Rząd przyjął projekt tzw. ustawy frankowej i skierował go do Sejmu – jednak spotkało się to z gwałtownym sprzeciwem ze strony tysięcy frankowiczów. Ci kredytobiorcy walczący w sądach o unieważnienie kredytów CHF obawiają się, że nowe przepisy uderzą w ich prawa i korzyści, jakie dotąd zapewniało im prokonsumenckie orzecznictwo. W artykule analizujemy główne powody protestów frankowiczów oraz ich postulaty zmian w ustawie. Wyjaśniamy, czego dokładnie domagają się kredytobiorcy (m.in. ograniczenia potrącenia tylko za obopólną zgodą i wykreślenia kontrowersyjnego art. 117^1 k.c.) i co by to oznaczało zarówno dla klientów, jak i dla banków. Sprawdzamy też, na ile te żądania są merytorycznie zasadne i zgodne z dotychczasowym orzecznictwem Trybunału Sprawiedliwości UE oraz Sądu Najwyższego. Wskażemy, co konkretnie frankowicze mogą stracić, jeśli ustawa wejdzie w życie w obecnym kształcie (m.in. odsetki ustawowe, skuteczną obronę przed przedawnionymi roszczeniami banków czy korzystne dla nich zasady rozliczeń). Na koniec przedstawiamy społeczne działania protestujących – od akcji informacyjnych po apele o weto prezydenta – oraz oceniamy, czy ich postulaty są realne do wprowadzenia i jak ewentualnie wpłynęłyby na praktykę sądową.
Dlaczego frankowicze protestują? Kontrowersyjne zapisy ustawy
Rząd uzasadnia potrzebę ustawy frankowej chęcią odciążenia sądów zalanych pozwami frankowymi. Rzeczywiście, liczby robią wrażenie: według danych Ministerstwa Sprawiedliwości od 2017 r. do I kwartału 2025 r. wpłynęło ponad 480 tysięcy pozwów dotyczących hipotek frankowych, z czego ok. 200 tysięcy spraw wciąż czeka na rozpoznanie. W samych sądach apelacyjnych pod koniec I kwartału 2025 toczyło się 77,5 tys. postępowań, z których aż 57,9 tys. dotyczyło kredytów frankowych. Na papierze specjalna ustawa ma usprawnić te procesy. Frankowicze argumentują jednak, że kontrowersyjne zapisy projektu mogą przynieść więcej szkody niż pożytku – zwłaszcza dla nich jako konsumentów. Ich największe obawy budzi zmiana dotycząca potrącenia roszczeń banku oraz jej wpływ na prawo do odsetek za opóźnienie.
Potrącenie roszczeń banku do końca II instancji.
Obecnie pozwany bank, chcąc potrącić swoją wierzytelność (np. kwotę wypłaconego kapitału kredytu) z roszczeniem konsumenta, musi to zrobić na wczesnym etapie postępowania – najpóźniej przy pierwszej merytorycznej odpowiedzi na pozew albo w ciągu 2 tygodni od dnia, gdy jego roszczenie stało się wymagalne. Projekt ustawy wydłuża ten termin diametralnie. Zakłada, że bank będzie mógł zgłaszać potrącenie aż do zakończenia postępowania przed sądem II instancji – praktycznie tuż przed prawomocnym wyrokiem (do zamknięcia rozprawy apelacyjnej, a przy rozpoznaniu na posiedzeniu niejawnym – aż do wydania wyroku w II instancji). Zdaniem projektodawców ma to umożliwić rozliczenie obu roszczeń w jednym procesie, bez konieczności wytaczania odrębnego powództwa przez bank.
Frankowicze oraz ich prawnicy oceniają jednak taką zmianę krytycznie. Po pierwsze, potrącenie nie jest żadnym nowym narzędziem – banki zawsze miały prawo potrącić swój dług (kapitał) z roszczeniem klienta, lecz świadomie z tego nie korzystały. Powód? Zgłoszenie potrącenia de facto potwierdza nieważność umowy (bank przyznaje wtedy, że umowa upadła, skoro domaga się zwrotu wypłaconej kwoty jako świadczenia nienależnego). Dotąd wiele banków wolało unikać takiego kroku, licząc np. na wygraną w sądzie lub ugodę – teraz ustawa ma im dać drugą szansę na potrącenie, nawet długo po rozpoczęciu procesu. Po drugie, wniesienie potrącenia na tak późnym etapie może skomplikować rozliczenia stron i przedłużyć spór, niwecząc w praktyce oczekiwane przyspieszenie postępowania.
Najważniejsza kwestia dotyczy jednak odsetek ustawowych za opóźnienie. Frankowicze obawiają się, że wydłużenie możliwości potrącenia pozwoli bankom uniknąć płacenia odsetek należnych konsumentom. Standardowo, gdy sąd stwierdza nieważność umowy, zasądza zwrot wszystkich zapłaconych przez kredytobiorcę rat wraz z odsetkami ustawowymi liczonymi od dnia wezwania do zapłaty lub wniesienia pozwu. Według dominującej linii orzeczniczej w Polsce – wzmocnionej ostatnio stanowiskiem TSUE w wyrokach z grudnia 2023 r. (sprawy C-140/22 i C-28/22) – konsument ma prawo żądać od banku odsetek za opóźnienie od całości dochodzonej kwoty i to za cały okres trwania procesu. Innymi słowy, skoro bank przez lata korzysta z pieniędzy klienta, powinien zapłacić za opóźnienie w ich oddaniu.
Tymczasem nowe przepisy zdają się skręcać w przeciwnym kierunku – w stronę rozliczenia według tzw. teorii salda, którą polskie sądy już odrzuciły. Teoria salda zakłada, że przy unieważnieniu umowy należy po prostu potrącić wzajemne świadczenia banku i klienta. Gdyby sądy poszły tą drogą, kredytobiorca odzyskałby tylko różnicę między sumą wpłaconych rat a kwotą otrzymanego kapitału, zamiast – jak dziś – dochodzić każdej wpłaconej złotówki oddzielnie. To z kolei drastycznie ograniczyłoby odsetki należne konsumentowi: odsetki liczyły by się jedynie od nadpłaty ponad kwotę kapitału, a nie od całej sumy uiszczonych rat. Przy wieloletnich procesach oznaczałoby to utratę nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych potencjalnej „korzyści odsetkowej” dla przeciętnego frankowicza. Nic dziwnego, że propozycja budzi sprzeciw – protestujący odbierają ją jako próbę uszczuplenia ich należnych praw i pieniędzy.
Żądania frankowiczów: potrącenie za zgodą i usunięcie art. 117^1 k.c.
Frankowicze nie negują, że uproszczenie i przyspieszenie postępowań jest potrzebne – domagają się jednak, by osiągać to bez odbierania konsumentom ich ochrony gwarantowanej przez prawo unijne i orzecznictwo. Właśnie dlatego protestujący kredytobiorcy żądają wprowadzenia do ustawy kluczowych poprawek. Ich dwa główne postulaty to:
- Ograniczenie potrącenia tylko za zgodą obu stron. Kredytobiorcy chcą, by zarzut potrącenia mógł być wykorzystany w procesie wyłącznie wtedy, gdy zgodzi się na to i bank, i konsument. Uniemożliwiłoby to jednostronne „wciskanie” przez bank swojego roszczenia do sprawy klienta bez jego aprobaty. Gdyby taki zapis wprowadzono, banki nie mogłyby narzucić teorii salda wbrew woli frankowicza – zachowałyby możliwość rozliczenia się z klientem w jednym postępowaniu tylko wtedy, gdy obie strony uznają to za korzystne. W praktyce, brak zgody konsumenta oznaczałby konieczność dochodzenia przez bank zwrotu kapitału na odrębnej drodze (czyli tak jak odbywa się to obecnie). Dla klientów oznaczałoby to bezpieczeństwo: sąd nadal rozpatrywałby ich żądanie zwrotu wszystkich zapłaconych rat z osobna (zgodnie z teorią dwóch kondykcji), a naliczanie odsetek od pełnej kwoty roszczenia nie byłoby zagrożone. Z kolei dla banków brak automatycznego potrącenia to mniejsza wygoda – musiałyby same zdecydować, czy pozywać klientów o kapitał (co wiąże się z kosztami i ryzykiem przegranej), czy też liczyć się z przedawnieniem swoich roszczeń. Innymi słowy, bank nie mógłby łatwo „skompensować” długu klienta, jeśli ten się na to nie zgadza – musiałby skutecznie dochodzić własnych roszczeń we właściwym terminie.
- Wykreślenie art. 117^1 kodeksu cywilnego. Drugim żądaniem frankowiczów jest usunięcie przepisu, który budzi ich szczególny niepokój w kontekście sporów frankowych. Art. 117^1 §1 k.c. (dodany do kodeksu w 2018 r.) stanowi, że „w wyjątkowych przypadkach sąd może, po rozważeniu interesów stron, nie uwzględnić upływu terminu przedawnienia roszczenia przysługującego przeciwko konsumentowi, kierując się względami słuszności”. Innymi słowy, sąd ma uznaniowe prawo przywrócić przedawnione roszczenie przeciw konsumentowi do życia, jeśli uzna to za sprawiedliwe. Frankowicze wskazują, że przepis ten był pomyślany jako rzadki wyjątek, a banki próbują uczynić z niego regułę w swoich sprawach. Już teraz w pozwach o zwrot kapitału banki często powołują się na art. 117^1, argumentując, że z „względów słuszności” konsument jednak powinien oddać im pieniądze mimo przedawnienia roszczenia. Kredytobiorcy uważają takie podejście za nieuzasadnione – to banki dysponują profesjonalnymi działami prawnymi i przez lata zaniedbały dochodzenie swoich roszczeń, licząc na utrzymanie nieuczciwych umów. Skoro bank świadomie dopuścił do przedawnienia, nie powinien teraz otrzymać „drugiej szansy” kosztem konsumenta. Co istotne, wiele sądów już teraz odmawia stosowania art. 117^1 k.c. w sprawach frankowych, nie dopatrując się tu nadzwyczajnych okoliczności usprawiedliwiających odstępstwo od reguł przedawnienia. Tendencja orzecznicza idzie wprost przeciwnym kierunku – zgodnie z najnowszymi wyrokami, kredytobiorcy w ogóle nie muszą zwracać bankom kapitału w tych sprawach, gdzie bank zbyt późno upomniał się o swoje prawa. Gdyby art. 117^1 został wykreślony, sytuacja zostałaby całkowicie klarowana: roszczenie banku po upływie terminu przedawnienia byłoby definitywnie nieegzekwowalne, a sąd nie mógłby już w imię „słuszności” takiego przedawnionego żądania uwzględnić.
Co oznaczałyby te zmiany w praktyce? Z punktu widzenia kredytobiorców, przyjęcie powyższych postulatów zapewniłoby utrzymanie dotychczasowego status quo korzystnego dla konsumentów: każdy odzyskuje od banku całość zapłaconych rat z odsetkami za opóźnienie, a bank może żądać zwrotu wypłaconego kapitału tylko w ramach osobnego procesu i tylko w ustawowym terminie. Pozwoliłoby to uniknąć sytuacji, w której sąd niespodziewanie „potrąci” roszczenia w wyroku i uszczupli należność konsumenta o kwotę kapitału. Natomiast z perspektywy banków postulaty frankowiczów oznaczają utratę przywilejów, jakie daje obecny projekt ustawy – banki nie mogłyby opóźniać rozliczeń do czasu apelacji ani liczyć na nadzwyczajne potraktowanie ich przedawnionych roszczeń. Zmuszałoby to sektor do większej dyscypliny: terminowego dochodzenia należności i proponowania ugód, zanim roszczenia się zdezaktualizują. Mówiąc obrazowo, ryzyko „darmowego mieszkania” (czyli sytuacji, w której frankowicz unieważnia umowę i nie oddaje bankowi nawet pożyczonego kapitału) spoczęłoby znów na bankach – i to one musiałyby mu zapobiegać poprzez szybkie działania prawne. Taka równowaga, zdaniem protestujących, jest sprawiedliwa: to bank stworzył wadliwą umowę i zwlekał z rozwiązaniem problemu, więc trudno go teraz „nagradzać” szczególnymi furtkami prawnymi kosztem konsumentów.
Postulaty kontra orzecznictwo TSUE i SN – czy frankowicze mają rację?
Żądania frankowiczów nie wzięły się znikąd. Konsumenci powołują się na mocne podstawy prawne w orzecznictwie polskim i unijnym, które – ich zdaniem – stoją w sprzeczności z projektowanymi przepisami ustawy. W ostatnich latach zapadło kilka przełomowych wyroków, które ukształtowały korzystną dla frankowiczów linię orzeczniczą. Trybunał Sprawiedliwości UE w sprawach C-28/22 oraz C-140/22 (rozstrzygniętych w grudniu 2023 r.) potwierdził, że bank nie może ograniczać praw konsumenta wynikających z dyrektywy 93/13 – w szczególności nie może odbierać mu prawa do pełnego wynagrodzenia za czas korzystania z jego pieniędzy. Przekładając to na praktykę: odsetki ustawowe należą się konsumentowi od całości świadczeń spełnionych na rzecz banku, za cały okres od daty wezwania do zapłaty aż do zwrotu środków. TSUE sprzeciwił się też próbom pomniejszania należnych konsumentom kwot o jakiekolwiek “korzyści” utracone przez bank – np. odsetki czy prowizje, których bank nie zarobił wskutek nieważności umowy. Innymi słowy, unijne orzecznictwo wyklucza premiowanie banku kosztem klienta w wyniku uznania umowy za nieważną.
Równie jasny sygnał płynie z Sądu Najwyższego. W uchwale pełnego składu Izby Cywilnej SN z 7 maja 2021 r. (III CZP 6/21) oraz w kolejnych uchwałach – m.in. z 2022 r. (III CZP 25/22) – potwierdzono, że rozliczenie nieważnej umowy powinno następować według teorii dwóch kondykcji, czyli poprzez odrębne dochodzenie przez każdą ze stron tego, co świadczyła. SN odrzucił wprost teorię salda forsowaną przez banki. Co więcej, w najnowszym wyroku z 2024 r. (sygn. II CSKP 550/24) Sąd Najwyższy ponownie podkreślił, że próby kompensowania wzajemnych roszczeń stron są nieuprawnione, bo prowadzą do pozbawienia konsumenta części należnego mu świadczenia. Takie praktyki SN uznaje za sprzeczne z celem unijnych regulacji chroniących klientów przed nieuczciwymi warunkami umownymi.
Stanowisko wobec odsetek również jest jednoznaczne: w cytowanej uchwale z maja 2021 SN stwierdził, że konsument może żądać od banku odsetek ustawowych za opóźnienie od chwili, gdy wezwał bank do zapłaty lub złożył pozew. Sąd Najwyższy wskazał, że brak takiego uprawnienia zniechęcałby konsumentów do dochodzenia swoich praw i byłby niezgodny z dyrektywą 93/13. Linię tę – jak wspomniano – potwierdził następnie TSUE w sprawach C-28/22 i C-140/22. Podobnie kwestia przedawnienia roszczeń banku została rozstrzygnięta na korzyść frankowiczów: uchwała SN z 25 kwietnia 2024 r. przesądziła, od kiedy liczyć 3-letni termin przedawnienia żądania zwrotu kapitału. Choć szczegóły są złożone, w praktyce efektem było zielone światło dla sądów do oddalania pozwów banków jako przedawnionych, jeżeli bank wystąpił z roszczeniem zbyt późno. Sądy powszechne szybko podchwyciły tę interpretację – już na początku 2025 r. coraz częściej zdarzało się, że bank przegrywał sprawę o kapitał właśnie z powodu upływu terminu.
Biorąc pod uwagę powyższe, postulaty frankowiczów mają mocne oparcie w obowiązującym prawie i orzecznictwie. Utrzymanie status quo (teorii dwóch kondykcji, pełnych odsetek i możliwości powoływania się na przedawnienie) jest nie tylko korzystne dla konsumentów, ale wręcz wymagane przez standardy ustanowione przez TSUE i potwierdzone przez Sąd Najwyższy. W świetle wieloletnich wyroków trudno znaleźć argument, by nagle ograniczać te prawa konsumenta w imię przyspieszenia procedur. Eksperci podkreślają, że nawet jeśli intencją ustawodawcy nie jest wprost zmiana linii orzeczniczej, to przepisy ustawy frankowej zachęcają do interpretacji niekorzystnej dla klientów, bliskiej bankowej teorii salda. Frankowicze słusznie więc obawiają się, że nowe regulacje mogą stać w kolizji z dotychczasowym dorobkiem prawnym – i alarmują, że w razie wejścia w życie ustawy konieczne mogą być kolejne pytania prejudycjalne do TSUE, by rozwiać wątpliwości co do zgodności tych zmian z prawem UE.
Co mogą stracić frankowicze przez ustawę? Główne obawy protestujących
Z punktu widzenia protestujących kredytobiorców, wejście ustawy frankowej w obecnym brzmieniu grozi poważnym uszczupleniem ich praw i potencjalnych korzyści finansowych. Frankowicze najczęściej wskazują na trzy kluczowe zagrożenia:
- Odsetki ustawowe za opóźnienie: Utrata prawa do odsetek od pełnej kwoty roszczenia za cały czas trwania sporu sądowego to najbardziej wymierna strata finansowa. Przy wysokich stopach procentowych ostatnich lat (stawka odsetek ustawowych za opóźnienie wynosiła nawet 12% w skali roku), kilkuletni proces przeciw bankowi mógł oznaczać dla konsumenta dodatkowe dziesiątki tysięcy złotych należnych odsetek. Rozliczenie według teorii salda – do czego pośrednio prowadzić może forsowane w ustawie potrącenie – sprawiłoby, że odsetki liczono by tylko od niewielkiej części świadczeń (nadpłaty ponad kapitał). Reszta pieniędzy klienta pozostawałaby bez wynagrodzenia, choć to bank obracał nimi w trakcie trwania umowy i procesu. Frankowicze przywołują tu zasadę, iż nikt nie powinien finansować za darmo przedsiębiorcy, który stosował klauzule niedozwolone. Obawiają się więc, że ustawa frankowa przekreśli praktyczne zastosowanie tej zasady, pozbawiając ich należnych odsetek.
- Zarzut przedawnienia roszczeń banku: Dotychczas wielu frankowiczów skutecznie broniło się przed pozwami banków o zwrot kapitału, podnosząc zarzut przedawnienia. Jeśli od momentu, gdy bank mógł zażądać zwrotu (np. od unieważnienia umowy czy od otrzymania reklamacji konsumenta), minęły ponad 3 lata – sądy coraz częściej oddalały takie powództwa jako spóźnione. Dzięki temu część kredytobiorców realnie nie musi oddawać już bankom pożyczonej kwoty. Protestujący wskazują, że ustawa frankowa może odebrać im tę linię obrony. Po pierwsze, banki zyskają możliwość wycofania wcześniej złożonych pozwów i zgłoszenia roszczenia o kapitał w formie potrącenia w sprawie konsumenta – potencjalnie obchodząc w ten sposób sądową ocenę przedawnienia. Prawnicy ostrzegają, że jeśli sędzia w toku rozliczania potrącenia nie pochyli się osobno nad terminem wymagalności roszczenia banku, może dojść do sytuacji, w której przedawniony roszczenie banku zostanie faktycznie zaspokojone kosztem konsumenta. Po drugie, utrzymanie art. 117^1 k.c. (o ile nie zostałby usunięty) dawałoby bankom kolejny oręż – mogłyby one przekonywać sąd, by nie uwzględniał upływu terminu przedawnienia z „względów słuszności”. Frankowicze obawiają się, że część sądów mogłaby przychylić się do takiej argumentacji, zwłaszcza jeśli konsument ostatecznie korzysta finansowo na nieważności umowy (np. mieszka w unieważnionym kredytowanym mieszkaniu bez spłaty kapitału). W efekcie kredytobiorca mógłby zostać zmuszony do zwrotu kwoty, która zgodnie z dotychczasowym prawem była już nie do odzyskania przez bank. Taki scenariusz – z punktu widzenia frankowiczów – byłby odwróceniem wielu korzystnych dla nich rozstrzygnięć sądowych i zniweczeniem owocu wieloletnich procesów.
- Rozliczenie według teorii salda: Najbardziej ogólna obawa dotyczy tego, że ustawa otworzy drogę do niekorzystnego rozliczania nieważnych umów kredytowych. Zamiast jasno stwierdzać, ile bank ma oddać konsumentowi (całość wpłat z odsetkami) i ewentualnie rozstrzygać osobno, czy bank może żądać zwrotu kapitału – sąd mógłby po prostu „zbilansować” wzajemne roszczenia. Dla frankowicza oznaczałoby to często przegraną część roszczenia (o kwotę kapitału) oraz potencjalne koszty sądowe za tę oddaloną część pozwu. Taki model rozliczeń był właśnie tym, czego klienci obawiali się na początku swojej batalii sądowej – zanim linia orzecznicza przyjęła prokonsumencką teorię dwóch kondykcji. Protestujący wskazują, że cofnięcie się do teorii salda cofnęłoby też ochronę konsumentów o kilka lat. Banki faktycznie nie poniosłyby konsekwencji stosowania abuzywnych klauzul (zwracałyby tylko to, co otrzymały, bez odsetek), a część frankowiczów mogłaby stracić motywację do dochodzenia swoich praw (skoro na końcu i tak oddalano by im znaczną część pozwu). Takie chłodne kalkulacje mogą wkraść się do sal sądowych za sprawą nowych przepisów – zresztą sam projekt ustawy to przewiduje. Jak zauważają pełnomocnicy, ustawa wprost zakłada, że konsument który nie sprzeciwi się potrąceniu banku, nie zostanie obciążony kosztami postępowania w razie częściowego oddalenia powództwa. Innymi słowy: jeśli kredytobiorca pokornie zgodzi się na potrącenie (nawet gdy roszczenie banku jest przedawnione), to nie zapłaci kosztów, ale jeśli ośmieli się bronić i zostanie choć w części pokonany – ryzykuje opłaty. Frankowicze uznają to za próbę wywarcia presji na konsumentach, by godzili się na mniej korzystne saldowe rozliczenie.
Społeczna mobilizacja frankowiczów – protesty, akcje informacyjne i apel o weto Prezydenta
Projekt ustawy frankowej zjednoczył środowisko frankowiczów we wspólnym proteście. W mediach społecznościowych zawrzało – „Rozczarowanie frankowiczów [kontynuacją prac nad ustawą] widać wyraźnie w social mediach” – relacjonują obserwatorzy. Liderzy ruchu konsumenckiego zarzucają rządowi forsowanie przepisów „premiujących banki kosztem konsumentów”. Arkadiusz Szcześniak, prezes stowarzyszenia Stop Bankowemu Bezprawiu (SBB), tuż po ogłoszeniu decyzji Rady Ministrów zaapelował publicznie do wszystkich frankowiczów – zwłaszcza tych, którzy mają wciąż sprawy w toku – o pełną mobilizację i wsparcie działań przeciw ustawie. W internetowych grupach frankowiczów pojawiły się setki komentarzy potępiających projekt. Kredytobiorcy nie przebierają w słowach – jeden z aktywnych uczestników grupy nazwał projekt „szajsem przepychanym przez Sejm”, wyrażając nadzieję, że prezydent nie podpisze takiej ustawy. Wiele osób deklaruje, że „tylko weto” głowy państwa może obronić ich przed niekorzystnym prawem. Hasło „Veto dla ustawki bankowej” (jak określana jest ustawa frankowa w protestach) krąży po Facebooku – frankowicze udostępniają grafiki i apele, by dotrzeć do decydentów z przekazem sprzeciwu.
Mobilizacja przekracza świat wirtualny. Frankowicze organizują się oddolnie, planując różne formy protestu społecznego. Wśród pomysłów wymienia się m.in. manifestacje i pikiety w kluczowych miejscach (np. przed Sejmem w trakcie prac nad ustawą). Aktywiści szykują też kampanię informacyjną – billboardy i plakaty w dużych miastach mają uświadomić opinii publicznej, o co toczy się gra (np. ile mogą stracić zwykłe rodziny w wyniku nowych przepisów). Trwa zbieranie podpisów pod petycjami do władz. Stowarzyszenia konsumenckie, na czele ze SBB, przygotowują oficjalne stanowiska z zarzutami wobec projektu – planowana jest ich masowa wysyłka do posłów i senatorów przed głosowaniem. Celem jest wywarcie presji na parlamentarzystach, by ci wprowadzili poprawki lub odrzucili ustawę. Frankowicze chcą także dotrzeć do Prezydenta RP. Jak tylko ustawa trafi do jego kancelarii, zamierzają zabiegać o spotkania i przedstawiać swoje racje. Liczą, że prezydent Karol Nawrocki (bo to w jego rękach pozostanie los ustawy po ewentualnym uchwaleniu) przychyli się do ich argumentów i zawetuje ustawę w obronie obywateli. Warto przypomnieć, że frankowicze to wpływowa grupa – mówimy o kilkuset tysiącach rodzin, a więc potencjalnych wyborcach. Trudno się dziwić, że protestujący otwarcie odwołują się do tej politycznej siły przebicia, zapowiadając, że będą bardzo głośno walczyć o swoje – w mediach i na ulicy – dopóki temat nie zostanie załatwiony zgodnie z ich postulatami.
Czy postulaty frankowiczów są realne? Perspektywy i możliwe skutki
Wobec determinacji frankowiczów rodzi się pytanie: czy ich postulaty zmian w ustawie mają szansę wejść w życie? Oraz co by to oznaczało dla praktyki sądowej, jeśli faktycznie zostałyby zrealizowane?
Z technicznego punktu widzenia, proponowane przez nich poprawki są jak najbardziej możliwe do wprowadzenia – nie wymagają rewolucji w systemie prawnym, a raczej utrzymania dotychczasowych zasad, które już funkcjonują w orzecznictwie. Innymi słowy, frankowicze chcą pozostawienia mechanizmów gwarantujących ochronę konsumenta (jak brak jednostronnego salda czy skuteczność przedawnienia), zamiast ich demontowania. Takie zmiany legislacyjne byłyby wręcz prostym dostosowaniem ustawy do linii wytyczonej przez TSUE i Sąd Najwyższy. Problem leży jednak w woli politycznej. Rządzący – jak dotąd – nie wykazali chęci uwzględnienia postulatów kredytobiorców. W trakcie konsultacji publicznych zgłoszono wiele wątpliwości (zarówno przez stowarzyszenia frankowiczów, jak i część sędziów), lecz projekt zmieniono tylko kosmetycznie. Aktualne brzmienie ustawy nadal zawiera najbardziej kontestowane przepisy. To sygnał, że obecna większość rządowa nie zamierza ustępować – najpewniej liczy, że ustawa przejdzie w zaproponowanej formie, zgodnej z oczekiwaniami banków.
Czy w takim razie frankowicze mogą realnie wpłynąć na los ustawy? Niewykluczone. Parlamentarna arytmetyka jest jedna, ale głośny społeczny opór czasem skłania polityków do rewizji planów. Protestujący liczą, że nagłośnienie tematu (pokazanie, iż ustawa premiuje banki kosztem zwykłych obywateli) wywoła presję nie tylko na posłów, ale zwłaszcza na prezydenta. Weto prezydenckie pozostanie ostatnią instancją – i frankowicze otwarcie mówią, że na nie liczą. Jeżeli prezydent Nawrocki zawetowałby ustawę, dalszy scenariusz mógłby obejmować ponowne prace nad przepisami i usunięcie budzących sprzeciw elementów. Taki rozwój wydarzeń protestujący uznają za realistyczny, szczególnie w kontekście zbliżającego się roku wyborczego (głos kilkuset tysięcy rodzin frankowych może mieć znaczenie). Trzeba jednak pamiętać, że prezydent rozważy też argumenty za ustawą – czyli odciążenie sądów. Decyzja będzie więc wyważeniem interesów, a jej przewidzenie nie jest pewne.
Załóżmy jednak optymistycznie, że postulaty frankowiczów zostaną spełnione – albo poprzez poprawki sejmowe, albo po ewentualnym wecie i renegocjacji ustawy. Wtedy w praktyce sądowej… niewiele by się zmieniło – i właśnie o to chodzi konsumentom. Sędziowie nadal orzekaliby zgodnie z ugruntowanym trendem: unieważnienie umowy skutkuje dwoma niezależnymi roszczeniami, klient odzyskuje wszystkie wpłaty z pełnymi odsetkami, a bank może dochodzić zwrotu wypłaconego kapitału pod warunkiem, że zrobi to w terminie zanim roszczenie się przedawni. Nie byłoby prawnych sztuczek pozwalających bankowi ucinać odsetki (jak zatrzymanie czy późne potrącenie), ani wyjątków od reguły przedawnienia. Sądy pozostałyby wierne standardom europejskim, co do których nie ma wątpliwości. Dla frankowiczów oznaczałoby to zachowanie pełni korzyści z wygranych procesów – nie musieliby się obawiać, że na finiszu sprawy stracą znaczną część należnych pieniędzy. Banki z kolei musiałyby pogodzić się z obecną sytuacją prawną: wyroki unieważniające umowy kosztowałyby je tyle, ile kosztują obecnie (zwrot kapitału + odsetki), a szans na odzyskanie przedawnionych należności praktycznie by nie było. Paradoksalnie, może to skłonić sektor bankowy do zwiększenia skali ugód – gdy sądy jasno pokazują, że zwłoka działa na niekorzyść banku, ten ostatni ma bodziec, by wcześniej dogadać się z klientem. W efekcie brak kontrowersyjnych przepisów mógłby nawet ułatwić polubowne załatwianie sporów, podczas gdy ich wprowadzenie mogłoby zaostrzyć konflikt (frankowicze zapowiadają, że w razie obowiązywania niekorzystnego prawa tym bardziej będą walczyć w sądach do końca).
A co, jeśli ustawa wejdzie w życie bez zmian? Taki scenariusz maluje się w oczach frankowiczów w ciemnych barwach. Eksperci wskazują, że pojawi się wtedy spory chaos interpretacyjny – poszczególne sądy mogą różnie stosować nowe przepisy. Większość sędziów zapewne pozostanie wierna linii prokonsumenckiej (zgodnej z prawem UE), ale znajdą się i tacy, którzy dla szybkości postępowania skłonni będą rozliczać sprawy „po saldzie”. Ci ostatni – zmęczeni zalewem spraw frankowych – mogą uznać ustawę za przyzwolenie na pójście na skróty kosztem kredytobiorców. W rezultacie frankowicze obawiają się dwugłosu w orzecznictwie i konieczności kolejnych batalii, być może aż w Luksemburgu, by przywrócić jednolite standardy. Nietrudno przewidzieć, że zamiast odciążyć sądy, doprowadziłoby to do dodatkowych sporów (np. o to, czy bank skutecznie potrącił roszczenie mimo przedawnienia, czy konsument słusznie obciążony został kosztami itd.). Na to wszystko nakłada się czynnik psychologiczny – wielu frankowiczów straciłoby poczucie pewności co do wyniku swoich procesów, pojawiłby się element loterii sędziowskiej. Tego rodzaju nieprzewidywalność jest zabójcza dla zaufania do wymiaru sprawiedliwości.
Podsumowując:
Postulaty protestujących frankowiczów są możliwe do wdrożenia i mają solidne podstawy w prawie oraz orzecznictwie, ale ich realizacja zależy od decyzji politycznych na najwyższym szczeblu. Jeśli udałoby się je wprowadzić, polskie sądy nadal orzekałyby w sprawach frankowych tak, by w pełni chronić prawa konsumentów – zgodnie z europejskim standardem. Utrzymana zostałaby też presja na banki, by szybko i polubownie rozwiązywać spory, zanim ich roszczenia ulegną przedawnieniu. Jeśli jednak ustawa frankowa wejdzie w życie w obecnym kształcie, może przynieść efekt przeciwny do zamierzonego: zamiast szybkiego uspokojenia sytuacji, czekają nas kolejne konflikty prawne i protesty. Frankowicze już teraz zapowiadają, że w razie potrzeby będą walczyć dalej – tak w sądach, jak i na ulicach – by bronić swoich praw przed rozwiązaniami, które postrzegają jako niesprawiedliwe. Ich głos jest donośny i dobrze słyszalny, a finał tej batalii prawno-społecznej wciąż pozostaje otwartą kwestią.