Temat programu ugód frankowych jest obecny w mediach od wielu miesięcy i im bliżej orzeczenia TSUE w sprawie C-520/21, tym bardziej skłonne są banki do kompromisów z klientami. Wielu frankowiczów zaczyna na poważnie rozważać taką ugodę, licząc, że w ten sposób można w 2-3 miesiące rozwiązać problem nieprzewidywalnego kredytu. I choć prawnicy frankowi doradzają, by konsultować podpisanie ugody z doświadczonym pełnomocnikiem prawnym, z pewnością i w tym roku dziesiątki frankowiczów podejmą tego rodzaju życiową decyzję bez głębszej analizy. Czy może to być dla nich niebezpieczne? Okazuje się, że tak. Jednak ugoda nie zawsze musi być niekorzystna. Sprawdźmy, kiedy zawarcie kompromisu z bankiem może się opłacać, a kiedy jest to zgubny krok.
- Z danych opublikowanych przez Komitet Stabilności Finansowej wynika, że banki zawarły już ok. 32 tys. ugód z frankowiczami
- Bankom z bogatym portfelem kredytów frankowych zależy na podpisaniu jak największej liczby ugód, ponieważ to relatywnie tani sposób na wyeliminowanie z nich ryzyka prawnego
- Frankowicze wygrywają z bankami w sądach w aż 98 proc. spraw, co nie zmienia faktu, że jak na razie tylko 1/4 aktywnych umów została objęta sporem sądowym
- Niektórzy kredytobiorcy nie chcą się sądzić z bankiem i potrzebują szybkiego wyjaśnienia swojej sytuacji kredytowej – ta grupa może być chętna na ugodę. Czy ten kompromis może rzeczywiście przynieść klientowi jakieś korzyści?
Ugoda z bankiem to kompromis, ale na ustępstwa idzie głównie klient
W mediach dominuje pogląd, że ugoda frankowa to rozsądny i wyważony kompromis, w którym na pewne ustępstwa idą obie strony umowy. Bank decyduje się przewalutować klientowi kredyt z franków na złote, przeważnie umarzając część salda. Klient z kolei godzi się na rezygnację z prawa do roszczeń z tytułu nieważności umowy i zezwala na to, by była ona kontynuowana na zmienionych warunkach.
Z daleka rzeczywiście może wyglądać to na rozwiązanie, w którym obie strony nieco ustępują. Ponieważ wzorce ugód są tworzone przez banki, trudno byłoby oczekiwać, że odstąpią one od swoich starych zwyczajów i równomiernie rozłożą ryzyka kredytowe na obie strony umowy.
Tym razem to również klient ma ponieść całość ryzyka. Wcześniej było to zagrożenie wynikające z potencjalnie nieograniczonego wzrostu kursu franka, a po konwersji – z równie niebezpiecznych i nieprzewidywalnych wahań stawki referencyjnej WIBOR.
Bo czymże jest w istocie kredyt po konwersji? To standardowe zobowiązanie złotowe oprocentowane WIBORem właśnie. A ponieważ WIBOR jest obecnie znacznie wyższy niż SARON, kredytobiorca musi się liczyć z tym, że będzie to miało wpływ na wysokość płaconej raty kapitałowo-odsetkowej. No tak, ale przecież bank umarza część salda kredytu, czyż nie?
Owszem, ale ta iluzoryczna korzyść może być w całości zneutralizowana przez skok oprocentowania. Chyba że kredytobiorca planuje jednorazową spłatę reszty kredytu – wtedy rzeczywiście może uwolnić się od ryzyka płynącego z umowy i zakończyć relację z bankiem w kilka miesięcy od podpisania ugody.
Spora część kredytobiorców decydujących się na ugodę wychodzi właśnie z takiego założenia, co widać po statystykach – w PKO BP nawet 50 proc. frankowiczów, którzy zdecydowali się na konwersję, spłaciło pozostałe zobowiązanie za jednym razem. Wg raportu KSF banki zawarły już 32 tys. ugód frankowych. Sam PKO BP podaje, że jest stroną ok. 18 tys. takich ugód.
Kiedy ugoda może być korzystna dla kredytobiorcy, a kiedy nie?
Mimo iż większość ugód podsuwanych kredytobiorcom przez banki nie jest korzystna, zdarzają się wyjątki. Bywa np., że bank proponuje przewalutowanie kredytu po kursie dużo niższym niż ten z dnia zawarcia umowy, skutkiem czego kredytobiorca może bez większych problemów i zaciągania dodatkowego kredytu spłacić swoje zobowiązanie.
Oczywiście, na drodze sądowej zapewne udałoby mu się doprowadzić do unieważnienia umowy (jest na to ok. 92 proc. szans + kolejnych kilka procent na jej odfrankowienie), skutkiem czego odzyskałby całość nadpłaty ponad wartość wypłaconego kapitału.
Na prawomocne zakończenie sporu trzeba czasu – zwykle przynajmniej 2-3 lat, a nie każdy jest w stanie tyle czekać, by zakończyć relację z bankiem. Problemem może być np. sytuacja, w której kredytobiorca chce pilnie sprzedać mieszkanie lub wyjechać za granicę, a z Polski pragnie wyjechać z czystą kartą.
Bywa też tak, że umowa z bankiem, choć możliwa do podważenia, nie zawiera standardowych zapisów uznawanych dziś przez sądy za abuzywne. W tej sytuacji kredytobiorca może nie chcieć ryzykować, że znajdzie się wśród tych kilku procent osób, które z sądu odchodzą z kwitkiem. Jeśli taka osoba jest już pogodzona z tym, że pieniądze, które wpłaciła bankowi w ramach rat kapitałowo-odsetkowych, przepadły, może przyjąć ugodę i zrezygnować z roszczeń, a nawet uznać, że tego rodzaju decyzja jest korzystna. Są to jednak jednostkowe przypadki.
Dla zdecydowanej większości frankowiczów lepszym rozwiązaniem będzie droga sądowa. Standardowa ugoda z bankiem niesie za sobą zbyt wiele ryzyka, szczególnie w aktualnej rzeczywistości ekonomiczno-gospodarczej:
- kredytobiorca, który zawrze ugodę, musi liczyć się z tym, że jest to bilet w jedną stronę. Jeśli warunki ugody okażą się niekorzystne, co skutkować będzie większym obciążeniem finansowym po stronie klienta, droga sądowa w takim przypadku pozostanie zamknięta
- z uwagi na wysokość WIBORu kredytobiorca, którego nie stać na jednorazową spłatę kredytu, odczuje najprawdopodobniej wzrost swojej miesięcznej raty, a w konsekwencji zapłaci bankowi więcej odsetek, które mogą być znacznie wyższe niż wartość umorzonego salda kredytu
- jeśli bank proponuje czasowo zmienne oprocentowanie na okres 5 lat, zwykle jest to stawka 4,99 proc., która może się wydawać laikowi korzystna. Trzeba mieć jednak na uwadze, że rzeczywista roczna stopa oprocentowania w takim przypadku może wynieść nawet ponad 8 proc., a to wcale nie jest dużo mniej niż w kredycie na zmiennej stopie
- jeżeli klient, który podpisze ugodę, zdążył wstąpić już na drogę sądową, musi liczyć się z tym, że bank będzie miał prawo do wystąpienia o zwrot kosztów zastępstwa procesowego. Może nimi zostać obciążony powód w sprawie – czyli kredytobiorca
- choć ugoda z bankiem jest zwolniona (przynajmniej czasowo) z konieczności zapłaty podatku, dotyczy to wyłącznie tych kredytobiorców, którzy zamieszkują w kredytowanej nieruchomości. Jeśli w umowie kredytowej dopisani są np. rodzice, którzy mieszkają pod innym adresem, ich zwolnienie z podatku już nie obejmie.
W świetle powyższych informacji ugoda okazuje się podobnie ryzykowna, jak i sam kredyt, którego miałaby dotyczyć. Banki starają się przekonać klientów, że ugoda jest bezpieczna, ponieważ ściąga z nich ryzyko kursowe, a jednocześnie nie jest obciążona zagrożeniem przegrania procesu sądowego.
Retoryka tego rodzaju nabrała na sile w przekazie medialnym, od kiedy stało się jasne, że już wkrótce zapadnie wyrok – prawdopodobnie prokonsumencki – w sprawie C-520/21 o wynagrodzenie dla banków za bezumowne korzystanie z kapitału.
Jeśli kredytobiorcy zyskają pewność, że unieważnienie umowy frankowej automatycznie wiąże się z sankcją darmowego kredytu, chętniej będą decydować się na pozew, zwłaszcza że statystyka wygranych po stronie konsumentów wciąż się poprawia. Samo unieważnienie niesie za sobą zresztą znacznie więcej korzyści niż tylko wyeliminowanie umowy z obrotu prawnego:
- w wyniku unieważnienia umowy strony sporu są zwykle zobowiązanie do wzajemnego rozliczenia się na zasadzie dwóch kondykcji, a to oznacza, że bank musi oddać klientowi wszystko, co otrzymał w ramach spłaty kredytu. Frankowicz odpowiada przed kredytodawcą wyłącznie do kwoty wypłaconego kapitału
- sąd zwykle oczekuje, że strony rozliczą się w tej samej walucie, w której spełniane były świadczenia. Wielu kredytobiorców, chcąc ominąć klauzule przeliczeniowe, po 2011 roku spłacało swoje kredyty bezpośrednio w CHF. Jeśli bank odda w ramach rozliczenia franki, to będą one dziś znacznie więcej warte niż jeszcze kilka lat temu. Wynika to z różnic kursowych
- kredytobiorca, pozywając bank, może ubiegać się o ustawowe odsetki za opóźnienie. Jeżeli sąd zasądzi od banku na rzecz konsumenta tego rodzaju korzyść, kredytobiorca może na tym zyskać nawet 12,25 proc. w skali roku (tyle obecnie wynoszą odsetki za zwłokę)
- po unieważnieniu umowy wpis banku musi zostać usunięty z księgi wieczystej kredytowanej nieruchomości. Bank wystawia klientowi list mazalny, a jeśli nie chce tego zrobić, wykreślenie hipoteki można uzyskać w sądzie wieczystoksięgowym, dysponując wyrokiem sądu zawierającym klauzulę wykonalności
- ponieważ kredyt przestaje istnieć, frankowicz odzyskuje swoją zdolność kredytową
- wygrywając z bankiem w sądzie, frankowicz nie zapłaci podatku za uzyskane w wyniku wyroku korzyści.
Ugoda z bankiem to więc rezygnacja z roszczeń, których wartość może wynieść nawet kilkaset tysięcy złotych. Przed podjęciem decyzji o ugodzie zdecydowanie warto policzyć, ile można zyskać na drodze sądowej, a następnie zastanowić się, czy ten nierówny kompromis proponowany przez bank rzeczywiście jest wart spisania możliwych do uzyskania wierzytelności na straty.