Sankcja kredytu darmowego to potężne narzędzie ochrony konsumentów na rynku kredytowym. Już 30 lipca 2025 r. Sąd Najwyższy ma podjąć uchwałę, która może wyznaczyć nowy kierunek w stosowaniu tej sankcji w Polsce. Waga problemu jest porównywana do głośnych sporów frankowych – w grę wchodzą ogromne pieniądze, które mogą wrócić do kieszeni klientów banków. Czym dokładnie jest sankcja kredytu darmowego, dlaczego dotąd korzystano z niej rzadko i jakie zmiany mogą nadejść po rozstrzygnięciu Sądu Najwyższego? Poniżej przedstawiamy klarowne wyjaśnienie tej kwestii bez prawniczego żargonu.
Czym jest sankcja kredytu darmowego?
Sankcja kredytu darmowego (w skrócie SKD) to szczególne uprawnienie konsumenta wynikające z art. 45 Ustawy o kredycie konsumenckim z 12 maja 2011 r. Mówiąc prosto: jeśli bank lub firma pożyczkowa naruszy określone obowiązki wobec klienta – na przykład błędnie poinformuje o kosztach kredytu, źle obliczy RRSO (rzeczywistą roczną stopę oprocentowania) albo zamieści w umowie niedozwolone zapisy – konsument może skorzystać z sankcji, która zamienia jego kredyt w darmowy. W praktyce oznacza to, że kredytobiorca oddaje instytucji finansowej tylko pożyczony kapitał, bez ani złotówki odsetek, prowizji czy innych opłat dodatkowych. Wszystkie te koszty powinny zostać mu zwrócone, jeśli zostały już zapłacone. Innymi słowy, po stwierdzeniu naruszenia umowa kredytu pozostaje w mocy, ale staje się nieoprocentowana i bezpłatna – jak gdyby bank udzielił nam bezodsetkowej pożyczki.
Dzięki sankcji kredytu darmowego kredytobiorca może odzyskać znaczące kwoty zapłaconych odsetek i prowizji – spłaca jedynie pożyczony kapitał. Taki mechanizm ma chronić konsumentów przed ukrytymi kosztami i nierzetelnymi praktykami. Jeżeli bank nie dopełnił obowiązków informacyjnych lub w umowie znajdą się klauzule niekorzystne dla klienta, to sankcja kredytu darmowego pozbawia bank zysku z takiej umowy. Zasadniczym celem wprowadzenia SKD była właśnie ochrona kredytobiorcy przed ekonomicznymi skutkami nieuczciwych lub błędnych działań kredytodawcy. Dzięki sankcji konsument ma szansę nie tylko uniknąć dalszych kosztów, ale i odzyskać już wpłacone pieniądze, jeśli kredyt został zrealizowany niezgodnie z wymogami prawa.
Dlaczego dotąd korzystano z niej rzadko?
Mimo że sankcja kredytu darmowego brzmi jak potężna broń w rękach klienta, w praktyce przez lata korzystano z niej dość rzadko. Powodów jest kilka:
- Niski poziom świadomości konsumentów: Przez długi czas wielu kredytobiorców w ogóle nie wiedziało o istnieniu takiej sankcji. Instytucje finansowe nie miały interesu nagłaśniać prawa, które działa na ich niekorzyść, a przeciętny klient banku rzadko czyta ustawy. Dopiero w ostatnich latach – m.in. za sprawą medialnych doniesień i działalności kancelarii prawnych – świadomość dotycząca SKD znacząco wzrosła, a wraz z nią liczba pozwów.
- Krótkie ramy czasowe na skorzystanie z sankcji: Obowiązujące przepisy ograniczają czas, w jakim klient może powołać się na sankcję kredytu darmowego. Zgodnie z ustawą uprawnienie do złożenia oświadczenia o skorzystaniu z SKD wygasa po upływie roku. Problem w tym, od kiedy liczyć ten rok – od udzielenia kredytu przez bank czy od całkowitej spłaty zobowiązania przez konsumenta? W obecnym stanie prawnym brak jednoznaczności. Wielu prawników przyjmuje, że termin ten biegnie od momentu całkowitej spłaty kredytu przez klienta. Jeśli tak, to konsument ma rok od spłacenia ostatniej raty na zgłoszenie sankcji. Dawniej (pod rządami poprzedniej ustawy z 2001 r.) takiego ograniczenia w ogóle nie było – można było dochodzić zwrotu kosztów nawet wiele lat po spłacie długu. Nowe przepisy wprowadziły więc istotny bezwzględny termin i wielu klientów zwyczajnie go przegapiło, zanim dowiedziało się o swoich prawach.
- Niejednolita praktyka sądów: W orzecznictwie długo panowały rozbieżności co do stosowania SKD. Przykładowo, pojawiła się wątpliwość, czy sąd musi z urzędu brać pod uwagę przesłanki darmowego kredytu (czyli badać umowę pod kątem naruszeń nawet bez wniosku klienta), czy też jest związany wyłącznie tym, co podał konsument w swoim żądaniu. Część sądów była ostrożna – jeśli kredytobiorca sam nie powołał się na sankcję, to sędziowie nie zawsze reagowali z własnej inicjatywy. Ponadto sporne bywało, jak poważne musi być uchybienie banku, aby „zasłużyć” na aż tak daleko idącą karę. Ponieważ sankcja jest zero-jedynkowa (albo cały kredyt staje się darmowy, albo nic się nie dzieje), niektórzy wskazywali, że drobne błędy formalne też skutkują pełnym uwolnieniem od kosztów – co wydawało się sądom zbyt surowe. Ta niepewność interpretacyjna sprawiała, że część spraw kończyła się różnie w różnych sądach, a wielu prawników wstrzymywało się z pozwami, czekając na ujednolicenie linii orzeczniczej.
Dlaczego teraz robi się o niej głośno?
Sytuacja zmieniła się w ostatnich latach. Liczba spraw sądowych dotyczących sankcji kredytu darmowego rośnie lawinowo – według Związku Banków Polskich do końca 2024 r. wpłynęło już ponad 11 tysięcy pozwów powołujących się na to uprawnienie. To efekt m.in. wzrostu świadomości konsumentów, ale też działalności wyspecjalizowanych podmiotów. Coraz częściej pierwotni kredytobiorcy cedują swoje roszczenia na kancelarie prawne lub fundusze, które masowo pozywają banki w imieniu setek klientów. Banki alarmują, że Polska ma najsurowszą sankcję w całej Unii Europejskiej – w innych krajach za podobne naruszenia grożą łagodniejsze kary (np. częściowe obniżenie kosztów kredytu zamiast całkowitego ich zniesienia).
Zdaniem sektora finansowego obecne przepisy pozwalają na nadużycia: pełne „uwolnienie” od kosztów może następować nawet przy drobnych pomyłkach, co zachęca niektóre firmy prawnicze do masowych pozwów. Stawka finansowa jest ogromna – gra toczy się o miliardy złotych potencjalnie do zwrotu dla klientów, a sprawa dotyczy nawet 18 milionów umów kredytowych zawartych w Polsce na przestrzeni lat. Nie dziwi więc, że banki domagają się reformy prawa – postulują np. wprowadzenie stopniowalnych sankcji (zależnie od skali uchybienia) czy zawężenie katalogu błędów objętych tak surową karą. Rząd pracuje nad nową ustawą o kredycie konsumenckim i możliwe, że zupełnie zmieni ona zasady gry w przyszłości. Zanim to jednak nastąpi, do akcji wkracza Sąd Najwyższy, by rozwiać wątpliwości co do obecnych przepisów.
Najważniejsze pytania przed Sądem Najwyższym
Wspomniana uchwała Sądu Najwyższego, zapowiedziana na 30 lipca 2025 r., ma zapaść w odpowiedzi na pięć kluczowych pytań prawnych zadanych przez sąd niższej instancji (Sąd Okręgowy w Poznaniu). Pytania te celnie punktują największe niejasności związane z sankcją kredytu darmowego. Oto one – w uproszczonym omówieniu:
- Czy sąd powinien brać pod uwagę sankcję z urzędu? – Innymi słowy, czy sędzia bada umowę pod kątem przesłanek „darmowego kredytu” nawet wtedy, gdy konsument sam o to nie wystąpił? Pytanie sprowadza się do tego, czy sąd jest wią̨zany tylko żądaniem klienta, czy też ma obowiązek sam wychwycić naruszenia i zastosować sankcję z własnej inicjatywy. Jeśli SN uzna, że sąd powinien działać z urzędu, byłaby to bardzo korzystna interpretacja dla klientów – oznaczałaby, że nawet mniej świadomi konsumenci mogliby skorzystać z SKD, bo czujny sąd „dopatrzy się” podstaw do jej zastosowania podczas procesu.
- Do kiedy konsument może złożyć oświadczenie o sankcji? – Ustawa mówi o roku na skorzystanie z uprawnienia, ale nie precyzuje, od kiedy ten termin liczyć. Czy rok od dnia udzielenia kredytu przez bank (wykonania umowy przez kredytodawcę), czy rok od całkowitej spłaty kredytu przez klienta (wykonania umowy przez obie strony)? Ta różnica ma kolosalne znaczenie. Pierwsza interpretacja mocno ogranicza prawa konsumenta – w praktyce rzadko kto wykryje nieprawidłowości i złoży oświadczenie w ciągu roku od podpisania umowy, zwłaszcza że wtedy kredyt zwykle jeszcze trwa. Druga interpretacja daje znacznie więcej czasu – klient mógłby zgłosić sankcję nawet tuż po spłacie ostatniej raty, by odzyskać koszty. Orzeczenie SN rozstrzygnie tę wątpliwość, prawdopodobnie przesądzając, która metoda liczenia terminu jest właściwa.
- Czy klauzule abuzywne w umowie dają podstawę do sankcji? – Chodzi o to, czy samo stwierdzenie, że w umowie kredytu znalazły się niedozwolone postanowienia (np. ukryte opłaty, niejasne warunki zmiany oprocentowania itp.) wystarczy, by zastosować sankcję kredytu darmowego. Normalnie za klauzule abuzywne kara jest taka, że nie wiążą one konsumenta – klient nie musi ich wykonywać. Pojawia się pytanie, czy oprócz tego konsument może jeszcze „ukarac” bank sankcją darmowego kredytu. Sąd Najwyższy oceni, czy ustawa pozwala na dodatkowe sankcjonowanie banku za użycie abuzywnych zapisów, czy jednak sankcja dotyczy tylko ściśle wymienionych naruszeń informacyjnych. Jeśli SN przyzna, że klauzule niedozwolone mogą uruchomić SKD, otworzy to kolejną ścieżkę dochodzenia roszczeń dla klientów.
- Czy bank może naliczać odsetki od prowizji? – To bardziej techniczny problem, ale istotny dla wielu umów. W praktyce często bywa tak, że prowizja za udzielenie kredytu jest doliczana do kwoty pożyczki – np. pożyczamy 10 tys. zł, z czego 500 zł stanowi prowizja banku, ale bank finansuje ją w ramach kredytu. Powstaje zatem pytanie, czy od takiej prowizji (będącej częścią pożyczonego kapitału) bank ma prawo naliczać odsetki. Jeśli Sąd Najwyższy uzna, że to niedopuszczalne, wiele instytucji finansowych może mieć problem – ten model pobierania opłat był bowiem powszechny. Niezgodność takiej praktyki z ustawą mogłaby oznaczać, że umowa narusza przepisy o maksymalnym pozaodsetkowym koszcie kredytu lub o prawidłowym informowaniu klienta. W rezultacie każdy kredyt, w którym oprocentowano prowizję, mógłby kwalifikować się do sankcji darmowego kredytu (jako zawierający ukryty, nienależny koszt).
- Czy błąd w RRSO spowodowany oprocentowaniem prowizji to podstawa do sankcji? – Ostatnia kwestia wiąże się z poprzednią. Jeżeli w umowie błędnie podano RRSO i całkowitą kwotę do spłaty tylko dlatego, że doliczono odsetki od prowizji (czyli koszt, którego nie powinno tam być), to czy taki błąd uzasadnia sankcję kredytu darmowego? Mówiąc prościej: jeśli jedynym uchybieniem banku było nieprawidłowe ujęcie prowizji przy obliczaniu kosztów i RRSO, to czy konsument może dzięki temu żądać kredytu za darmo? To pytanie zależy w dużej mierze od odpowiedzi na punkt 4. Jeśli SN stwierdzi, że oprocentowanie prowizji jest bezprawne, to automatycznie oznacza to, że podana klientowi RRSO była zaniżona lub sfałszowana, a zatem spełniona jest przesłanka do sankcji (bo klient nie dostał rzetelnej informacji o faktycznym koszcie kredytu). Sąd Najwyższy zapewne wyjaśni, jak traktować takie sytuacje.
Co może się zmienić po uchwale SN?
Uchwała Sądu Najwyższego ma szansę ujednolicić linię orzeczniczą i rozwiać powyższe wątpliwości. Jeśli SN opowie się po stronie prokonsumenckiej (czego wielu obserwatorów się spodziewa), nastąpi wyraźne wzmocnienie pozycji kredytobiorców.
Sądy niższych instancji otrzymają jasny sygnał, że sankcję kredytu darmowego należy stosować śmiało w razie naruszeń – być może nawet z własnej inicjatywy, bez czekania aż klient sam się na nią powoła. Przedłużenie terminu na złożenie oświadczenia (gdyby SN uznał liczenie roku od spłaty kredytu) otworzy drogę do roszczeń tym osobom, które spłaciły kredyty w ostatnich latach i myślały, że jest już za późno na odzyskanie pieniędzy. Z kolei potwierdzenie, że błędnie wyliczona RRSO (nawet w wyniku drobnego technicznego błędu) uprawnia do SKD, oznacza, że banki będą ponosić pełną odpowiedzialność za precyzję informacji przekazywanych klientom. Już w lutym 2025 r. europejski Trybunał Sprawiedliwości potwierdził, że błędne podanie RRSO może być traktowane jako poważne naruszenie praw konsumenta, uzasadniające tak surową sankcję. Można się więc spodziewać, że polski Sąd Najwyższy pójdzie w podobnym kierunku.
Dla konsumentów uchwała SN może oznaczać łatwiejszą drogę do dochodzenia swoich praw. Jeśli ich umowy kredytowe zawierały nieprawidłowości – choćby niewielkie – będą mogli liczyć na anulowanie wszystkich kosztów kredytu. Perspektywa odzyskania odsetek, prowizji czy ubezpieczeń z pewnością zachęci kolejnych kredytobiorców do weryfikacji starych umów i – w razie potrzeby – kierowania spraw do sądów.
Banki natomiast muszą przygotować się na potencjalne skutki finansowe. Już teraz sektor bankowy zawiązuje rezerwy i ostrzega, że masowe zastosowanie SKD może kosztować go miliardy złotych, a w skrajnym scenariuszu wpłynąć na wyniki finansowe instytucji i dostępność kredytów. Niewykluczone, że jasna prokonsumencka linia orzecznicza przyspieszy prace nad nowelizacją ustawy – tak by w przyszłości sankcje dla banków były bardziej proporcjonalne do wagi naruszeń, a zarazem nie dawały pola do nadużyć ze strony wyspecjalizowanych firm skupujących roszczenia.
Dlaczego sankcja kredytu darmowego jest ważna?
Na koniec warto podkreślić szerszy kontekst. Sankcja kredytu darmowego to nie tylko straszak na banki, ale przede wszystkim ważne narzędzie ochrony konsumentów. Dzięki niemu rynek finansowy ma być bardziej transparentny – instytucje udzielające kredytów muszą starannie informować o wszystkich kosztach i trzymać się litery prawa, bo w przeciwnym razie grozi im utrata zarobku na danej umowie. Dla zwykłych ludzi to gwarancja, że jeśli padną ofiarą nieuczciwych praktyk (np. ukrytych opłat, mylących symulacji kosztów), mogą skutecznie dochodzić swoich praw i odzyskać pieniądze. Uchwała Sądu Najwyższego z 30 lipca 2025 r. ma szansę ułatwić korzystanie z tej ochrony – poprzez usunięcie wątpliwości proceduralnych i interpretacyjnych.
Choć banki obawiają się nadużyć i skutków finansowych, z punktu widzenia klientów jasne i jednolite zasady gry to podstawa zaufania do rynku. Bez względu na dalsze losy legislacyjne, lipcowe rozstrzygnięcie SN będzie kamieniem milowym, który wyznaczy granice odpowiedzialności instytucji finansowych wobec klientów. Jedno jest pewne: to nie koniec batalii o „darmowe kredyty”, ale kolejny rozdział, w którym głos należy do najwyższych instancji wymiaru sprawiedliwości.