Po zmianie układu sił politycznych pod koniec 2023 roku Ministerstwo Sprawiedliwości postanowiło wzmocnić ochronę konsumentów poprzez nową funkcję. W styczniu 2024 r. minister Adam Bodnar ogłosił powołanie dr Anety Wiewiórowskiej-Domagalskiej na stanowisko Pełnomocniczki Ministra Sprawiedliwości do spraw Ochrony Praw Konsumenta. Decyzję uzasadniono pilną potrzebą zmierzenia się z narastającymi problemami, zwłaszcza lawiną sporów sądowych dotyczących kredytów we frankach szwajcarskich. Minister Bodnar podkreślał, że jednym z głównych zadań pełnomocniczki będzie kompleksowe zajęcie się sprawami frankowiczów, tak aby „udało się doprowadzić do przyśpieszenia postępowań w tych sprawach”. Nowa funkcja wzbudziła spore oczekiwania – zarówno wśród konsumentów, jak i w środowisku prawniczym – na realne wsparcie w rozwiązywaniu przeciągających się sporów sądowych.
Od początku było jasne, że główną motywacją powołania pełnomocniczki jest rozładowanie kryzysu związanego z kredytami frankowymi. W sądach, zwłaszcza warszawskich, piętrzyły się dziesiątki tysięcy pozwów przeciw bankom, co powodowało zatory i wydłużenie postępowań także w innych sprawach. Minister Bodnar liczył, że dedykowany urzędnik będzie w stanie punktowo rozwiązywać różne problemy i proponować kompleksowe rozwiązania zwiększające efektywność postępowań sądowych. Już samo ustanowienie tego stanowiska miało być sygnałem, że nowy resort poważnie traktuje prawa konsumenta i zamierza położyć kres wieloletnim opóźnieniom w dochodzeniu roszczeń przez obywateli.
Zadania formalne i składane obietnice
Profil nominowanej osoby sugerował, że wybór nie był przypadkowy. Dr Aneta Wiewiórowska-Domagalska to uznana ekspertka prawa konsumenckiego – autorka licznych publikacji z zakresu prawa cywilnego i umów, współautorka komentarzy do przepisów konsumenckich. Była aktywna na forach eksperckich i współpracowała z biurem Rzecznika Praw Obywatelskich przy inicjatywach prokonsumenckich. Te kompetencje dawały nadzieję, że jako pełnomocniczka wniesie merytoryczną wiedzę i doświadczenie w obronie słabszych uczestników rynku. Formalnie zakres jej zadań obejmował usprawnienie pracy sądów w sprawach frankowiczów oraz wdrażanie unijnych dyrektyw dotyczących ochrony konsumentów. Obiecano również ścisłą współpracę pełnomocniczki z instytucjami chroniącymi konsumentów – od UOKiK i Rzecznika Finansowego po lokalnych rzeczników konsumentów – tak by działania państwa na tym polu były skoordynowane.
Na starcie pojawiły się wyraźne obietnice poprawy sytuacji frankowiczów. Minister Bodnar zapowiadał, że dzięki nowej pełnomocniczce „sądy warszawskie zostaną odblokowane” i sprawy kredytowe zaczną toczyć się szybciej. Sugerowano, że rząd rozważy nawet rozwiązania nadzwyczajne, by przywrócić obywatelom realne prawo do sądu – odbierane im przez przedłużające się procesy. Wiewiórowska-Domagalska otrzymała mandat do proponowania zmian prawnych i organizacyjnych, które mają przynieść ulgę frankowiczom i jednocześnie odciążyć wymiar sprawiedliwości. Pośrednio dawało to nadzieję na poprawę sytuacji tysięcy rodzin uwikłanych w kosztowne spory z bankami.
Co istotne, same środowiska frankowiczów przyjęły nominację z umiarkowanym optymizmem. Nowa pełnomocniczka była znana z wcześniejszych krytycznych wypowiedzi pod adresem banków, które przez lata opóźniały systemowe rozwiązanie problemu kredytów walutowych. Archiwalne wypowiedzi dr Wiewiórowskiej sugerowały, że świetnie rozumie specyfikę tych sporów i brakowało jej cierpliwości dla instytucji finansowych ignorujących prawa konsumentów.
Na początku 2024 roku zaznaczała choćby, że moment na ustawę frankową już minął, bo banki wcześniej torpedowały próby kompromisu legislacyjnego. Takie słowa rozbudzały oczekiwania, że pełnomocniczka będzie stanowczo upominać się o interesy kredytobiorców i nie pozwoli na półśrodki. Obietnica kompleksowego zajęcia się sprawami frankowymi brzmiała więc konkretnie: od nowego roku państwo miało wreszcie stanąć po stronie konsumentów uwikłanych w nieuczciwe umowy.
Działania w praktyce: od mediacji po specustawę
Rzeczywistość urzędowania szybko zweryfikowała pierwotne plany. Dr Wiewiórowska-Domagalska już w pierwszych miesiącach skupiła się niemal wyłącznie na tematyce frankowej, co było zrozumiałe wobec skali problemu. Kulminacją prac pełnomocniczki stały się dwie kluczowe inicjatywy: pilotażowy program mediacji dla frankowiczów oraz projekt specustawy mającej usprawnić postępowania sądowe. Obie te propozycje miały zrealizować obietnice przyspieszenia rozstrzygnięć, lecz w praktyce okazały się kontrowersyjne.
Mediacje frankowe
W styczniu 2025 r. w Warszawie zainaugurowano pilotaż „Mediacja Frankowa” – program zachęcający kredytobiorców i banki do zawierania ugód przed neutralnym mediatorem. Pomysł wydawał się logiczny: ugoda mogła skrócić spór, z korzyścią dla obu stron oraz sądu. Jednak relacje prawników uczestniczących w spotkaniu informacyjnym w Sądzie Okręgowym ujawniły niepokojący aspekt: zapowiadano nakłanianie frankowiczów do mediacji pod groźbą sankcji finansowych.
Wyciekł nawet e-mail od mediator sądowej do klientów banku, w którym zasugerowano, że odmowa mediacji może skutkować obciążeniem kredytobiorcy kosztami procesu – i to nawet w razie wygranej sprawy. Tego typu przekaz wywołał konsternację. Czyżby mediacje miały być de facto wymuszone, pod presją potencjalnych kar? Ministerstwo Sprawiedliwości wcześniej zapowiadało jedynie „zachęty” do rezygnacji z procesu na rzecz ugody, ale w oczach konsumentów takie praktyki zahaczały o zastraszanie. Nic dziwnego, że wielu frankowiczów zareagowało alergicznie – obawiali się, że dobrowolność mediacji jest pozorna, a prawdziwym celem jest skłonienie ich do ustępstw na rzecz banków.
Projekt ustawy frankowej
Równolegle pełnomocniczka koordynowała prace nad specjalną ustawą mającą uzdrowić sytuację w sądach. Projekt (o roboczym numerze UD184) ujrzał światło dzienne na początku 2025 roku, a jego główne założenia przedstawiła sama dr Wiewiórowska-Domagalska w mediach. Celem ustawy – jak podkreślała – nie było faworyzowanie kredytobiorców czy banków, lecz udrożnienie sądownictwa i przywrócenie obywatelom prawa do sądu
Projekt przewidywał szereg uproszczeń proceduralnych: możliwość łączenia roszczeń banku i klienta w jednym postępowaniu (aby zamiast dwóch pozwów była jedna sprawa), rozpoznawanie części spraw na posiedzeniach niejawnych bez rozprawy, dopuszczenie jednoosobowych składów sędziowskich w apelacji czy zdalne przesłuchiwanie świadków. Co ważne, ustawa zakładała też korzystne dla frankowiczów rozwiązanie – automatyczne wstrzymanie spłaty rat kredytu na czas trwania procesu. To ostatnie posunięcie miało zagwarantować konsumentom oddech finansowy i ochronę przed koniecznością płacenia bankowi, dopóki spór nie zostanie prawomocnie rozstrzygnięty.
Na papierze propozycje te wyglądały rewolucyjnie. Gdy w lutym 2025 r. pełnomocniczka przedstawiała je w wywiadach, kreślono wizję, że już wkrótce sądy odetchną, bo korki zostaną rozładowane, a frankowe batalie staną się mniej uciążliwe dla wymiaru sprawiedliwości.
Planowano też zachęty finansowe dla banków do wycofywania pozwów przeciw klientom i zawierania ugód w pierwszej instancji, co w zamierzeniu miało zredukować masę spraw trafiających do sądów odwoławczych. Innymi słowy, pełnomocniczka proponowała coś w rodzaju wielkiej ugody systemowej: państwo da bankom i kredytobiorcom narzędzia, by szybciej „posprzątać” po kryzysie frankowym, o ile obie strony nieco ustąpią.
Ewolucja poglądów i narracji pełnomocniczki
Z czasem dało się zauważyć, że retoryka dr Wiewiórowskiej-Domagalskiej ulega wyraźnej przemianie. Ton początkowo prokonsumencki stopniowo przesuwał się ku narracji o interesie publicznym i konieczności kompromisu. Jeszcze rok wcześniej – tuż po nominacji – pełnomocniczka otwarcie mówiła, że na specjalną ustawę frankową jest już za późno i że banki miały swoją szansę współpracy przy rozwiązaniach systemowych, lecz ją zaprzepaściły.
W archiwalnym wywiadzie z 2020 roku ostro oceniała pomysły ugodowego załatwienia problemu, stwierdzając wręcz: „Mam wrażenie, że obecnie pomocy potrzebują raczej banki, bo frankowicze nauczyli się radzić sobie w sądach. Zaproponowanie kompromisowego rozwiązania przyniesie więc korzyść przede wszystkim bankom.”. Takie słowa wskazywały niegdyś na twarde, pryncypialne podejście – obrona pozycji konsumentów i sceptycyzm wobec inicjatyw mogących ułatwić życie bankom.
Tymczasem w roku 2025 przekaz pełnomocniczki był już zupełnie inny. Stała się gorącą orędowniczką specustawy, przekonując, że służy ona interesowi publicznemu i sprawniejszemu działaniu sądów. W wywiadach podkreślała, że nowe przepisy nie mają służyć kredytobiorcom czy bankom per se, lecz wszystkim obywatelom czekającym na wyroki.
W jej wypowiedziach coraz częściej pojawiały się argumenty o konieczności powstrzymania wykorzystywania sądów do celów czysto zarobkowych. W połowie lutego 2025 r. w rozmowie z Newsweekiem pełnomocniczka przyznała, że faktycznie proces sądowy bywa traktowany jak inwestycja – bo odsetki ustawowe naliczane przez lata czynią wygraną frankowiczów bardzo opłacalną.
W innym miejscu ostrzegała, iż „wymiar sprawiedliwości może służyć nie tylko dochodzeniu roszczeń, ale również zarabianiu”. Tego rodzaju komentarze stanowiły zauważalną zmianę akcentów: z obrończyni pokrzywdzonych konsumentów dr Wiewiórowska-Domagalska zaczęła kreować się na bezstronnego strażnika równowagi między stronami sporu, ale też sugerowała że odsetki ustawowe stanowią zarobek co oburzyło zarówno frankowiczów jak i prawników.
Najbardziej znamienne było jednak jej zaostrzenie kursu wobec dotychczasowych sojuszników frankowiczów – kancelarii prawnych prowadzących ich sprawy. Wiosną 2025 pełnomocniczka zaczęła publicznie kwestionować motywacje niektórych pełnomocników prawnych frankowiczów. W wywiadzie dla Rzeczpospolitej stwierdziła bez ogródek, że popularyzacja ugód będzie niekorzystna finansowo dla kancelarii prawnych żyjących z procentu od wygranych kwot, i że stąd bierze się ich ostry sprzeciw wobec projektowanych zmian. „Kancelarie prawne przestaną świetnie zarabiać na frankowiczach. Stąd ten atak” – mówiła, przekonując, że prawnicy broniący konsumentów kierują się własnym interesem.
To bardzo mocna deklaracja, zupełnie inna od wcześniejszej retoryki ekspertki trzymającej się litery prawa. W oczach części obserwatorów był to wręcz zwrot o 180 stopni – od osoby piętnującej nieetyczne praktyki banków do urzędniczki oskarżającej kolegów prawników o nieetyczną chciwość.
Zmiana narracji pełnomocniczki może wynikać z nowej perspektywy, jaką przyjęła w resorcie sprawiedliwości. Jako reprezentantka ministra zaczęła bardziej akcentować sprawność systemu niż jednostkowe interesy konsumentów.
Można odnieść wrażenie, że dr Wiewiórowska-Domagalska utożsamiła się z rolą „twarzy” rządowego projektu – niestrudzenie informowała media o postępach prac nad ustawą, pomijając przy tym kwestie niewygodne dla resortu. Krytycy sugerują, że pełnomocniczka świadomie złagodziła swój dawny prokonsumencki radykalizm, by przepchnąć rozwiązania, które uważa za słuszne z punktu widzenia państwa. Ta ewolucja poglądów stała się zarzewiem najpoważniejszych kontrowersji wokół jej osoby.
Kontrowersje i reakcje środowiska konsumenckiego
Im bardziej pełnomocniczka angażowała się w promowanie specustawy frankowej i mediacji, tym głośniej dawało o sobie znać rozczarowanie frankowiczów. Konsumenci, którzy jeszcze rok wcześniej wiwatowali na wieść o nominacji uznanej ekspertki, teraz otwarcie mówili o poczuciu zdrady.
Tak ostra ocena wynikała z przytoczonych wyżej wypowiedzi dr Wiewiórowskiej, w których zarzuciła prawnikom frankowym nieetyczne motywacje i broniła rozwiązań uznawanych przez część ekspertów za sprzeczne z prawem unijnym. Dla środowiska konsumenckiego był to sygnał alarmowy: osoba mająca stać na straży praw obywateli zdawała się usprawiedliwiać pomysły budzące ich sprzeciw.
Szczególną burzę wywołało podejście pełnomocniczki do kwestii odsetek za wieloletnie procesy. W mediach pojawiły się jej wypowiedzi sugerujące, że kredyt „darmowy” (bez odsetek) to wystarczająca sankcja dla banku, a domaganie się przez frankowiczów dodatkowych odsetek ustawowych może być nadmierne. Tego rodzaju tezy – choć może racjonalne z punktu widzenia ekonomii całego systemu – spotkały się ze zdecydowanym odporem ze strony konsumentów.
Wielu kredytobiorców poczuło, że rząd próbuje nakłonić ich do rezygnacji z części należnych korzyści (jak właśnie odsetki za opóźnienie), podczas gdy to oni przez lata ponosili ciężar ryzyka walutowego i walki w sądach. Gdy pełnomocniczka sugerowała publicznie, że frankowicze powinni „zdecydować, czy chcą traktować sądy jak najlepszą lokatę kapitału, czy jako narzędzie dochodzenia sprawiedliwości”, część odbiorców odebrała to niemal jak oskarżenie o nadużywanie systemu. W efekcie pękła nić zaufania między pełnomocniczką a wieloma reprezentantami frankowiczów.
Krytycznie wypowiedziały się również instytucje i autorytety dotąd sprzyjające poprawie sytuacji konsumentów. Rzecznik Praw Obywatelskich sceptycznie ocenił projekt ustawy frankowej, wskazując na jego potencjalną niezgodność z zasadami ochrony praw konsumenta. Sędziowie – ci, którzy mieli być beneficjentami odciążenia – także zgłosili uwagi, że proponowane uproszczenia postępowań są raczej pozorne i mogą paradoksalnie wydłużyć rozpoznawanie spraw.
W pisemnych opiniach wskazywano, że mediacje, posiedzenia niejawne czy zwolnienia z opłat sądowych w sprawach frankowych istnieją już w obecnym prawie i nie rozwiązują automatycznie problemu, jeśli strony nie chcą współpracować. Padały też zarzuty, że skupienie ustawy wyłącznie na kredytach we frankach jest spóźnione o kilka lat i pomija inne potencjalne kryzysy (np. kredyty w euro czy problemy z oprocentowaniem zmiennym).
Innymi słowy, część ekspertów oceniła, że pełnomocniczka firmuje rozwiązanie spóźnione i niedoskonałe – swoistą protezkę, która nie dotyka sedna problemu, a może rodzić nowe kłopoty.
Sami przedstawiciele frankowiczów nie przebierali w słowach, komentując działania dr Wiewiórowskiej-Domagalskiej. W ich opinii stała się ona rzeczniczką rządowych pomysłów, oderwaną od realnych potrzeb konsumentów. W artykułach na portalach konsumenckich wytykano pełnomocniczce, że wybiera przychylne media i unika konfrontacji z trudnymi pytaniami.
Frankowicze zarzucili jej, że w swoich wystąpieniach maluje jednostronny obraz – podkreśla zalety ustawy, ale milczy o tym, co dla konsumentów niekorzystne. Przykładowo, nigdzie w jej wypowiedziach nie pada informacja, że projektowane przepisy mogą ograniczyć wysokość zasądzanych odsetek czy też premiować banki wycofujące apelacje. Takie selektywne przedstawianie faktów dodatkowo nakręcało podejrzenia.
Kontrowersje narastały z tygodnia na tydzień, a pełnomocniczka – zamiast łączyć strony konfliktu – zaczęła być postrzegana jako strona sama w sobie. Doszło do paradoksalnej sytuacji: nominowana dla ochrony konsumentów urzędniczka została przez znaczną część tychże konsumentów uznana za przeciwnika ich interesów.
Bilans efektów: czy plan się powiódł?
Po niemal półtora roku funkcjonowania nowej pełnomocniczki przychodzi czas na chłodny bilans. Czy ambitny plan ministra Bodnara się powiódł? Ocena musi być zniuansowana. Z jednej strony, nie sposób odmówić dr Wiewiórowskiej-Domagalskiej pracowitości i determinacji – w krótkim czasie przygotowano konkretne propozycje zmian prawnych, zorganizowano pilotaż mediacji, zebrano dane o skali problemu frankowego (co samo w sobie uświadomiło wielu osobom, jak ogromna jest liczba pozwów).
Po latach zastoju i sporów o to, czy potrzebne są rozwiązania systemowe, nowa ekipa wykonała ruch – zaproponowała coś. Już samo to odnotować można jako pozytyw: temat frankowiczów nie został zamieciony pod dywan, lecz doczekał się próby rozwiązania w formie ustawy. Ponadto pełnomocniczka zdołała przeforsować korzystną dla kredytobiorców koncepcję automatycznego wstrzymania spłaty rat w toku procesu, co – jeśli wejdzie w życie – zapewni wielu rodzinom bezpieczeństwo finansowe na czas batalii sądowej.
Można argumentować, że dzięki jej zabiegom nastąpi pewne przesunięcie ciężaru z konsumentów na banki: to banki, pozywane zbiorowo, będą bardziej zmotywowane do szukania ugód, a klienci nie będą musieli płacić latami za wadliwe umowy.
Z drugiej jednak strony, wymiernych sukcesów na razie brak. Do maja 2025 r. projekt ustawy frankowej nie zdołał wejść na ścieżkę legislacyjną w parlamencie – utknął w konsultacjach i sporach, a część komentatorów wątpi, czy w obecnym kształcie kiedykolwiek zostanie uchwalony. Program mediacji frankowych dopiero wystartował i już na starcie został obciążony poważnym kryzysem wizerunkowym, co może zniechęcić sporą grupę frankowiczów do udziału.
Sądy wciąż pozostają zatkane pozwami – według danych, w samej apelacji warszawskiej ponad 80% spraw stanowią sprawy frankowe. Tego stanu rzeczy nie zmieniło jak dotąd ani powołanie pełnomocniczki, ani jej apele o ugody.
Jeśli mierzyć efektywność prac pełnomocniczki realną poprawą sytuacji konsumentów, to niestety trudno o jednoznacznie pozytywną ocenę. Dla przeciętnego frankowicza na razie nie wydarzyło się nic, co przybliżyłoby go do końca procesu albo zwiększyło jego szanse w sporze. Wręcz przeciwnie – część kredytobiorców obawia się teraz, że nowe regulacje mogą ograniczyć ich prawa (np. wysokość odsetek za długi proces), a mediacje przedłużą procesy i posłużą bankom do zaniżania kwot ugód.
Z kolei z punktu widzenia systemu sądownictwa – choć diagnoza problemu została postawiona trafnie – wprowadzenie lekarstwa się opóźnia. Kulisy prac nad ustawą i skala sprzeciwu wobec niej sprawiają, że szybkie ozdrowienie sądów wydaje się mało realne. Podsumowując, plan nie spełnił pokładanych w nim nadziei w takim stopniu, jak oczekiwano.
Mimo dobrych intencji i ciężkiej pracy, pełnomocniczka nie zdołała jak dotąd przechylić szali na korzyść konsumentów. Co więcej, jej sposób działania spowodował utratę zaufania części zainteresowanych – a to zły prognostyk dla powodzenia jakichkolwiek inicjatyw prokonsumenckich.
Pełnomocnik ds. konsumentów – narzędzie realne czy fasadowe?
Historia działań pierwszej pełnomocniczki Ministra Sprawiedliwości ds. ochrony konsumentów skłania do refleksji nad samą instytucją takiego pełnomocnika. Czy to stanowisko ma sens systemowo? Czy jedna osoba, choćby wybitna ekspertka, jest w stanie przełamać wieloletnie impasy i zadbać o interesy konsumentów lepiej niż istniejące instytucje? Opinie są podzielone.
Zwolennicy wskazują, że ulokowanie rzecznika konsumentów w sercu resortu sprawiedliwości było potrzebne – dało to tematowi odpowiednią rangę polityczną. Głos konsumentów zaczął wybrzmiewać przy ministerialnym stole obrad, obok głosu banków czy sędziów. Widać, że osoba pełnomocniczki miała dostęp do decyzyjnych gremiów (Komitet Ekonomiczny Rady Ministrów, Komisja Kodyfikacyjna) i mogła przedstawiać konkretne propozycje zmian. Atutem takiej formuły jest więc możliwość szybkiego inicjowania reform – czego dowodem jest właśnie projekt specustawy przygotowany w kilka miesięcy. Ponadto pełnomocnik może łączyć perspektywę różnych instytucji: współpracować z UOKiK, Rzecznikiem Finansowym, sądami. Taka koordynacja w teorii powinna zapobiegać rozproszeniu działań i tworzyć jednolitą politykę konsumencką państwa.
Niestety, praktyka pokazała też wady i ograniczenia tej koncepcji. Po pierwsze, skuteczność pełnomocnika zależy niemal całkowicie od woli politycznej oraz od osobistych priorytetów ministra. Jeśli ministerstwo traktuje ochronę konsumentów instrumentalnie – np. głównie jako sposób na poprawę statystyk sądowych – to i pełnomocnik będzie się skupiał na celach resortu bardziej niż na słuchaniu głosu obywateli.
Można odnieść wrażenie, że tak stało się w tym przypadku: rola prokonsumencka ustąpiła miejsca roli technokratycznej, nastawionej na usprawnienie sądów za wszelką cenę. Systemowo rodzi to pytanie, czy pełnomocnik ds. konsumentów jest rzecznikiem interesu społecznego, czy jednak przedłużeniem ręki władzy wykonawczej.
Po drugie, pojawia się problem dublowania kompetencji. W Polsce istnieje przecież szereg organów powołanych do ochrony konsumentów – od wyspecjalizowanego Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, przez Rzecznika Finansowego nadzorującego sektor bankowy i ubezpieczeniowy, po rzecznika praw obywatelskich, który od lat angażował się w sprawy frankowe.
Wprowadzenie nowej funkcji mogło spowodować chaos kompetencyjny lub konflikty – na szczęście akurat tu uniknięto otwartej wojny między instytucjami, ale nie można powiedzieć, by pełnomocniczka efektywnie zintegrowała działania wszystkich podmiotów. W praktyce wydaje się, że kluczowe organy (np. RPO czy część sędziów) stały raczej w opozycji do jej pomysłów niż w jednym szeregu. Systemowo skuteczniejsza mogłaby okazać się lepsza koordynacja już istniejących instytucji, zamiast tworzenia kolejnej struktury.
Wreszcie, jest kwestia siły sprawczej. Pełnomocnik nie ma własnych narzędzi władczych – nie wydaje decyzji, nie rozstrzyga sporów, nie ma budżetu na rekompensaty. Może tylko przekonywać, inspirować i proponować. To dużo, ale czasem za mało, gdy napotyka opór silnych interesariuszy (banków, lobby prawniczego czy nawet sędziowskiego status quo).
Bez twardego wsparcia ministra i rządu, inicjatywy pełnomocnika mogą pozostać na papierze. Gdy opadnie kurz, może się okazać, że pełnomocnik był bardziej symbolem niż realnym game-changerem. Systemowo sens takiej funkcji zależy zatem od sposobu jej wykorzystania. Jeśli ma to być dynamiczny think-tank przy ministrze, który szybko reaguje na kryzysy konsumenckie – to potrzebne są ku temu silne prerogatywy i autonomia ekspercka. Jeżeli natomiast pełnomocnik staje się rzecznikiem jednej, politycznie wygodnej narracji, to jego wartość dla konsumentów jest wątpliwa. W obecnej formule można niestety odnieść wrażenie, że bliżej było do tego drugiego scenariusza.
Wnioski i rekomendacje na przyszłość
Czy idea powołania pełnomocnika ds. ochrony konsumentów okazała się chybiona? Niekoniecznie – to wciąż cenna inicjatywa, która jednak wymaga wyciągnięcia wniosków i korekty kursu. Płyną z tego doświadczenia trzy główne wnioski.
Po pierwsze, sama personalna nominacja nie rozwiąże systemowych problemów. Potrzebne jest konsekwentne wdrażanie zapowiadanych reform, ale z poszanowaniem głosu tych, których one dotyczą. Brak szerokiego konsensusu w przypadku ustawy frankowej pokazał, że pominięcie perspektywy konsumenckiej na etapie tworzenia prawa mści się później w postaci oporu społecznego.
Po drugie, kompetencje pełnomocnika muszą iść w parze z zaufaniem. Nie da się skutecznie działać na rzecz konsumentów, jeśli traci się ich poparcie. Narracja urzędnika państwowego powinna być wyważona – jasno komunikować korzyści proponowanych rozwiązań, ale i uczciwie adresować obawy. W przypadku dr Wiewiórowskiej-Domagalskiej zabrakło takiej komunikacji: jednostronne akcenty wywołały efekt odwrotny do zamierzonego.
Po trzecie wreszcie, ochrona konsumentów wymaga podejścia horyzontalnego, ponad podziałami resortowymi. Sprawa frankowiczów jest tego najlepszym przykładem – dotyczy zarówno prawa bankowego (nadzór finansowy), cywilnego, jak i sprawności sądów. Zwalczanie skutków kryzysu konsumenckiego powinno angażować równocześnie instytucje finansowe, regulatorów, sądy i rzeczników praw obywatelskich. Powołanie pełnomocnika może pomóc, ale nie zastąpi współdziałania tych wszystkich aktorów.
Co zatem należałoby zrobić, by realnie poprawić ochronę konsumentów w Polsce? Poniżej kilka propozycji, które wydają się zarówno potrzebne, jak i możliwe do wdrożenia:
- Wzmocnienie istniejących instytucji prokonsumenckich: Zamiast mnożyć byty, należy zapewnić UOKiK-owi, Rzecznikowi Finansowemu i lokalnym rzecznikom konsumentów odpowiednie środki i kompetencje do działania. Te instytucje są najbliżej problemów konsumentów i powinny odgrywać pierwszoplanową rolę. Warto rozważyć lepszą koordynację ich działań – np. poprzez regularne wspólne narady z udziałem przedstawiciela Ministerstwa Sprawiedliwości. Pełnomocnik mógłby pełnić funkcję łącznika między nimi a rządem, ale nie może działać w oderwaniu od ich doświadczeń.
- Doskonalenie systemu wymiaru sprawiedliwości: Sprawy frankowe obnażyły słabości sądów – brak dostatecznej liczby sędziów, przewlekłość procedur, małą zdolność do radzenia sobie z masowymi pozwami. Należy inwestować w kadry sądowe (np. tworzyć więcej wyspecjalizowanych wydziałów ds. sporów finansowych, zatrudnić asesorów do pomocy w czynnościach administracyjnych) oraz w digitalizację postępowań. Skanowanie akt i prowadzenie e-akt (co zapowiadał minister Bodnar) mogłoby przyspieszyć rozpoznawanie spraw frankowych i nie tylko. Przyśpieszenie procedur leży w interesie wszystkich obywateli – to postulaty, które nie budzą kontrowersji i powinny być kontynuowane bez oglądania się na spory polityczne.
- Usprawnienie mediacji i ugód, ale na transparentnych zasadach: Alternatywne metody rozwiązywania sporów są potrzebne, jednak muszą być absolutnie dobrowolne i uczciwe. Ministerstwo powinno wypracować kodeks dobrych praktyk dla mediatorów w sprawach konsumenckich, aby sytuacje zastraszania stron nigdy więcej nie miały miejsca. Być może dobrym pomysłem byłoby zaangażowanie bezstronnych instytucji (np. Rzecznika Praw Obywatelskich lub organizacji pozarządowych) jako obserwatorów takich programów mediacyjnych. Wówczas kredytobiorcy mieliby większe zaufanie, że nikt nie działa za kulisami w interesie banków. Ponadto ugody powinny być promowane poprzez pozytywne zachęty, a nie poprzez groźbę sankcji.
- Legislacja oparta na konsensusie i zgodności z prawem UE: Każda specustawa dotycząca konsumentów powinna być konsultowana z ekspertami reprezentującymi obie strony – zarówno konsumentów, jak i branżę. W przypadku ustawy frankowej zabrakło prawdziwego dialogu – warto zatem przed ewentualnym dalszym procedowaniem tego projektu zorganizować okrągły stół: posadzić przy nim reprezentantów frankowiczów, banków, sędziów oraz ekspertów od prawa europejskiego. Być może uda się wypracować kompromisy (np. w kwestii wysokości odsetek czy trybu rozpoznawania spraw), które zapewnią ustawę realnie działającą i akceptowalną społecznie. Ponadto bezwzględnie należy pilnować, by krajowe regulacje nie kolidowały z orzecznictwem TSUE ani dyrektywami unijnymi – inaczej zamiast rozwiązania problemu powstanie kolejny spór, tym razem z Komisją Europejską.
- Proaktywna polityka konsumencka z wyprzedzeniem problemów: Sprawa kredytów frankowych nauczyła nas, że lepiej zapobiegać niż leczyć. Państwo powinno zawczasu identyfikować potencjalne zagrożenia dla konsumentów i reagować zanim przybiorą one rozmiary kryzysu. Dotyczy to np. kwestii kredytów złotówkowych o zmiennym oprocentowaniu – już teraz pojawiają się pozwy dotyczące wskaźnika WIBOR czy też sankcji kredytu darmowego. Zamiast czekać, aż problem urośnie do rozmiaru „drugich franków”, lepiej zawczasu zainicjować rozmowy z sektorem bankowym i opracować mechanizmy ochronne (choćby informacyjne czy pomocowe) dla kredytobiorców złotówkowych. Rola pełnomocnika ds. konsumentów mogłaby tu być nieoceniona, ale pod warunkiem działania proaktywnie, a nie reaktywnie.
Na koniec warto podkreślić jeden pozytyw: dyskusja wokół osoby i działań dr Anety Wiewiórowskiej-Domagalskiej pokazała, jak ważna dla Polaków jest tematyka praw konsumenta. Jeszcze dekadę temu problemy klientów banków czy innych usługodawców rzadko przebijały się na czołówki gazet. Teraz nie ma wątpliwości, że ochrona konsumencka to istotny element polityki państwa. Aby jednak faktycznie służyła obywatelom, musi być realizowana z nimi, a nie ponad ich głowami.
Pełnomocnik ds. ochrony konsumentów może odegrać tu pożyteczną rolę – pod warunkiem, że pozostanie wierny misji bycia rzecznikiem słabszych, a nie adwokatem „interesu publicznego” rozumianego opacznie. Bilans dotychczasowej kadencji skłania do krytycyzmu, ale też daje cenne lekcje. Jeśli zostaną one odrobione, plan ochrony konsumentów ma szansę ostatecznie się powieść – ku pożytkowi frankowiczów i wszystkich polskich konsumentów.