Czy polskie sądy wychodzą na prostą w sprawach frankowych? Ministerstwo Sprawiedliwości odtrąbiło sukces – powołuje się na świeże statystyki, według których maleje napływ nowych pozwów frankowych, a zaległości zaczęły wreszcie topnieć. Po latach lawinowego wzrostu spraw dotyczących kredytów w CHF sytuacja zdaje się stabilizować. Czy jednak rzeczywiście możemy mówić o przełomie? Przyjrzyjmy się liczbom i realiom pracy sądów – bo za optymistycznymi wykresami kryją się zarówno twarde dane, jak i głosy praktyków wskazujące na wciąż poważne problemy.
Lawina pozwów: jak rosły sprawy frankowe
Statystyki pokazują jasno, jak „frankowa fala” zalała polskie sądy w ostatnich latach. W 2017 r. do sądów wpłynęło zaledwie 2,58 tys. nowych pozwów frankowych – wtedy był to margines wszystkich spraw cywilnych. Potem liczby rosły wykładniczo: w 2018 r. już 8,65 tys., w 2019 – 13 tys., a w 2020 r. nastąpił wystrzał do 38,7 tys. nowych spraw (efekt m.in. pierwszych korzystnych wyroków TSUE). Kolejne lata to dalsza eksplozja: 2021 r. przyniósł 67,7 tys. pozwów, 2022 – 84 tys., a 2023 r. aż 124 tys. nowych spraw frankowych. Oznacza to wzrost o blisko 50% rok do roku i niemal 48-krotnie większy napływ niż na początku problemu. Jak zauważono, tylko w I kwartale 2024 r. wpływ spraw frankowych był o około 24% wyższy niż rok wcześniej.
Tak gwałtownego przyrostu sądy nie były w stanie opanować na bieżąco. O ile liczba załatwionych spraw również rosła (z 0,5 tys. wyroków w 2017 r. do ~42 tys. w 2022 r. i 75,4 tys. w 2023 r.), to wciąż była niższa od napływu. Nietrudno policzyć konsekwencje – zaległość spraw frankowych pęczniała z roku na rok. Na koniec 2017 r. w sądach pozostawało około 2 tys. takich spraw, na koniec 2020 r. już ponad 44 tys., a pod koniec 2022 r. – 130 tys. nierozpatrzonych spraw frankowych. Kulminacją był rok 2023, gdy frankowicze masowo ruszyli do sądów zachęceni m.in. prorozumieniowym orzecznictwem – wpłynęło najwięcej pozwów, a zaległość urosła do ok. 179–204 tys. spraw na koniec 2023 (dane różnią się w zależności od instancji i ujęcia). Innymi słowy, niemal ćwierć miliona sporów frankowych czekało wtedy na finał w polskich sądach.
Co spowodowało tę lawinę? Kluczowe okazały się orzeczenia sądów europejskich i krajowych: np. wyrok TSUE z października 2019 r., uchwała Sądu Najwyższego z 2021 r. i kolejne wyroki TSUE w latach 2022–2023 utwierdzające frankowiczów w szansach na unieważnienie umów. Prawnicy wskazują, że korzystne dla konsumentów liniowe orzecznictwo ośmieliło nawet dotąd niezdecydowanych do składania pozwów. Dodatkowo stosunkowo niska opłata sądowa od pozwu i wysokie stawki CHF sprzyjały decyzji “idę do sądu”. W efekcie banki zostały zasypane pozwami – a sądy, niestety, zostały nimi przytłoczone.
Zaległości i kadry – sądy w tyle za falą
Bilans lat 2017–2023 nie nastrajał optymistycznie: spraw przybywało szybciej niż sędziowie byli w stanie je rozpoznawać. Wskaźnik opanowania wpływu (czyli stosunek liczby załatwionych spraw do liczby spraw, które wpłynęły w danym okresie) dla spraw frankowych spadł do zaledwie 66% w 2023 r. – co oznaczało, że na każde 3 nowe pozwy udawało się zakończyć tylko 2. Góry nierozpoznanych spraw rosły. Na koniec 2022 r. w sądach czekało 130–140 tys. spraw frankowych, a rok później już blisko 180–200 tys. (dane różnią się w zależności od źródeł, ale rząd wielkości pozostaje ten sam). Ta ogromna zaległość to nie tylko liczba na papierze – to tysiące rodzin czekających na wyrok i tysiące umów kredytowych wciąż formalnie wykonywanych (lub zawieszonych) w stanie niepewności.
Sytuację dodatkowo komplikował niedobór kadr i struktury sądów. Wydziały cywilne największych sądów dosłownie pękały w szwach – w warszawskim “wydziale frankowym” (XXVIII Wydz. Cywilny SO Warszawa) w 2023 r. było “na biegu” ponad 45 tysięcy spraw, a jeden sędzia miał średnio ~1500 spraw w referacie. Każdego dnia wpływało tam ok. 1000 pism procesowych. Mimo wysiłków sędziów, przy takiej skali i tradycyjnej papierowej procedurze, rozpoznanie spraw w rozsądnym terminie graniczyło z cudem. Nic dziwnego, że czas oczekiwania na wyroki dramatycznie się wydłużył – typowa sprawa frankowa w I instancji trwała 2–3 lata, a w najbardziej obciążonych sądach na pierwszą rozprawę czekało się nawet 3 lata. Pojawiały się sytuacje kuriozalne: w jednej ze spraw warszawskich od złożenia pozwu do formalnego doręczenia go bankowi minęły ponad dwa lata! Mimo skarg na przewlekłość, sąd odwoławczy nie dopatrzył się naruszenia prawa do rozpoznania sprawy w rozsądnym terminie. To pokazuje skalę problemu – frankowicze utknęli w sądowym korku, podczas gdy po drugiej stronie wciąż musieli spłacać drożejące raty.
Widząc te zatory, Ministerstwo Sprawiedliwości od 2021 r. zaczęło wprowadzać rozwiązania kadrowo-organizacyjne. W największych sądach utworzono wyspecjalizowane sekcje lub wydziały frankowe. Pionierski był tu Sąd Okręgowy w Warszawie, gdzie w połowie 2021 r. powstał dedykowany XXVIII Wydział Cywilny do obsługi spraw przeciw bankom. Liczbę orzekających w nim sędziów sukcesywnie zwiększano – z początkowych 13 do 35 etatów sędziowskich w 2023/2024 r. Podobne sekcje utworzono w innych dużych okręgach (np. we Wrocławiu, Poznaniu, Gdańsku sekcje frankowe w wydz. cywilnych). Resort delegował też niektórych sędziów do najbardziej obciążonych sądów – np. sędzia Piotr Bednarczyk przez pewien czas orzekał w Sądzie Apelacyjnym w Warszawie, pomagając rozpoznawać frankowe apelacje (obecnie wrócił do orzekania w I instancji). Przesunięcia kadrowe dawały jednak ograniczony efekt – delegacje są tymczasowe, a nowi sędziowie musieli zmagać się z setkami przejętych spraw naraz.
Co więcej, pojawiły się kontrowersje co do jakości tych kadr. W stołecznym wydziale frankowym 30 z 35 sędziów to tzw. neo-sędziowie (nominiowani po 2018 r. przez nową KRS) – w tym 7 osób spoza zawodu, mianowanych bez wcześniejszego doświadczenia orzeczniczego. Środowiska prawnicze obawiały się, że tak duży udział nowych, niedoświadczonych kadr może wpływać na sprawność postępowań, a nawet rodzić ryzyko podważania wyroków (banki już próbowały kwestionować orzeczenia wydane przez neo-sędziów, ale jak dotąd bez powodzenia). Pojawiła się też inna obawa: co stanie się, jeśli planowana po wyborach reforma sądownictwa zdelegitymizuje neo-sędziów? Adwokaci ostrzegają, że automatyczne usunięcie neo-sędziów z urzędu sparaliżowałoby „frankowe” sądy na lata, bo w wydziałach tych orzeka dziś głównie ta właśnie kadra.
Rozproszenie spraw po Polsce – ulga czy nowe zatory?
Ministerstwo postanowiło również zdjąć część ciężaru z Warszawy drogą ustawową. W kwietniu 2023 r. weszła w życie nowelizacja kodeksu postępowania cywilnego, zgodnie z którą pozew dotyczący kredytu frankowego trzeba złożyć w sądzie właściwym dla miejsca zamieszkania kredytobiorcy (a nie – jak wcześniej często bywało – w Warszawie przy siedzibie banku).
To rozwiązanie obowiązywać ma przez 5 lat i faktycznie odciążyło warszawski wydział frankowy, gdzie wpływ nowych spraw znacząco spadł. W I kwartale 2024 r. do stołecznego sądu okręgowego wpłynęło o 34% mniej spraw niż rok wcześniej. Jednak problem tylko przesunął się na inne sądy – bo łączna liczba pozwów w skali kraju wcale nie spadła (wręcz przeciwnie, minimalnie wzrosła).
Prym wciąż wiódł Warszawa, ale na drugie miejsce pod względem liczby nowych pozwów wysunął się Sąd Okręgowy w Gdańsku (w I kw. 2024 wzrost wpływu o prawie 49% r/r), następnie SO w Poznaniu (+51% r/r). Nagle sądy w całej Polsce – nawet te, które wcześniej nie miały prawie żadnych frankowiczów – musiały zmierzyć się z dziesiątkami czy setkami takich spraw. Jedne korki rozładowano, za to stworzyły się nowe.
Przykładowo, w Apelacji Gdańskiej (obejmującej m.in. okręgi Gdańska, Bydgoszczy, Olsztyna) liczba zaległych spraw frankowych w 2023 r. wzrosła niemal trzykrotnie – tylko w samym SO Gdańsk na koniec 2023 r. oczekiwało ponad 13,2 tys. spraw (przy znikomej zaległości rok-dwa wcześniej). Podobnie w Poznaniu czy we Wrocławiu – fala pozwów, która wcześniej kumulowała się w Warszawie, zalała lokalne wydziały cywilne.
Co gorsza, sędziowie w tych miastach dopiero „uczyli się” franków. – Nowe sprawy trafiły do sądów, które dotąd nie były nimi obciążone, więc sędziowie nie mieli okazji wypracować metodyki ich rozstrzygania – komentowała w 2024 r. dr Aneta Wiewiórowska-Domagalska, pełnomocniczka ministra ds. ochrony praw konsumenta. Innymi słowy, rozproszenie pozwów przyniosło ulgę Warszawie, ale też ujawniło braki kompetencyjne i organizacyjne w terenie. Mniejsze sądy często nie miały wyspecjalizowanych sekcji ani dodatkowych etatów na franki, więc początkowo tempo rozpoznawania było tam wolniejsze. Dla frankowiczów oznaczało to loterię: w jednym mieście wyrok w rok, w innym czekanie kilka lat.
Paradoksalnie jednak, to właśnie w mniejszych ośrodkach wiele spraw poszło szybciej. Zdarzały się wyroki w I instancji w niecały rok – np. pozew złożony w marcu, wyrok w styczniu następnego roku w średniej wielkości sądzie. Tymczasem w Warszawie czy Gdańsku w 2024 r. wciąż trudno było o termin rozprawy – bywało, że pierwsze wolne daty wyznaczano na rok 2026, a nawet 2028! Sytuacja zaczęła się stabilizować dopiero, gdy napływ nowych spraw zahamował (o czym dalej) i gdy stopniowo udoskonalono organizację: np. w Warszawie wszystkie nowe pozwy trafiają już do wydziału frankowego, więc w innych wydziałach tamtejszego sądu okręgowego pozostała tylko “zamknięta” pula starych spraw do dokończenia. Dzięki temu przynajmniej w obrębie jednego sądu następuje wyrównanie obciążenia – nikt już nie będzie czekał 1200 dni na wyrok tylko dlatego, że sprawa trafiła do niewyspecjalizowanego referatu.
Pierwsze efekty: mniej nowych spraw i więcej wyroków
Rok 2025 przynosi wreszcie długo wyczekiwane oznaki odwilży. Z najnowszych danych (I półrocze 2025) wynika, że fala pozwów frankowych wyraźnie opada. W pierwszym kwartale 2025 r. do sądów trafiło o połowę mniej nowych spraw frankowych niż rok wcześniej. W skali całego półrocza 2025 liczba nowych spraw wyniosła tylko ok. 25,5 tys., podczas gdy w I poł. 2024 było to ponad 63,9 tys. Można szacować, że w całym 2025 r. wpłynie ok. 40–45 tys. pozwów – a więc o 2/3 mniej niż w rekordowych latach 2022–2024. Innymi słowy, napływ wraca do poziomów sprzed boomu.
Co stoi za tym załamaniem nowych pozwów? Prawnicy wskazują kilka przyczyn.
Po pierwsze, przesycenie: gros zainteresowanych frankowiczów zdążyło już pozwać banki w poprzednich latach, więc naturalnie mniej ich pozostało. Po drugie, masowe ugody z bankami – część kredytobiorców zamiast iść do sądu wybrała porozumienie. Banki, początkowo oporne, pod presją przegranych w sądach zaczęły proponować ugody na większą skalę. Według danych z końca 2024 r. osiem największych banków zawarło łącznie 123 tys. ugód z frankowiczami (o 42% więcej niż rok wcześniej). W skali całego rynku mówi się nawet o ~130 tys. ugód do końca 2024 r. To imponujące liczby – każda ugoda to jedna sprawa mniej dla sądu. Trend przyspiesza: tylko w I połowie 2025 PKO BP zwiększył liczbę swoich ugód z ~47,7 tys. do 53,2 tys. Ministerstwo deklaruje zresztą, że aktywnie wspiera ideę ugód – w 2023–24 nawiązano współpracę w tym zakresie z KNF, UOKiK i Rzecznikiem Finansowym, by zachęcić banki do jeszcze lepszych propozycji dla klientów. Po trzecie wreszcie, banki nieco zmieniły taktykę procesową – część sporów “odpadła”, bo banki wycofały swoje powództwa o wynagrodzenie za korzystanie z kapitału (po negatywnym dla nich wyroku TSUE z września 2023). W konsekwencji spadła liczba nowych spraw, a niektóre zawisłe postępowania da się szybciej umorzyć, jeśli bank zrezygnował z roszczeń.
Jednocześnie wzrasta efektywność sądów w rozpoznawaniu spraw, które już mają na wokandzie. W 2024 r. zapadło ponad 98 tys. orzeczeń w sprawach frankowych – o ok. 30% więcej niż w 2023 r. (75,3 tys.) i ponad cztery razy więcej niż dwa lata wcześniej. Dzięki temu tempo narastania zaległości wyhamowało pod koniec 2024 r. – przy ~123 tys. nowych sprawach i ~98 tys. zamkniętych, netto zaległość wzrosła już tylko o 25 tys. (względem +50 tys. rok wcześniej). Prawdziwy przełom widać jednak w roku 2025: skoro wpływ nowych pozwów drastycznie zmalał, a wydajność sędziów nie spadła, sądy po raz pierwszy od dekady zaczęły odrabiać zaległości. W I półroczu 2025 w sądach I instancji załatwiono 46,9 tys. spraw frankowych, przy wpływie tylko 25,5 tys. – co daje imponujący wskaźnik opanowania wpływu na poziomie 206%. Liczba spraw pozostałych do załatwienia zmniejszyła się w pół roku ze ~146,5 tys. do ~117,6 tys..
Podobny trend widać już w wielu sądach okręgowych: np. w apelacji warszawskiej liczba zaległych spraw spadła o 13% w ciągu pierwszych 6 miesięcy 2025 (z ~57,5 tys. do 49,97 tys.). W Gdańsku zaległość zmalała z 13,2 tys. do 12,8 tys., w Poznaniu z 13,2 do 11,8 tys., we Wrocławiu z 12 tys. do 10,8 tys. – to sygnał, że największe zatory zaczynają się rozładowywać. Co istotne, w części sądów sędziowie rozstrzygają obecnie szybciej niż wpływają nowe sprawy, dzięki czemu udaje się “czyścić” stary portfel. Przykładowo w Warszawie w I połowie 2025 r. sędziowie wydali o 39% więcej wyroków, niż mieli nowych pozwów. W wielu okręgach wskaźniki opanowania wpływu przekraczają 140–200% – co dawniej było nieosiągalne. Sądy apelacyjne, które do niedawna były kolejnym wąskim gardłem, także przyspieszyły: co prawda w skali kraju spraw frankowych odwoławczych nadal przybywa szybciej niż są rozpoznawane (w 2024 r. wpływ 38,7 tys., załatwiono 16,6 tys., zaległość urosła do 56 tys., a w I poł. 2025 wzrosła dalej do 63,6 tys.), ale np. w apelacji warszawskiej zrobiono duży postęp. Utworzono tam osobny wydział frankowy w sądzie apelacyjnym, co pozwoliło skrócić czas oczekiwania na rozprawę apelacyjną z nawet 2 lat do około 2 miesięcy! Jeśli te dobre praktyki zostaną przeniesione do innych apelacji, jest szansa, że “czapa” odwoławcza nie zahamuje ogólnej poprawy sytuacji.
Ile lat do końca franków? Prognozy ostrożnego optymizmu
Ministerstwo Sprawiedliwości nie kryje zadowolenia z najnowszych statystyk. Patrząc na liczby, tendencja faktycznie się odwróciła – po okresie stałego przyrostu zaległości nastąpił spadek. Urzędnicy podkreślają, że to rezultat ich działań: dołożenia etatów, reorganizacji pracy sądów, zmian proceduralnych i promocji ugód. Jednak czy możemy już ogłosić zwycięstwo i rychłe uwolnienie sądów od spraw frankowych? Należy zachować umiarkowany ton. Wciąż pozostaje ponad 100 tysięcy aktywnych spraw frankowych w sądach I instancji oraz ponad 60 tysięcy w apelacjach. Nawet przy obecnym, imponującym tempie załatwiania (ok. 88 tys. wyroków rocznie w I instancji, przy ok. 40 tys. nowych spraw rocznie), zupełne rozładowanie zaległości potrwa co najmniej 2–3 lata. Bardziej konserwatywne szacunki mówią o 4–5 latach pracy, biorąc pod uwagę konieczność rozpoznania także tysięcy apelacji. Krótko mówiąc, realnym horyzontem pozbycia się spraw frankowych z wokand jest druga połowa dekady – około roku 2027–2028, o ile spełnionych zostanie kilka warunków.
Po pierwsze, napływ nowych spraw musi nadal maleć. To zaś zależy od zewnętrznych czynników: utrzymania stabilnej sytuacji prawnej (braku nowych kontrowersji zachęcających do pozwów) oraz determinacji banków w zawieraniu ugód. Gdyby np. pojawiły się nowe korzystne dla klientów orzeczenia (dotyczące np. dodatkowych roszczeń ponad unieważnienie umowy) – mogłoby to wyzwolić kolejną falę pozwów, choć zapewne mniejszą niż pierwotna. Po drugie, sądy muszą utrzymać zwiększoną efektywność. To oznacza dalszą pracę specjalnych sekcji frankowych aż do “wyczyszczenia” ostatniej sprawy. Pewnym zagrożeniem byłaby tu wspomniana ewentualna utrata części kadry (gdyby np. nagle odeszło 30 neo-sędziów z warszawskiego wydziału – trzeba by wielu miesięcy na odtworzenie mocy przerobowych). Stabilizacja zatrudnienia i wspieranie sędziów doświadczonym personelem pomocniczym (asystenci, referendarze) będzie kluczowa, by nie stracić impetu. Po trzecie, należy pilnować, by usprawnienia proceduralne faktycznie skracały postępowania. Sędziowie praktycy wskazują, że wiele opóźnień to kwestia organizacji: np. opieszałe doręczenia, nieusprawnione procedury dowodowe, czy niepotrzebne przekazywanie spraw do mediacji na ostatnim etapie (co niekiedy obserwowano w Warszawie – część sędziów w 2025 r. zaczęła masowo kierować nawet kilkuletnie sprawy do mediacji, co budzi kontrowersje). Ministerstwo zapowiada kontynuację reform – m.in. pełną digitalizację postępowań frankowych. Pilotażowo w warszawskim wydziale frankowym ma zostać wprowadzona elektronizacja akt – pisma mają być skanowane już w biurze podawczym, by sędziowie mieli natychmiastowy dostęp online. Planowane jest także umożliwienie wnoszenia pozwów i pism procesowych przez internet (portal informacyjny sądów) – trwają prace koncepcyjne nad tym projektem. Docelowo mówi się wręcz o specjalnym e-sądzie dla frankowiczów, gdzie sprawy mogłyby być procedowane całkowicie cyfrowo.
Na razie digitalizacja postępuje małymi krokami (np. Sąd Okręgowy Warszawa-Praga uchodzi za najlepiej zdigitalizowany – skanuje akta na wejściu – ale to wciąż wyjątek w skali kraju). Trzeba też pamiętać, że technologia nie zastąpi sędziów. Jak podkreślają eksperci, jeżeli sądy są przeciążone, trzeba inwestować w kadry, informatyzację i ludzi – sama zmiana przepisów czy przerzucanie spraw między wydziałami nie wystarczy. Pewne jest jedno: sprawy frankowe stały się poligonem doświadczalnym dla usprawnień, które przydałyby się całemu wymiarowi sprawiedliwości. Każdy wypracowany tu mechanizm (np. szybsze postępowanie dowodowe, lepsza organizacja sekretariatów, elektroniczna wymiana pism) może potem zostać zastosowany w innych kategoriach spraw.
Czy frankowicze doczekają się końca procesu?
Na koniec najważniejsze pytanie z perspektywy obywatela-kredytobiorcy: czy i kiedy można liczyć na szybkie załatwienie spraw frankowych? Obecnie widać już realne postępy. Jeśli ktoś złożył pozew w 2020–21 roku, ma dużą szansę mieć dziś prawomocny wyrok lub być na finiszu (co potwierdzają statystyki – do końca 2024 r. zapadło ok. 30 tys. prawomocnych wyroków, z czego 98% korzystnych dla kredytobiorców). Nowo wniesione sprawy też powinny mieć krótszy bieg niż jeszcze rok-dwa temu – w kluczowych sądach sędziowie odciążeni spadkiem wpływu mogą wyznaczać terminy szybciej, częściej też wydają wyroki na posiedzeniach niejawnych (gdy okoliczności są oczywiste). Sądy apelacyjne w największych ośrodkach, wzmocnione dodatkowymi sędziami, również przyspieszają rozpoznawanie odwołań. Dziś można ostrożnie powiedzieć, że typowa sprawa frankowa powinna zamknąć się w około 2–3 latach, a w sprzyjających okolicznościach nawet szybciej. Oczywiście nadal zdarzają się opóźnienia i patologiczne przypadki – np. wciąż trzyletnie czekanie na rozprawę w części sądów, czy przesuwanie terminów z błahych powodów (brak wniosku o pełnomocnika z urzędu, problemy z doręczeniem świadkom etc.). Jednak kierunek zmian jest pozytywny.
Warunkiem poprawy jest konsekwencja: utrzymanie zasady, że frankowicze są rozpatrywani priorytetowo przez wyspecjalizowane składy sędziowskie, dalsza modernizacja procedur (informatyzacja, ograniczanie przewlekłości) i monitorowanie efektywności – tak, by żaden sąd nie “chował” spraw po kątach. Rządzący chwalą się, że uporać się z frankowymi pozwami pomogą im nowinki techniczne i organizacyjne, ale finalnie liczy się rezultat odczuwalny dla obywatela: sprawiedliwość nie może być spóźniona o lata. Jak celnie zauważa mec. Damian Nartowski, wyrok po 4–5 latach oczekiwania to w istocie żadna sprawiedliwość. Po siedmiu latach batalii frankowicze wreszcie widzą światełko w tunelu. Oby Ministerstwo Sprawiedliwości wyciągnęło wnioski z tej lekcji – i dopilnowało, by już w najbliższych kilku latach polskie sądy mogły definitywnie zamknąć rozdział „frankowy”, ku pożytkowi zarówno kredytobiorców, jak i całego wymiaru sprawiedliwości.