Niedługo miną 2 lata, od kiedy przewodniczący KNF wezwał banki do opracowania ugód, które mogłyby być proponowane frankowiczom jako alternatywa dla pozwu sądowego. Obecnie ugody frankowe oferuje już większość banków, które mają gruby portfel kredytów w CHF. Powstaje jednak pytanie, czy pozasądowa ugoda z bankiem jest korzystna dla kredytobiorcy, skoro inicjatorem programu jest KNF, którego szef zaprezentował w TSUE postawę jawnie sprzyjającą bankom? Na co należy uważać, gdy bank proponuje ugodę frankową?
Banki rozszerzają program ugód frankowych. Czy ugody będą dla wszystkich?
Gdy największe banki w Polsce, takie jak PKO BP i mBank, przystępowały do pilotażu ugód, wpierw kierowany był on tylko do wybrańców. Wytypowano wąską grupę kredytobiorców, która spełniała określone kryteria, a następnie skierowano do niej propozycję przewalutowania kredytu na złotówki z umorzeniem części salda. Takie rozwiązanie mogło się wydawać korzystne jeszcze nieco ponad rok temu, szczególnie dla tych kredytobiorców, którzy z różnych względów nie chcieli się sądzić z bankiem.
Stopy procentowe były rekordowo niskie, zatem konwersja kredytu na PLN mogłaby rzeczywiście wygenerować pewne korzyści. Gdy jednak Rada Polityki Pieniężnej, wbrew wcześniejszym zapewnieniom, w październiku ubiegłego roku zaczęła podnosić koszt pieniądza, wywołało to istny pogrom na rynku kredytów złotowych.
Frankowicze, widząc jak raty ich znajomych podwoiły się w zaledwie kilka miesięcy, zrozumieli, że dobroczynna propozycja banków jest tak naprawdę kolejną pułapką – tym bardziej niebezpieczną, że uniemożliwiającą właściwie jakikolwiek odwrót. Po podpisaniu ugody i konwersji kredytu frankowiczowi byłoby bardzo trudno zakwestionować pierwotną umowę w sądzie. Gdy kredytobiorcy to zrozumieli, zainteresowanie ugodami spadło.
Banki jednak nie poddają się i rozszerzają program ugód, który przestaje być produktem ekskluzywnym i staje się propozycją „dla ludu”. Wbrew oczekiwaniom sektora finansowego, lud przejrzał jego intencje i nie jest chętny na tę ofertę. Dla kredytodawców to ogromny problem – nie dość, że orzecznictwo krajowych sądów jest dla nich coraz mniej korzystne (frankowicze wygrywają już ok. 98% sporów sądowych), to w dodatku TSUE zaczyna przyglądać się nietransparentnym działaniom polskiego sektora finansowego.
W co gra KNF i jaką ma rolę w mediacjach frankowych?
12 października br. w Luksemburgu odbyła się pierwsza rozprawa w sprawie C-520/21 dotyczącej wynagrodzenia dla banków za korzystanie z kapitału. Perspektywa, że banki zyskają prawo do jakiejkolwiek rekompensaty z tytułu nieważności umowy, powoli odchodzi w niebyt.
Nieoczekiwanym wątkiem w tej sprawie było wystąpienie przewodniczącego Komisji Nadzoru Finansowego, Jacka Jastrzębskiego (będącego byłym pracownikiem PKO BP), który wziął w obronę banki, twierdząc, że pozbawienie ich prawa do opłaty za korzystanie z kapitału po unieważnieniu umowy może doprowadzić do upadłości kilka dużych firm z tego sektora, jak również niekorzystnie odbić się na gospodarce.
Ten sam przewodniczący w grudniu 2020 roku wzywał banki do proponowania kredytobiorcom ugód. Mediatorzy, którzy odgrywają istotną rolę pomiędzy stronami w procedurze zawarcia ugody, pochodzą z Sądu Polubownego przy KNF. Nadzór zapewnia jednak o tym, że mediatorzy są obiektywni, jednak prawnicy frankowi mają co do tego wątpliwości i radzą swoim klientom podwyższoną ostrożność podczas ewentualnego udziału w mediacjach.
Należy podkreślić, że część banków zrobiła pewien postęp od momentu wdrożenia pilotażu ugodowego i naniosła do programu poprawki, które sprawiają, że – przynajmniej w teorii – propozycje składane kredytobiorcom powinny być nieco korzystniejsze. Dość powiedzieć, że początkowe propozycje największych graczy rynku finansowego bardzo luźno nawiązywały do rekomendacji KNF i gwarantowały symboliczną korzyść wynikającą z podpisania ugody.
Niektórzy kredytodawcy zmodyfikowali swoje warunki w zakresie kursu przewalutowania kredytu na złotówki. Część kredytobiorców dostaje np. propozycje, że ich zobowiązanie bank może przewalutować po kursie 2,5 zł, czyli znacznie korzystniejszym niż bieżący. Gdzie tkwi haczyk? Z reguły w marży banku lub warunkach dalszej spłaty.
Wiele banków zachęca frankowiczów, by skorzystali z okazji i podpisali ugodę, zamieniając swój kredyt na złotowy ze stałą stopą na okres 5 lat. Życiowo doświadczony frankowicz doskonale wie, że gdy bank sam z siebie składa taką propozycję, nie może być ona korzystna dla kredytobiorcy i z pewnością nie jest podyktowana troską.
Stopy procentowe są najwyższe od 20 lat i należy liczyć się z tym, że RPP nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa, jeśli chodzi o cykl podwyżek. Rzecz tylko w tym, że ewentualne przyszłe podwyżki, nawet jeśli zostaną wprowadzone, raczej nie będą mieć tego rozmachu, co na przestrzeni ostatnich miesięcy. RPP nie ma już po prostu pola manewru – kredytobiorcy już teraz są na granicy wypłacalności, akcja kredytowa została niemal całkowicie wyhamowana, a inflacja jak rosła, tak rośnie.
Kredytobiorcy, których bank ubierze teraz w kredyt na stałą stopę, prawdopodobnie na tym stracą. Zwłaszcza ci mający do spłaty kredyt frankowy, który w przeciągu 2-3 lat można prawomocnie unieważnić w sądzie, uzyskując pełny wachlarz korzyści.
Na ugodę z bankiem trzeba poczekać. Nierzadko nawet 3 miesiące
To niewiarygodne, ale banki wcale nie śpieszą się z przedstawieniem oferty i dopełnieniem formalności w przypadku tych kredytobiorców frankowych, którzy są zainteresowani propozycją ugody. Pełnomocnicy frankowiczów wskazują, że czas oczekiwania na mediacje to nawet 3 miesiące.
Jest to o tyle dziwne, że bank proponuje wszystkim klientom podobne warunki, które w dodatku na tym etapie są zwykle nienegocjowalne (choć bywają wyjątki od tej reguły, np. mBank zapowiedział możliwość indywidualnego negocjowania ugody). Na co więc ma czekać kredytobiorca, skoro bank ma wszystkie niezbędne informacje, by przedstawić mu nową propozycję?
Być może chodzi o efekt psychologiczny. Frank jest rekordowo drogi, co oczywiście przekłada się na wysokość rat i saldo zadłużenia. Skoro propozycja ugody, którą ma w zanadrzu bank, nie jest wybitnie atrakcyjna, niewykluczone, że kredytodawca wychodzi z założenia, że lepiej poczekać, aż klient „skruszeje” i będzie gotów podpisać jakąkolwiek ugodę, byleby tylko uwolnić się od ryzyka walutowego.
Jeżeli taki jest zamysł przeciągania całej procedury, banki mogą się rozczarować. Frankowicze są coraz bardziej świadomi swoich praw, nie tylko tych związanych z kwestionowaniem legalności umowy kredytowej, ale również zabezpieczeniem roszczeń.
Prawnicy wprost wskazują, że kredytobiorca może się uwolnić od płacenia rat na długo przed uprawomocnieniem się wyroku unieważniającego umowę. Wystarczy, że wraz z pozwem złożony zostanie wniosek o zgodę sądu na zaprzestanie dalszej spłaty kredytu na czas trwającego postępowania.
Jeżeli konsument spłacił bankowi kwotę wyższą lub równą nominalnej wartości kredytu, istnieją ogromne szanse, że sąd przychyli się do wniosku. Zwykle taką zgodę można uzyskać już w 2-3 miesiące od złożenia wniosku, czyli w podobnym czasie, w jakim bank jest gotów na przystąpienie do mediacji. Co więc wybrać – ryzykowną konwersję na kredyt złotowy z WIBOR-em w pakiecie czy pozbycie się zobowiązania wobec banku raz na zawsze?
Kredytobiorcy nie mają już problemu z podjęciem decyzji w tej sprawie, o czym świadczą zarówno statystyki pozwów za ostatnie kwartały, jak i dotwarzanie przez banki rezerw na ryzyko frankowe. Ugody oczywiście nadal będą proponowane i niewielka część kredytobiorców je zaakceptuje – w tym przede wszystkim ci, którzy z różnych względów nie chcą iść do sądu lub pozostało im już niewiele do spłaty. Nie należy jednak się spodziewać, że ugody będą game changerem w relacjach klient-bank, niezależnie od tego, jak bardzo poszczególni kredytodawcy będą je reklamować.
W serwisie Chf24.pl każdego dnia piszemy o najważniejszych wiadomościach dla Frankowiczów. Bądź na bieżąco! Obserwuj Chf24.pl w Wiadomościach Google. Odwiedź nas także na Facebooku, Tweeterze.