Upadłość Getin Noble Banku, ogłoszona 20 lipca 2023 r., miała być dla frankowiczów początkiem końca ich gehenny – a okazała się początkiem nowego rozdziału pełnego paradoksów. Z dnia na dzień ich przeciwnikiem w sądzie przestał być normalnie funkcjonujący bank, a stała się nim masa upadłościowa reprezentowana przez syndyka. To sytuacja bez precedensu na polskim rynku finansowym: tysiące kredytobiorców frankowych nagle walczą nie z bankiem, ale z likwidowaną instytucją. Innymi słowy, po bankructwie Getinu frankowicze nadal mogą żądać w sądzie unieważnienia swoich umów (by uwolnić się od toksycznego kontraktu i hipoteki), ale zwrot nadpłaconych rat musieli zgłosić do masy upadłości – a szanse na odzyskanie tych pieniędzy są, delikatnie mówiąc, iluzoryczne. Pierwszeństwo spłaty mają bowiem duzi, uprzywilejowani wierzyciele (np. Bankowy Fundusz Gwarancyjny), więc zwykłym konsumentom może nie zostać nic. To gorzka ironia losu: bank, który przez lata był największym wierzycielem frankowiczów, stał się teraz ich najtrudniejszym dłużnikiem.
Sądowy chaos i przełom z Sądu Najwyższego
Początkowo upadłość Getinu wywołała w sądach totalny chaos. Część sędziów zawieszała masowo toczące się procesy o unieważnienie umów, niektórzy nawet usiłowali odrzucać nowe pozwy – brakowało jednolitej linii orzeczniczej, czy w ogóle można dalej prowadzić sprawy przeciwko upadłemu bankowi. Frankowicze z przerażeniem patrzyli, jak ich sądowa batalia utkwiła w prawnej próżni. Przełom przyszedł jednak jesienią 2024 r. – dokładnie 19 września 2024 r. poszerzony skład Sądu Najwyższego podjął uchwałę (sygn. III CZP 5/24), która zadziałała niczym antidotum na tę patową sytuację. SN jednoznacznie stwierdził, że roszczenie konsumenta o ustalenie nieważności umowy kredytu nie podlega zgłoszeniu do masy upadłości, zatem zawieszone postępowania można podjąć z chwilą ustalenia, kto jest syndykiem. Ta wykładnia natychmiast odblokowała lawinowo sprawy frankowiczów przeciw Getinowi – sądy zaczęły je odwieszać i rozstrzygać na korzyść konsumentów.
Dzięki uchwale SN frankowicze odzyskali szansę na prawne „wyprostowanie” swojej sytuacji. Nadal co prawda nie mogli szybko odzyskać nadpłaconych pieniędzy, ale unieważnienie umowy i wykreślenie hipoteki stały się osiągalne mimo upadłości banku. Po prawomocnych wyrokach historia kredytowa w BIK również może zostać wyczyszczona – krótko mówiąc, frankowicze znów mogli realnie myśleć o uwolnieniu się od długu. Sąd Najwyższy dał zielone światłotym pozwom, a równocześnie odebrał syndykowi wygodny pretekst do przedłużania spraw w nieskończoność.
Frankowicze kontratakują: pozwy i zawieszenie spłaty
Społeczność frankowiczów nie zamierzała biernie czekać na łaskę likwidatora. Od lat ich podstawową bronią są pozwy o unieważnienie umów kredytowych – fala tych pozwów zalała sądy już wcześniej i nic nie wskazuje na to, by miała ustąpić. Jednak pozywając bank, kredytobiorcy nauczyli się korzystać z jeszcze jednego narzędzia: zabezpieczenia roszczenia, czyli wstrzymania spłaty rat na czas trwania procesu. Innymi słowy, frankowicz może – za zgodą sądu – legalnie przestać płacić raty kredytu długo przed prawomocnym wyrokiem.
Wystarczy złożyć wniosek o zawieszenie spłaty wraz z pozwem, a w ciągu kilku tygodni lub miesięcy (zwykle ~3 miesięcy) sąd rozpatruje taką prośbę. Jeśli sąd przychyli się do wniosku, kredytobiorca może odetchnąć: bank nie może wpisać go do BIK jako dłużnika ani wypowiedzieć umowy, bo formalnie nie ma opóźnień w spłacie. Tak zabezpieczony frankowicz spokojnie czeka na wyrok, nie dokładając już więcej do wadliwego kredytu.
Ta praktyka zawieszania rat uzyskała pełne błogosławieństwo w orzecznictwie.
Co kluczowe, nawet restrukturyzacja czy upadłość banku nie przekreśla prawa frankowicza do sądowego zamrożenia rat. Potwierdził to najnowszy wyrok TSUE z 8 maja 2025 r. (sprawa C-324/23, Myszak vs. Getin Noble Bank). Trybunał w Luksemburgu jasno orzekł, że objęcie banku przymusową restrukturyzacją nie może odbierać konsumentowi fundamentalnych narzędzi ochrony, takich jak wstrzymanie spłaty rat. Unijne prawo nie pozwala, by dla ratowania banku poświęcono prawa klienta – jeśli istnieje duże prawdopodobieństwo nieważności umowy, to sąd krajowy musi mieć możliwość zawieszenia płatności, nawet gdy bank jest w upadłości czy resolution.
TSUE wprost zakwestionował polskie przepisy, które automatycznie blokowały takie zawieszenie w trakcie restrukturyzacji banku, uznając je za niezgodne z prawem UE. Efekt? Frankowicze zyskali pewność, że mogą wnioskować o zamrożenie rat mimo upadku banku, a decyzje sądów w tym zakresie są w pełni zgodne z prawem unijnym i wiążące dla syndyka. Jeśli ktokolwiek miał wątpliwości – dziś już wie, że prawo stoi po stronie kredytobiorców, nawet w tak niezwykłych okolicznościach.
Syndyk kontra kredytobiorcy: pozwy i kontrowersyjne ugody
Można by oczekiwać, że syndyk Getinu – widząc masowo wygrywane przez frankowiczów procesy – pójdzie po rozum do głowy i spróbuje posprzątać bałagan w sposób ugodowy. Niestety, rzeczywistość okazała się inna. Marcin Kubiczek, syndyk masy upadłości GNB, obrał początkowo kurs konfrontacyjny, który wielu obserwatorom wydał się wręcz szokujący.
W styczniu 2025 r. gruchnęła wieść, że syndyk zaczął pozywać kredytobiorców o zwrot kapitału kredytu – i to powołując się… na nieważność ich umów! Absurd? A jednak. Wykorzystał on teorię dwóch kondykcji, którą sądy stosują przy unieważnianiu umów: skoro kontrakt jest nieważny, to bank może żądać oddania pożyczonej kwoty, a klient – zwrotu wszystkich wpłaconych rat.
Normalnie bank zgłasza swoje roszczenie o kapitał w odpowiedzi na pozew frankowicza i dwie kwoty się kompensują. Jednak syndyk poszedł o krok dalej – ignoruje oświadczenia o potrąceniu (składane masowo przez klientów) i wnosi osobne powództwa przeciw kredytobiorcom, domagając się zwrotu kapitału w oddzielnych sprawach.
Co więcej, w tych pozwach chce zwolnienia z opłat sądowych (tłumacząc, że masa upadłościowa świeci pustkami) oraz zawieszenia własnych procesów do czasu zakończenia spraw z powództwa klientów. Trudno o bardziej kuriozalną sytuację: syndyk, który ma dbać o wierzycieli, wytacza kosztowne i z góry skazane na porażkę działa przeciw konsumentom, generując dodatkowe koszty dla masy upadłości.
Prawnicy wskazują, że jeśli kredytobiorca skutecznie złożył oświadczenie o potrąceniu swoich rat z kapitałem, to dług jest rozliczony – pozywanie takiej osoby to sztuka dla sztuki. Paradoksalnie więc działania syndyka uszczuplają majątek, który rzekomo chce on chronić (koszty procesów, zastępstwa prawnego etc.), a jedyny realny efekt to wywarcie presji na mniej zorientowanych frankowiczach i gra na czas.
Syndyk Kubiczek bronił się w mediach, że działa z najwyższą starannością, a jego obowiązkiem jest troska o roszczenia masy upadłości – bo gdyby pozostawał bierny, to po prawomocnym unieważnieniu umów musiałby oddać kredytobiorcom wszystkie spłacone raty, bez możliwości potrącenia ich z kapitałem. Innymi słowy, tłumaczył że musi zawczasu zabezpieczyć należność banku przez pozwanie o kapitał, bo samo ustalenie nieważności umowy nie rozlicza automatycznie wzajemnych rachunków. To bardzo formalistyczne stanowisko – pomijające fakt, że większość aktywnych frankowiczów i tak dawno już potrąciła swoje należności.
Trudno uznać, że syndyk o tym nie wie (ma przecież dostęp do wszystkich zgłoszeń wierzytelności, gdzie dłużnicy raportowali potrącenia). Mimo to uruchomił dziesiątki nowych, z góry przegranych sporów. Wielu komentatorów odbiera to jako próbę zastraszenia mniej świadomych klientów lub odwleczenia nieuchronnego.
Po fali krytyki i kolejnych przegranych sprawach syndyk zaczął jednak sygnalizować gotowość do kompromisu. Już w grudniu 2024 r. pojawiła się informacja, że rusza program ugód dla pierwszej grupy frankowiczów z Getin Banku. Brzmi dobrze?
Niestety, diabeł tkwi w szczegółach. Ugody mają objąć tylko tych kredytobiorców, którzy spłacili co najmniej 200% kapitału kredytu. Innymi słowy – jeśli ktoś pożyczył np. 250 tys. zł, to musiał już oddać pół miliona, by w ogóle załapać się na ofertę. W zamian syndyk obiecuje wystawienie listu mazalnego (pozwalającego wykreślić hipotekę) i usunięcie danych z BIK, a obie strony zrzekną się wzajemnych roszczeń. Ugoda jest ostateczna i nieodwracalna – klient nie zobaczy już żadnych dodatkowych pieniędzy, ale też bank (masa upadłości) nie będzie więcej nic żądać. Problem w tym, że większość frankowiczów nawet po wielu latach nie wpłaciła aż tak horrendalnej kwoty. Propozycja eliminuje z góry większość poszkodowanych – to wąska grupa wybrańców, których bank i tak zdążył finansowo obedrzeć ze skóry.
Nic dziwnego, że wielu klientów Getinu uznało to za „groteskową symulację wsparcia”. Syndyk po półtora roku zwodzenia obiecał pomoc, która realnie obejmuje garstkę osób. Kto tę ofertę przyjmie, zrzeka się jakichkolwiek dalszych roszczeń wobec masy upadłości – a przecież taka ugoda nie zapewnia pełnej sprawiedliwości (bank zatrzymuje nadpłaty powyżej kapitału). W świetle obowiązującego orzecznictwa TSUE i polskich sądów to propozycja niezgodna z prawem i wysoce nieetyczna. Przypomnijmy: Trybunał Sprawiedliwości UE wielokrotnie stwierdził, że za wadliwe, abuzywne umowy bankom należy się jedynie zwrot wypłaconego kapitału – bez odsetek, bez waloryzacji, bez „wynagrodzenia” za korzystanie z pieniędzy. Tymczasem syndyk, wymagając spłaty 200% kapitału, de facto domaga się 100% dodatkowej „premii” dla banku kosztem klienta. Trudno o lepszy przykład, jak bardzo oferta ugodowa rozmija się z aktualnym stanem prawnym.
Na szczęście frankowicze nie dali się nabrać na ten lep. Zamiast skakać z radości na wieść o ugodach, wciąż wybierają drogę sądową. Jak podsumował to jeden z serwisów frankowych, “na szczęście po wrześniowej uchwale SN sądy wydają wyroki i zabezpieczenia w sprawie kredytów GNB. Syndyk przegrywa jedną sprawę za drugą, a kredytobiorcy uwalniają się od kredytu i hipoteki – bez łaski syndyka”. Innymi słowy: oferta ugodowa Kubiczka stała się ciekawostką, z której mało kto skorzysta, bo znacznie więcej można ugrać w sądzie.
Prawo po stronie frankowiczów – korzystne wyroki i rekordowe wygrane
Linia orzecznicza polskich sądów w sprawach frankowych jest dziś niemal jednolita – i jednoznacznie prokonsumencka. Kluczowe wyroki Sądu Najwyższego oraz TSUE z ostatnich lat zbudowały solidny fundament pod niemal każde roszczenie frankowicza. Wystarczy wspomnieć kilka najważniejszych tez:
- Abuzywne klauzule kursowe unieważniają umowę w całości. W przełomowej uchwale z 25 kwietnia 2024 r. (III CZP 25/22) Sąd Najwyższy potwierdził, że jeśli sposób indeksacji kredytu kursem CHF jest nieuczciwy, to nie można go zastąpić żadnym innym mechanizmem z ustawy. Brak legalnego sposobu ustalenia kursu oznacza nieważność całej umowy, a nie tylko jej fragmentu. To wzmocniło ochronę konsumentów – sądy nie mogą już kombinować z “ratowaniem” umów poprzez wstawianie kursu średniego NBP czy innej protezy prawnej.
- Teoria dwóch kondykcji i brak „wynagrodzenia za kapitał”. W uchwale z 19 czerwca 2024 r. (III CZP 31/23) SN po raz kolejny opowiedział się za teorią dwóch kondykcji. Po unieważnieniu kontraktu każda ze stron może żądać zwrotu swojego świadczenia osobno – bank oddaje wszystko, co klient wpłacił, a klient musi zwrócić to, co pożyczył (o ile jeszcze tego nie zwrócił w ratach). Co ważne, SN odrzucił możliwość naliczania przez bank jakichkolwiek dodatkowych opłat, w tym kontrowersyjnego “wynagrodzenia za korzystanie z kapitału”. Ukrócono także pomysły typu prawo zatrzymania – we wspomnianej uchwale SN stwierdził, że bank nie może wstrzymywać zwrotu zasądzonych kwot na rzecz kredytobiorcy aż do momentu, gdy konsument odda kapitał. To oznacza, że frankowicz po wygranej sprawie nie musi czekać z odbiorem pieniędzy, aż sam rozliczy się z bankiem – znów ogromny plus dla słabszej strony.
- TSUE stoi murem za konsumentami. Unijny Trybunał kilkukrotnie w ostatnim czasie korygował polskie sądy, jeśli te próbowały iść pod prąd ochronie konsumenta. Głośny wyrok TSUE z 15 czerwca 2023 r. (C-520/21) definitywnie uciął bankom nadzieje na dodatkowe profity – orzeczono, że bankom nie przysługuje żadne wynagrodzenie za korzystanie z kapitału po unieważnieniu umowy. Instytucja finansowa może żądać zwrotu pożyczonej kwoty, owszem, ale tylko jeśli klient jeszcze tej kwoty nie oddał w ratach. Żadnych odsetek, opłat za “zamrożony” kapitał – koniec straszaka, którym banki latami próbowały zniechęcać klientów do pozywania. TSUE dał nawet do zrozumienia, że to konsumenci mogliby się domagać od banków dodatkowych roszczeń (np. waloryzacji zwracanych kwot), o ile pozwala na to prawo krajowe, tak aby nie byli poszkodowani faktem długoletniego uwikłania w wadliwą umowę.
Efekt tej prawniczej burzy jest dziś jasny: w sądach frankowicze wygrywają niemal wszystko, co jest do wygrania. Statystyki mówią same za siebie – ponad 95% spraw kończy się ich zwycięstwem, a prawomocne unieważnienia umów to już setki przypadków miesięcznie w skali kraju. Na tym tle szczególnie imponująco wyglądają wyroki korzystne dla frankowiczów Getinu, osiągnięte już po upadłości banku. Przykłady? Proszę bardzo:
- Warszawa, wyrok prawomocny z 14 maja 2024 r. – Sąd Apelacyjny (SSA Edyta Jefimko) oddalił apelację syndyka Getin Banku i utrzymał wyrok Sądu Okręgowego unieważniający umowę kredytu z 2008 r. Mimo że w trakcie procesu bank upadł, sąd nie uwzględnił wniosku syndyka o zawieszenie postępowania i doprowadził sprawę do końca. Klienci uwolnili się od toksycznego długu, a finansowo muszą oddać bankowi jedynie brakujące 44 tys. zł kapitału, zamiast ~452 tys. zł, których bank się domagał przed unieważnieniem. Oszczędność ~408 tys. zł – tyle dzięki wygranej zachowali w portfelu kredytobiorcy, którzy pierwotnie pożyczyli 286 tys. zł.
- Wrocław, wyrok z 2023 r. (prawomocny) – Sąd unieważnił umowę kredytu indeksowanego z 2007 r., na wniosek klientów reprezentowanych przez kancelarię frankową z Wrocławia. Kredytobiorcy pożyczyli 242 tys. zł, a mimo regularnych spłat bank utrzymywał w 2021 r., że są mu winni jeszcze 340 tys. zł! Wyrok zniweczył ten absurdalny “dług” – umowa jest nieważna, hipoteka do wykreślenia. Sąd zasądził zwrot ~226 tys. zł pobranych rat plus odsetki, co po potrąceniu z pozostałym kapitałem dało klientom netto około 325 tys. zł korzyści finansowej. Mówiąc inaczej, tyle zaoszczędzili w stosunku do scenariusza, w którym nadal płaciliby raty według abuzywnego kontraktu.
Takie liczby działają na wyobraźnię. 325 tys. zł, 408 tys. zł zysku – to kwoty, obok których trudno przejść obojętnie. Dla wielu frankowiczów oznaczają one odzyskanie życiowej stabilności: koniec wieloletniego zadłużenia, koniec lęku przed rosnącym kursem franka, początek finansowej ulgi. Co ważne, powyższe sprawy prowadziły wyspecjalizowane kancelarie frankowe (m.in. adwokaci z Wrocławia), co dowodzi, że nawet regionalne zespoły prawników odgrywają istotną rolę w tej ogólnopolskiej batalii. Nie tylko wielkie banki mają swoich sztabów prawnych – frankowicze również stworzyli cały ekosystem wsparcia: od stowarzyszeń i forów internetowych, po doświadczone kancelarie, które mają na koncie tysiące wygranych z bankami.
Ustawa frankowa – nadzieja na koniec sądowej epopei?
Sukcesy frankowiczów w sądach cieszą samych zainteresowanych, ale stanowią też ogromne obciążenie dla wymiaru sprawiedliwości. W niektórych sądach okręgowych ponad połowa nowych spraw cywilnych to właśnie pozwy frankowe. W sądach apelacyjnych bywa, że odsetek ten sięga 70%. Tysiące powtarzalnych procesów (bo umowy różnych banków były do siebie łudząco podobne) zamuliły sądowe wokandy na lata. Nic dziwnego, że Ministerstwo Sprawiedliwości postanowiło zareagować. Już w 2024 r. zapowiedziano tzw. specustawę frankową – projekt przepisów, które mają usprawnić i przyspieszyć postępowania w tych sprawach. Pod koniec roku 2024 projekt ujrzał światło dzienne i trafił do konsultacji. Oficjalnie deklarowany cel to „udrożnić zator frankowy”, odciążyć sądy i skrócić czas oczekiwania na wyroki. Ustawa ma być oczywiście zgodna ze standardami orzeczniczymi TSUE i „wyważać interesy zarówno banków, jak i kredytobiorców” – choć wielu komentatorów sceptycznie kiwa głowami, że chodzi głównie o pozbycie się frankowych zaległości z wokand, nawet kosztem pewnych ustępstw.
Niemniej proponowane zmiany wyglądają z punktu widzenia konsumentów całkiem korzystnie. Oto kluczowe rozwiązania zawarte w projekcie (stan na I połowę 2025 roku):
- Automatyczne zawieszenie spłaty rat po złożeniu pozwu. Gdy kredytobiorca wniesie pozew przeciw bankowi, z chwilą doręczenia odpisu pozwu bankowi raty są z mocy prawa wstrzymane. Frankowicz nie musi już składać wniosku o zabezpieczenie, a bank nie może wypowiedzieć umowy ani straszyć opóźnieniem. W ciągu 14 dni bank będzie musiał poinformować BIK i inne rejestry, że zawieszenie spłat jest legalne. To odciąży sądy (koniec osobnych wniosków o zabezpieczenie) i zapobiegnie negatywnym wpisom do rejestrów za brak spłaty rat.
- Łączenie rozliczeń w jednym postępowaniu. Projekt przewiduje, że przy unieważnieniu umowy sąd w jednym wyroku rozliczy wzajemne roszczenia stron. Kredytobiorca będzie mógł w pozwie od razu zaznaczyć, że oczekuje takiego rozliczenia, a bank zgłosić swoją należność kapitałową. Dzięki temu zapadnie jedno kompleksowe orzeczenie: kto, komu i ile powinien oddać. Zniknie potrzeba prowadzenia drugiego, odrębnego procesu o zwrot kapitału – co obecnie wywołuje takie zamieszanie z pozwami syndyka. Krótko mówiąc, koniec z dwiema kondykcjami w dwóch sprawach – wszystko załatwi jeden wyrok.
- Ograniczenie formalności i przyspieszenie procedur. Projekt zakłada możliwość szerszego orzekania na posiedzeniach niejawnych (bez rozprawy) w obu instancjach, jeśli charakter sprawy na to pozwala. Ponadto przesłuchanie stron na piśmie (zamiast stawiania się w sądzie) oraz brak ograniczeń w zdalnym przesłuchiwaniu świadków mają usprawnić postępowania. Referendarze sądowi dostaną uprawnienia do umarzania spraw po cofnięciu pozwu czy apelacji, odciążając sędziów. Wreszcie, w drugiej instancji część spraw frankowych mogłaby orzekać jednoosobowo (dziś co do zasady orzeka trzech sędziów), co także ma przyspieszyć apelacje.
- Przedawnienie pod kontrolą. Ministerstwo chce ukrócić masowe pozwy banków składane tylko po to, by przerwać bieg przedawnienia swoich roszczeń (dotąd banki – i ostatnio syndyk – składały dziesiątki tysięcy pozwów przeciw klientom rocznie, głównie defensywnie). Planowane są mechanizmy prawne, które ograniczą potrzebę takich działań – być może np. ustawowe zawieszenie biegu przedawnienia na czas procesu frankowego. To jeszcze przedmiot dyskusji, ale intencja jest jasna: skończyć z taktycznym mnożeniem spraw.
Projekt wzbudził spore emocje. Frankowicze generalnie chwalą automatyczne zabezpieczenie i połączenie rozliczeń, bo to spełnienie ich postulatów – przyznają jednak, że rządzący kierują się też interesem sądów i systemu (mniej spraw, szybciej załatwione). Z kolei banki obawiają się, że nowe przepisy jeszcze bardziej ośmielą niezdecydowanych klientów do pozywania – skoro z chwilą wniesienia pozwu mogą przestać płacić raty bez ryzyka, bariera psychologiczna znika. Mówiąc kolokwialnie, ustawa frankowa ma w zamierzeniu odkręcić kurki zatkane przez aferę frankową, ale przy okazji doleje oliwy do ognia z punktu widzenia banków. Warto dodać, że Ministerstwo Sprawiedliwości (w nowym składzie po 2023 r.) wyraziło też poparcie dla ugod pozasądowych – choćby kibicując syndykowi Getinu w uruchomieniu programu ugód. Trudno nie dostrzec pewnej sprzeczności: z jednej strony resort chce przyspieszyć wyroki, z drugiej – zachęca frankowiczów do ugód, nawet tak kontrowersyjnych jak te proponowane przez Kubiczka. Polityka w tej kwestii próbuje więc balansować między różnymi interesami. Na horyzoncie widać, że specustawa frankowa może wejść w życie w 2025 r., ale rządzący zapowiedzieli, że nie chcą działać pochopnie – stawiają na jakość przepisów, nawet kosztem czasu. Pozostaje obserwować, czy ostateczny kształt ustawy faktycznie wyważy interesy obu stron, czy też będzie sprytnym kompromisem, z którego każda ze stron weźmie coś dla siebie.
Co dalej? Na co uważać w 2025 roku
Dla frankowiczów rok 2025 zapowiada się jako czas ostrożnej nadziei. Prawo i orzecznictwo są po ich stronie jak nigdy dotąd, ale to nie znaczy, że mogą spocząć na laurach. Oto kilka kwestii, na które powinni zwrócić szczególną uwagę:
- Pilnowanie swoich praw w upadłości. Jeśli jeszcze tego nie zrobili, kredytobiorcy powinni zgłosić swoje wierzytelności do masy upadłości Getinu (np. nadpłacone raty) poprzez system elektroniczny – większość świadomych klientów już to zrobiła, co pozwoliło im znaleźć się na liście wierzycieli. Wprawdzie samo zgłoszenie nie gwarantuje odzyskania pieniędzy (i nie uwalnia od obowiązku spłaty – tu dopiero wyrok unieważniający naprawdę zwalnia z długu), ale brak zgłoszenia mógłby zamknąć drogę do ewentualnych wypłat z masy upadłości. Trzeba też monitorować, czy syndyk uznaje zgłoszone roszczenia – jeśli kwestionuje naszą wierzytelność, warto skonsultować się z prawnikiem i ewentualnie dochodzić swoich praw na drodze sądowej (sędzia-komisarz rozstrzyga spory na liście wierzycieli).
- Nie dać się zaskoczyć pozwem syndyka. Frankowicze powinni śledzić korespondencję – jeśli syndyk Kubiczek złożył przeciwko nim pozew o zapłatę kapitału, absolutnie nie wolno tego lekceważyć. Trzeba odpowiedzieć na pozew, podnieść zarzut potrącenia (jeśli wcześniej wysłaliśmy oświadczenie o potrąceniu naszych nadpłat z kapitałem) i powołać się na brak interesu prawnego syndyka. Jak wskazują prawnicy, pozwy syndyka o kapitał są z góry skazane na niepowodzenie, ale tylko pod warunkiem, że kredytobiorca aktywnie wykaże swoje racje w sądzie. Bierność może skutkować niepotrzebnymi komplikacjami.
- Ostrożnie z ugodami. Oferta ugody od syndyka – jeśli do kogoś trafi – powinna być poddana chłodnej kalkulacji. Zanim podpiszemy cokolwiek, sprawdźmy (najlepiej z prawnikiem), ile realnie zyskujemy, a z czego rezygnujemy. Ugoda wymaga zrzeczenia się wszelkich roszczeń, więc jeśli już nadpłaciliśmy sporo powyżej kapitału, podpisując pokwitujemy bankowi zatrzymanie tych pieniędzy. W świetle obecnego orzecznictwa sądowego to się po prostu nie opłaca – ugody syndyka są kontrowersyjne i jednostronne. Zamiast tego lepiej cierpliwie doprowadzić swoją sprawę sądową do końca. Wyjątkiem mogą być osoby w bardzo specyficznej sytuacji (np. chcące szybko sprzedać mieszkanie, dla których każdy miesiąc zwłoki to problem) – ale i wtedy warto negocjować, by ugoda była bardziej sprawiedliwa.
- Terminy przedawnienia i podatki. W 2025 r. warto pamiętać, że roszczenia frankowiczów się nie przedawniają zbyt szybko, bo bieg przedawnienia co do zasady rusza dopiero od momentu, gdy konsument dowiedział się o abuzywności klauzul (czyli najczęściej od wyroku stwierdzającego nieważność umowy). Mimo to banki często wszczynają działania, by przeciąć przedawnienie swoich roszczeń – stąd wspomniane masowe pozwy. Planowane zmiany ustawowe prawdopodobnie uregulują te kwestie, ale dopóki to się nie stanie, lepiej nie zwlekać z pozwaniem banku zbyt długo, zwłaszcza jeśli umowa została już dawno spłacona. Warto też pilnować kwestii podatkowych: obecnie kwoty umorzone w wyniku unieważnienia kredytu (np. saldo kredytu, którego nie trzeba spłacać) są zwolnione z podatku dochodowego na mocy rozporządzenia MF, ale prawnicy radzą upewniać się co do aktualnych przepisów, by nie wpaść w pułapkę podatkową przy rozliczeniu rocznym. Jeśli rząd wprowadzi dodatkowe zachęty fiskalne do ugód (co też się pojawia w dyskusjach), trzeba je dokładnie przeanalizować przed skorzystaniem.
- Możliwość odszkodowania od państwa. Na horyzoncie pojawiła się nowa ścieżka dochodzenia sprawiedliwości: postępowania administracyjne i ewentualne odszkodowania od Skarbu Państwa. W grudniu 2023 r. TSUE orzekł, że Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie musi rozpoznać skargi tysięcy frankowiczów na decyzję BFG o przymusowej restrukturyzacji Getin Banku. Wcześniej wydawało się, że WSA zbada tylko jedną symboliczną skargę (kuratora banku), ignorując pozostałe – TSUE jednak uznał, że każdy poszkodowany konsument ma prawo do indywidualnej kontroli legalności tak brzemiennej w skutki decyzji. To oznacza, że około 10 tysięcy frankowiczów z Getinu dostanie realną szansę wykazania przed sądem, iż działania BFG naruszyły prawo. Jeśli WSA stwierdzi nieprawidłowości, otworzy się droga do żądania odszkodowań od Skarbu Państwa. Oczywiście BFG już zapowiedział kasację do NSA, a cała procedura potrwa lata, niemniej sam fakt uznania konsumentów za strony postępowania administracyjnego jest ogromnym sukcesem. W 2025 r. warto śledzić te postępowania – być może w przyszłości to państwo będzie musiało zrekompensować frankowiczom szkody wynikłe z wadliwej restrukturyzacji banku.
Patrząc w przyszłość, można pokusić się o kilka unikatowych wniosków.
Po pierwsze, kierunek orzecznictwa raczej nie ulegnie odwróceniu – zarówno TSUE, jak i SN jasno opowiedziały się po stronie konsumentów i nic nie wskazuje, by nagle miało nastąpić cudowne “przebudzenie” pro-bankowe. Nawet jeśli banki próbują nowych argumentów (np. ostatnio straszą, że unieważnienie umów masowo zrujnuje sektor finansowy), sądy zdają się odporne na te naciski.
Po drugie, polityka syndyka zapewne ewoluuje – Kubiczek już złagodził ton w porównaniu z początkiem swojej misji. Można przewidywać, że w obliczu słabnącej skuteczności taktyki procesowej będzie jednak zmuszony zaoferować kolejne transze ugód, być może na lepszych warunkach (choćby obejmujących większą grupę klientów, może obniżenie progu 200% do czegoś rozsądniejszego). Syndyk ma też presję ze strony sędziego-komisarza i opinii publicznej, by maksymalizować majątek masy – a kolejne przegrane sprawy i rosnące koszty obsługi prawnej działają dokładnie odwrotnie. Być może więc 2025 rok przyniesie bardziej pragmatyczne podejście syndyka: zamiast wojować do upadłego, zacznie on sprawniej “dogadywać” sprawy, choćby na etapie uznawania oczywistych roszczeń na liście wierzycieli.
Po trzecie, wpływ ustawy frankowej (o ile wejdzie w życie) będzie ogromny – ale w praktyce może zamknąć pewien rozdział. Automatyczne zawieszenie spłaty rat z chwilą wniesienia pozwu i możliwość załatwienia całego rozliczenia w jednym procesie sprawią, że dochodzenie praw stanie się dla frankowiczów prostsze i mniej uciążliwe. Sądy odetchną, bo liczba czynności procesowych się zmniejszy. Jednak z drugiej strony ustawodawca zasygnalizował, że chce też zachęcać do ugód i “nie dopuścić do powtórki historii z frankami” przy innych produktach (np. kredytach złotowych z WIBOR). Można się spodziewać, że państwo wyciągnęło lekcję z frankowego chaosu i w przyszłości będzie reagować wcześniej, by podobne kryzysy konsumenckie nie eskalowały latami. Dla obecnych frankowiczów oznacza to tyle, że rok 2025 może być ostatnim akordem ich batalii – z pomocą nowych przepisów i doprecyzowanego orzecznictwa powinni wreszcie doczekać się finału.
Czy będzie to finał w pełni satysfakcjonujący? To już inna sprawa. Wielu z nich odzyska swoje domy na własność i spokój ducha, ale niektórzy mogą nigdy nie zobaczyć zwrotu pieniędzy, które nadpłacili – bo upadła instytucja jest jak studnia bez dna. Jednak nawet jeśli finansowa sprawiedliwość nie będzie absolutna, to przynajmniej prawna sprawiedliwość stała się faktem: umowy oparte na oszukańczych zapisach są wyrzucane do kosza. A to dla tysięcy rodzin największa wygrana, na jaką czekali przez lata. Można z nutą ironii powiedzieć, że Getin Bank upadł, ale nie upadły nadzieje frankowiczów. Wręcz przeciwnie – po upadłości banku frankowicze powstali silniejsi, wyposażeni w orzeczniczy oręż i determinację, by doprowadzić swoją walkę do końca. Jeżeli ów koniec nastąpi w 2025 roku, będzie to zarazem finał jednej z najgłośniejszych batalii konsumenckich w historii polskiego rynku finansowego – batalii, w której dawni “naiwni” kredytobiorcy wygrali z systemem, choć ten rozdawał karty.