Pierwsze miesiące 2025 przyniosły nowe rozdanie w trwającej od lat batalii między frankowiczami a bankami. Sektor bankowy w Polsce wreszcie otwarcie pokazuje pełen obraz kosztów kredytów we frankach – i ten obraz dobitnie świadczy o skali problemu. Raporty finansowe największych banków za I kwartał 2025 roku przypominają raport z pola bitwy: miliardowe rezerwy, tysiące ugód z klientami i nadal setki nowych pozwów. Jeszcze kilka lat temu bankowcy unikali tematu „franków” jak ognia; dziś każdy raport kwartalny zaczyna się od rozliczenia strat i działań naprawczych. Czy to początek końca frankowej sagi? Wciągające niczym najlepszy serial finansowy wydarzenia ostatniego kwartału każą sądzić, że finał jest coraz bliżej – i że to klienci mają coraz więcej atutów w ręku.
Ugody przyspieszają: od gry na czas do ofensywy
Jeszcze w 2024 r. tempo zawierania ugód z frankowiczami pozostawiało wiele do życzenia, ale I kwartał 2025 pokazuje wyraźną zmianę strategii banków. Instytucje, które dotąd grały na zwłokę, teraz same proponują klientom porozumienia – czasem na zaskakująco korzystnych warunkach. Liderem pozostaje PKO Bank Polski, który jako pierwszy na szeroką skalę ruszył z programem ugód.
PKO BP pochwalił się już łączną liczbą ok. 50 tys. zawartych ugód z frankowiczami. Dzięki temu bank notuje spadek liczby aktywnych sporów sądowych – w IV kwartale 2024 liczba toczących się spraw pierwszy raz zaczęła maleć (netto o 512 mniej), a w I kwartale 2025 ubyło kolejnych 617 spraw. To efekt m.in. większej skłonności klientów do mediacji i ugód, ale też faktu, że coraz mniej nowych pozwów trafia do sądów.
mBank również postawił na ugody, choć program uruchomił dopiero jesienią 2022. Mimo późniejszego startu, mBank zdołał do marca 2025 zawrzeć ponad 26 tys. ugód z frankowiczami. Jeszcze rok wcześniej (marzec 2024) liczba ta wynosiła ok. 15 tys., co oznacza imponujący wzrost – ponad 10 tys. nowych ugód w ciągu 12 miesięcy.
To przekłada się na wyraźne zahamowanie fali nowych pozwów przeciw bankowi. O ile na początku 2024 r. do mBanku wpływało kwartalnie niemal 1,5 tys. nowych pozwów frankowych, o tyle w I kw. 2025 było ich już tylko 271 – spadek o ok. 82% r/r. Łączna liczba toczących się spraw sądowych przeciw mBankowi zmniejszyła się w rok z ponad 21,7 tys. do 12,8 tys. (−41% r/r). Widać więc, że ugody działają: wielu klientów zamiast długoletniej batalii sądowej wybiera porozumienie i przewalutowanie kredytu na złotówki.
Nieco inaczej wygląda sytuacja w Banku Pekao S.A., który długo pozostawał w tyle z ofertą dla frankowiczów. Pekao przejął co prawda portfel kredytów CHF głównie wraz z fuzją części Banku BPH w 2007 r., jednak przez lata nie kwapił się do masowych ugód. Dopiero w październiku 2023 r. Pekao uruchomił program „Bezpieczna ugoda 2%” – ofertę pozasądowych porozumień, w której zadłużenie przewalutowuje się na PLN z preferencyjnym oprocentowaniem 2% (stałe przez pierwsze 5 lat). Efekty przyszły szybko: do końca marca 2025 bank zawarł około 7,5 tysiąca ugód z klientami.
Co warte uwagi, Pekao zdradza, że połowa klientów, którym zaproponowano ugodę, przystała na warunki. Bank zapowiada już kolejną edycję programu w II kwartale 2025 i liczy na dalsze zainteresowanie ugodami. Wygląda na to, że strategia „lepiej późno niż wcale” zaczyna przynosić rezultaty – choć Pekao ma jeszcze sporo do nadrobienia względem liderów rynku.
Banki średnie i mniejsze również zmieniają front. Bank Ochrony Środowiska (BOŚ) ruszył z własnym programem ugód już na początku 2022 r., ale dopiero teraz widzimy jego intensyfikację. W całym 2024 r. BOŚ zawarł łącznie 414 ugód z frankowiczami (w tym 204 w ramach oficjalnego Programu Ugód).
Natomiast tylko w I kwartale 2025 bank podpisał 196 ugód – prawie tyle, co przez całe pierwsze półrocze poprzedniego roku. To ponad dwukrotnie więcej niż w IV kw. 2024, kiedy zanotowano 92 ugody. BOŚ otwarcie przyznaje, że prowadzi „intensywną akcję” zachęcania klientów do porozumień, oferując korzystniejsze warunki i motywując pracowników do zawierania ugód. Widać więc wyraźnie, że nawet mniejsze banki dostrzegły, iż każda ugoda to jedna sprawa sądowa mniej – a więc potencjalnie milionowe oszczędności na kosztach przegranych procesów.
A co z Santander Bank Polska? Ten międzynarodowy gracz w 2024 roku również musiał stawić czoła frankowemu problemowi, choć formalnie kredytów walutowych udzielały jego poprzedniczki (Kredyt Bank i BZ WBK). Santander nie ogłasza głośno statystyk ugód, ale z informacji rynkowych wiadomo, że radykalnie „wyczyścił” swój portfel kredytów frankowych pod koniec 2024 roku. Innymi słowy – poniósł potężne koszty, by problem zamknąć. Efekt? Nominalna wartość portfela hipotek we frankach zmalała u niego o około 70–85% rok do roku.
To może oznaczać, że większość kredytów albo została w pełni zrezerwowana (spisana na straty w oczekiwaniu na unieważnienie), albo rozwiązana w drodze ugód bądź przewalutowania. Santander na pytania o ugody odpowiadał dotąd raczej ogólnikowo – wiadomo jednak, że nie unikał także porozumień na salach sądowych, gdyż w niektórych sprawach proponował klientom ugody już podczas mediacji sądowej.
Trendy 2025 vs 2024: Mówiąc krótko, banki przeszły od obrony do (kontrolowanej) ofensywy. W 2024 r. wielu frankowiczów wciąż czekało, czy bank zaproponuje im sensowne rozwiązanie – dziś widać, że takie oferty się pojawiają i to na coraz lepszych warunkach. Różnice między bankami są jednak duże. PKO BP dzięki wczesnemu startowi programu ugód wyprzedził konkurencję i już ponad 28% wszystkich swoich umów frankowych rozwiązał ugodowo (50 tys. ugód na ok. 178 tys. pierwotnych umów).
mBank przez półtora roku dogadał się z ok. 26 tys. klientów i także notuje szybujące statystyki ugód. Pekao nadrabia straty – 7,5 tys. ugód w pół roku to dobry wynik, ale to wciąż dopiero początek (tym bardziej, że sam Pekao przyznaje, iż na koniec marca 2023 miał ok. 18 tys. aktywnych umów frankowych kwalifikujących się do ugody).
Santander wybrał strategię „szybkiego cięcia” – wysokie koszty jednorazowych rozliczeń zamiast długiego programu ugód – co istotnie zmniejszyło mu portfel frankowy. BOŚ natomiast dopiero od niedawna zwiększa tempo i próbuje dogonić większych graczy. Każdy bank obrał nieco inną ścieżkę, ale cel jest wspólny: ograniczyć ryzyko prawne i finansowe, zanim zapadnie jeszcze więcej niekorzystnych wyroków.
Miliardowe rezerwy na ryzyko prawne – już ponad wartość kredytów
Jeśli ugody to marchewka, to rezerwy finansowe są tu swoistym kijem – świadczą o tym, jak poważnie banki traktują perspektywę przegranych spraw. Najnowsze raporty jasno pokazują trend: prowizje i odpisy na ryzyko prawne kredytów frankowych osiągnęły rekordowe poziomy, często przekraczając wartość samych kredytów!
PKO Bank Polski, największy kredytodawca w kraju, od 2019 roku zarezerwował już łącznie ok. 20,2 mld zł na ryzyko prawne związane z kredytami walutowymi. Tylko w pierwszym kwartale 2025 bank utworzył kolejne 973 mln zł rezerw CHF, co potwierdzono oficjalnie: zysk netto 2,5 mld zł osiągnięto dopiero po utworzeniu 1 mld zł rezerw na sprawy frankowe. Co to oznacza?
PKO BP stać na to, by jednorazowo „wrzucić w koszty” niemal miliard złotych, a i tak wykazać solidny kwartalny zysk. Rezultat: na koniec marca 2025 łączna pula odłożonych środków na frankowe ryzyko w PKO przekracza wartość całego aktywnego portfela tych kredytów.
Według banku rezerwy pokrywają już ok. 137% wartości brutto hipotek CHF w grupie PKO. Innymi słowy – nawet gdyby unieważnić wszystkie pozostałe umowy, bank teoretycznie odłożył już środki większe niż kapitał pozostały do spłaty (uwzględniając odsetki, prowizje i ewentualne odsetki za opóźnienie). Rok temu ten współczynnik pokrycia wynosił ~98%, co pokazuje skalę przyrostu rezerw w ciągu 12 miesięcy.
mBank również dokonał ogromnego skoku w zabezpieczaniu się na wypadek przegranych. W samym I kw. 2025 utworzył kolejne 662 mln zł rezerw na kredyty walutowe, podnosząc łączną kwotę odpisów od 2018 r. do aż 17,2 mld zł. Łączna rezerwa mBanku na sprawy frankowe sięgnęła w marcu 2025 około 5,39 mld zł (CHF) plus dodatkowe 343 mln zł na kredyty w innych walutach.
To sprawia, że pokrycie portfela CHF rezerwami wynosi u mBanku blisko 160% – a więc proporcjonalnie nawet więcej niż w PKO BP. Tak wysoki poziom świadczy, że bank w bilansie praktycznie już „odpisał” ten portfel, przewidując masowe unieważnienia umów. Dla porównania, na koniec 2024 r. pokrycie to wynosiło ~147%, a rok wcześniej ~116% – trend jest więc jednoznaczny: rezerwy rosną szybciej niż maleje portfel kredytów.
Bank Pekao S.A. również systematycznie zwiększa odpisy, choć w nieco mniejszej skali (co zrozumiałe, bo jego udział w rynku kredytów CHF jest mniejszy). Na 31 marca 2025 Grupa Pekao miała oszacowane łączne ryzyko prawne franków na 2 434 mln zł, czyli o 67 mln zł mniej niż na koniec 2024 r.. Spadek oznacza, że w I kw. bank uwzględnił jakieś korzystne rozstrzygnięcia lub ugody (zmniejszające potrzebną rezerwę) – mimo to mówimy wciąż o kwocie blisko 2,5 mld zł zamrożonej na czarną godzinę.
Co istotne, Pekao pod koniec 2024 dokonał zmiany podejścia księgowego: wyodrębnił rezerwę na ryzyko prawne z ogólnych odpisów kredytowych, aby lepiej pokazać inwestorom skalę problemu. W efekcie na koniec marca 2025 część rezerw frankowych ujęta jako rezerwa na zobowiązania wynosiła 1,314 mld zł, a reszta (ok. 1,120 mld zł) to korekty wartości bilansowej kredytów. Suma daje wspomniane 2,434 mld zł. Dla porównania, na koniec 2024 r. było to 2,501 mld zł (1,308 mld rezerw + 1,193 mld korekt).
Warto dodać, że według informacji banku na koniec 2024 toczyło się przeciw Pekao 8,8 tys. spraw frankowych o łącznej wartości sporu 3,11 mld zł, a na koniec marca 2025 było to już 9,3 tys. spraw o wartości 3,31 mld zł. Można więc oszacować, że rezerwy (2,434 mld zł) stanowią około 74% wartości roszczeń zgłoszonych w tych sprawach. Mniejszy odsetek niż w PKO czy mBanku, ale Pekao – mając relatywnie mocną pozycję kapitałową – deklaruje gotowość do dalszego zwiększania odpisów w razie potrzeby.
W Santander Bank Polska nastąpiło coś w rodzaju „trzęsienia ziemi” w bilansie pod koniec 2024 roku. Bank ten w całym 2024 odłożył na franki około 3,2 mld zł rezerw (wobec 2,59 mld zł w 2023). Już po III kwartale 2024 Santander chwalił się, że pokrył rezerwami 103% portfela aktywnych kredytów frankowych, ale w IV kwartale dołożył jeszcze ekstra 119 mln zł – ostatecznie na koniec 2024 r. rezerwy frankowe Santander Bank Polska osiągnęły ok. 130% wartości pozostałych kredytów CHF.
To poziom porównywalny z PKO i mBankiem. Tak agresywne działania miały oczywiście wpływ na wyniki – ale bank najwyraźniej chciał „mieć problem z głowy”. W I kwartale 2025 rezerwy frankowe w Santanderze rosły już wolniej; bank nie podaje szczegółów w prezentacji, ale z danych dotyczących spółki zależnej (Santander Consumer Bank) można sporo wywnioskować. SCB, który przejął obsługę hipotek frankowych, zanotował w I kw. zaledwie 45 mln zł zysku netto – podczas gdy bez wpływu kredytów CHF byłoby to 834 mln zł!.
Oznacza to, że koszty związane z frankami „zjadły” prawie cały wypracowany zysk tego segmentu. Mówiąc obrazowo, Santander wyczyścił stajnię Augiasza kosztem setek milionów złotych, ale dzięki temu może dalej działać z czystszym kontem. Obecnie jego portfel frankowy to ułamek dawnego wolumenu (wg prezentacji spadek o 70–85% r/r), a do końca 2024 r. bank zabezpieczył już każdy czynny kredyt frankowy w swoim bilansie więcej niż w całości.
Wreszcie BOŚ – w liczbach bezwzględnych to mały gracz, ale i tu mówimy o setkach milionów złotych. BOŚ na koniec marca 2025 utrzymywał 721,8 mln zł rezerwy na ryzyko kredytów powiązanych z walutą obcą (głównie CHF). To nieco mniej niż na koniec 2024 (761,8 mln zł), co sugeruje, że bank mógł wykorzystać część rezerw na pokrycie ugód lub wyroków – albo skorygował je wskutek spadku portfela aktywnych kredytów. Wciąż jednak kwota pozostaje ogromna w relacji do skali działalności BOŚ.
Dla odniesienia: w końcu 2023 r. rezerwa BOŚ wynosiła 693 mln zł, co oznacza wzrost r/r. Bank podaje, że udział kredytów mieszkaniowych w CHF w portfelu wynosił już tylko 0,4% netto, lecz koszt ich ryzyka prawnego ciąży na wynikach. W I kw. 2025 BOŚ odnotował ujemny wynik z tytułu odpisów (+17,1 mln zł, tj. rozwiązanie części rezerw netto) – głównie dzięki portfelowi CHF. Innymi słowy, intensywne ugody i przewalutowania pozwoliły BOŚ odzyskać nieco wcześniejszych odpisów.
Podsumowując stan na I kwartał 2025: Banki w Polsce odłożyły na frankowe ryzyko niespotykane dotąd kwoty. U największych graczy rezerwy przekroczyły wartość nominalną kredytów, co świadczy o oczekiwaniu masowego unieważniania umów i konieczności zwrotu klientom nie tylko kapitału, ale i dodatkowych kwot (np. odsetek za korzystanie z pieniędzy).
Łączny ciężar tych rezerw w bilansach idzie już w dziesiątki miliardów złotych i stanowi istotny odsetek rocznych zysków sektora. Mimo to banki – zwłaszcza te największe – wciąż generują zyski, co pokazuje, że sektor był dostatecznie „tłusty”, by przełknąć takie jednorazowe koszty. Przykładowo PKO BP zwiększył zysk netto w I kw. 2025 do 2,47 mld zł (ROE 18,6%) mimo gigantycznej rezerwy. mBank zarobił 706 mln zł w kwartale, mniej niż rok wcześniej (1,21 mld), ale pozostaje na plusie.
Pekao i Santander również pokazały dodatnie wyniki – w przypadku tego drugiego dzięki pozbyciu się problemu franków, co pozwoliło skupić na podstawowym biznesie. W zasadzie tylko najmniejsi, jak BOŚ, balansują na granicy – co budzi pytanie, czy przy dalszych kosztach frankowych nie będą potrzebowali wsparcia kapitałowego. Ogólny trend jest jednak klarowny: banki przestały pudrować problem, teraz wolą go w pełni wycenić i mieć z głowy.
Sądy: wyroki, które zabolały (i wciąż bolą)
Skąd taka determinacja banków, by zawierać ugody i tworzyć rezerwy? Odpowiedź jest prosta: orzecznictwo sądów nadal w przeważającej większości jest korzystne dla frankowiczów. Innymi słowy, banki masowo przegrywają sprawy o unieważnienie umów kredytowych – a koszty tych przegranych rosną lawinowo. Dane z raportów za I kwartał 2025 potwierdzają tę tendencję.
Dramatyczny przykład płynie z Banku Pekao: w ciągu zaledwie trzech miesięcy (I kw. 2025) zapadło 877 niekorzystnych dla banku wyroków w sprawach frankowych. Wśród nich 117 wyroków było już prawomocnych, co oznacza definitywną przegraną i konieczność rozliczenia się z klientem. Po stronie sukcesów Pekao może zapisać jedynie 16 korzystnych wyroków w tym samym okresie – i żaden z nich nie był prawomocny. Dla pełnego obrazu: w całym 2024 r. Pekao przegrało 2 419 spraw (480 prawomocnie), a wygrało 45 (4 prawomocnie). Statystyka nie pozostawia złudzeń – klienci wygrywają ok. 98% spraw, a odsetek ten jeszcze rośnie, gdy mowa o wyrokach ostatecznych.
Podobnie wygląda sytuacja w innych bankach, choć nie wszystkie publikują tak dokładne dane kwartalne. Wiadomo jednak z wcześniejszych raportów, że PKO BP również przegrywa zdecydowaną większość sporów, co sam przyznał, odkładając rezerwy na blisko 100% portfela.
Bank Millennium (choć nie omawiany tu szerzej) raportował, że na 124 prawomocnie zakończone sprawy frankowe przegrał 18, a 106 wygrał – czyli ok. 85% sukcesów klientów nawet u banku, który niegdyś mocno walczył w sądach. Tendencja branżowa jest więc jasna: sądy powszechnie stwierdzają nieważność umów indeksowanych/denominowanych w CHF, uznając klauzule przeliczeniowe za niedozwolone.
Co to oznacza dla banków?
Każdy prawomocny wyrok unieważniający umowę to obowiązek rozliczenia się z kredytobiorcą – najczęściej poprzez zwrot wszystkich zapłaconych rat kapitałowo-odsetkowych lub (w zależności od teorii rozliczenia) zwrot nadpłaconych kwot ponad kapitał.
W praktyce bank traci przyszłe odsetki, musi oddać to, co pobrał ponad wypłacony kapitał, a często również ponosi koszty procesu i odsetki ustawowe za czas trwania sporu. Średnio przy unieważnieniu typowego kredytu zaciągniętego ~15 lat temu klient zyskuje dziesiątki, a nieraz setki tysięcy złotych – kosztem banku. Nic dziwnego, że łączna wartość przedmiotu sporu we wszystkich toczących się sprawach jest ogromna: dla Pekao to wspomniane 3,3 mld zł, dla BOŚ – 854,6 mln zł (przy 2 102 sprawach), dla innych dużych banków zapewne wielokrotnie więcej (PKO nie podaje sumy, ale mając ~16 tys. aktywnych spraw na koniec 2024, można szacować roszczenia klientów na dobrze ponad 10 mld zł). Ta presja finansowa mobilizuje zarządy – stąd opisywane wyżej miliardowe rezerwy i lawina propozycji ugodowych.
Warto zaznaczyć, że banki pogodziły się już z brakiem tzw. wynagrodzenia za korzystanie z kapitału – czyli opłaty, którą chciały obciążać klientów po unieważnieniu umowy, w zamian za to, że ci przez lata korzystali z kapitału banku.
Po niekorzystnym wyroku TSUE z września 2023 r. (sprawa C-520/21) polskie sądy jednoznacznie odrzuciły koncepcję takiego wynagrodzenia. To była dla banków gorzka pigułka: oznaczała, że unieważnienie = kredyt darmowy (klient oddaje tylko sam kapitał, bez odsetek), a nawet gorzej – bo jeśli klient spłacił więcej niż pożyczył, to bank musi mu oddać nadwyżkę wraz z odsetkami za opóźnienie.
W efekcie praktycznie żaden wyrok unieważniający nie kończy się tym, by to klient dopłacał bankowi brakujący kapitał. Raczej to bank jest dłużnikiem. Na polu prawnym banki zostały więc przyparte do muru. Pozostaje im albo iść na ugody (gdzie klient zgodzi się na mniejsze korzyści w zamian za szybszą finalizację), albo przeciągać procesy – ale to drugie podejście traci sens, bo odsetki za opóźnienie tylko zwiększają ich przyszłe zobowiązania.
Sankcja Kredytu Darmowego – kolejny bankowy problem?
Interesująco prezentują się natomiast statystyki tzw. sankcji kredytu darmowego, czyli osobnej kategorii sporów bank-klient, która wprawdzie dotyczy kredytów konsumenckich w złotych, ale bywa wspominana jednym tchem z frankami jako nowe ryzyko prawne dla sektora.
Sankcja kredytu darmowego (SKD) to konsekwencja naruszenia przez bank przepisów ustawy o kredycie konsumenckim – jeśli np. bank błędnie poda RRSO, zatai pewne koszty lub nie dopełni obowiązków informacyjnych, konsument może zażądać uznania umowy za bezodsetkową i bezprowizyjną. Mówiąc potocznie: klient musi oddać tylko pożyczony kapitał, a kredyt staje się „darmowy”.
Ten przepis długo był niedoceniany, ale od kilkunastu miesięcy obserwujemy wysyp pozwów w tym zakresie – klienci, zachęceni sukcesami frankowiczów, pozywają banki również o kredyty gotówkowe czy pożyczki, żądając zwrotu wszystkich zapłaconych odsetek.
I kwartał 2025 to pierwsze raporty, w których banki szerzej raportują sprawy o SKD. Łącznie notowane banki miały na koniec 2024 roku ok. 12,3 tys. takich spraw w toku, a ta liczba szybko rośnie. Dla przykładu, PKO BP miał na koniec 2024 r. 4212 pozwów o „darmowy kredyt” (wzrost z 3055 kwartał wcześniej), Alior Bank 2746 (vs 2171 kwartał wcześniej), Santander ok. 1727 (wcześniej nie raportował), Bank Millennium 1332 (vs 993), BNP Paribas 801 (vs 592), Pekao 648 (wcześniej brak danych), mBank 620, Citi Handlowy 183, ING Bank Śląski 75. BOŚ miał tylko 24 takie sprawy (dane na III kw. 2024). W I kwartale 2025 trend przyspieszył: np. w Pekao liczba wzrosła do 782 spraw o wartości 22,7 mln zł, w mBanku zapewne przekroczyła 700, podobnie w innych instytucjach. To wciąż niewielki ułamek w porównaniu do franków, ale banki odczuwają déjà vu – znów setki pozwów miesięcznie i widmo nowych strat.
Tym razem jednak sytuacja prawna banków jest odrobinę lepsza. W sprawach o SKD sądy częściej stają po stronie banków. Wiele pozwów dotyczy drobnych uchybień formalnych, które nie zawsze skutkują sankcją. Z raportów wiemy, że dotychczasowe orzecznictwo jest dla banków „w przeważającej części korzystne” – tak uspokajają swoich akcjonariuszy m.in. PKO BP i Santander. Bank Pekao podaje konkretnie: na 64 prawomocnie zakończone sprawy o kredyt darmowy, 57 rozstrzygnięć było na korzyść banku, a tylko 7 przeciw.
Podobnie ING chwali się wygraną we wszystkich 23 zakończonych sprawach, a mBank wygrał 29 z 31 spraw (2 przegrał). Te statystyki – 80–90% wygranych banków – stoją w jaskrawym kontraście do batalii frankowych.
Dlatego też żaden duży bank na razie nie utworzył znaczących rezerw na SKD – PKO wprost zaznacza, że nie zawiązał rezerw, bo wyroki są dla niego pomyślne. Oczywiście liczba spraw jest na razie relatywnie mała, a klienci dopiero uczą się korzystać z tego uprawnienia – stąd banki bacznie monitorują tę nową falę pozwów. Można jednak powiedzieć, że po latach pasma porażek w sądach, tutaj sektor bankowy na razie wygrywa większość potyczek.
Podsumowanie – rachunek (nie)sumienia banków
Pierwszy kwartał 2025 r. przejdzie do historii jako moment, w którym polskie banki musiały spojrzeć prawdzie w oczy i rozliczyć się z problemem kredytów frankowych. Liczby nie kłamią: dziesiątki tysięcy pozwów, miliardy złotych rezerw, tysiące ugód i wciąż niemal jednostronne przegrane w sądach. Jeszcze kilka lat temu nie do pomyślenia było, by największe banki w kraju otwarcie przyznawały: Tak, prawdopodobnie przegramy większość tych spraw, odpisujemy więc te kredyty niemal w całości. Dziś właśnie to się dzieje – dane mówią same za siebie.
Dla frankowiczów oznacza to długo oczekiwaną zmianę w dynamice sporu. Banki, które latami zapewniały o „ważności umów” i straszyły pozwami o korzystanie z kapitału, teraz same proponują ugody lub przynajmniej odkładają pieniądze na zwroty. W praktyce klienci posiadający kredyty CHF znaleźli się w najsilniejszej dotąd pozycji negocjacyjnej. Gdy najwyższy bank w Polsce (PKO BP) deklaruje pokrycie rezerwami 137% portfela frankowego, a inny duży gracz (Santander) odpisuje 130% wartości kredytów, to znaczy, że instytucje finansowe realnie liczą się z najczarniejszym scenariuszem – i są na niego gotowe finansowo. Krótko mówiąc: niemal pogodziły się z porażką w tych sporach.
Nie oznacza to, że proces dochodzenia sprawiedliwości przez klientów był łatwy czy krótki. Wręcz przeciwnie – to ponad dekada walki, która wielu kosztowała mnóstwo stresu i pieniędzy na prawników. Banki do końca broniły swoich racji, a część z nich dopiero pod presją europejskich i polskich wyroków zmieniła front. Można odnieść wrażenie, że sektor bankowy przeżył pewną lekcję pokory. Eksperci od lat przestrzegali, że kredyty walutowe z klauzulami przeliczeniowymi to tykająca bomba – ignorowano ich głos, kusząc się na krótkoterminowe zyski kosztem klientów. Teraz rachunek za tamte decyzje przyszedł do zapłaty. Ten rachunek jest bolesny, ale trudno podważyć jego zasadność, gdy spojrzeć na orzeczenia sądów i czarno na białym wykazane nieprawidłowości w umowach.
Z punktu widzenia stabilności sektora finansowego, paradoksalnie, lepiej że banki „czyszczą” tę sprawę zawczasu. Dzięki rekordowym zyskom z ostatnich lat (efekt wysokich stóp procentowych) mogły pozwolić sobie na utworzenie rezerw, nie rujnując swoich bilansów. Co więcej, część banków – jak pokazaliśmy – mimo wszystko nadal generuje zyski. To buduje pewien margines bezpieczeństwa. Zbliżający się koniec sagi frankowej może więc obyć się bez ofiar w postaci upadku któregoś z dużych banków, czego obawiano się jeszcze parę lat temu. Koszty frankowe pochłonęły sporą część kapitałów, ale nie na tyle, by zagrozić istnieniu czołowych banków – szczególnie że KNF wymagał od nich zatrzymywania zysków na pokrycie tego ryzyka.
Warto jednak wyciągnąć wnioski na przyszłość. Transparentność i uczciwe traktowanie klientów musi stać się fundamentem polityki każdego banku, jeśli podobne kryzysy zaufania mają się nie powtórzyć. Dziesiątki tysięcy pozwów to także dziesiątki tysięcy naruszonych relacji z klientami, z których wielu na zawsze straciło wiarę w swój bank. Teraz, gdy kurtyna opada, a banki składają broń w sporze o franki, przed sektorem stoi kolejne wyzwanie: jak odbudować zaufanie tych, którzy czują się poszkodowani? Ugody i zadośćuczynienie finansowe to jedno, ale drugie to szczera refleksja nad błędami.
Na koniec dnia, sytuacja kredytów frankowych w I kwartale 2025 pokazuje, że system bankowy potrafi wyciągać wnioski pod presją faktów. Gdy fakty okazały się nieubłagane – klauzule były abuzywne, klienci mieli rację – banki dokonały korekty kursu. Można żałować, że tak późno, ale lepiej późno niż wcale. Dziś frankowicze są o krok od ostatecznego zamknięcia tego rozdziału, a polski rynek finansowy – o krok od uporania się z największym kryzysem wizerunkowym od lat.
Bilans otwarcia 2025 w sprawie franków jest zatem gorzki dla banków, lecz oczyszczający. Trudno z nim dyskutować, bo opiera się na twardych danych i wyrokach. A one mówią jasno: rację mieli klienci. Pozostaje mieć nadzieję, że ta lekcja będzie dla instytucji finansowych trwałą przestrogą. Bo choć w ekonomii straty można odrobić, to zaufanie raz utracone jest bardzo trudno odzyskać.