Sektor bankowy ruszył do kontrataku w sprawie kredytów opartych o WIBOR. Najnowszym przykładem jest felieton Wojciecha Wandzla (kancelaria KKG Legal) opublikowany 15 września 2025 r. w Business Insider pod znamiennym tytułem „TSUE nie uderza w WIBOR. Adwokat banków odpiera zarzuty prawnika konsumentów”. Autor – przedstawiany jako ekspert – usiłuje zdyskredytować roszczenia kredytobiorców, ale przy tym posługuje się szeregiem manipulacji i nieścisłości. Już na wstępie Wandzel kreśli obraz biednych banków atakowanych rzekomo „o wszystko, co tylko możliwe” i obrzucanych zarzutami „często bez większych podstaw”. Tak emocjonalny ton od razu zdradza intencję: to nie neutralna analiza prawna, lecz publicystyka w obronie interesów banków. Przyjrzyjmy się faktom, które mecenas pomija lub przeinacza.
Legalność WIBOR vs. przejrzystość umowy
Wandzel zaciera różnicę między legalnością samego wskaźnika WIBOR a przejrzystością klauzuli umownej, która odsyła do WIBOR. Argumentuje, że oprocentowanie oparte na WIBOR nie może być uznane za nieuczciwe, ponieważ „powiela formułę przewidzianą w kodeksie cywilnym” (stopa referencyjna NBP + marża). Podkreśla, iż WIBOR jest od lat powszechnie stosowany, nadzorowany przez KNF i Komisję Europejską jako „kluczowy wskaźnik”, więc wszystko jest w porządku.
Tyle że fakt istnienia podstaw prawnych WIBOR-u nie gwarantuje, że konkretny zapis w umowie kredytowej spełnia standardy przejrzystości wobec konsumenta.
Europejskie prawo chroniące konsumentów od dawna wymaga, by każda klauzula była sformułowana prostym, zrozumiałym językiem – tak, aby przeciętny klient mógł pojąć mechanizm zmiennego oprocentowania i ocenić jego skutki finansowe. To, że WIBOR jest legalnym wskaźnikiem, nie wyklucza kontroli, czy bank odpowiednio objaśnił klientowi zasady jego działania. Trybunał Sprawiedliwości UE już w wyroku z 2020 r. (sprawa C-125/18) podkreślił, że jeżeli kredyt opiera się na zmiennym indeksie referencyjnym, bank musi przekazać konsumentowi jasne i szczegółowe informacje o sposobie obliczania tego indeksu oraz wpływie jego wahań na raty. Innymi słowy: WIBOR jako taki może być zgodny z prawem, ale zapis umowy odsyłający do WIBOR-u nadal może zostać uznany za nieuczciwy, jeśli konsument nie został w pełni świadomie poinformowany o mechanizmie i ryzyku zmiennej stopyl. Wandzel zdaje się tego nie dostrzegać, sprowadzając problem wyłącznie do legalności wskaźnika, a nie transparentności umowy.
Pomijanie dyrektywy 93/13 – stare umowy też musiały być przejrzyste.
W swoim tekście mec. Wandzel odpiera “absurdalne” – jego zdaniem – zarzuty, jakoby banki łamały przepisy przy umowach sprzed 2017 r. Problem w tym (pisze Wandzel), że wymogi, o których mowa, „wówczas jeszcze nie obowiązywały”. Chodzi tu o unijne rozporządzenie BMR z 2016 r., które faktycznie weszło w życie dopiero w 2018 r. Autor sugeruje więc, że starszych umów WIBOR nie można oceniać wg dzisiejszych standardów. To jednak klasyczne pominięcie istotnego faktu: obowiązek przejrzystego formułowania warunków umownych wynika z dyrektywy 93/13/EWG o klauzulach abuzywnych, która obowiązuje w Europie od lat 90. (w Polsce od akcesji do UE w 2004 r.). To na podstawie tej dyrektywy TSUE uznaje nieuczciwe postanowienia za niewiążące dla konsumentów.
Już zanim pojawił się BMR, banki miały prawny obowiązek jasno i zrozumiale informować klientów o istotnych warunkach umowy – w tym o zmiennym oprocentowaniu. Jeżeli tego nie robiły, klauzula mogła zostać uznana za nieuczciwą niezależnie od istnienia późniejszych przepisów technicznych. Co więcej, TSUE wielokrotnie orzekał, że sądy krajowe muszą badać przejrzystość klauzul z urzędu, niezależnie od tego, czy dany wymóg został już explicite zapisany w krajowym prawie.
Zatem kontrakty sprzed 2017 r. jak najbardziej podlegają ocenie pod kątem rzetelnego poinformowania konsumenta – choćby według ogólnych kryteriów dyrektywy 93/13. Wandzel, skupiając się wyłącznie na BMR, przemilcza znaczenie dyrektywy konsumenckiej, co prowadzi czytelników do mylnego wniosku, że “stare” umowy to święte krowy nietykalne dla sądów. Nic bardziej mylnego.
Czy „informacja w internecie” zwalnia bank z obowiązków?
Kolejna kontrowersyjna teza Wandzla dotyczy obowiązku informacyjnego banku. Przyznaje on (za opinią Rzecznik Generalnej TSUE), że klauzula oparta na WIBOR może zostać uznana za nieuczciwą, jeśli umowa nieprecyzyjnie informuje o nazwie wskaźnika, jego administratorze, metodzie wyznaczania i potencjalnych konsekwencjach dla konsumenta. Zaraz jednak dodaje uspokajająco, że… wcale nie trzeba tych informacji zamieszczać w umowie. Dlaczego? Bo – jak pisze Wandzel – ogólne informacje są dostępne w rozporządzeniu BMR, a szczegółowe publikuje administrator WIBOR (GPW Benchmark) na swojej stronie internetowej. Skoro zasady ustalania WIBOR-u można znaleźć w internecie, to „umowa kredytu wcale nie musi zawierać informacji o metodzie wyznaczania wskaźnika referencyjnego”. Wystarczy, że administrator publikuje je online – “są one powszechnie dostępne dla każdego, kto wyszuka hasło ‘WIBOR’”. Taka interpretacja jest skrajnie niebezpieczna i sprzeczna z duchem prawa konsumenckiego. Obowiązek przejrzystości nie oznacza: „podaj klientowi szczątkowe minimum, resztę sobie wygoogluje”. Przepisy wymagają od banku aktywnego przekazania istotnych informacji konsumentowi – w umowie lub załącznikach wręczonych klientowi – tak aby przeciętny konsument faktycznie uzyskał pełny obraz zastosowanego mechanizmu oprocentowania.
Rzecznik TSUE w swojej opinii wyraźnie zaznaczyła, że bank powinien dostarczyć pełne i precyzyjne informacje o WIBOR, ujawniające metodologię ustalania stawki oraz czynniki wpływające na jej wahania; tylko pełna, rzetelna informacja spełnia standard przejrzystości.
To oznacza, że bank nie może ograniczyć się do lakonicznej wzmianki i liczyć, że dociekliwy klient sam znajdzie resztę danych w sieci. Czy naprawdę każdy kredytobiorca miał obowiązek przekopywać internet w poszukiwaniu regulaminów GPW Benchmark? Absurd. Sugerowanie, że publiczna dostępność informacji zwalnia kredytodawcę z ich przekazania, to próba odwrócenia odpowiedzialności – przerzucenia ciężaru na konsumenta. Tymczasem to bank ma obowiązek tak poinformować klienta, by ten bez dodatkowego wyszukiwaniarozumiał mechanizm WIBOR i mógł ocenić ryzyko zmiennych rat. Wypada przypomnieć, że nawet w polskim prawie (art. 385^§2 k.c.) brak jednoznaczności klauzuli tłumaczy się na niekorzyść firmy, nie konsumenta. Krótko mówiąc: jeśli bank nie zadał sobie trudu, byś na starcie zrozumiał WIBOR, to później nie może bronić się tym, że „przecież w internecie wszystko było”.
Język polemiki zamiast eksperckiej analizy
Choć tekst Wandzla firmowany jest jako „opinia” prawnika, wiele mu brakuje do obiektywnego komentarza. Autor ucieka się do manipulacyjnych sformułowań rodem z PR-owej odezwy. Pisze np. o „dzisiejszej atmosferze tworzonej przez kancelarie zajmujące się pozywaniem banków o wszystko, co tylko możliwe”, w której padają „liczne zarzuty, często zupełnie pozbawione podstaw”. Zarzuty konsumentów nazywa „gołosłownymi twierdzeniami” pełnomocników kredytobiorców. Trudno o bardziej stronnicze podejście.
Zamiast rzeczowo odnieść się do argumentów drugiej strony, mecenas dezawuuje je z góry jako rzekomo absurdalne. To klasyczna zagrywka retoryczna: przedstaw przeciwnika jako pieniacza („pozywają banki o wszystko”), przypnij łatkę paranoi, a własne tezy ukażesz jako głos rozsądku. Taki styl może i pasuje do felietonu publicystycznego, ale z pewnością nie świadczy o bezstronności eksperta. W efekcie cały tekst Wandzla jest raczej głosem adwokata banków broniącego swoich mocodawców, niż rzetelną analizą prawną. Nic dziwnego – autor to lider praktyki Banking & Finance w kancelarii chwalącej się „kompleksową obsługą prawną banków”. Mówiąc wprost: Wandzel zarabia na reprezentowaniu największych banków w sporach z klientami, trudno więc oczekiwać, by doradzał konsumentom dochodzenie roszczeń. Jego felieton to po prostu głos jednej ze stron – strony bankowej – choć czytelnik Business Insider może nie zdawać sobie sprawy z tego konfliktu interesów.
Medialna ofensywa w obronie WIBOR-u
Co ciekawe, gdyby WIBOR faktycznie był tak niewzruszenie bezpieczny prawnie, jak zapewniają bankowi prawnicy, to czy sektor finansowy potrzebowałby aż takiej medialnej ofensywy? A jednak od pewnego czasu obserwujemy skoordynowaną kampanię informacyjną mającą przekonać opinię publiczną, że z WIBOR-em „wszystko jest okej”, a pozywanie banków to fanaberia. Do akcji ruszyli nawet influencerzy w mediach społecznościowych. Popularny tiktoker Jan Dąbrowski (ponad 2 mln obserwujących) opublikował sponsorowane materiały edukacyjne tłumaczące, „co to jest WIBOR, jak jest ustalany i co na to TSUE”, wyraźnie oznaczone jako współpraca z portalem Bankiwpolsce.p. W krótkich filmikach młody idol opowiada o WIBOR-ze, oswajając temat dla szerokiej widowni – oczywiście nie jest to spontaniczne zainteresowanie bankami, lecz płatna promocja narracji korzystnej dla sektora.
Równolegle w internecie pojawiły się specjalne strony i artykuły sponsorowane, których celem jest zniechęcenie społeczeństwa do kwestionowania WIBOR-u. Wspomniany portal Bankiwpolsce.pl – prowadzony przez Związek Banków Polskich lub podmioty z nim związane (sugeruje to już sama nazwa) – publikuje jednostronne treści wychwalające stabilność i legalność WIBOR-u. Przykładowy tytuł: „Kwestionowanie WIBOR-u może zrujnować naszą gospodarkę”. W tekście tym czytamy, że WIBOR ma „silne podstawy prawne” i jest wyznaczany w sposób przejrzysty, a jego podważanie grozi destabilizacją państwa – na szczęście „kluczowe instytucje publiczne zgodnie biorą WIBOR w obronę”.
Brzmi alarmistycznie? Taki jest zamiar. Autorzy straszą, że podważanie WIBOR-u to atak na fundamenty finansowe kraju, zarzuty o manipulacje nazywając „chybionymi” i wynikającymi z „niezadowolenia klientów ze wzrostu rat”. Do głosu dopuszczani są wyłącznie eksperci i urzędnicy przychylni bankom, którzy uspokajają, że „nie widzą podstaw do kwestionowania WIBOR-u”. Tego rodzaju przekaz wprost koresponduje z linią Wandzla: WIBOR jest cacy, a kto uważa inaczej, ten sieje niepotrzebny ferment i ryzykuje krach.
Nie poprzestano na influencerach i portalach. W mediach finansowych zaroiło się od prawniczych komentarzy popierających narrację banków. Współpracujący z bankami adwokaci publikują na portalach ekonomicznych opinie sprowadzające się do jednego: nie każda umowa będzie do podważenia, WIBOR-u raczej ruszyć się nie da. Ton tych wypowiedzi często jest zbieżny: bagatelizowanie prokonsumenckich tez Rzecznika TSUE i eksponowanie wszystkiego, co wygodne dla banków. Przykładem jest felieton Wandzla, ale też wypowiedzi innych ekspertów w branżowych mediach.
Wszystko to wygląda na przemyślaną ofensywę PR-owo-prawną, finansowaną przez sektor bankowy, by ugasić pożar zanim się rozprzestrzeni. Banki doskonale wiedzą, że stawką są setki tysięcy potencjalnych pozwów (według danych TSUE w Polsce jest ok. 2 mln czynnych hipotek WIBOR-owych). Stąd próba uderzenia w wątpliwości konsumentów zanim zamienią się one w masowe działania prawne.
Zniechęcić kredytobiorców za wszelką cenę
Podsumowanie tej probankowej ofensywy nasuwa smutny wniosek: jej celem jest zniechęcenie „WIBOR-owiczów” do dochodzenia swoich praw. Poprzez mnożenie artykułów i komentarzy przekonujących, że „nie ma tematu”, że „umów WIBOR nie da się podważyć” albo że „to nic nie da, a może zrujnować gospodarkę”, sektor bankowy chce ukształtować przekonanie, iż walka jest z góry przegrana. Felieton mec. Wandzla to jaskrawy element tej układanki – podszyty retoryką fachowości tekst mający wybić z głowy kredytobiorcom pomysł pójścia do sądu. Skoro „adwokat banków”publicznie mówi, że wszystko jest zgodne z prawem i nawet TSUE nic tu nie zmieni, to wielu ludzi może machnąć ręką i uznać, że szkoda zachodu. Taki jest zamierzony efekt.
Warto jednak, by konsumenci sami wyciągnęli wnioski z faktów, a nie narracji opłacanej przez banki. A fakty są następujące: opinia Rzecznik Generalnej TSUE z 11 września 2025 r. potwierdziła, że klauzule WIBOR-owe podlegają kontroli pod kątem uczciwości – WIBOR nie jest żadną „świętą krową” wyjętą spod oceny. Mało tego, Rzecznik jasno wskazała bardzo surowe wymogi informacyjne wobec banków: klient powinien otrzymać pełne dane (łącznie z metodologią indeksu) przedstawione neutralnie i obiektywnie, tak by świadomie zgodził się na ryzyko zmiennej stopy.
Jeśli bank tego nie zrobił – droga do podważenia klauzuli stoi otworem. A to, czy dany zapis jest nieuczciwy, oceni niezawisły sąd, a nie marketingowy portal czy prawnik zatrudniany przez bank. Kredytobiorco: masz prawo oczekiwać od swojego kontraktu pełnej przejrzystości. Jeżeli czujesz, że w momencie podpisania umowy nie wyjaśniono Ci jasno, jak działa WIBOR i z jakim ryzykiem się wiąże, nie daj sobie wmówić, że „sam jesteś sobie winien” albo że „tak musi być”. Zasięgnij niezależnej porady, przeanalizuj umowę. Nie pozwól, aby propaganda – nawet ubrana w pozory eksperckiego komentarza – odebrała Ci szansę na dochodzenie swoich praw. Banki mają swoich prawników i influencerów, Ty masz prawo i fakty po swojej stronie. Bądź świadomy i nie daj się uciszyć. To, czy WIBOR okaże się nieuczciwy w Twojej umowie, ostatecznie rozstrzygnie bezstronny wymiar sprawiedliwości, a nie medialna nagonka.






