Czy jeden z nielicznych prokonsumenckich zapisów zawartych w projekcie ustawy frankowej może przynieść kredytobiorcom więcej szkody niż pożytku? Niestety, ale coraz więcej na to wskazuje. Eksperci prawni biorą pod lupę artykuł wprowadzający tzw. automatyczne zabezpieczenie roszczenia i tłumaczą kredytobiorcom, jakie rzeczywiście mogą być skutki wszczepienia do systemu nowego „przywileju” dla konsumentów. Wbrew pozorom nie chodzi tylko o potencjalne wydłużenie czasu oczekiwania na wstrzymanie wykonywania abuzywnej, objętej sporem umowy. Powstaje pytanie: czy Ministerstwo Sprawiedliwości i Komisja Kodyfikacyjna Prawa Cywilnego wiedziały o zagrożeniach dla konsumentów na etapie prac nad projektem? A może nikogo tak naprawdę nie interesuje, czy ustawa frankowa usprawni postępowania sądowe, bo celem jest zupełnie co innego?
- Frankowicze czekają na dzień, w którym nie będą musieli walczyć o sądowe zabezpieczenie swoich roszczeń w sporze z bankiem. Okazuje się jednak, że ich radość z planowanych zmian w tym obszarze może być przedwczesna
- Po wejściu w życie ustawy sąd nie będzie rozpoznawał wniosków o zabezpieczenie roszczenia, co generuje pewne ryzyko w sprawach, w których status konsumenta po stronie powodowej jest mocno wątpliwy
- Od złożenia powództwa do doręczenia go pozwanemu bankowi przez sąd może minąć nawet rok – w międzyczasie kredytobiorca będący powodem w sprawie będzie musiał spłacać swoje raty kredytowe, oczywiście o ile ustawa frankowa wejdzie w życie
- Zdaniem ekspertów prawnych Ministerstwo Sprawiedliwości mogło wybrać inną, znacznie prostszą drogę w pracach nad automatycznym zabezpieczeniem roszczenia. Co spowodowało, że resort zdecydował się na bardziej skomplikowane rozwiązanie?
Automatyczne zabezpieczenie roszczenia frankowego może się okazać pułapką na konsumentów – wyjaśniamy, dlaczego
Jednym z następstw rozwoju prokonsumenckiego orzecznictwa w sprawach frankowych jest to, że konsumenci walczący z bankami o nieważność abuzywnych umów mogą domagać się od sądu wstrzymania wykonywania kwestionowanej umowy na czas toczącego się procesu. Przed czerwcem 2023 roku kredytobiorca nie mógł mieć pewności, czy sąd pozytywnie podejdzie do jego wniosku o zabezpieczenie powództwa poprzez wstrzymanie umowy i zakazanie bankowi zgłaszania do BIK opóźnień w spłacie.
Sytuacja zmieniła się radykalnie po wyroku TSUE w sprawie C-287/22, w którym unijni sędziowie potwierdzili, że konsument ma prawo domagać się od sądu przyznania mu takiego środka tymczasowego, jeżeli osią sporu jest umowa kredytowa zawierająca klauzule abuzywne. Od tego czasu sytuacja frankowiczów w sądach znacząco się poprawiła, a sądy zaczęły patrzeć dużo przychylniej na składane przez nich wnioski o zabezpieczenie.
Do tego stopnia, że obecnie tego rodzaju wniosek jest już właściwie tylko formalnością – oczywiście pod warunkiem, że kredytobiorca ma w relacji z bankiem status konsumenta (nie brał kredytu na firmę lub na cel w dominującym stopniu związany z prowadzoną działalnością zarobkową) i spłacił bankowi nominalną kwotę kredytu, określaną najczęściej mianem kapitału.
W teorii sąd powinien ustosunkować się do takiego wniosku bezzwłocznie, nie później niż w terminie 7 dni od jego otrzymania. W praktyce jednak, z uwagi na przeciążenie sądów sprawami frankowymi, rzadko zdarza się, by ów termin nie został przekroczony.
Ile trzeba czekać na frankowe zabezpieczenie roszczeń w 2025 roku?
Obecnie rzeczywisty czas oczekiwania na postanowienie sądu w przedmiocie zabezpieczenia jest różny – waha się od kilkunastu dni do kilku tygodni, czasem miesięcy. Jest to oczywiście zależne od stopnia, w jakim dany sędzia jest obciążony pracą. Należy spodziewać się, że czas rozpatrzenia wniosku o zabezpieczenie będzie dużo krótszy np. w Sądzie Okręgowym w Suwałkach niż w warszawskim XXVIII Wydziale Cywilnym.
Oczywiście masowe wnioski o zabezpieczenie nie pozostają bez wpływu na pracę krajowych sądów. Wszak sąd, analizując zasadność wniosku, musi pochylić się nad szczegółami sprawy i ocenić, czy kredytobiorcy w ogóle przysługuje tego rodzaju środek zabezpieczający. Dodatkowo banki w latach ubiegłych dość często zaskarżały korzystne dla frankowiczów postanowienia sądów I instancji, a to powodowało, że w sądzie II instancji inicjowane było postępowanie zażaleniowe (tu warto zwrócić uwagę na to, że skarga banku na postanowienie nie wpływa na jego wykonalność).
Prosta, zdawałoby się więc, formalność może wygenerować konieczność podjęcia dodatkowych czynności w sprawie przez dwie instancje sądowe. Nie może więc dziwić, że Ministerstwu Sprawiedliwości nie podoba się taki stan rzeczy i że chce to zmienić. A doskonałą okazją ku temu wydają się prace nad ustawą frankową.
Frankowicz, który nie spłacił bankowi kapitału, będzie mógł zdecydować, czy chce spłacać kolejne raty w trakcie procesu
Jednym z flagowych założeń projektu jest automatyczne wstrzymanie objętej pozwem umowy frankowej, jednak dopiero wraz z chwilą otrzymania przez pozwanego odpisu pozwu. Logika jest tu prosta: resort wychodzi z założenia, że umowę można wstrzymać dopiero po oficjalnym przyjęciu pozwu i powiadomieniu pozwanego przez sąd o skierowanych przeciwko niemu roszczeniach.
W pierwotnej wersji projektu stawiano na pełny automatyzm tego środka – tzn. na wstrzymanie wykonywania umowy bez względu na to, czy kredytobiorca tego chce, czy nie. Najnowsza wersja zakłada możliwość wyboru – dotyczyć to będzie tych kredytobiorców, którzy nie zdążyli oddać bankowi nominalnej kwoty kredytu. Zmiany wprowadzono najprawdopodobniej pod naporem uwag ekspertów, którzy wskazywali na ryzyka związane ze wstrzymywaniem umowy, w której nie doszło do spłaty kapitału. Wszak po wyroku konsument musiałby uregulować swój dług wynikający z niedopłaty, i to nie w wygodnych ratach, a jednorazowo. W przypadku kredytobiorców, którzy nie najlepiej radzili sobie z regularną spłatą zobowiązania kredytowego, mogłoby to stanowić spory problem, generujący… potrzebę zaciągnięcia kolejnego kredytu, tym razem celem wykonania postanowień wyroku.
Ustawa frankowa sprowadzi na konsumentów nowe ryzyka – wydłużenie oczekiwania na zabezpieczenie roszczeń jest jednym z nich
Naniesienie zmian do projektu należy oczywiście ocenić pozytywnie, nie oznacza to jednak, że pomysł Ministerstwa nie stanowi już dla konsumentów żadnego zagrożenia. Przeciwnie. Pierwsze, najbardziej oczywiste ryzyko, związane jest z wydłużeniem czasu potrzebnego na uzyskanie zabezpieczenia. W dużych jednostkach sądowych, nieradzących sobie z dynamiczną obsługą wpływu nowych spraw, czas ten może się radykalnie wydłużyć, co oczywiście będzie następstwem oczekiwania na doręczenie bankowi odpisu pozwu.
Bank z reguły wie, że klient planuje wytoczenie procesu na długo przed oficjalnym otrzymaniem pozwu – wszak wpierw kredytobiorca występuje o historię spłaty kredytu oraz wysyła reklamację z przedsądowym wezwaniem do zapłaty. Bank może więc próbować wykorzystać desperację klienta do zawarcia z nim ugody. Takiej, która będzie korzystna dla banku, niekoniecznie dla samego kredytobiorcy.
Ryzyka związane z propozycjami legislacyjnymi resortu zostały dostrzeżone nie tylko przez doświadczonych frankowych prawników, ale również przez Marcina Wiącka, Rzecznika Praw Obywatelskich. Ministerstwu proponowano rozwiązania alternatywne – między innymi uzależnienie wstrzymania obowiązku płatności rat kredytu od dostarczenia bankowi przez konsumenta kopii złożonego pozwu wraz z dowodem na to, że roszczenie trafiło już do sądu. Oczywiście takie rozwiązanie też generowałoby po stronie konsumenta pewne ryzyka – na przykład takie, że w przypadku uznania pozwu za bezzasadny lub odrzuceniu go kredytobiorca byłby zobowiązany do niezwłocznego uregulowania zaległości wobec banku. Pewnym konsensusem mogłoby być zatem wstrzymanie wykonywania umowy wraz z momentem stwierdzenia przez sąd kompletności pozwu i niewystępowania w nim braków formalnych.
Przedziwna troska Ministerstwa Sprawiedliwości o frankowiczów nie wzbudza zaufania ekspertów prawnych
Z nieoficjalnych doniesień medialnych wynika, że Ministerstwo Sprawiedliwości, projektując określone rozwiązania, kierowało się… dobrem konsumenta. Otóż projektodawca strapił się wizją scenariusza, w którym kredytobiorca składa pozew, dalej w oparciu o ten fakt wstrzymuje spłatę rat, a następnie sąd odrzuca jego pozew, wskutek czego bank wypowiada mu umowę. Powstaje też pytanie, czy w tym przypadku kredytobiorca powinien przekazać bankowi wyłącznie świadczenie wynikające ze spóźnionych rat, czy może jednak konieczne stałoby się w tej sytuacji powiększenie ich o odsetki za zwłokę?
Argumentem za uzależnieniem wstrzymania wykonywania umowy od doręczenia odpisu pozwu przez sąd ma być… zasada oficjalności doręczeń. Eksperci prawni zdają się nieprzekonani do tych tłumaczeń, podobnie jak do uspokajających wypowiedzi przedstawicieli resortu, wg których zniesienie obowiązku rozpoznawania wniosków o zabezpieczenie, jak i zażaleń od postanowień wydanych w I instancji przyniesie skutek w postaci udrożnienia sądów, a zatem i poprawy tempa doręczeń.
My mamy co do tego bardzo poważne wątpliwości – przede wszystkim ze względu na to, że ustawa frankowa, o ile wejdzie w życie, obciąży sędziów dodatkową pracą, związaną z rozszerzeniem terminu przysługującego bankowi na zgłoszenie potrącenia. Dodatkowo należy zauważyć, że już teraz praktyka polegająca na składaniu zażaleń od postanowień sądów okręgowych o przyznaniu zabezpieczenia jest w bankach marginalna. Niektóre, jak np. mBank, same wychodzą z inicjatywą naprzeciw swoim klientom i po otrzymaniu pozwu proponują, by kredytobiorca przestał spłacać swoje raty na czas trwającego postępowania.
Kogo dotkną nowe przepisy dotyczące zabezpieczenia roszczeń?
Naszym zdaniem projektowany przepis może najmocniej skomplikować sytuację tych frankowiczów, w przypadku których istnieje wątpliwość co do rodzaju relacji z bankiem. Nie chodzi tu oczywiście o kredytobiorców, którzy zaciągnęli kredyt na zakup mieszkania pod własne potrzeby, ale o takich, którzy pożyczyli od banku pieniądze, by zrealizować cel związany z prowadzoną działalnością zarobkową.
Nie zapominajmy, że założeniami ustawy frankowej mają zostać objęci konsumenci. Jeżeli powód w sprawie o nieważność i zapłatę zostanie objęty automatycznym wstrzymaniem wykonywania umowy, a następnie okaże się, że w relacji z bankiem nie przysługiwał mu status konsumenta, powstanie pytanie: czy tego rodzaju środek tymczasowy przysługiwał powodowi, czy może został mu przyznany błędnie. A jeśli to drugie – to jakie konsekwencje może to wygenerować po jego stronie.
I jeszcze jedno. Załóżmy, że taki kredytobiorca przegra swój proces: sąd stwierdzi, że wobec niekonsumenckiego celu kredytowania powód nie może skorzystać z ochrony wynikającej z dyrektywy 93/13 i w związku z tym jego roszczenie podlega oddaleniu. Co dalej? Taki frankowicz z dnia na dzień może zostać postawiony przed bardzo wysokimi kosztami, związanymi po pierwsze z opłatami sądowymi, a po drugie z koniecznością uregulowania zaległych zobowiązań wobec banku. Czy Ministerstwo Sprawiedliwości wzięło w ogóle ten scenariusz pod uwagę?
W naszej ocenie projektowany przepis ani nie usprawni postępowań frankowych, ani nie przyczyni się w zauważalny sposób do odciążenia krajowych sądów. Nie, jeśli równolegle resort planuje wprowadzenie rozwiązań wręcz zachęcających banki do przeciągania procesów, na czele z rozszerzeniem terminu na zgłoszenie potrącenia. Mamy wrażenie, że prawdziwym celem ustawy ma być, po pierwsze, pokazanie społeczeństwu, że rządzący nie odpuścili reformy sądownictwa (jak wiemy, zmiany w KRS idą, delikatnie rzecz ujmując, dość opornie, a czymś pochwalić się trzeba), a po drugie, finansowe odciążenie banków.
Wszak ustawa pozwoli im na odzyskanie połowy opłaty za wniesione pozwy, apelacje i skargi kasacyjne, o ile cofnięcie tych pozwów/apelacji/skarg nastąpi do pół roku od wejścia w życie nowych rozwiązań legislacyjnych. Ta wyrozumiałość będzie kosztować Skarb Państwa, czyli polskiego podatnika, setki milionów złotych. Dodatkowo w sposób absolutnie bezprecedensowy wzmocni pozycję procesową banków, które staną się jedyną grupą przedsiębiorców w Polsce mogącą się pochwalić tak ulgowym traktowaniem. I nie byłoby to może tak oburzające, gdyby rządzący ratowali w ten sposób tonących przedsiębiorców, zagrożonych bankructwem lub przynajmniej restrukturyzacją. Ale nic z tego. Banki notują rekordowe zyski i mają się w Polsce świetnie, w odróżnieniu od sporej części ich klientów, spłacających wysoko oprocentowane kredyty hipoteczne i pożyczki konsumenckie obłożone horrendalnymi kosztami pozaodsetkowymi.
I, przynajmniej póki co, rządzący nie planują dodatkowych form wsparcia dla tych osób. Choć, kto wie – jeśli pozwy o WIBOR i SKD staną się w polskich sądach powszechne, niewykluczone, że wówczas resort wpadnie na pomysł kolejnej ustawy. Bo jak wiadomo, główną motywacją rządzących do wprowadzania określonych legislacyjnych regulacji w obszarze sporów na linii bank-konsument nie jest zapewnienie odpowiedniej ochrony procesowej obywatelom, a jedynie minimalizacja ryzyk związanych z masowym wpływem powództw do krajowych sądów.
PODSUMOWANIE:
- Automatyczne wstrzymanie obowiązku płatności rat kredytowych, stanowiące jedną z propozycji zawartych w projekcie ustawy frankowej, zapewni konsumentom zaledwie iluzję ochrony procesowej
- Z automatycznym zabezpieczeniem powództwa, niepodlegającym kontroli sądu, wiąże się wiele ryzyk, zwłaszcza po stronie kredytobiorców, których status w relacji z bankiem jest mocno niepewny
- Ministerstwo Sprawiedliwości postawiło na niedoskonałe rozwiązanie, uzależniające moment wstrzymania umowy od doręczenia bankowi odpisu pozwu, kierując się chęcią uproszczenia procedur, przy jednoczesnym zachowaniu zasady oficjalności doręczeń
- Kredytobiorcy, którzy chcą, by sąd, przyznając zabezpieczenie, choć pobieżnie ocenił, czy należy im się status konsumenta w relacji z bankiem, powinni złożyć swoje pozwy jak najszybciej. Niewykluczone, że ustawa frankowa wejdzie w życie jeszcze w tym roku.