Polski sektor bankowy stoi u progu nowej ery. Gdy wydaje się, że wieloletnia saga „frankowa” zmierza ku końcowi, na horyzoncie pojawiają się kolejne wyzwania prawne i rynkowe. Malejąca inflacja i perspektywa spadku stóp procentowych zwiastują trudniejsze czasy dla odsetkowych Eldorado banków. Jednocześnie sądy – krajowe i europejskie – coraz śmielej wkraczają w relacje bank–klient, zmieniając reguły gry. W tym zmieniającym się klimacie prawnym mBank publikuje wyniki za I kwartał 2025 roku, które są jak migawka sektora: z jednej strony imponująca poprawa zysków i porządkowanie starych problemów, z drugiej – niepewność co do nowych ryzyk. Przyjrzyjmy się bliżej sytuacji mBanku i temu, co jego najnowsze wyniki mówią o kondycji banku i całej branży.
Kurcząca się saga kredytów frankowych
Jeszcze niedawno kredyty hipoteczne we frankach szwajcarskich jawiły się jako tykająca bomba pod wynikami mBanku. Dziś widać wyraźnie, że zapalnik powoli gaśnie. Bank zadeklarował, że koszty ryzyka prawnego związane z kredytami walutowymi w 2025 roku po raz ostatni istotnie obciążą jego wyniki finansowe. W I kwartale 2025 r. mBank zarezerwował na ten cel około 662 mln zł – kwotę wciąż ogromną, ale znacząco niższą niż w poprzednim kwartale. Dla porównania, w IV kwartale 2024 r. analogiczne koszty wyniosły blisko 907 mln zł. Spadek obciążeń frankowych przełożył się na odbicie wyników: grupa mBanku zarobiła na czysto 706 mln zł w I kw. 2025, ponad dwa razy więcej niż rok wcześniej i powyżej oczekiwań analityków.
Liczba nowych pozwów frankowych również wyraźnie spada. W I kw. 2025 klienci wytoczyli mBankowi 771 nowych spraw, podczas gdy kwartał wcześniej było ich 877, a rok wcześniej aż 1922. Trend jest zatem jednoznaczny: fala nowych pozwów opada. Co więcej, po raz pierwszy udało się zmniejszyć łączną liczbę toczących się postępowań – z 15 996 na koniec 2024 r. do 12 791 na koniec marca 2025 r..
To efekt przyspieszenia finalizowania spraw, głównie dzięki zawieraniu ugód z klientami oraz rezygnacji z dalszych apelacji w przegranych sprawach. mBank chwali się, że na koniec marca miał już 26 079 zawartych ugód z frankowiczami (wzrost z 22 902 na koniec 2024). W praktyce oznacza to, że bank oczyścił już niemal cały portfel kredytów CHF – dziś stanowią one zaledwie 0,2% jego portfela kredytowego (dla porównania: w 2015 r. było to 23,6%). Tak zdecydowana redukcja ryzyka to rezultat strategii „sprzątania” bilansu: intensywne rezerwy i masowe ugody niemal wyeliminowały problematyczne kredyty walutowe z ksiąg mBanku.
Czy to koniec frankowego koszmaru? Wiele wskazuje, że tak – przynajmniej dla mBanku. Bank pokrywa obecnie pozostałe kredyty CHF rezerwami w 159% ich wartości, co stanowi pokaźny bufor na wypadek niekorzystnych rozstrzygnięć sądowych. Przekaz zarządu też jest jasny: „saga frankowa powoli się kończy”. Złożyło się na to kilka czynników.
Po pierwsze, niekorzystna dla banków linia orzecznicza stała się faktem dokonanym – od 2020 r. prawomocne wyroki niemal zawsze zapadają po myśli frankowiczów. Banki (w tym wcześniej uparty w sporach mBank) zrozumiały, że dalsza walka w sądach generuje tylko kolejne koszty i straty.
Po drugie, bank na etapie sądowym proponuje coraz lepsze warunki ugód a klienci coraz chętniej korzystają z ugód, zwłaszcza gdy rozwiewają się ich obawy co do konsekwencji podatkowych czy finansowych unieważnienia umowy. Jak wskazuje mBank, korzystne dla klientów przepisy ułatwiły zawieranie porozumień.
Po trzecie wreszcie, sam mBank zmienił podejście – nowy prezes Cezary Kocik, który objął stery pod koniec 2024 r., złagodził kurs wobec frankowiczów. Bank zaczął mówić „ludzkim głosem” – indywidualnie negocjuje ugody i nie brnie już automatycznie w każdą apelację przegranego procesu. Ta pragmatyczna zmiana szybko przyniosła efekty w postaci lepszych statystyk ugód i mniejszej liczby spraw.
W rezultacie kredyty frankowe – niegdyś kula u nogi mBanku – przestają być kluczowym obciążeniem. Co więcej, oczyszczając bilans z tego ryzyka, mBank zyskał oddech i wolne moce kapitałowe. Ratingi agencji już to odzwierciedlają: agencje S&P i Fitch podwyższyły ocenę mBanku do poziomu BBB/BBB+, sygnalizując trwałą poprawę stabilności. Można zaryzykować stwierdzenie, że mBank jako jeden z pierwszych dużych banków w Polsce faktycznie zamyka „epokę frankową”. Jednak zanim zarząd otworzy szampana, powinien rozejrzeć się dookoła – bo pole minowe dla banków wcale się nie skończyło, a jedynie przesunęło.
Nowe ryzyka prawne: sankcja kredytu darmowego i zmiany w orzecznictwie
Gdy kurz po sporach frankowych opada, kancelarie prawnicze szukają nowych frontów. Jednym z nich stały się tzw. sankcje kredytu darmowego (SKD) w kredytach konsumenckich. Choć dotyczy to innego segmentu (głównie pożyczek gotówkowych i ratalnych), banki z uwagą śledzą tę kwestię, bo potencjalnie może ona objąć miliony umów. W lutym 2025 roku Trybunał Sprawiedliwości UE wydał głośny wyrok w polskiej sprawie SKD (sygn. C-472/23). TSUE potwierdził, że w razie poważnych naruszeń obowiązków informacyjnych wobec konsumenta – na przykład braku jasnej informacji o kosztach kredytu lub zasadach zmiany opłat – bank może zostać pozbawiony prawa do odsetek i prowizji (czyli kredyt staje się „darmowy”). Co istotne, Trybunał uznał taką sankcję za proporcjonalną nawet jeśli waga naruszenia bywa różna w poszczególnych przypadkach.
Jednocześnie jednak TSUE rozwiał pewne nadzieje tzw. parakancelarii masowo pozywających banki o SKD. Samo stwierdzenie nieuczciwego warunku w umowie nie wystarczy, by automatycznie uznać, że bank naruszył obowiązki informacyjne – orzekł Trybunał. Innymi słowy, jeśli rzeczywista roczna stopa oprocentowania (RRSO) podana w umowie okazała się później zawyżona wskutek eliminacji nieuczciwego postanowienia, to nie oznacza jeszcze, że bank wprowadził klienta w błąd przy zawieraniu umowy. To ważne zastrzeżenie ogranicza masowe stosowanie SKD. TSUE podkreślił, że ocena, czy doszło do naruszenia informacji wpływającego na decyzję konsumenta, należy do sądów krajowych.
Jaki zatem jest bilans? Linia orzecznicza w sprawie SKD dopiero się kształtuje, ale wyrok TSUE wskazuje kierunek: sankcja darmowego kredytu jest dopuszczalna, lecz tylko tam, gdzie uchybienia banku były istotne i utrudniły klientowi ocenę kosztów zobowiązania.
To oznacza, że banki nie mogą spać spokojnie – bo każdy błąd w informacji (choćby niejasna klauzula o podwyżce opłat) może je kosztować utratę odsetek – ale też nie muszą drżeć przed każdym pozwem składanym taśmowo przez firmy odszkodowawcze. W praktyce już teraz widać wzrost pozwów o SKD, choć większość kończy się oddaleniem. W 2024 r. nawet 95% takich powództw było oddalanych, ale TSUE dał konsumentom pewien oręż, więc odsetek wygranych spraw może stopniowo rosnąć.
Banki muszą przygotować się na potencjalne nowe rezerwy na ryzyko prawne, zwłaszcza te instytucje, które masowo udzielały kredytów konsumenckich i mogły nie dopełnić wszystkich wymogów informacyjnych. Co prawda skala finansowa SKD jest póki co mniejsza niż „frankowego tsunami”, ale mBank i inni gracze z pewnością analizują swoje portfele pod kątem tego ryzyka.
Potencjalne nowe pozwy mogą też dotyczyć innych obszarów – jak choćby opłat i prowizji w starych umowach czy ubezpieczeń dodawanych do kredytów – bo zmieniająca się linia orzecznicza generalnie wzmacnia pozycję konsumentów wobec banków. Klimat w sądach jest dziś zdecydowanie bardziej prokonsumencki niż dekadę temu, co wymusza na bankach większą ostrożność przy konstrukcji oferty i pełną transparentność.
WIBOR: koniec złotego eldorado?
Równolegle z ryzykami prawnymi, mBank musi stawić czoła wyzwaniom czysto biznesowym – a te w 2025 r. będą kształtowane przez zmiany stóp procentowych i los WIBOR-u. WIBOR, czyli wskaźnik referencyjny dla większości kredytów złotowych o zmiennym oprocentowaniu, przez ostatnie dwa lata był motorem wysokich zysków odsetkowych banków. Gwałtowny wzrost stóp NBP z niemal zera do ok. 6-7% sprawił, że marże odsetkowe wystrzeliły, zapewniając rekordowe dochody.
mBank nie był wyjątkiem – w I kwartale 2025 zanotował 2,44 mld zł wyniku odsetkowego, o 4,2% więcej niż rok wcześniej. Marża odsetkowa netto utrzymała się na imponującym poziomie 4,23% (choć spadła minimalnie z 4,27% w IV kw. 2024). To wciąż wynik ponad dwukrotnie wyższy niż w czasach niskich stóp, dowodzący, że bank efektywnie korzysta z wysokiego WIBOR-u. Jednak zarząd mBanku zdaje sobie sprawę, że ten stan nie potrwa wiecznie.
Spodziewane obniżki stóp procentowych – prędzej czy później – oznaczają ubytek dochodów odsetkowych. Sam mBank szacuje, że cięcie stóp o 100 pb obniży jego roczny wynik odsetkowy o ok. 670 mln zł. Co prawda dzięki zdywersyfikowanej działalności (obsługa klientów w Czechach, Słowacji, firm operujących w euro i USD) tylko ~400 mln z tej kwoty dotyczy stricte złotówkowego portfela, ale i tak wpływ będzie odczuwalny. Nie dziwi więc, że ROE mBanku spadło nieco kwartał do kwartału – z rekordowych ~18% w IV kw. 2024 (podbijanych jednorazowym zyskiem z aktywa podatkowego) do nadal solidnych ~15-16% w I kw. 2025.
Bank przygotowuje się na zaciskanie marż i zapowiada, że łączne przychody w 2025 mogą być nieznacznie niższe niż w 2024, mimo wzrostu wolumenów kredytowych.
Ale WIBOR to nie tylko słabnące źródło zysków – to także kolejne potencjalne ryzyko prawne. Na fali sukcesów frankowiczów niektórzy prawnicy i organizacje konsumenckie zaczęli podważać ważność umów kredytów złotowych opartych o WIBOR.
Argumentują, że klienci nie byli należycie poinformowani o ryzyku zmiennego oprocentowania ani o sposobie ustalania WIBOR przez banki. W końcówce 2024 roku zapadł przełomowy wyrok Sądu w Suwałkach, który unieważnił umowę kredytu złotowego indeksowaną WIBOR-em – sąd uznał, że klientowi nie przedstawiono jasno mechanizmu tego wskaźnika i tym samym naruszono jego prawa konsumenckie. Efekt? Sąd „wyrzucił” z umowy zarówno WIBOR, jak i marżę banku, zostawiając do spłaty sam kapitał. Innymi słowy, potraktował kredyt złotowy jak darmowy.
Co prawda to orzeczenie nie jest prawomocne i stanowi wyjątek (Polski Związek Banków podkreślał, że na 1 111 pozwów WIBOR-owych aż 24 wyroki wydane dotychczas potwierdziły ważność WIBOR i zgodność umów z prawem), ale sam fakt jego zaistnienia otworzył puszkę Pandory.
Organizacje takie jak Stop Bankowemu Bezprawiu już zapowiadają kolejne pozwy i nawet skargi na instytucje ustalające WIBOR. Na początku 2025 r. w sądach było około 1200 pozwów kwestionujących WIBOR – niby niewiele wobec dziesiątek tysięcy spraw frankowych, ale liczba ta szybko rośnie. Co więcej, do Trybunału w Luksemburgu trafiły pierwsze pytania prejudycjalne dotyczące WIBOR, a wyrok TSUE spodziewany w 2026 roku może ponownie przeorać status quo.
Banki biją na alarm, ostrzegając przed powtórką frankowego scenariusza. ZBP szacuje, że gdyby doszło do masowego unieważniania kredytów złotowych, straty sektora mogłyby iść w setki miliardów złotych – co brzmi wręcz niewyobrażalnie i zagrażałoby stabilności finansowej kraju.
Regulatorzy nie pozostają obojętni: Komisja Nadzoru Finansowego i NBP dążą do reformy wskaźników referencyjnych. Już od 2023 r. dostępny jest nowy indeks WIRON (Warsaw Interest Rate Overnight), docelowo mający zastąpić WIBOR jako bardziej obiektywny i oparty na transakcjach overnight. Plan zakładał, że od 2025 r. WIBOR przestanie być publikowany, a wszystkie nowe kredyty będą oparte o WIRON. W praktyce jednak proces przejściowy trochę się wydłuża – nadal sporo umów bazuje na WIBOR, choć banki oferują już pierwsze kredyty oparte na WIRON. mBank i konkurenci muszą więc funkcjonować w dwutorowej rzeczywistości: z jednej strony dostosowywać ofertę do nowego wskaźnika (co wymaga m.in. zmiany systemów, edukacji klientów i ustalenia nowych marż), a z drugiej – bronić się w sądach przed kwestionowaniem starego wskaźnika. Wsparciem dla banków jest stanowisko rządu: Ministerstwo Finansów wyraziło sprzeciw wobec wykorzystywania dyrektyw konsumenckich do podważania umów opartych o benchmarki, świadome ryzyka systemowego. Mimo to, dopóki Sąd Najwyższy lub TSUE definitywnie nie utną wątpliwości, ryzyko prawne WIBOR będzie wisiało nad sektorem.
Dla mBanku ewentualna „afera WIBOR” byłaby szczególnie bolesna, bo ma on pokaźny portfel kredytów hipotecznych złotowych. Póki co bank nie tworzy rezerw na ten cel – być może uznając, że to wciąż odległe zagrożenie, a sądy jednak odróżnią sytuację złotówkowiczów od frankowiczów. Warto zauważyć, że kredyty złotowe różnią się od frankowych tym, iż sam WIBOR nie był instrumentem obcym czy toksycznym – ryzyko zmiennej stopy było znane (przynajmniej teoretycznie) każdemu kredytobiorcy, a WIBOR jako wskaźnik był oficjalnie regulowany.
Argumentem klientów jest jednak brak pełnej informacji o tym, jak wysoko rata może wzrosnąć. To spór nie tylko prawny, ale i reputacyjny.Nowy prezes mBanku, stawiający na odbudowę zaufania, z pewnością chciałby uniknąć łatki „drugiego Frankensteina”.
Dlatego obserwujemy pewną ostrożność: bank intensywnie testuje nowe produkty oparte o WIRON, by odciąć się od bagażu WIBOR-u, a jednocześnie w komunikacji publicznej tonuje emocje wokół pozwów (podkreślając np. że wyroki kwestionujące WIBOR to margines). Można przewidywać, że strategia mBanku wobec ryzyka WIBOR będzie inna niż wobec franków – bardziej proaktywna, aby nie dopuścić do lawiny. Być może zobaczymy oferty przewalutowania kredytów na stałe oprocentowanie lub ugody z najtrudniejszymi przypadkami, zanim dojrzeją one w sądach.
Dane mówią za siebie: czy mBank zmienia strategię?
Analiza liczb z raportu mBanku za I kwartał 2025 r. sugeruje, że bank znajduje się w fazie zwrotu strategicznego. Kluczowe wskaźniki i decyzje finansowe wskazują na stopniowe przechodzenie od defensywy (reagowania na kryzysy prawne) do ofensywy (rozwoju biznesu i poprawy pozycji rynkowej).
Po pierwsze, znaczący spadek kosztów ryzyka prawnego – z ~907 mln zł w IV kw. 2024 do 662 mln zł w I kw. 2025 – może oznaczać, że mBank przyjął strategię frontloadingu, czyli jednorazowego „przejedzenia” największych kosztów wcześniej, aby teraz móc normalniej funkcjonować. Rzeczywiście, w IV kwartale bank zdecydował się na potężny zastrzyk rezerw frankowych, częściowo kompensowany jednorazowym zyskiem z aktywa podatkowego.
To typowe działanie kiedy stery przejmuje nowy prezes: oczyścić stajnię Augiasza, księgując maksymalne możliwe straty „na start”, by później pokazać już tylko lepsze wyniki. Skoro zarząd twierdzi, że 2025 to ostatni rok istotnych obciążeń frankowych, można przypuszczać, że mBank chce definitywnie zamknąć ten rozdział – nawet kosztem jeszcze jednego cięższego kwartału – aby od 2026 r. uwolnić pełen potencjał zysków.
Po drugie, przyspieszenie programu ugód i zmniejszenie liczby pozwów to wyraźny sygnał zmiany podejścia. mBank, który wcześniej ugody oferował w ograniczonym zakresie, teraz zawiera ich tysiące kwartalnie. To już nie jest kosmetyka pod presją regulatora, ale realna strategia minimalizowania strat. Co więcej, bank – jak wynika z wypowiedzi prawników reprezentujących frankowiczów – ograniczył składanie apelacji i skarg kasacyjnych w sprawach, które i tak są z góry przegrane.
Taka „kapitulacja” w pojedynczych bitwach ma sens, jeśli celem jest wygranie wojny o kondycję finansową: po co pompować dalsze koszty i zamrażać kapitał na wieloletnie procesy, skoro można szybciej zdjąć problem z bilansu? mBank zdaje się teraz wybierać ten drugi scenariusz – co wskazuje na zwrot ku bardziej ugodowej, pragmatycznej filozofii działania.
Po trzecie, wzrost akcji kredytowej sugeruje, że bank znowu patrzy w przyszłość, a nie tylko zamiata miny z przeszłości. W I kw. 2025 mBank udzielił ~2,5 mld zł nowych kredytów hipotecznych oraz 3,36 mld zł innych kredytów konsumpcyjnych i firmowych. To znaczące wolumeny, świadczące o odważnym powrocie do gry o klienta.
Dla porównania – w dołku w 2022 r., gdy stopy wystrzeliły, a rząd zafundował „wakacje kredytowe”, sprzedaż hipotek spadła niemal do zera w wielu bankach. Teraz mBank korzysta z poprawy nastrojów (m.in. program rządowy Bezpieczny Kredyt 2% pobudził popyt na mieszkania) i zwiększa swój portfel. Zarząd zapowiada, że portfel detaliczny i korporacyjny mBanku w 2025 urośnie powyżej średniej rynkowej – co oznacza odzyskiwanie udziałów rynkowych. To ambitny cel, ale wiarygodny w kontekście oczyszczenia się z balastu frankowego. Nowy prezes jasno postawił na odbudowę pozycji rynkowej i dane zdają się potwierdzać, że już ruszył z miejsca.
Wreszcie, struktura dochodów i kosztów wskazuje na powrót do „normalności” bankowej. W I kw. 2025 relacja kosztów do dochodów (C/I) wyniosła około 34% (koszty ~1 mld zł do dochodów ~3 mld zł) – nieco wyżej niż rekordowo niski poziom ~28% w poprzednim kwartale, ale nadal znakomita efektywność.
Wzrost kosztów był częściowo sezonowy (wyższe składki na BFG na początku roku), natomiast bank kontynuuje inwestycje w cyfryzację i ekspansję, trzymając jednak wydatki w ryzach. Koszty ryzyka kredytowego spadły do 53 pb w I kw. (z 57 pb w IV kw.), co potwierdza dobrą jakość portfela – mimo obaw o spowolnienie gospodarki.
Wskaźnik kredytów niespłacanych (NPL) utrzymuje się około 4%, bez niepokojących sygnałów. To ważne, bo pokazuje, że w pogoni za wzrostem bank nie poluzował zanadto kryteriów – wzrost wolumenów idzie w parze z zachowaniem standardów ryzyka.
Podsumowując, twarde dane finansowe wskazują, że mBank stopniowo zmienia kurs: z fazy obrony przed kryzysami prawno-regulacyjnymi przechodzi do fazy budowania przyszłych przewag. Rezerwy topnieją, ugody rosną, sprzedaż przyspiesza – wszystko to odzwierciedla bardziej ofensywne, a zarazem ostrożne podejście nowego kierownictwa.
Nowy prezes i nowe otwarcie – efekty widać w wynikach
Cezary Kocik, który w październiku 2024 r. przejął stery mBanku, miał przed sobą trudne zadanie: zażegnać kryzysy poprzedniej dekady i przywrócić bank na ścieżkę wzrostu. Po pierwszym pełnym kwartale jego rządów można pokusić się o pierwsze oceny skuteczności – a te wypadają dla nowego prezesa korzystnie. Wynik netto 706 mln zł za I kw. 2025 r. nie tylko przebił prognozy rynku (średnio oczekiwano ~622 mln zł), ale też dowiódł, że mBank potrafi generować solidny zysk nawet bez żadnych nadzwyczajnych ulg czy prezentów od regulatora. Dla porównania, rok wcześniej, pod starym zarządem, zysk wyniósł tylko 262 mln zł – co unaocznia skalę poprawy.
Rentowność kapitału (ROE) mBanku sięgnęła w I kw. 2025 ok. 15-16%, podczas gdy rok temu była jednocyfrowa. Tak wysokie ROE plasuje mBank w ścisłej czołówce sektora – to poziom, o jakim jeszcze niedawno, w środku frankowej zawieruchy, można było tylko marzyć.
Co ważne, współczynniki kapitałowe pozostają bezpieczne. Mimo wypłukania części kapitału przez rezerwy frankowe, współczynnik Tier 1 na koniec marca wynosił ok. 14,2%, znacząco powyżej wymogu regulacyjnego ~9,1%. Spadek względem końca 2023 (gdy było ~15,7%) wynika głównie ze wzrostu aktywów ważonych ryzykiem – czyli intensywniejszej akcji kredytowej – oraz z ujęcia rzeczonych rezerw. Niemniej jednak, mBank nadal ma bufor kapitałowy pozwalający mu na rozwój i potencjalne wypłaty dywidendy w przyszłości. Na razie zarząd nie sygnalizuje wprawdzie rychłego powrotu do dzielenia się zyskiem (zapewne priorytetem jest dalsze wzmacnianie bazy kapitałowej), ale jeśli obecne tempo zysków się utrzyma, temat dywidendy może wrócić na tapet w 2026 r.
Nowy prezes akcentuje odbudowę pozycji rynkowej i rzeczywiście – widać to w liczbach sprzedażowych i planach rozwoju. mBank chce znów być postrzegany jako bank innowacyjny i dynamicznie rosnący, a nie ten „od franków”. Kocik, wcześniej odpowiedzialny za bankowość detaliczną, wie, że kluczem są relacje z klientami. Stąd zapewne większa empatia wobec frankowiczów i równolegle ofensywa po nowych kredytobiorców (np. korzystne oferty dla korzystających z programu 2%).
Wyniki I kwartału pokazują, że taka dwutorowa strategia przynosi skutek: z jednej strony udobruchani dawni klienci przestają ciążyć na wyniku, z drugiej napływają nowi, generując przychody z odsetek i prowizji (te ostatnie też wzrosły o ~4% r/r, co oznacza, że klienci chętniej korzystają z produktów banku).
Oczywiście, jeden kwartał to za mało, by ogłosić pełen sukces „dobrej zmiany” w mBanku. Przed nowym zarządem wciąż wiele niewiadomych: jak poradzić sobie z nieuchronnie malejącymi stopami i marżami? Co począć z ewentualnym przedłużeniem wakacji kredytowych (jeśli rządzący zdecydowaliby się ulżyć kredytobiorcom także w 2025)? Jak utrzymać tempo wzrostu sprzedaży, gdy konkurenci też nie śpią? Jednakże pierwsze rezultaty działań prezesa Kocika są obiecujące: bank jest rentowny, wypłacalny i gotowy na wyzwania.
Prognoza na II kwartał 2025 i dalej: ostrożny optymizm
Patrząc w przyszłość – zarówno mBanku, jak i całego sektora – można pokusić się o umiarkowanie optymistyczny, ale ostrożny scenariusz. II kwartał 2025 r. najpewniej przyniesie dalszą poprawę w zakresie obciążeń frankowych: kolejne ugody powinny jeszcze zmniejszyć liczbę toczących się spraw, a rezerwy na ryzyko prawne mogą być już wyraźnie niższe (być może kilkaset milionów zamiast ponad 600 mln). Niewykluczone, że mBank pokusi się o jakieś jedno symboliczne „odpuszczenie” – np. wycofanie się z kontrowersyjnej skargi kasacyjnej w którejś głośnej sprawie frankowej – aby pokazać, że naprawdę zamyka ten temat. To ociepliłoby wizerunek banku i byłoby sygnałem dla rynku, że era sporów sądowych jest za nim.
Strategia mBanku na kolejne kwartały prawdopodobnie skupi się na kilku kierunkach:
- Koncentracja na core business – zwiększanie udziału w rynku kredytów hipotecznych (wykorzystując ożywienie na rynku mieszkaniowym) oraz kredytów konsumpcyjnych i dla MSP. Tu jednak bank będzie musiał balansować między wzrostem a jakością portfela, zwłaszcza jeśli gospodarka zwolni.
- Zarządzanie marżą w środowisku spadających stóp – mBank już sygnalizuje, że jednym ze sposobów na obronę wyniku odsetkowego będzie rosnący wolumen kredytów. Innymi słowy: choć marża na pojedynczym kredycie spadnie, to postara się to nadrobić większą liczbą udzielonych kredytów. Pomocne będą tu także niższe koszty finansowania – banki polskie zgromadziły dużo depozytów podczas pandemii i boomu lokat, więc mają poduszkę płynnościową.
- Kontynuacja polityki ugód i polubownego rozwiązywania sporów – nie tylko z frankowiczami, ale ogólnie z klientami. To może oznaczać, że mBank będzie pionierem np. w oferowaniu ugód w sprawach WIBOR, jeśli zauważy niebezpieczny trend w sądach. Lepiej zawczasu dogadać się z częścią klientów (np. przewalutowując im kredyt na stałą stopę), niż za kilka lat stanąć przed widmem kolejnego masowego problemu.
- Digitalizacja i efektywność – mBank zawsze słynął z innowacji, więc teraz, gdy uwalniają się zasoby (ludzkie i kapitałowe) wcześniej zaangażowane w sprawy frankowe, bank może znów przyspieszyć w cyfrowych usprawnieniach. Niższy wskaźnik koszty/dochody (~30%) daje przestrzeń do inwestycji w IT, które z czasem przynoszą jeszcze wyższą efektywność.
- Zarządzanie kapitałem – wraz z poprawą wyników wróci temat dywidendy i optymalizacji kapitału. mBank zapewne nie rzuci się od razu do wypłat zysków (zwłaszcza że kilka chudych lat wyczerpało kapitał), ale perspektywa wypłaty np. w 2026 r. może przyciągać inwestorów. Wcześniej bank może rozważyć wykup obligacji podporządkowanych czy inne działania wzmacniające struktury finansowania.
Oczywiście, na horyzoncie czają się też ryzyka. Obniżki stóp mogą okazać się głębsze lub szybsze niż zakłada bank – np. jeśli inflacja niespodziewanie spadnie, RPP może ciąć stopy bardziej agresywnie, co uderzy w przychody odsetkowe (pamiętajmy: 100 pb to -670 mln zł wyniku rocznie). Niepewna sytuacja makroekonomiczna (choć na razie prognozy PKB dla Polski ~3% są niezłe) może skutkować pogorszeniem spłat kredytów – na razie tego nie widać, ale wzrost bezrobocia czy szok zewnętrzny mógłby zwiększyć odpisy na złe kredyty.
Kwestie regulacyjne też pozostają znakiem zapytania: nowy rząd może wpaść na pomysł kolejnych ulg dla kredytobiorców (np. wydłużenia wakacji kredytowych), co znów uszczupliłoby dochody banków. Ponadto, rozstrzygnięcia sądowe w sprawach WIBOR czy SKD mogą zaskoczyć – jeden niekorzystny wyrok Sądu Najwyższego potrafi wygenerować efekt domina.
Mimo tych niewiadomych, ton wypowiedzi zarządu mBanku jest ostrożnie optymistyczny. Bank zakłada, że jego przychody w 2025 przekroczą 11 mld zł (nieco mniej niż w świetnym 2024, ale wciąż bardzo wysoko), a koszty ryzyka kredytowego utrzyma w ryzach (70–80 pb w skali roku). To sugeruje wiarę w stabilność biznesu po oczyszczeniu z bomb przeszłości.
Podsumowanie:
mBank w I kwartale 2025 pokazał, że potrafi wyjść z najgorszych tarapatów obronną ręką. Z instytucji obciążonej miliardowymi rezerwami i niekończącymi się sporami sądowymi przeistacza się z powrotem w sprawnie działający bank komercyjny, generujący solidne zyski. Nowy prezes dokonał symbolicznego „resetu”, zamykając – jak wiele na to wskazuje – rozdział kredytów frankowych. Jednak przed mBankiem i całym sektorem wciąż sporo niewiadomych.
II kwartał 2025 będzie testem, czy poprawa jest trwała: przekonamy się, na ile spadek stóp uderzy w wyniki oraz czy bank utrzyma dyscyplinę kosztową i tempo wzrostu akcji kredytowej. Bacznie obserwować trzeba też sale sądowe – tam rozgrywać się będą kluczowe batalie o WIBOR i kredyty konsumenckie. Możliwe, że sektor bankowy czeka kolejna sądowa burza, ale doświadczenia frankowe nauczyły zarządzających pokory i proaktywności. mBank zdaje się te lekcje odrabiać – buduje kapitały, zyskuje na elastyczności podejścia do sporów i dywersyfikuje działalność.
Jeśli obecny kurs zostanie utrzymany, mBank ma szansę wyjść z 2025 roku jako instytucja silniejsza, mądrzejsza o doświadczenia kryzysów i gotowa na nowe rozdanie. Sektor bankowy w Polsce stoi u progu nowego otwarcia: era „frankogedonu” dobiega końca, ale w kolejce czekają następne wyzwania. Te banki, które potrafią wyciągać wnioski z przeszłości i elastycznie dostosować strategię – jak na to wygląda, mBank właśnie czyni – mają największe szanse przekuć zagrożenia w szanse. A ostateczny bilans 2025 roku pokaże, kto rzeczywiście odrobił lekcję, a kto zbyt wcześnie ogłosił zwycięstwo.
Dziękujemy za przeczytanie tekstu!
Jeśli uważasz go za wartościowy i chcesz otrzymywać więcej takich tekstów, polub nasz profil na Facebook oraz X.com, a także udostępnij go znajomym i rodzinie.