Liczne negatywne wydarzenia, jakie miały miejsce na świecie w ostatnich 2 latach, mocno odbiły się na światowych gospodarkach i sektorze finansowym. W dość trudnej sytuacji są banki w Polsce, co zauważył nawet „Financial Times”, wskazując ryzyko prawne związane z kredytami frankowymi jako możliwy powód poważnych kłopotów po stronie kredytodawców. Oczekiwanie na wyrok TSUE w sprawie C-520/21 w naturalny sposób nasuwa pytanie, czy banki w Polsce mogą zacząć bankrutować pod wpływem niekorzystnych dla siebie wyroków w sporach frankowych? Wygląda na to, że nawet mimo wielomiliardowych kosztów, jakie musiały zaksięgować banki w III kwartale br., prawdopodobieństwo upadłości jest mniejsze, niż rysują to pesymiści.
Gdyby nie franki i wakacje kredytowe, banki notowałyby rekordowe zyski
Większość komercyjnych banków notowanych na GPW zakończyła III kwartał z dużą stratą. Powodów było kilka – najważniejsze to:
- konieczność dokonania jednorazowych odpisów w związku z kosztem ustawowych wakacji kredytowych
- wysokie składki na Fundusz Wsparcia Kredytobiorców
- powiększanie rezerw na ryzyko prawne kredytów waloryzowanych kursem walut obcych.
Te czynniki spowodowały, że mimo rekordowego oprocentowania kredytów złotowych banki nie były w stanie wypracować zysku, a jeden z nich – Millennium Bank – już w lipcu ogłosił plan naprawy.
Dodatkowy niepokój w społeczeństwie wzbudziła decyzja Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, który 30 września br. ogłosił przymusową restrukturyzację Getin Noble Banku. Wskutek tej decyzji obligatariusze GNB stracili miliony złotych – wśród nich jest wielu zwykłych ludzi, którzy w obligacje włożyli oszczędności swojego życia.
Zaufanie społeczne do sektora bankowego w naturalny sposób się zmniejszyło. Skoro duży, znany bank może nagle ograniczyć działalność do obsługi toksycznych zobowiązań frankowych, podczas gdy jego zyskowna część jest transferowana do nowego podmiotu, wiele osób zaczyna zadawać sobie pytanie: „a co, jeśli spotka to mój bank?”
Nastrojów społecznych z pewnością nie załagodziło stanowisko przewodniczącego KNF, Jacka Jastrzębskiego, który 12 października wystąpił przed TSUE w obronie sektora bankowego, twierdząc, że jeśli w sprawie C-520/21 (dotyczącej sposobu rozliczania się klienta z bankiem po unieważnieniu umowy frankowej) zapadnie prokonsumencki wyrok, jeden lub nawet kilka dużych banków może ogłosić upadłość.
O tym kontrowersyjnym wystąpieniu rozpisywały się media w całej Polsce, a analitycy próbowali oszacować, czy podany przez KNF koszt 100 mld zł, jaki rzekomo miałby ponieść sektor bankowy wskutek uznania przez TSUE, że wynagrodzenie za korzystanie z kapitału (po unieważnieniu umowy) jest bankom nienależne, znajduje pokrycie w rzeczywistości.
Wielu ekspertów jest zdania, że szacunki te są przesadzone – zakładają bowiem stuprocentowe zainteresowanie uprawnionych kredytobiorców pozwaniem banku. Taki scenariusz jest mało prawdopodobny – widać to doskonale po tym, ile osób skorzystało z wakacji kredytowych. Aż 1/3 uprawnionych nie złożyła wniosku, a w niektórych bankach takich klientów jest nawet połowa. A przecież wypełnienie i wysłanie takiego wniosku jest bezpłatne i zajmuje raptem kilka minut. Trudno to porównywać do kosztownego i wieloetapowego sporu sądowego, przed którym wciąż wiele osób ma opory.
Należy też dodać, że prokonsumencki wyrok TSUE w sprawie C-520/21, którego spodziewają się zarówno frankowicze i ich pełnomocnicy, jak i spora część środowiska eksperckiego, nie wywoła jednorazowego kosztu, tak jak było to w przypadku wakacji kredytowych. Wydatek banków będzie rozłożony w czasie, tak jak i same pozwy oraz wyroki w sprawach o unieważnienie umowy.
Dodatkowo należy wskazać, że już teraz banki mają zabezpieczone spore rezerwy na ryzyko przegranych w sprawach frankowych – przykładowo w mBanku rezerwami pokryte jest już 51 proc. portfela kredytów waloryzowanych do CHF.
Które banki są najbardziej narażone na skutki prokonsumenckiego orzecznictwa?
Problem niekorzystnego dla kredytodawców orzecznictwa w postępowaniach frankowych odbije się najbardziej na mBanku i Millennium. To właśnie w tych podmiotach udział hipotek w CHF w ogólnym portfelu kredytowym jest największy. Przoduje Millennium Bank, w którym hipoteki frankowe to ponad 16 proc. wszystkich aktywnych kredytów (łączna wartość portfela frankowego to w tej instytucji ok. 14 mld zł).
Hipoteki frankowe stanowią łącznie poniżej 10 proc. ogólnego portfela mBanku (łączna wartość hipotek w CHF to u tego kredytodawcy ok. 13 mld zł). Z kolei największą wartość hipotek frankowych ma PKO BP – aktywne umowy są wyceniane na ok. 18 mld zł, przy czym należy zaznaczyć, że udział tych hipotek w ogólnym portfelu brutto tego banku wynosi mniej niż 8 proc.
Bankami, dla których hipoteki frankowe nie stanową dużego zagrożenia, są przede wszystkim ING Bank Śląski i Pekao. Zarówno liczba aktywnych umów, jak i ich udział w ogólnym portfelu tych podmiotów są niewielkie i nie powinny mieć znacznego wpływu na ich przyszłą działalność, nawet w przypadku, gdy wyrok TSUE w sprawie C-520/21 okaże się jednoznacznie korzystny dla konsumentów.
Co, jeśli kapitały własne niektórych dużych banków stopnieją na skutek niekorzystnego orzecznictwa poniżej wymogów nadzorczych? Możliwości jest kilka. Podmioty w tarapatach mogą zostać w takiej sytuacji dokapitalizowane przez swoich głównych akcjonariuszy. Ponieważ jednak zagraniczni właściciele części z nich sami mają kłopoty, mogą się nie kwapić do podjęcia tej decyzji.
Banki mogą rozpocząć też szeroką emisję akcji, ale eksperci wskazują, że obecnie sytuacja na giełdzie nie sprzyja temu krokowi. Być może zmieni się to w przyszłym roku, gdy banki centralne (prawdopodobnie) zaczną odchodzić od zaostrzania polityki monetarnej i stopy procentowe przestaną rosnąć (a w niektórych gospodarkach może zaczną nawet spadać).
W Polsce wiele będzie zależało oczywiście od wyrozumiałości samego KNF i tego, czy Nadzór Finansowy podejdzie liberalnie do podmiotów, które przestaną spełniać wymogi kapitałowe i jednocześnie da im czas na odrobienie wyniku, czy wręcz przeciwnie – będzie żądać bezzwłocznego dokapitalizowania.
Wyrok TSUE w sprawie C-520/21, który może mieć decydujący wpływ na przyszłą sytuację kapitałową dużych polskich banków, zapadnie prawdopodobnie w II połowie przyszłego roku.