26 września 2025 r. na portalu Infor.pl ukazał się artykuł polemiczny dotyczący głośnej opinii Rzecznik Generalnej TSUE w sprawie C-471/24 o WIBOR. Autor tekstu Tomasz Majkrzak to radca prawny, obecnie senior associate w kancelarii Kubas Kos Gałkowski (KKG Legal) – stara się wykazać, że z tej opinii nie wynika obowiązek szczegółowego informowania klientów, jak obliczany jest wskaźnik, a sądy krajowe nie mają prawa badać jego metodologii. Innymi słowy – próbuje ograniczyć znaczenie opinii TSUE wyłącznie do obowiązku przekazania konsumentowi podstawowych danych o indeksie i jego konsekwencjach. W tle pozostaje więc kluczowa kwestia: czy banki faktycznie wywiązywały się z obowiązku jasnego i zrozumiałego informowania o ryzyku zmiennej stopy procentowej. To właśnie ten punkt sporu, a nie sama „legalność” WIBOR-u, będzie decydował o losie tysięcy umów kredytowych.
Co zawiera opinia Rzecznik Generalnej TSUE ws. WIBOR? – punkt wyjścia sporu
Opinia Rzecznik Generalnej TSUE Laili Mediny z 11 września 2025 r. w sprawie C-471/24 dotyczy kredytów złotowych oprocentowanych zmiennie według wskaźnika referencyjnego WIBOR. Rzecznik Generalna odpowiedziała na pytania prejudycjalne Sądu Okręgowego w Częstochowie, który nabrał wątpliwości, czy takie klauzule oprocentowania są zgodne z prawem UE chroniącym konsumentów (dyrektywa 93/13/EWG). Kluczowe kwestie to:
Czy klauzula „WIBOR + marża” podlega w ogóle ocenie abuzywności? – Innymi słowy, czy nie jest wyłączona spod kontroli, bo ewentualnie odzwierciedla przepisy prawa. Rzecznik stwierdziła, że nie ma podstaw, by wyłączać ją z oceny, ponieważ polskie prawo nie narzuca obowiązkowo użycia WIBOR-u – bank wybiera ten indeks dobrowolnie. Zatem umowny zapis odsyłający do WIBOR mieści się w zakresie dyrektywy 93/13 i może być badany pod kątem nieuczciwego charakteru.
Na ile bank musi informować klienta o działaniu i ryzyku WIBOR? – Rzecznik Medina podkreśliła, że choć WIBOR jest objęty unijnym rozporządzeniem BMR (Benchmark Regulation, UE 2016/1011) gwarantującym jego rzetelność, to ciężar zapewnienia przejrzystości umowy wobec konsumenta spoczywa na banku. Bank powinien jasno przedstawić konsumentowi nazwę indeksu, jego administratora oraz potencjalne konsekwencje zmiennego oprocentowania. Jeśli tego nie zrobił – np. nie wyjaśnił, że WIBOR opiera się w dużej mierze na szacunkach banków (transakcjach hipotetycznych) i że rata kredytu może drastycznie wzrosnąć – to klauzulę oprocentowania można uznać za nietransparentną. Konsument powinien móc ocenić skutki finansowetakiej umowy; w przeciwnym razie wymóg jasnego i zrozumiałego języka (transparentności) nie jest spełniony.
Granice kontroli – co wolno sądowi zbadać? – Rzecznik zaznaczyła wyraźnie, że sąd cywilny nie może kwestionować samej metody wyznaczania WIBOR-u w oparciu o dyrektywę 93/13. Metodologia indeksu podlega bowiem odrębnym regulacjom (BMR) i nadzorowi administracyjnemu. Można natomiast badać postanowienie umowy odsyłające do WIBOR – czyli to, czy bank rzetelnie poinformował klienta o ryzyku i zasadach działania zmiennej stopy. Innymi słowy: konsument może zarzucać nieuczciwość klauzuli oprocentowania (np. przez brak przejrzystości), ale nie „podważać” ważności WIBOR-u jako takiego.
Kiedy klauzula WIBOR jest nieuczciwa? – Jeśli okaże się, że bank niedopełnił obowiązku informacyjnego (klauzula nie jest transparentna), zadaniem sądu krajowego będzie sprawdzić, czy prowadzi to do istotnej nierównowagi praw i obowiązków ze szkodą dla konsumenta (art. 3 ust. 1 dyrektywy 93/13). Rzecznik wskazała, że sąd musi ocenić, czy bank postąpił w dobrej wierze, uczciwie, i czy klient świadomie zgodził się na takie ryzyko. Przykładowo, jeżeli bank wiedział, że formuła WIBOR może być niejasna (bo opiera się w 98% na ofertach a nie transakcjach rzeczywistych) i nie uprzedził o tym klienta, to naruszył zasadę lojalności kontraktowej. W efekcie zapis może zostać uznany za nieuczciwy.
Skutki dla umowy – Co w razie uznania klauzuli za abuzywną? Tego dotyczyło 4. pytanie sądu, ale Rzecznik nie odpowiadała na nie (Trybunał zlecił wydanie opinii tylko co do pytań 1–3). Możliwe scenariusze były dyskutowane: od odwiborowania kredytu (pozostawienia samej marży), przez zwrot nadpłaconych odsetek, aż po unieważnienie umowy. Rzecznik Medina nie przesądziła, która droga jest właściwa – to zapewne rozstrzygnie sąd krajowy w świetle orzecznictwa TSUE (np. wyrok Dziubak w sprawie frankowej sugeruje, że usunięcie głównego elementu oprocentowania może prowadzić do unieważnienia, chyba że konsument świadomie zgodzi się na utrzymanie umowy z samą marżą).
Tak zarysowana opinia Rzecznik Generalnej została odebrana w mediach jako sygnał korzystny dla kredytobiorców. W tytułach podkreślano, że „banki muszą precyzyjnie informować, jak działa WIBOR”, a zaniedbanie tego obowiązku otwiera konsumentom drogę do kwestionowania umów. Majkrzak w swoim tekście próbuje jednak tonować ten przekaz. Przyjrzyjmy się kolejno jego tezom i temu, na ile są one rzetelne w świetle prawa i orzecznictwa.
Tezy Tomasza Majkrzaka kontra stanowisko TSUE – analiza krok po kroku
1. Czy TSUE wymaga od banków informacji o sposobie ustalania WIBOR?
Zdaniem Tomasza Majkrzaka – nie wymaga. Autor już we wprowadzeniu do polemiki pyta retorycznie, czy faktycznie z opinii Rzecznik Generalnej wynika obowiązek informowania o „sposobie ustalania WIBOR” i zaraz potem sugeruje, że to nadinterpretacja. W swoim artykule kategorycznie stwierdza: „Z treści opinii jasno jednak wynika, że bank nie ma obowiązku informować kredytobiorcy o metodzie ustalania wskaźnika referencyjnego”. Majkrzak podkreśla, że według Rzecznik bank powinien przekazać konsumentowi nazwę indeksu, dane administratora (GPW Benchmark) oraz informację o potencjalnych konsekwencjach zmiennego oprocentowania – i nic ponadto. Wywodzi tak z unijnych przepisów: rozporządzenia BMR oraz dyrektywy 2014/17/UE (tzw. dyrektywa hipoteczna), które faktycznie nakazują ujawniać klientowi właśnie te elementy. Dalej argumentuje, że ogólne informacje o metodzie WIBOR są publicznie dostępne (w dokumentacji administratora na stronie GPW Benchmark), a szczegółowe dane publikuje sam administrator zgodnie z wymogami unijnymi. Skoro tak, to – zdaniem Majkrzaka – twierdzenie, że to bank ma wyłożyć klientowi „sposób obliczania WIBOR”, jest nadmiernym dopowiedzeniem do opinii Mediny. Autor pisze wprost, że takie stanowisko to „nadinterpretacja opinii Rzecznik Generalnej”.
Jak to się ma do rzeczywistej treści opinii TSUE?
Rzeczywiście, Rzecznik Generalna nie oczekiwała, że banki będą wręczać klientom matematyczny podręcznik wyjaśniający algorytm WIBOR. Zgodzić się można z Majkrzakiem o tyle, że prawo nie nakłada na bank bezpośredniego obowiązku tłumaczenia całej metodologii wyznaczania indeksu. Rzecznik zauważyła, że szczegóły odnośnie WIBOR wynikają z rozporządzenia BMR i administrator indeksu (GPW Benchmark S.A.) musi je publikować. W tym sensie dostęp do informacji jest zapewniony – przynajmniej teoretycznie – każdemu zainteresowanemu. Jednak Majkrzak pomija kluczowy niuans: sama dostępność danych na stronie internetowej KNF czy GPW nie zwalnia banku z obowiązku należytego poinformowania konsumenta. TSUE od lat podkreśla, że klauzula musi być sformułowana w sposób jasny i zrozumiały z punktu widzenia przeciętnego konsumenta – tak by mógł on ocenić konsekwencje finansowe umowy.
W przypadku skomplikowanych wskaźników referencyjnych (jak hiszpański IRPH czy polski WIBOR) trybunał wymaga, by konsument miał przedstawione w prosty sposób mechanizm kształtowania się oprocentowania oraz jego potencjalny wpływ na wysokość rat. W głośnej sprawie Gómez del Moral Guasch (C-125/18) dotyczącej IRPH TSUE stwierdził, że bank powinien przekazać klientowi informacje pozwalające odróżnić ten indeks od innych i zrozumieć jego charakterystykę, np. przedstawić historyczne wartości wskaźnika lub symulację jego wpływu na kredyt.
Z opinii Rzecznik Mediny wynika podobna myśl: bank musi wyjaśnić konsumentowi działanie WIBOR-u na tyle precyzyjnie, aby ten miał świadomość związanego z nim ryzyka. Jak czytamy w opracowaniu Pawła Stalskiego, „odpowiedzialność za informowanie konsumentów o konsekwencjach stosowania WIBOR spoczywa na bankach, a nie tylko na administratorze wskaźnika”. Innymi słowy – fakt, że formuła WIBOR jest opisana w Dzienniku Urzędowym czy na witrynie GPW Benchmark, nie oznacza, że przeciętny klient banku rozumie zasady jej działania. Bank nie może się ograniczyć do lakonicznej wzmianki w umowie „oprocentowanie = WIBOR 6M + marża X%” i adresu strony internetowej. Powinien – w zrozumiałym języku – powiedzieć np.: „WIBOR to stopa procentowa ustalana codziennie przez banki na rynku międzybankowym; jej poziom może się wahać, co wpłynie na wysokość twojej raty. Przykładowo, w ostatnich X latach WIBOR wahał się od A% do B%, co mogłoby oznaczać wzrost twojej raty o C zł”. Takie informacje przed 2017 r. nie były standardem. Jak przyznaje inny radca prawny, Radosław Górski, „w przypadku zdecydowanej większości umów kredytów PLN+WIBOR zawartych przed 2017 rokiem banki nie zrealizowały ciążącego na nich obowiązku informacyjnego dotyczącego tego, co może stać się z ratą kredytu w razie zmiany WIBOR-u”– nie pokazywano symulacji wzrostu rat ani historycznych danych wskaźnika.
Majkrzak ma więc rację, że TSUE nie nakłada nowego, ponadstandardowego obowiązku tłumaczenia klientom szczegółów kalkulacji WIBOR; przesłanie opinii jest jednak takie, że obowiązek ten – w granicach dyrektywy 93/13 – zawsze istniał (jako część wymogu transparentności). Rzecznik Generalna jedynie go potwierdziła. Sprowadzanie sprawy do stwierdzenia „wszystko jest w BMR, więc bank nic nie musi mówić” może być uznane za retoryczną sztuczkę pomniejszającą znaczenie tez Rzecznik TSUE. W istocie, bank musi przekazać klientowi tyle informacji, by ten nie był wprowadzony w błąd co do natury WIBOR-u. A to oznacza konieczność precyzyjnego wyjaśnienia działania zmiennej stopy, nawet jeśli nie wchodząc w skomplikowane formuły. Majkrzak akcentuje tylko formalną stronę regulacji (zakres informacji wynikający z przepisów), podczas gdy TSUE patrzy na efekt dla konsumenta – czy klient rozumie, za co płaci.
2. Granice kontroli: przejrzystość vs. uczciwość – czy Majkrzak ma rację?
Kolejną ważną tezą Majkrzaka jest rozróżnienie między oceną przejrzystości klauzuli a oceną jej uczciwości. Autor przypomina, że nawet jeśli bank nie dopełnił obowiązków informacyjnych (klauzula okaże się nieprzejrzysta), to nie oznacza to automatycznej abuzywności tej klauzuli. Pisze: „Potencjalne niedopełnienie przez bank obowiązków informacyjnych nie oznacza jednak, że klauzula zmiennego oprocentowania oparta o WIBOR może zostać ‘z automatu’ uznana za abuzywną”. Brak przejrzystości dopiero otwiera drogę do dalszego badania – czyli do sprawdzenia, czy nie mamy do czynienia z nieuczciwym warunkiem umownym (naruszającym dobre obyczaje i równowagę kontraktową).
Z tym poglądem zasadniczo trudno się nie zgodzić. Oddaje on utrwalone orzecznictwo TSUE dotyczące dyrektywy 93/13. Zgodnie z art. 4 ust. 2 tej dyrektywy, postanowienia określające główne świadczenia stron (czyli np. oprocentowanie kredytu) nie podlegają ocenie pod kątem nieuczciwości, o ile są sformułowane prostym i zrozumiałym językiem. Jeśli jednak warunek główny nie jest transparentny, to traci tarczę ochronną – sąd może badać jego ewentualną nieuczciwość. Sama niejasność klauzuli nie przesądza jeszcze, że jest ona nieuczciwa – oznacza jedynie, że można dokonać pełnej analizy jej skutków dla konsumenta. Trybunał wyraźnie wskazywał, że brak przejrzystości jest pierwszym etapem: potem należy ocenić, czy doszło do znaczącej nierównowagi na niekorzyść klienta, i czy przedsiębiorca działał wbrew wymogom dobrej wiary (art. 3 ust. 1 dyrektywy). Tak było np. w sprawie Kasler (C-26/13) czy w cytowanym przez Majkrzaka wyroku Banco Primus (C-421/14).
Przywołanie przez Majkrzaka wyroku Banco Primus zasługuje na uwagę. Autor wskazuje, że Rzecznik Generalna sama odwołała się (w pkt 63 opinii) do tego orzeczenia. Zgodnie z nim, oceniając uczciwość klauzuli określającej odsetki, sąd powinien porównać metodę obliczania odsetek przewidzianą w umowie z innymi stosowanymi metodami – np. ze stopą ustawowych odsetek i średnimi stopami rynkowymi z chwili zawarcia umowy. Innymi słowy, należy sprawdzić, czy mechanizm oprocentowania narzuca konsumentowi mniej korzystne warunki niż te, które obowiązywałyby, gdyby strony nie umówiły się inaczej. Majkrzak akcentuje, że polski ustawodawca też stosuje model „zmienna stopa + marża stała” przy odsetkach ustawowych (zgodnie z art. 359 §2 k.c. odsetki ustawowe to suma stopy referencyjnej NBP i 3,5 punktu procentowego). Zauważa, że formuła ta jest „de facto tożsama” z klauzulą „WIBOR + marża”, powszechną w umowach kredytowych.
Co z tego wynika?
Wydźwięk argumentacji Majkrzaka jest taki, że skoro prawo przewiduje analogiczny mechanizm oprocentowania (NBP referencyjna + stały dodatkiem 3,5 pp.), to trudno uznać samą klauzulę „WIBOR + marża” za rażąco niesprawiedliwą. Bank dokonał po prostu innego wyboru zmiennej stopy bazowej – WIBOR zamiast stopy NBP – ale zasadniczo odsetki klienta podążają za rynkiem podobnie jak odsetki ustawowe. Majkrzak zdaje się sugerować, że nie mamy tu do czynienia z narzuceniem konsumentowi niezwykłej, jednostronnie wymyślonej formuły oprocentowania – przeciwnie, mechanizm ten był akceptowany ustawowo i rynkowo. W ten sposób tonuje on wizję “nieuczciwości” klauzuli WIBOR.
Majkrzak trafnie przedstawia metodologię oceny uczciwości według TSUE. Rzeczywiście, wyrok Banco Primus wskazuje, że sąd powinien m.in. zestawić oprocentowanie umowne z oprocentowaniem ustawowym i rynkowym. Jeśli np. okazałoby się, że kredyt oparty na WIBOR+marża dał konsumentowi stawkę wyraźnie wyższą niż średnie oprocentowanie kredytów w tym czasie, mogłoby to świadczyć o nierównowadze na jego niekorzyść. Natomiast gdyby różnice były niewielkie lub formuła WIBOR+marża wypadała podobnie do stopy ustawowej, trudno byłoby dowieść rażącego naruszenia interesów konsumenta. Tego typu porównanie będzie zapewne kluczowe w analizach biegłych na potrzeby procesów sądowych. Majkrzak słusznie więc przypomina, że nawet po stwierdzeniu braku przejrzystości, klauzuli nie wyrzuca się automatycznie do kosza – trzeba wykazać jej negatywne skutki dla klienta w świetle obiektywnych miar.
Niemniej, warto zauważyć pewien kontekst: polskie sądy, stosując wytyczne TSUE, mogą uwzględnić także inne czynniki wpływające na ocenę dobrej wiary banku. Przykładowo, to że banki miały “pewną swobodę” w ustalaniu konkretnych parametrów WIBOR (wybór indeksu 3M, 6M, godziny fixingów itp.) też może być brane pod uwagę. Rzecznik Generalna zauważyła, że rozporządzenie BMR pozostawia administratorowi i uczestnikom rynku pewien margines uznaniowości co do sposobu wyznaczania stawek, a bank wybiera konkretny indeks do umowy wedle własnego uznania. Jeżeli więc w danym okresie WIBOR odbiegał np. o 0,25 punktu od hipotetycznej stopy wolnej od ryzyka (co sugerował prezes SBB Arkadiusz Szcześniak, mówiąc o „ukrytej marży” w WIBOR-ze), to konsument mógł płacić zauważalnie więcej niż wynikałoby to ze „sprawiedliwego” podziału ryzyka.
Banki oczywiście kwestionują takie tezy, wskazując że wiarygodność WIBOR została potwierdzona przez ustawodawcę (np. użyciem go w programie dopłat do kredytów preferencyjnych w 2006 r.). To pokazuje, że ocena uczciwości może być polem bitwy biegłych i argumentów ekonomicznych z obu stron. Majkrzak prezentuje optymistyczny dla banków scenariusz, w którym oprocentowanie umowne mieści się w granicach normalności wyznaczonych przez stopy ustawowe i rynkowe. Czy tak jest faktycznie – rozstrzygną konkrety spraw. Podsumowując: w kwestii rozdzielenia etapu przejrzystości i uczciwości Majkrzak ma rację – to fundament doktryny TSUE. Trzeba jednak pamiętać, że spełnienie wymogu przejrzystości jest warunkiem wstępnym: jeśli bank go nie spełnił, dalej ważyć się będzie, czy klauzula narusza równowagę kontraktową.
3. Zgodność z orzecznictwem TSUE
Majkrzak, jak widzimy, powołał się na wyrok Banco Primus (2017), co dodaje jego wywodom wiarygodności. Czy jednak cała jego argumentacja jest spójna z dotychczasowym orzecznictwem TSUE? Warto wskazać dwie kwestie:
Po pierwsze, pominięcie sprawy Gómez del Moral Guasch (C-125/18) dotyczącej hiszpańskiego indeksu IRPH. Ten wyrok TSUE z 2020 r. jest niezwykle ważny, bo dotyczył sytuacji analogicznej do WIBOR – bank stosował w umowie oficjalny wskaźnik referencyjny, mniej korzystny dla klienta niż standardowy. Trybunał orzekł wtedy, że nawet indeks oparty na przepisach (publikowany w dzienniku urzędowym) nie jest wyjęty spod kontroli, jeśli bank miał swobodę jego zastosowania. Co więcej, TSUE podkreślił, że bank musi przedstawić konsumentowi przejrzysty opis działania indeksu, by ten mógł podjąć świadomą decyzję. Brak takiego wyjaśnienia oznacza nieuczciwość, bo klient nie był w stanie przewidzieć kosztów kredytu.
Majkrzak skupia się na Banco Primus, a nie wspomina o Guasch – zapewne dlatego, że ten drugi wyrok mocniej wspiera pozycję konsumentów (bank Bankia przegrał tam spór o IRPH). Choć nie możemy zarzucić Majkrzakowi błędu merytorycznego – wszak cytowanie wszystkich orzeczeń nie jest obowiązkowe – to dobór precedensów przez autora jest znaczący. Przytacza on tylko te elementy orzecznictwa, które wpisują się w linię obrony banków (wskazanie na analogię do stóp ustawowych).
Przemilcza zaś te fragmenty, które podkreślają surowość oceny z perspektywy ochrony konsumenta (jak konieczność przedstawienia symulacji czy danych historycznych indeksu). Można to odebrać jako pewną stronniczość – naturalną u prawnika związanego z sektorem bankowym, ale wartą odnotowania przy ocenie rzetelności jego analiz.
Po drugie, Majkrzak słusznie odnotowuje, że sąd krajowy nie może „badać metody ustalania WIBOR na podstawie dyrektywy 93/13”. Ten wniosek wynika wprost z opinii Rzecznik Generalnej, która stwierdziła, że kontrola metody indeksu wykracza poza zakres dyrektywy (to domena BMR i nadzoru KNF). Zatem autor zachowuje tu zgodność z linią TSUE i nie wprowadza w błąd. Można jednak spytać, czy nie idzie o krok za daleko, konkludując (za tytułem sąsiedniego artykułu), że „nie będzie masowego kwestionowania wszystkich umów z WIBOR-em”. Sam Majkrzak w swojej polemice wprost tego zdania nie użył, lecz w kontekście całości łatwo je odczytać: skoro TSUE ma być „przeciwny podważaniu metody WIBOR” i ogranicza kontrolę tylko do klauzuli, to rzekoma „fala pozwów złotówkowiczów” miałaby być bezpodstawna. Jest to retoryka zbieżna z narracją sektora bankowego. Przykładowo mec. Wandzel z KKG stwierdził w wywiadzie, że zapowiedzi nowej fali pozwów złotówkowych to “forma marketingu, a nie trzeźwa ocena rzeczywistości”. Majkrzak wypowiada się bardziej stonowanie, ale przekaz jest podobny.
Taka konkluzja może jednak okazać się przedwczesna. Owszem, nie da się unieważnić umowy tylko argumentując, że WIBOR jest „zły” jako wskaźnik – tego Rzecznik Generalna wyraźnie zabroniła (sądy nie są od poprawiania metodologii indeksów). Ale to wcale nie przekreśla masowości pozwów. Kredytobiorcy w pozwach nie kwestionują samego istnienia WIBOR, lecz jego stosowanie w umowie bez pełnej informacji o ryzyku. Tych pozwów – jak podaje Stowarzyszenie Stop Bankowemu Bezprawiu – i tak już jest ponad 1000 w skali kraju.
Jeżeli TSUE (w ślad za opinią) potwierdzi, że badanie takich klauzul jest dopuszczalne i że brak informacji stanowi naruszenie dyrektywy, to wręcz zachęci kolejnych kredytobiorców do występowania na drogę sądową. Krótko mówiąc: brak możliwości „obalenia WIBOR-u” jako takiego nie oznacza, że banki unikną problemów – ciężar sporów przeniesie się na pole oceny informacji i uczciwości warunków. A tu, jak już omawialiśmy, wiele umów sprzed lat jest wrażliwych (banki nie prezentowały symulacji wzrostu rat, nie tłumaczyły klientom, że WIBOR to w istocie konsensus ofert kilku banków, podatny na zmowy – co zresztą było powodem powstania BMR).
Majkrzak zdaje się bagatelizować te ryzyka, koncentrując się na wątkach wygodnych dla banków (np. że WIBOR jest w ustawie wymieniany, że admin publikuje dane, że stopa ustawowa ma podobną konstrukcję). To typowa retoryka “obrońców sektora bankowego” – podkreślić regulacyjny porządek i uspokoić nastroje, a umniejszyć znaczenie argumentów konsumenckich jako rzekomo histerycznych lub nadinterpretacyjnych.
Podsumowując ten punkt: w większości Majkrzak nie rozmija się wprost z orzecznictwem TSUE, ale ujmuje je selektywnie. Jego argumentacja jest formalnie poprawna (zgodna z literą wyroków takich jak Banco Primus czy zasadami dyrektywy 93/13) i pokazuje konsekwencje dla banków w najkorzystniejszym świetle. Jednak pomija elementy prokonsumenckie wcześniejszych orzeczeń (jak obowiązek rzetelnego przedstawienia działania wskaźnika) oraz nie docenia praktycznych skutków opinii Rzecznik dla banków (ryzyka prawne z tytułu tysięcy potencjalnych pozwów o abuzywność WIBOR-u). Jego narracja wpisuje się w linię obrony sektora – co zrozumiałe zawodowo, lecz ważne do uwzględnienia przy odbiorze jego tez.
4. Błędy, nieścisłości, manipulacje – krytyczne uwagi
Czy w artykule Majkrzaka można wskazać wyraźne błędy logiczne lub manipulacje? Kilka kwestii budzi zastrzeżenia:
Określenie stanowiska konsumentów jako „nadinterpretacji” – Majkrzak nazywa wniosek, że bank ma obowiązek informować o sposobie kalkulacji WIBOR, nadinterpretacją opinii TSUE. Jest to sugestywne słowo, insinuujące przesadę lub przekłamanie po drugiej stronie sporu. Tymczasem opinia Rzecznik Generalnej wprost mówi o konieczności informowania, jak działa WIBOR i jakie niesie ryzyko. Być może Rzecznik nie oczekuje, że banki same będą uczyć klientów wzoru na WIBOR, ale na pewno oczekuje, że wyjaśnią mechanizm jego zmienności i skutki. Nazywanie tego „nadinterpretacją” wydaje się nieuzasadnione – raczej jest to interpretacja wprost wymogów transparentności z dyrektywy 93/13, potwierdzona orzecznictwem (choćby wspomnianym wyrokiem w sprawie IRPH). Tu Majkrzak ociera się o retoryczną manipulację: przedstawia istotny element ochrony konsumenta jako wymysł adwokatów klientów, podczas gdy wynika on z ducha i litery prawa konsumenckiego.
Sugestia braku skutków dla konsumentów – Majkrzak podkreśla, że „opinia to jeszcze nie wyrok”, co oczywiście jest prawdą. Pisze też, że na wyrok TSUE poczekamy kilka miesięcy, a pytanie o skutki abuzywności zapewne pozostanie bez odpowiedzi Trybunału. Taki przekaz może wywołać wrażenie: na razie nic się nie stało, konsumenci nie mają się z czego cieszyć. Technicznie to prawda – opinia Rzecznik Generalnej nie jest wiążąca dla składu orzekającego i bywa, że TSUE orzeka inaczej. Jednak w praktyce opinie Rzeczników często są zwiastunem kierunku wyroku. Ponadto już sama opinia może wpływać na sądy krajowe, które znają jej treść. Sędziowie w Polsce, zanim zapadnie wyrok TSUE, mogą w podobnych sprawach wstrzymywać się z orzekaniem lub nawet udzielać zabezpieczeń kredytobiorcom, oceniając prawdopodobieństwo abuzywności klauzuli WIBOR w świetle opinii. Majkrzak słowem o tym nie wspomina. Akcentuje za to, że TSUE może w ogóle nie odpowiedzieć, czy wolno zostawić umowę z samą marżą. To ostatnie to też pewna manipulacja kontekstem – bo nawet jeśli TSUE nie da jasnej odpowiedzi na to pytanie (Q4), to nie znaczy, że sprawa jest błaha. Po prostu Trybunał często zostawia kwestie skutków do rozstrzygnięcia sądowi krajowemu zgodnie z ogólnymi zasadami (art. 6 ust. 1 dyrektywy 93/13 i orzecznictwo krajowe). W polskich realiach oznacza to, że jeśli klauzula WIBOR okaże się nieuczciwa, sąd krajowy może unieważnić umowę albo (za zgodą konsumenta) utrzymać ją z samą marżą – tak jak dzieje się to w sprawach frankowych. Rzecznik Generalna nie zanegowała takiej możliwości; milczenie w opinii nie jest równoznaczne z wykluczeniem skuteczności roszczeń konsumentów. A więc sugerowanie, że opinia „nie ma żadnych skutków” albo że konsumenci i tak nic nie zyskają, byłoby zdecydowanie przedwczesne. Majkrzak wprawdzie wprost tego nie mówi, ale konstrukcja jego tekstu (kładzenie nacisku na brak odpowiedzi TSUE i nieostateczność opinii) może u mniej zorientowanego czytelnika zbudować fałszywe poczucie, że nic groźnego dla banków nie zaszło.
Porównanie do odsetek ustawowych – jak już omawialiśmy, argument o podobieństwie klauzuli WIBOR do stopy ustawowej jest merytorycznie zasadny, lecz może być pewnego rodzaju sofizmatem uproszczającym problem. Owszem, konstrukcja „WIBOR + marża” przypomina wzór „NBP + 3,5pp.”, ale diabeł tkwi w szczegółach: WIBOR w latach 2006–2021 zazwyczaj przewyższał stopę referencyjną NBP o 0,2–0,3 pp., a bywały okresy niestabilności (np. kryzys 2008), gdy różnica się zmieniała. Poza tym marże banków bywały wysokie. Porównywanie oprocentowania umownego z ustawowym ma sens, tylko jeśli weźmie się konkretne dane – uśrednione stopy z danego okresu. Majkrzak tego nie czyni, ograniczając się do stwierdzenia o tożsamej „de facto” metodzie. To może wprowadzać czytelnika w przekonanie, że skoro formuły matematyczne są podobne, to żadnej nieuczciwości być nie może. Tymczasem TSUE wymaga porównania poziomów oprocentowania, a nie samych wzorów. Jeśli np. okaże się, że kredytobiorca płacił przez lata WIBOR 6M + 2% marży, gdy tymczasem ustawowe odsetki wyniosłyby w tym czasie średnio (NBP + 3,5) = NBPR + 3,5%, to może się okazać, że różnica (np. 0,5–1 punktu procentowego rocznie) przekłada się na dziesiątki tysięcy złotych dodatkowych kosztów kredytu. Bez pogłębienia tej analizy argument „WIBOR jest jak stopa ustawowa” pozostaje półprawdą wymagającą weryfikacji. To bardziej chwyt retoryczny (pokazać analogię do przepisów prawa, by uprawomocnić klauzulę) niż pełna analiza ekonomiczna. Dlatego w tym punkcie należy zachować ostrożność – Majkrzak nie myli się co do prawa, ale pomija kwestie kwantytatywne, które mogą zaważyć na ocenie nieuczciwego charakteru klauzuli.
Podsumowanie: Czy Majkrzak ma rację?
W rzeczywistości Majkrzak nie tyle mówi, że TSUE się myli, co raczej, że opinia Rzecznik TSUE została przesadnie zinterpretowana na niekorzyść banków. Jego artykuł to próba zdyscyplinowania narracji wokół opinii, sprowadzenia jej do właściwego (czytaj: korzystniejszego dla banków) wymiaru. Czy ma w tym rację?
Analiza pokazuje, że w kilku punktach tak:
Trafnie zauważa, że nie można automatycznie uznać klauzuli WIBOR za abuzywną tylko dlatego, że nie była w pełni przejrzysta To zgodne z dyrektywą 93/13 i orzecznictwem – brak transparentności jest warunkiem koniecznym do stwierdzenia nieuczciwości, ale trzeba jeszcze wykazać naruszenie dobrych obyczajów i znaczącą nierównowagęl. Majkrzak słusznie przypomina o tym dwuetapowym podejściu i potrzebie konkretnej analizy ekonomicznej (tu odwołanie do Banco Primus jest w pełni zasadne).
Ma rację, że sądy nie będą badać samego mechanizmu wyznaczania WIBOR w ramach kontroli abuzywności. To ważne uspokojenie – TSUE nie dał „zielonego światła” do kwestionowania legalności czy poprawności indeksu WIBOR jako takiego. Tym zajmuje się nadzór finansowy i rozporządzenie BMR. Konsument w sądzie cywilnym nie wygra sprawy argumentując, że WIBOR jest np. „ustalany niewłaściwie przez banki” – bo to poza zakresem sprawy (tu Majkrzak w pełni zgodny z Rzecznik Mediną).
Prawdą jest także, że Opinia Rzecznik Generalnej nie jest ostatecznym wyrokiem i do czasu wyroku TSUE nic formalnie przesądzone nie jest. Banki wciąż mają szansę przekonać Trybunał do swojej argumentacji (choć biorąc pod uwagę dotychczasowe podejście TSUE do ochrony konsumenta, szanse na diametralną zmianę kursu są raczej niewielkie). Majkrzak ma więc rację przestrzegając przed wyciąganiem zbyt daleko idących wniosków praktycznych z samej tylko opinii – warto poczekać na wyrok (spodziewany na przełomie 2025/26.
Majkrzak słusznie punktuje też, że pytanie o pozostawienie samej marży nie doczekało się odpowiedzi w opinii. Można podzielić jego przewidywanie, że TSUE może nie odpowiedzieć na nie wprost, co oznacza pozostawienie tej kwestii polskim sądom. W efekcie faktycznie nie wiemy jeszcze, czy polskie sądy będą w razie abuzywności uznawać takie umowy za nieważne, czy raczej „odwiborowywać” kredyt (o ile zgodzi się na to konsument). To uczciwe stwierdzenie stanu rzeczy: tu żadna ze stron sporu nie ma jeszcze racji, bo brak rozstrzygnięcia.
Z drugiej strony, w paru istotnych sprawach racji mu odmówić trzeba:
Banki mają obowiązek dbać o zrozumiałość umowy, a więc także wyjaśnić klientowi, jak działa WIBOR. Majkrzak minimalizuje ten obowiązek, sugerując, że wystarczy przekazać podstawowe dane, a reszta jest w publicznych rejestrach. Tymczasem europejska doktryna transparencji materialnej wymaga, by konsument realnie zrozumiał mechanizm kształtowania ceny. Opinia TSUE to potwierdza. Stwierdzenie, że oczekiwanie takiego wyjaśnienia to „nadinterpretacja”, jest nieuprawnione – raczej stanowi próbę zbagatelizowania znaczenia obowiązków informacyjnych banku.
Skala ryzyka dla banków: Majkrzak między wierszami uspokaja, że nie będzie „drugich frankowiczów” wśród złotówkowiczów, bo TSUE nie dał na to przestrzeni. To zbyt optymistyczna ocena z perspektywy banków. Jeśli TSUE potwierdzi możliwość oceny nieuczciwości klauzul WIBOR, to tysiące kredytobiorców mogą pójść do sądów – nie z powodu kwestionowania wskaźnika, ale z powodu braku pełnej informacji o ryzyku zmiennej stopy. Historia sporów frankowych nauczyła, że nawet drobne z początku argumenty (jak brak przedstawienia symulacji czy wykresu kursu franka) urosły do rangi przesądzających o wygranej konsumenta. Banki z pewnością stoją przed poważnym wyzwaniem i opinia Rzecznik TSUE raczej to potwierdza, niż odwołuje. Majkrzak, będąc reprezentantem ich interesów, naturalnie ten fakt pomniejsza. Jednak obiektywnie patrząc – konsumenci zyskali ważny argument i nowy front sporów się otwiera, nawet jeśli nie dokładnie w takiej formie, jak obawiali się bankowcy (tj. nie przez obalenie WIBOR-u, lecz przez podważanie klauzul umownych).
Reasumując, Tomasz Majkrzak w swojej polemice ma częściowo rację, zwłaszcza gdy prostuje zbyt daleko idące interpretacje i przypomina o formalnych ramach oceny abuzywności. Jego tekst jest rzeczowy i oparty na przepisach oraz orzecznictwie – nie znajdziemy tam jawnych przekłamań. Jednak rację ma tylko z perspektywy „minima” wymagań wobec banków, a nie „maksimum” ochrony konsumenta. Uwypukla te aspekty, które świadczą na korzyść sektora finansowego, pomijając lub umniejszając te, które są korzystne dla klientów. Dlatego obraz wyłaniający się z jego artykułu jest niepełny.
Można odnieść wrażenie, że autor między słowami sugeruje: TSUE przesadził, ale my – prawnicy bankowi – pokazujemy, że w gruncie rzeczy nic wielkiego się nie stało. Jest to jednak bardziej życzeniowa interpretacja niż bezstronna analiza. TSUE raczej się nie myli – potwierdza jedynie, że transparentność i uczciwość muszą iść w parze, a WIBOR-owe umowy nie są świętymi krowami wolnymi od kontroli. Majkrzak ma rację co do litery, lecz jego duch interpretacji jest stronniczy. Jako czytelnicy powinniśmy docenić jego argumenty, ale i konfrontować je z neutralnymi źródłami – takimi jak sama opinia Rzecznik Generalnej czy wyroki TSUE (Banco Primus, Gómez del Moral Guasch, Dziubak i inne) – by wyrobić sobie pełen obraz.
Konkluzja:
Majkrzak ma rację w pewnych szczegółach (np. że opinia to nie wyrok, że brak przejrzystości nie oznacza automatycznej abuzywności, że sąd nie zbada samego WIBOR-u), ale mylące byłoby przyjęcie jego narracji w całości. TSUE nie „pomylił się” – raczej to Majkrzak interpretuje ostrożnie, selektywnie, pod tezę korzystną dla banków. Jego głos jest cenny w dyskusji, bo pokazuje stanowisko drugiej strony sporu. Jednak odpowiadając na pytanie: „Ma rację?” – tylko częściowo. Pozostaje poczekać na wyrok TSUE oraz pierwsze rozstrzygnięcia polskich sądów po tym wyroku, by ostatecznie ocenić, na ile obawy banków (lub nadzieje kredytobiorców) były uzasadnione. Jedno jest pewne: temat WIBOR dopiero teraz, po opinii w sprawie C-471/24, nabiera pełnego rozpędu.






