Bankom, mimo szczerych chęci, nie udało się wyciszyć tematu abuzywnych klauzul zmiennego oprocentowania: kwestia ta jest coraz częściej podejmowana przez ogólnopolskie media, dzięki czemu społeczeństwo ma okazję dowiedzieć się, jak bardzo ryzykownymi produktami są kredyty hipoteczne oparte o WIBOR. Jakby tego było mało, krajowe sądy wysyłają do TSUE kolejne pytania prejudycjalne, poruszające zagadnienia związane zarówno ze stawką referencyjną, jak i z obowiązkami informacyjnymi banku. Eksperci prawni, pytani przez przedstawicieli mediów o potencjał drzemiący w pozwach o WIBOR, nie kryją optymizmu: banki popełniały w relacjach z kredytobiorcami wiele błędów, stwarzając prawnikom liczne punkty zaczepienia, znacząco wzbogacające argumentację strony konsumenckiej. Czy złotówkowicze darują bankom mało etyczne zachowania? A może, wzorem frankowiczów, będą walczyć o wyeliminowanie kontrowersyjnych klauzul ze swoich umów?
Z tekstu dowiesz się:
- Dlaczego banki wolałyby, aby temat WIBORu nie był podejmowany przez masowe media
- Jak banki przedstawiają społeczeństwu opinię Rzecznika Generalnego TSUE w sprawie C-471/24
- O co pyta sąd odsyłający w najnowszej sprawie, która trafiła do Luksemburga
- Dlaczego niektóre sprawy o WIBOR znikają z unijnej wokandy bez wydania wyroku
- Którzy złotówkowicze mają w tej chwili największe szanse na zakwestionowanie klauzul zmiennego oprocentowania.
Po opinii Rzeczniczki Generalnej TSUE w sprawie C-471/24 media zaczynają „przypominać” sobie o WIBORze. Banki mają powody do niepokoju
Choć stawka WIBOR jest odpowiedzialna za wysokość miesięcznej raty kredytowej u milionów Polaków, a sposób jej wyznaczania można uznać za co najmniej kontrowersyjny, media głównego nurtu do niedawna niechętnie podejmowały ten temat – a jeśli już to robiły, zwykle dotykały problematyki związanej ze stawką zaledwie powierzchownie. Jednak po opinii Rzeczniczki Generalnej w sprawie C-471/24 sytuacja zaczyna się zmieniać.
Dziennikarze zauważyli, że klauzule zmiennego oprocentowania są przedmiotem podwyższonego zainteresowania społecznego, o czym świadczyć mogą chociażby liczne wyświetlenia materiałów na ten temat, publikowanych na platformie YouTube. Było więc kwestią czasu, aż WIBOR stanie się bohaterem programów interwencyjnych i informacyjnych, i to bohaterem negatywnym – różnym od stawki, której wizerunek kreślą w swojej narracji banki.
Aby dowiedzieć się, że z WIBORem, jak również z samą realizacją nałożonych na banki obowiązków informacyjnych może być coś nie tak, nie trzeba już zaglądać do Internetu. Wystarczy regularnie oglądać telewizję, która coraz chętniej pokazuje indywidualne sytuacje kredytobiorców pokrzywdzonych przez nagły wzrost stawki, a co za tym idzie i samej raty kredytowej. Widzowie mogą się dowiedzieć z tych materiałów między innymi że:
- po kilku podwyżkach stóp procentowych rata kredytowa mogła wzrosnąć o ponad 100 procent, rujnując domowe budżety Polaków
- w okresach, w których raty były najwyższe, kredytobiorcy tylko w niewielkim bądź też w zerowym stopniu spłacali pożyczony kapitał: w skrajnych przypadkach 100 procent wartości raty stanowiły odsetki
- złotówkowicze mają żal do banków, że te nie poinformowały ich o faktycznym ryzyku wzrostu oprocentowania – dokumenty, które otrzymali przed zawarciem umowy, nie pokazywały w sposób jasny i zrozumiały, jak może zmieniać się rata (i część odsetkowa tej raty) wskutek skoku stawki WIBOR.
Banki przekonują, że nie będzie powtórki ze scenariusza frankowego – czy aby na pewno?
W tym samym czasie, w którym media zaczynają ukazywać działania banków w mocno negatywnym świetle, Związek Banków Polskich rozwija współpracę z influencerami, którzy tłumaczą swoim obserwującym, że „WIBOR jest ok”, powołując się przy tym na opinię Rzeczniczki Generalnej TSUE, wydaną 11 września 2025 roku. Według kolportowanego przekazu WIBORu nie da się zakwestionować w sądzie – odzwierciedla on realia rynkowe i jest wyznaczany w sposób prawidłowy. Twórcy tych klipów przywołują oczywiście argumentację, którą znamy już z wypowiedzi bankowców.
Głównym celem banków jest teraz wykazanie, że WIBOR to nie „nowe franki”. Chodzi o czytelne zaakcentowanie, że masowych sporów sądowych o stawkę referencyjną i klauzule zmiennego oprocentowania po prostu nie będzie. Eksperci prawni reprezentujący stronę konsumencką nie są tego tak pewni. Wskazują, że pomiędzy sporami o hipoteki frankowe i tymi o klauzule zmiennego oprocentowania są pewne podobieństwa.
Chodzi tu przede wszystkim o obowiązki informacyjne ciążące na bankach względem konsumentów. Pełnomocnicy złotówkowiczów na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy mocno zmodyfikowali swoje strategie procesowe. Nie koncentrują się już tak bardzo na samej nietransparentności czy nieuczciwości WIBORu. Dziś stawiają przede wszystkim na wykazanie, że bank nienależycie poinformował klienta o ryzykach związanych ze wzrostem oprocentowania.
Bankowcy są przerażeni opinią w sprawie C-471/24, ale w mediach udają, że jest inaczej
W kontekście oskarżeń wymierzonych w sektor bankowy ogromną rolę odgrywa wspomniana już wcześniej opinia Rzeczniczki Generalnej, dopuszczająca możliwość poddawania klauzul zmiennego oprocentowania opartych o WIBOR kontroli krajowych sądów. Banki przekonują, że opinia w sprawie C-471/24 jest w istocie korzystna dla nich, zaś dla samych kancelarii prawnych stanowi poważne utrudnienie w skutecznym forsowaniu dotychczasowych argumentów. Wiele jednak wskazuje na to, że bankowcy robią po prostu dobrą minę do złej gry, a ich celem jest zniechęcenie kolejnych kredytobiorców do składania pozwów.
Skąd taka opinia? Wyrobiliśmy ją sobie między innymi na podstawie doniesień samych prawników. Mecenas Karolina Pilawska, zajmująca się sprawami przeciwko bankom od blisko 10 lat, zdradziła w jednym z najnowszych webinarów, że jej wspólnik, mecenas Andrzej Zorski, był obecny w Luksemburgu podczas odczytywania stanowiska Laili Mediny, mógł więc obserwować reakcje bankowców. Jak się okazuje, nie były one entuzjastyczne. Wręcz przeciwnie. Mec. Pilawska ujawniła, że przedstawiciele strony bankowej byli przerażeni i zdruzgotani opinią RG.
Warto zestawić ten opis z narracją, którą banki budują obecnie w przestrzeni medialnej. Czy w kilka godzin po zaprezentowaniu opinii Rzeczniczki przedstawiciele sektora zdali sobie sprawę, że źle zinterpretowali jej słowa? Bynajmniej. Po prostu nie mogą publicznie przyznać, że wspomniana opinia uderza w ich interesy – gdyby to zrobili, zmotywowaliby następnych klientów do wstępowania na drogę sądową. A nie można zapominać, że każdy nowy pozew wpływający do sądu w odniesieniu do klauzul powiązanych z WIBORem generuje ryzyko wysłania kolejnych pytań do TSUE.
Najnowsze pytania, o których wiemy, pochodzą z końca września 2025 roku, i zostały zadane przez Sąd Okręgowy w Warszawie. Sąd odsyłający (reprezentowany przez sędziego Michała Maja, doskonale znanego frankowiczom) pyta o umowę, którą strony zawarły przed 1 stycznia 2018 roku, czyli przed wejściem w życie rozporządzenia BMR. Chce wiedzieć, czy bank w przypadku takiej umowy miał obowiązek poinformować konsumenta o administratorze wskaźnika referencyjnego (którym było wówczas Stowarzyszenie ACI Polska) oraz o szczegółowych zasadach wyznaczania tegoż wskaźnika.
Kluczowa może być tu część pytania odnosząca się do tego, czy bank miał obowiązek poinformować kredytobiorcę o tym, że wskaźnik referencyjny wyznaczany jest w oparciu o deklaracje banków, nie zaś o rzeczywiste transakcje rynkowe. Dalej sąd odsyłający dopytuje, czy za nieuczciwy może zostać uznany taki warunek umowny, w którym do określenia wysokości oprocentowania kredytu użyto wskaźnika referencyjnego, wyznaczanego w oparciu o deklaracje samych banków (nie o rzeczywiste transakcje), niezdefiniowanego w przepisach prawa krajowego czy unijnego, jak również nieodzwierciedlającego rzeczywistych kosztów finansowania kredytu, którego sposób opracowywania nie podlega nadzorowi organów państwowych.
Sprawa krajowa stanowiąca podstawę do zadania tych pytań nosi sygnaturę XXVIII C 22943/22. Unijna sygnatura sporu to C-630/25. Naszych Czytelników może zastanawiać, dlaczego krajowa sprawa nosi sygnaturę charakterystyczną dla warszawskiego Wydziału Frankowego, rozpatrującego sprawy o kredyty indeksowane i denominowane do franka szwajcarskiego. Otóż dlatego, że spór kredytobiorców z bankiem dotyczy umowy złotowej, która następnie została przewalutowana na franki. Kredytobiorcy chcą więc podważyć pierwotnie zawartą umowę wyrażoną w rodzimej walucie, a zawartą w 2007 roku, jak również zakwestionować sam aneks frankowy.
Postanowienie sądu o zadaniu pytań Trybunałowi Sprawiedliwości UE zostało zanonimizowane – nie wiemy zatem, który bank występuje w charakterze pozwanego w tej niezwykle interesującej sprawie.
Złotówkowicze, których sprawy trafią do TSUE, mają szanse na uznanie powództwa lub ugodę
O tym, że banki wcale nie są pewne swego, gdy chodzi o WIBOR i klauzule zmiennego oprocentowania, świadczy najlepiej ich reakcja na kolejne pytania prejudycjalne wysyłane do TSUE. Wiemy o co najmniej kilku przypadkach, w których już zarejestrowane pytania zniknęły z unijnej wokandy po tym, jak wpłynął wniosek o ich wykreślenie. Gwoli wyjaśnienia, sąd krajowy składa taki wniosek w przypadku, w którym postępowanie stanowiące bodziec do zadania pytań zostało zakończone. Trybunał Sprawiedliwości UE nie odpowiada na pytania odnoszące się do sytuacji hipotetycznych i nie stanowi organu doradczego dla sądów krajowych w kwestiach ogólnych.
Banki zaczęły wykorzystywać ten fakt i w sprawach, w których sąd zadał takie pytania, wolą czasem dogadać się z kredytobiorcą lub uznać jego roszczenie. Ich tok myślenia jest łatwy do rozszyfrowania. Lepiej stracić na pojedynczej sprawie kilkadziesiąt, być może kilkaset tysięcy złotych, niż doprowadzić do wydania wyroku, który może zmienić o 180 stopni krajową linię orzeczniczą dla wszystkich spraw dotyczących tego samego zagadnienia. Obecnie w sądach może być ok. 2 tys. spraw o klauzule zmiennego oprocentowania powiązane z WIBORem (na koniec marca br. było ich 1755, zaś na koniec kwietnia br. już 1881) – kredytobiorcy składają kolejne pozwy, mimo że oficjalnie brak prawomocnych wyroków pomyślnych dla strony konsumenckiej.
Jednym z głośniejszych przypadków wycofania sprawy z Trybunału był spór o sygnaturze C-243/25, zgłoszony 28 marca br. Sąd odsyłający zapytał w tej sprawie o dwie ważne kwestie. Po pierwsze o możliwość uznania warunku umownego za nieuczciwy tylko dlatego, że w zakresie zmiennego oprocentowania odsyła do wskaźnika o wartości kształtowanej przed podmiot trzeci, niepodlegający odpowiedniemu nadzorowi instytucjonalnemu, przy założeniu, że kredytodawca ma pośredni wpływ na wysokość tego wskaźnika. Po drugie o to, czy bank miał obowiązek poinformować konsumenta o ryzykach ekonomicznych wynikających z nieuregulowanej kwestii nadzoru nad pomiotem trzecim kształtujących wysokość wskaźnika.
Aby zrozumieć, dlaczego te pytania były groźne dla banków, trzeba wpierw prześledzić, w jaki sposób banki spełniały swoje obowiązki informacyjne, zarówno w czasach, gdy stawką administrowało Stowarzyszenie ACI Polska, jak i później, gdy zarządzanie nią przejęła spółka GPW Benchmark.
Jak zwraca uwagę między innymi mecenas Pilawska, w starszych umowach kredytów złotowych, pochodzących sprzed 2017 roku, banki nierzadko tworzyły własne definicje WIBORu, stosując odwołania do stron internetowych, które dziś już nie istnieją. Co więcej, w niektórych umowach banki stosowały klauzule dolnego progu (znane też jako klauzule minimalnego oprocentowania), które mogą być punktem zaczepienia w procesach o umowy oparte o WIBOR.
Co może przeważyć o przegranej banku w sprawie o kredyt złotowy?
A co z umowami, które kredytobiorcy podpisali po 2017 roku? Cóż, trzeba mieć na uwadze, że od 1 stycznia 2018 roku obowiązuje rozporządzenie BMR, regulujące kwestię kluczowych wskaźników referencyjnych, w tym między innymi WIBORu. Po tej dacie banki zaczęły nieco bardziej pilnować przestrzegania obowiązków informacyjnych, „zachęcone” przez precyzyjne przepisy, których rolą jest między innymi ochrona konsumentów przed ryzykiem, zarówno tym prawnym, jak i finansowym.
Jeśli zatem dojdzie do zmiany krajowej linii orzeczniczej w sprawach klauzul zmiennego oprocentowania, najprawdopodobniej zacznie się ona od umów podpisanych przed wejściem w życie unijnego rozporządzenia BMR oraz od tych, w których banki zabezpieczały się przed ryzykiem spadku oprocentowania poprzez zastosowanie klauzuli dolnego progu.
Czy to oznacza, że umowy hipotek złotowych zawarte po 2017 roku są niemożliwe do zakwestionowania w sądzie? Oczywiście nie. Wiele zależeć będzie od tego, jak bank zrealizował swoje obowiązki informacyjne – czy przekazał klientowi niezbędną wiedzę w sposób prosty, zrozumiały, a także obiektywny i neutralny, i czy w efekcie uzyskania tych informacji kredytobiorca był w stanie zapoznać się z zastosowaną metodą i głównymi elementami skutkującymi wahaniami wskaźnika. Bank nie może tworzyć zniekształconego obrazu stawki, musi natomiast zadbać o to, by jego klient był w stanie oszacować całkowity koszt kredytu.
To właśnie te kwestie będą analizowane przez krajowe sądy w sprawach zainicjowanych przez kredytobiorców złotowych. O tym, jak banki podchodziły do informowania kredytobiorców o ryzykach, i jak bardzo proste i zrozumiałe były konstruowane przez nie umowy, wie każdy, kto w ubiegłych latach stał się „szczęśliwym” posiadaczem hipoteki opartej o WIBOR. Należy podać w wątpliwość zdolność bankowców do przekonania sędziów, że wybiórcze informacje przekazywane klientom rzeczywiście pozwalały na obiektywną ocenę oferty.
Oczywiście nie przesądzamy, kto ma rację w tym sporze: pewnych wskazówek dostarczy wyrok TSUE w sprawie C-471/24, którego należy spodziewać się w ciągu kilku najbliższych miesięcy. Zdaniem ekspertów prawnych ów wyrok będzie albo bliźniaczo podobny do opinii Rzeczniczki Generalnej, albo jeszcze korzystniejszy dla strony konsumenckiej niż stanowisko opublikowane 11 września br.
Jeżeli Trybunał już oficjalnie otworzy kredytobiorcom złotowym drogę do kwestionowania klauzul zmiennego oprocentowania, banki muszą liczyć się z dwoma ryzykownymi scenariuszami. Pierwszy zakłada, że skutkiem stwierdzenia przez sąd nieuczciwości kwestionowanej przez konsumenta klauzuli będzie wyeliminowanie z umowy samego tylko WIBORu. W takim przypadku umowa nadal pozostawałaby w obrocie prawnym, a stawka oprocentowania byłaby równa stałej marży banku. Drugi wariant przewiduje powtórkę z kredytów frankowych, czyli uznanie umowy zawierającej klauzulę abuzywną za niewiążącą stron. W tym scenariuszu umowa zostałaby uznana za nieważną, zaś strony musiałyby oddać sobie nawzajem to, co od siebie pobrały.
PODSUMOWANIE:
Choć banki robią wiele, by temat WIBORu przestał ekscytować kredytobiorców, ich działania mają póki co niewielką skuteczność. Złotówkowicze nie wierzą już w przekaz rozpowszechniany przez sektor. Wiedzą doskonale, że banki nigdy nie powiedzą prawdy o WIBORze, tak samo jak nie są szczere w kwestii kredytów frankowych. Mimo przegrywania blisko 99 proc. sporów sądowych o franki, banki wciąż utrzymują, że postępowały zgodnie z prawem. Kreują się wręcz na ofiary zbyt daleko idącej linii orzeczniczej TSUE i błędnej interpretacji unijnych wyroków przez krajowe sądy. Skoro więc nie są w stanie uczciwie mówić o swojej roli w procederze frankowym, nie można od nich oczekiwać, że w sposób obiektywny spojrzą na problem WIBORu.
Wiedzę na temat potencjalnej wadliwości samej stawki referencyjnej, jak i klauzul z nią związanych (oraz obowiązków informacyjnych) warto czerpać z niezależnych źródeł, niepowiązanych w żaden sposób z samym sektorem bankowym (ani z kancelariami odszkodowawczymi, które mają interes w przekonywaniu konsumentów, iż eliminacja WIBORu z umowy to tylko formalność). Kluczowym źródłem informacji są oczywiście opinie Rzecznika Generalnego, wyroki TSUE oraz uzasadnienia do wyroków wydawanych przez krajowe sądy.
Z kolei źródłem, które można całkowicie pominąć w zgłębianiu tematu, są profile społecznościowe influencerów i youtuberów (niebędących prawnikami), mówiących o stawce WIBOR wyłącznie to, za co mają zapłacone.






