. wiborowiczami. Rok 2023/2024 przyniósł pierwsze pozwy kwestionujące umowy złotowych kredytów hipotecznych ze względu na Wibor. Choć liczba takich spraw na razie nie jest wielka w porównaniu do skali zjawiska (pod koniec marca 2025 r. w sądach było ~1755 spraw dot. kredytów opartych na Wiborze, wobec ~2 mln czynnych umów), to ich symboliczne znaczenie jest ogromne. Jeden z takich pozwów – konkretnie sprawa tocząca się przed Sądem Okręgowym w Częstochowie – doczekał się skierowania pytań prejudycjalnych do Trybunału Sprawiedliwości UE. TSUE po raz pierwszy zajmuje się więc tematem polskich złotowych kredytów opartych o Wibor, co pokazuje wagę problemu. Sprawa otrzymała sygnaturę C-471/24, a rozprawa w Luksemburgu odbyła się 11 czerwca 2025 r..

Czego dotyczą pytania do TSUE i co właściwie ma rozstrzygnąć Trybunał? Wbrew niektórym medialnym uproszczeniom, TSUE nie będzie oceniał legalności samego wskaźnika Wibor – nie będzie wnikał w techniczny sposób jego wyznaczania ani decydował, czy Wibor jest „prawidłowy” rynkowo. Sedno sprawy to kwestia ochrony konsumenta i przejrzystości umów. Polski sąd zapytał TSUE, czy i kiedy przepisy dyrektywy 93/13/EWG o nieuczciwych warunkach w umowach konsumenckich mogą mieć zastosowanie do klauzul o zmiennym oprocentowaniu opartych na Wiborze. Problem polega na tym, że Wibor jest wskaźnikiem referencyjnym wynikającym częściowo z przepisów prawa (unijne rozporządzenie BMR reguluje kwestie benchmarków). Pojawiła się więc wątpliwość: czy skoro stosowanie Wiboru jest zgodne z przepisami i nadzorowane, to klauzula odwołująca się do Wiboru w umowie podlega ocenie pod kątem abuzywności (nieuczciwego charakteru), czy może jest z tej oceny „zwolniona”?.

Trybunał ma zatem rozstrzygnąć dylemat: prawo konsumenckie vs. prawo bankowe/benchmarkowe. Jeśli TSUE uzna, że dyrektywa 93/13 jednak ma zastosowanie, to znaczy, że sąd krajowy może badać, czy klauzula odwołująca się do Wiboru została sformułowana w sposób przejrzysty dla konsumenta i czy bank dopełnił obowiązków informacyjnych. Wtedy w każdej sprawie indywidualnie będzie można oceniać, czy dany klient był wprowadzony w błąd lub nie poinformowany należycie. Natomiast gdyby TSUE stwierdził przeciwnie – że nie można tego oceniać, bo np. Wibor „wchodzi” w zakres wyjątku (jako odzwierciedlenie obowiązujących przepisów prawa) – wówczas takie pozwy konsumenckie mogłyby zostać zduszone w zarodku. Stawka prawna jest więc niebagatelna: chodzi o otwarcie (bądź zamknięcie) drogi do masowego kwestionowania umów kredytowych w Polsce.

Na wyrok TSUE trzeba będzie poczekać – prognozy mówią o końcu 2025 r. lub nawet pierwszej połowie 2026 r.. To oznacza wiele miesięcy niepewności dla obu stron sporu. Już teraz jednak samo skierowanie sprawy do Luksemburga spowodowało pewne ruchy. Część polskich sądów postanowiła wstrzymać się z orzekaniem w sprawach „wiborowych” do czasu decyzji TSUE, choć – jak zauważa Rzeczpospolita – większość wcale nie zawiesza postępowań, tylko dalej je rozpatruje i często oddala roszczenia klientów, uznając klauzule Wibor za zgodne z prawem. Linia orzecznicza dopiero się kształtuje, ale jak wspomniano, do tej pory zdecydowana większość wyroków jest korzystna dla banków. Według doniesień medialnych, wydano zaledwie co najmniej trzy wyroki stwierdzające wadliwość mechanizmu oprocentowania opartego o Wibor, podczas gdy ponad 150 orzeczeń (nieprawomocnych) zapadło na korzyść kredytodawców. To pokazuje, że na razie sądy w swej masie podzielają argumentację sektora bankowego. Nie zmienia to jednak faktu, że samo skierowanie pytań do TSUE świadczy o istnieniu wątpliwości co do omawianych klauzul – skoro jeden sąd nabrał przekonania, że coś może być na rzeczy, a i kilku sędziów wydało wyroki przychylne konsumentom, to znaczy, że sprawa nie jest jednoznaczna.

Jakie argumenty padły przed TSUE? Z relacji uczestników rozprawy w Luksemburgu wynika ciekawa rzecz: pełnomocnicy banku starali się przekonać, że dyskusja powinna dotyczyć raczej legalności samego Wiboru (który jest legalny i zatwierdzony) niż kwestii informacyjnych, podczas gdy prawnicy konsumenta skupili się na zarzucie braku rzetelnej informacji. Co więcej, strona bankowa zarzucała nawet, że prawnicy kredytobiorcy zmienili front – bo początkowo mieli nie kwestionować samego Wiboru ani jego konstrukcji, a jedynie sposób informowania klienta. Mec. Sebastian Frejowski, reprezentujący kredytobiorcę, zaprzecza jakoby zmienił zarzuty – podkreśla, że od początku twierdził, iż bank nie wykonał wymaganych prawem obowiązków informacyjnych względem wskaźnika Wibor. Jego zdaniem to próba „przekierowania uwagi” przez banki na poboczny tor – bo kwestia technicznej legalności Wiboru jest tu nieistotna z punktu widzenia konsumenta. Ważne jest to, że klient nie dostał pełnej informacji i nie był świadomy, co podpisuje. Frejowski ostro skomentował też linię obrony sektora: nazwał „kuriozalną” argumentację, że jeśli Wibor został uznany za kluczowy wskaźnik referencyjny (i jest nadzorowany), to banki stosujące go w umowach są zwolnione z obowiązków informacyjnych. Innymi słowy, fakt, że Wibor jest certyfikowany, nie oznacza, że klienta można wprowadzać w błąd lub nie mówić mu wszystkiego – twierdzi pełnomocnik kredytobiorcy.

Po stronie banków (oraz wspierającego je w sprawie polskiego rządu) padł argument, że Wibor jest transparentnym, publikowanym wskaźnikiem i że banki spełniły wymogi informacyjne przewidziane przepisami unijnymi. Przedstawiciele KNF i strony rządowej wskazywali, że nie było obowiązku informowania konsumenta o technicznej metodzie wyznaczania Wiboru (np. że opiera się na deklaracjach banków a nie rzeczywistych transakcjach). Wystarczyło – ich zdaniem – wskazać w umowie, że oprocentowanie jest zmienne według Wiboru, co też czyniono. Ponadto, argumentowano, iż gdyby nawet uznać pewne braki informacyjne, to i tak konsument musiał być świadomy ryzyka związanego z wahaniem stóp, bo to wiedza powszechna. Takie stanowisko przedstawiły przed TSUE m.in. Polska, Portugalia oraz Komisja Europejska, co pokazuje, że strona instytucjonalna obawia się konsekwencji podważania Wiboru. W pewnym sensie powtórzył się tu schemat znany z spraw frankowych, gdzie rząd polski i Komisja także broniły stabilności systemu finansowego, podczas gdy rzecznik TSUE czy część prawników stała po stronie konsumentów.

Co oznacza potencjalny wyrok TSUE – jakie mogą być konsekwencje? Wiele zależy od treści samego orzeczenia, ale można nakreślić kilka scenariuszy:

  • Jeśli TSUE przyzna rację konsumentom (tzn. stwierdzi, że klauzule wiborowe można oceniać pod kątem uczciwości i przejrzystości), otworzy to drogę do lawiny pozwów przeciw bankom. Już teraz mówi się o „nowych frankowiczach” – wiborowiczach, którzy pójdą masowo do sądów. Prawnicy szykują się na taki rozwój wydarzeń, a banki z niepokojem liczą, ile to może kosztować. Portfel hipotek złotowych jest ogromny – dla porównania, kredyty frankowe stanowiły kiedyś ok. 20% portfela mieszkaniowego banków, a złotowe z Wiborem to obecnie niemal 97% wszystkich kredytów mieszkaniowych w Polsce . Łączna kwota zadłużenia w tych kredytach idzie w setki miliardów złotych. Gdyby okazało się, że umowy były nieuczciwe, skutki finansowe dla banków mogą być kolosalne. Pojawiają się różne szacunki – jeden z analityków bankowych ostrzegał, że w skrajnym wypadku stawka Wibor musiałaby zostać usunięta ze wszystkich umów, co kosztowałoby sektor bankowy kilkaset miliardów złotych utraconych odsetek. Tego rzędu liczby oczywiście zakładają najczarniejszy scenariusz (masowe unieważnienia umów i konieczność zwrotu odsetek), ale już sam fakt ich pojawiania się w dyskusji pokazuje skalę strachu banków. Bardziej realistycznie – jeśli klienci wygraliby w sądach usunięcie Wiboru z umów, to oprocentowanie ich kredytów spadłoby do poziomu samej marży (np. 1–2%). Dla pojedynczego kredytobiorcy to wspaniała wiadomość (rata spadłaby drastycznie, często o ponad połowę), ale dla banku to utrata spodziewanego zarobku na odsetkach przez kilkanaście-dziesiąt lat spłaty kredytu. Sumarycznie byłyby to dziesiątki miliardów zł strat dla sektora, rozłożone co prawda na lata, ale i tak wpływające na bieżącą rentowność i kapitały banków. Potencjalnie konsekwencje mogłyby obejmować też ograniczenie akcji kredytowej (banki, bojąc się ryzyka prawnego, mogłyby zaostrzyć kryteria lub podnieść marże), a nawet zagrożenie dla stabilności niektórych instytucji – w najgorszym razie potrzebne byłoby wsparcie lub interwencje (np. KNF mógłby próbować aranżować ugody, jak to robił w przypadku franków).

  • Jeśli TSUE stanie po stronie banków (orzekając, że klauzule Wiboru jako odzwierciedlające ustawowy wskaźnik nie podlegają ocenie abuzywności), wówczas wiele pozwów zostanie oddalonych. Banki odetchną z ulgą, a „wiborowicze” prawdopodobnie przegrają w sądach większość spraw. Mogą się czuć rozczarowani i poszkodowani, ale prawnie ich możliwości zostaną poważnie ograniczone. Możliwe, że pozostanie im co najwyżej presja medialna czy polityczna na jakieś ulgi (np. wydłużenie wakacji kredytowych, dopłaty rządowe itp.). Jednak brak wsparcia TSUE dla ich tez raczej przytemperuje zapędy kancelarii do masowego pozywania banków w tym zakresie. Dla rynku finansowego oznaczałoby to uniknięcie kolejnego kryzysu prawnego, choć niekoniecznie rozwiązanie fundamentalnego problemu braku zaufania. Banki być może i tak zmieniłyby nieco swoje praktyki (na zasadzie „nauczki”, by uniknąć w przyszłości podobnych sporów), ale nie byłoby tak drastycznej rewolucji jak w scenariuszu prokonsumenckim.

  • Istnieje też możliwość rozstrzygnięcia pośredniego – TSUE może odpowiedzieć na pytania w sposób zniuansowany. Np. stwierdzić, że owszem, dyrektywa 93/13 ma zastosowanie, ale sam fakt użycia Wiboru nie przesądza o nieuczciwości – trzeba badać przejrzystość. To w praktyce da argumenty i jednym, i drugim. Sądy polskie musiałyby wtedy zagłębiać się w szczegóły każdej umowy: czy np. bank pokazał symulację wzrostu raty, czy nie; czy klient rozumiał, co to zmienna stopa, itp. Taki scenariusz oznacza długi ciąg procesów i niejednolite orzecznictwo, zanim ukształtuje się jakaś dominująca linia. Słowem: status quo przedłużone o kolejne lata sporów.

Warto zauważyć, że wielu obserwatorów porównuje obecną sytuację do tej sprzed kilku lat z kredytami frankowymi. Tam również kluczowy okazał się wyrok TSUE (sprawa państwa Dziubak, C-260/19 z października 2019 r.), który dał polskim sędziom zielone światło do unieważniania wadliwych umów. Do tego momentu część sądów wahała się, ale po wyroku nastąpił zwrot – orzecznictwo „nad Wisłą” ujednoliciło się w dużej mierze na korzyść frankowiczów, co otworzyło drogę do masowych unieważnień umów kredytowych. W ciągu kilku lat liczba pozwów frankowych eksplodowała (obecnie to ok. 100-200 tys. spraw w toku), a banki zostały zmuszone do tworzenia wielomiliardowych rezerw i oferowania ugód. Teraz, patrząc na Wibor, wszyscy uczestnicy rynku zadają sobie pytanie: czy czeka nas powtórka z rozrywki? Czy TSUE ponownie stanie po stronie konsumentów, dając początek „nowej fali” pozwów, tym razem złotowych? Już samo sformułowanie „wiborowicze” na wzór „frankowicze”jest znamienne.

Kto jest winny i kto odpowie za „problem” z WIBOR-em? 

Po przeanalizowaniu różnych aspektów – od działań banków, przez edukację finansową, po prawne batalie – czas zadać pytanie: kto tak naprawdę zawinił w sprawie „Wiborowej mgły” nad kredytami? Odpowiedź nie jest jednoznaczna, bo odpowiedzialność rozkłada się na kilka stron:

  • Banki: Bezpośrednim adresatem zarzutów są oczywiście banki. To one tworzyły umowy, to ich pracownicy obsługiwali klientów. Czy banki celowo konstruowały umowy niezrozumiale? Czy świadomie „zmiękczały” przekaz o ryzyku, by sprzedać więcej kredytów? Krytycy mówią, że tak mogło być – że sektor bankowy wykorzystał lukę w świadomości społecznej, by oferować masowo produkty, których klienci nie do końca rozumieli, z korzyścią dla swoich wyników finansowych (kredyty ze zmiennym oprocentowaniem były popularne i przynosiły zyski w środowisku rosnących stóp). Z drugiej strony, banki działają w ramach prawa: skoro prawo nie wymagało np. godzinnej pogadanki dla klienta o mechanice Wiboru, to trudno oczekiwać, że każda placówka bankowa będzie robić ponadstandardowe wykłady. Można jednak bankom zarzucić pewne zaniedbania i brak empatii informacyjnej. W pogoni za wynikiem sprzedaży nieraz minimalizowano eksponowanie ryzyka – bo straszenie klienta potencjalną ratą dwa razy wyższą za parę lat mogłoby go zniechęcić do zaciągnięcia kredytu. Banki tłumaczą się, że klient dorosły, podpisując umowę, bierze na siebie odpowiedzialność za zrozumienie jej treści. Prawda leży pewnie pośrodku: banki formalnie przekazywały informacje, ale czy robiły to w sposób skuteczny i zrozumiały? Wygląda na to, że nie zawsze. Jeśli TSUE i sądy wskażą tu winę banków (np. uznając klauzule za nieprzejrzyste), to one poniosą finansowe konsekwencje. Zaufanie do sektora bankowego również ucierpiało – już teraz wielu klientów czuje, że bank „wpakował ich na minę”, nawet jeśli jest to częściowo wynik ich własnego niedopatrzenia. Wizerunkowo, to kryzys zaufania podobny do tego, jaki wywołały kredyty frankowe.

  • Regulatorzy i państwo: Kolejnym ogniwem odpowiedzialności są instytucje nadzorcze i ustawodawca. Czy KNF, UOKiK, Rzecznik Finansowy i rząd zrobili wszystko, by zapobiec temu kryzysowi? Można argumentować, że reakcja nastąpiła zbyt późno. Ustawa o kredycie hipotecznym weszła w życie w 2017 r., implementując wiele dobrych praktyk (m.in. obowiązkowe formularze informacyjne, oferowanie opcji stałej stopy), ale zdecydowana większość problematycznych umów Wiborowych pochodzi z lat 2018–2021, czyli już spod reżimu tej ustawy. To pokazuje, że sam przepis to jedno, a praktyka to drugie. KNF co prawda zalecał bankom promowanie stałej stopy i nakazywał liczenie zdolności kredytowej ze „stresem” na wypadek wzrostu stóp (tzw. bufor 5 p.p.), ale nie kontrolował skuteczności edukacji klientów. UOKiK – urząd broniący praw konsumentów – bardziej skupiony był na frankach w minionych latach; temat Wiboru pojawił się dopiero, gdy zaczęły wpływać pierwsze skargi i ruszyły pozwy. Rzecznik Finansowy wprawdzie bardzo zaangażował się po stronie konsumentów (wydając choćby istotny pogląd korzystny dla „złotówkowiczów”), ale to działanie post factum, gdy spór już wybuchł. Można więc postawić tezę, że państwo nieco przespało prewencję: nie prowadzono wcześniej głośnych kampanii ostrzegających przed ryzykiem stóp (tak jak to robiono np. z frankami około 2011–2013, kiedy NBP jawnie zniechęcał do walut). Być może decydenci uznali, że skoro kredyt jest w złotówkach, to problemu nie będzie – wszak kursu walut nie ma, a stopy procentowe tak drastycznie nie wzrosną. Tu zabrakło wyobraźni: stopy wzrosły najszybciej w historii III RP, z 0,1% do 6,75% w rok, więc czarny łabędź się pojawił. Winę państwa można też rozpatrywać szerzej: w systemie edukacji finansowej. Czy ekonomiści, nauczyciele, media prowadziły wystarczającą edukację społeczeństwa w zakresie kredytów? Jeszcze dekadę temu temat ten praktycznie nie istniał w programach szkolnych. Dopiero od niedawna elementy finansów wprowadzono na lekcje podstaw przedsiębiorczości, ale dla wielu obecnych kredytobiorców to musztarda po obiedzie – oni edukację zakończyli, nie otrzymawszy takiej wiedzy. Państwo ma więc tutaj lekcję do odrobienia: wprowadzić narodową strategię edukacji finansowej, która w perspektywie dekady podniesie świadomość obywateli (nie tylko młodzieży, ale i poprzez kampanie dla dorosłych). Podsumowując, choć łatwo zrzucić całą winę na banki, instytucje nadzorcze i ustawodawcze też ponoszą część odpowiedzialności, bo to one tworzą ramy działania rynku. Być może trzeba było ostrzej zareagować wcześniej – np. narzucić prostszy język umów czy wprowadzić obowiązek ustnego tłumaczenia ryzyka przy podpisywaniu umowy (tak, by klient musiał potwierdzić, że zrozumiał). Tego nie zrobiono, stąd obecny kryzys.

  • Kredytobiorcy: Wreszcie trzeba spojrzeć krytycznie także na nas, klientów. Czy możemy całkiem zrzucić z siebie winę, mówiąc „to bank niedobry, bo nie powiedział”? To niewygodne pytanie, ale warto je postawić. Każdy kredytobiorca podpisując umowę kredytową zobowiązuje się do spłaty ogromnej kwoty przez wiele lat. To jedna z najpoważniejszych decyzji finansowych w życiu. Czy przed podjęciem takiego zobowiązania nie powinniśmy z własnej inicjatywy dokładnie wszystkiego zrozumieć? Niestety, wielu z nas „przytakiwało” w banku dla świętego spokoju. Umowę podpisywano tam, gdzie doradca palcem pokaże, bez wnikania w szczegóły. Zaufanie do instytucji finansowych i pewna naiwność („gdyby to było groźne, to by mnie ostrzegli bardziej”) sprawiły, że kredytobiorcy poniekąd sami włożyli głowy pod gilotynę, nie czytając uważnie i nie dopytując. Oczywiście ciężko wymagać od laika pełnego zrozumienia profesjonalnych dokumentów – od tego jest asymetria wiedzy, by to bank tłumaczył. Ale z drugiej strony, istnieje coś takiego jak rozsądek i odpowiedzialność osobista. Skoro ktoś decyduje się na 30-letni kredyt, to powinien chcieć wiedzieć, co podpisuje. Choćby zasięgnąć drugiej opinii, poczytać w internecie, zapytać doradcę: „Proszę mi wytłumaczyć jak dziecku, co to jest ten Wibor”. W praktyce niewielu tak robiło. Pamiętajmy też, że przed kryzysem 2022 r. świadomość części kredytobiorców rosła – np. pojawił się trend nadpłacania kredytów i zainteresowania refinansowaniem, ludzie zaczęli dyskutować o stopach procentowych szerzej. Ale to znów reakcja na sytuację, a nie działania wyprzedzające. Winę kredytobiorców można więc ująć tak: błąd w ocenie i zaniedbanie należytej staranności przy zaciąganiu zobowiązania. To gorzka lekcja dla nas wszystkich – że nie można podpisywać rzeczy, których się nie rozumie. I choć prawo chroni konsumenta, to własnej ostrożności i dociekliwości nie zastąpi.

Na horyzoncie mamy ważny punkt zwrotny: wyrok TSUE. Niezależnie od tego, jaki będzie, już teraz widać, że dyskusja o Wiborze zmieniła podejście do kredytów w Polsce. Banki prawdopodobnie nigdy już nie podejdą lekkomyślnie do kwestii informowania o ryzyku – bo wiedzą, czym to grozi. Kredytobiorcy z kolei są dużo bardziej wyczuleni: często sprawdzają wiadomości ekonomiczne, wiedzą, ile wynosi Wibor w danym miesiącu, czego kiedyś nie robili. To pozytywna zmiana – większa świadomość to mniejsze szanse, że powtórzymy te same błędy. Można się spodziewać, że w kolejnych latach wzrośnie udział kredytów o stałym oprocentowaniu (a przynajmniej okresowo stałym) i że umowy kredytowe staną się bardziej przyjazne czytelnikowi.

Problem niezrozumienia Wiboru w umowach kredytowych to złożona kwestia, wynikająca z nakładania się praktyk bankowych, niedoskonałości regulacji oraz niskiej edukacji finansowej społeczeństwa. Każdy z tych elementów dołożył cegiełkę do obecnego kryzysu zaufania i fali pozwów. Nadchodzący wyrok TSUE może okazać się game-changerem, który zdefiniuje na nowo relacje między bankami a klientami w Polsce. Jeśli będzie prokonsumencki – możliwe, że doczekamy się „Wiborowego trzęsienia ziemi” porównywalnego z „tsunami frankowym”. Jeśli zaś Trybunał stanie po stronie banków, zapewne unikniemy finansowego kataklizmu, ale nie rozwiąże to do końca problemu utraconego zaufania – tu i tak potrzebne będą zmiany i działania naprawcze.

Udostępnij30Tweet19
Michał Augustynowicz

Michał Augustynowicz

Ekspert finansowy, skupiający się od 5 lat na kredytach frankowych. Ma zdolność do analizy skomplikowanych zagadnień oraz pasje do dzielenia się wiedzą. Autor wielu publikacji stanowiących źródło informacji dla poszkodowanych klientów banków. e-mail: m.augustynowicz@chf24.pl

Rekomendowane dla Ciebie

Sankcja Kredytu Darmowego: Będzie miarkowanie, ale… masz nowe prawa! Pełny przewodnik po zmianach.

Napisał Michał Augustynowicz
9 lipca 2025
Sankcja Kredytu Darmowego: Będzie miarkowanie, ale… masz nowe prawa! Pełny przewodnik po zmianach.

Polskę czekają ważne zmiany w przepisach dotyczących kredytów konsumenckich - jako państwo członkowskie wspólnoty europejskiej musi wdrożyć do krajowego prawa zalecenia wynikające z dwóch dyrektyw unijnych: 2023/2225 i...

Czytaj więcejDetails

NIK ujawnia, kto zawinił w aferze GetBack – czy poszkodowani odzyskają pieniądze?

Napisał Michał Augustynowicz
9 lipca 2025
NIK ujawnia, kto zawinił w aferze GetBack – czy poszkodowani odzyskają pieniądze?

Afera GetBack – finansowy skandal, w którym ponad 9 tysięcy inwestorów straciło łącznie ok. 3,5 mld zł – doczekała się miażdżącej oceny Najwyższej Izby Kontroli. NIK wskazuje palcem...

Czytaj więcejDetails

Syndyk Getin Noble Banku już wysyła frankowiczom ugody. Co oznaczają te oferty?

Napisał Michał Augustynowicz
8 lipca 2025
Syndyk Getin Noble Banku już wysyła frankowiczom ugody. Co oznaczają te oferty?

W ostatnich dniach wielu klientów Getin Noble Banku (obecnie w upadłości) otrzymuje pocztą propozycje zawarcia ugody od wyznaczonego syndyka banku. Oferty te dotyczą kredytów hipotecznych we frankach szwajcarskich...

Czytaj więcejDetails
Następny post
Negocjacje ugody z bankiem w 2025 roku: jak wywalczyć korzystne warunki krok po kroku?

Negocjacje ugody z bankiem w 2025 roku: jak wywalczyć korzystne warunki krok po kroku?

Proszę Zaloguj się aby dołączyć do dyskusji.

Spis treści:

  • Wibor – co to jest i dlaczego jest tak niezrozumiały?
  • Rola banków – czy informowały wystarczająco o WIBOR?
  • Poziom edukacji finansowej Polaków – czy winna jest niewiedza?
  • Sprawa polska WIBOR przed TSUE 
  • Kto jest winny i kto odpowie za „problem” z WIBOR-em? 

Serwis informacyjny o kredytach i sporach z bankami. Wiadomości, analizy i komentarze dotyczące kredytów we frankach i złotówkach. Śledzimy wyroki, zmiany w prawie i oferty ugodowe, aby kredytobiorcy byli na bieżąco. Znajdziesz tu także praktyczne poradniki, relacje kredytobiorców i opinie ekspertów, które pomogą Ci zrozumieć aktualną sytuację i podjąć właściwe decyzje.

MENU

  • • Strona główna
  • • Wiadomości
  • • Wyroki
  • • Poradnik Frankowicza
  • • Felietony
  • • W Sądach
  • • Prawnicy
  • • Ranking kancelarii frankowych
  • • Ranking kancelarii SKD
  • • Kancelarie frankowe
  • • Forum frankowe
  • • Kredyty w złotówkach
  • • Baza wiedzy
  • • Kontakt

WYDAWCA

Michał Augustynowicz

Dolnośląskie Centrum Biznesu

ul. Stanisławowska 47

54-611, Wrocław

E-mail: info@chf24.pl

© 2025 CHF24.PL - Frankowicze, Kancelarie Frankowe, Wiadomości | Redakcja | Mapa portalu | Polityka prywatności | Regulamin strony | Kontakt

Projekt i wykonanie:
Brak wyników
Zobacz wszystkie wyniki
  • Strona Główna
  • Wiadomości
    • Frankowicze
    • Kredyt w PLN
    • Sankcja kredytu darmowego
  • Wyroki
    • Wyroki TSUE
  • Poradnik Frankowicza
  • Felietony
  • Prawnicy
  • W Sądach
  • Forum
  • Ugody
  • Ranking Kancelarii

© 2025 CHF24.PL - Frankowicze, Kancelarie Frankowe, Wiadomości | Redakcja | Mapa portalu | Polityka prywatności | Regulamin strony | Kontakt

Brak wyników
Zobacz wszystkie wyniki
  • Strona Główna
  • Wiadomości
    • Frankowicze
    • Kredyt w PLN
    • Sankcja kredytu darmowego
  • Wyroki
    • Wyroki TSUE
  • Poradnik Frankowicza
  • Felietony
  • Prawnicy
  • W Sądach
  • Forum
  • Ugody
  • Ranking Kancelarii

© 2025 CHF24.PL - Frankowicze, Kancelarie Frankowe, Wiadomości | Redakcja | Mapa portalu | Polityka prywatności | Regulamin strony | Kontakt