Sprawy z zakresu kredytów frankowych od początku budzą wiele emocji, jednak „kumulacja” złego nastawienia do kredytobiorców i zgłaszanych przez nich roszczeń nastąpiła, gdy okazało się, że frankowicze uzyskują darmowe kredyty. Zadłużonym we frankach szwajcarskich zarzuca się hipokryzję, gdyż według mediów, a także i sądów, gdyby nie wysoki kurs franka szwajcarskiego, to kredytobiorcy nigdy nie zdecydowaliby się na pozywanie banków i unieważnianie zawartych umów. Frankowiczów ocenia się więc pod względem moralności prowadzenia postępowań przeciwko bankom, a sądy, choć takie sytuacje absolutnie nie powinny mieć miejsca i w żadnych innych sprawach nie występują, oceniają motywy występujących z roszczeniami kredytobiorców. Z ofiar jakimi są frankowicze, próbuje się zrobić atakujących, choć banki doskonale od początku wiedziały, że wzrost kursu szwajcarskiej waluty skończy się katastrofą.
Dziwny i rozczarowujący wyrok Sądu Najwyższego.
Orzeczenia wydawane w sprawach frankowych przez Sąd Najwyższy są z reguły korzystne dla kredytobiorców, dlatego tym większe zdziwienie, a wręcz szok, wywołał wyrok Sądu Najwyższego z dnia 19 września 2023 r., wydany w sprawie o sygn. akt: II CSKP 1627/22. W powołanym orzeczeniu Sądu Najwyższy zaprezentował stanowisko radyklane, sprzeczne z dotychczasową linią orzeczniczą, a nawet z prawem Unii Europejskiej, dlatego trudno uwierzyć, że w ogóle zapadło.
W pierwszej kolejności Sąd Najwyższy uznał, że „w obrocie gospodarczym sprecyzowanie przelicznika służącego do waloryzacji świadczenia pieniężnego nie jest konieczne, takie doprecyzowanie nie należy do essentialia negotii umowy. Brak jest podstaw do odmiennego rozumienia postanowień konstytuujących umowę w przypadku obrotu konsumenckiego. Zatem umowa kredytowa z konsumentem, przewidująca waloryzację kursem waluty obcej, jest zawarta mimo pominięcia w niej postanowień dotyczących sposobu ustalania kursu waluty obcej.” Już na początku zrobiło się więc ciekawie, gdyż w ocenie Sądu banki wcale nie musiały precyzować w jaki sposób będą przeliczać zadłużenie kredytobiorcy, jednak z dalszej części uzasadnienia wyroku można dowiedzieć się jeszcze bardziej interesujących rzeczy.
Następnie Sąd stwierdził, że przelicznik rat kredytu wpłaconych w złotych na franki, odwołujący się do tabeli kursowej pozwanego banku, jest jednoznacznie sformułowany i określa świadczenie główne kredytobiorców, a tym samym nie powinien być oceniany pod kątem niedozwolonego postanowienia umownego. W ocenie Sądu, uznawanie za nieważne umów zawartych 11 lat przed wyrokiem TSUE z 3 października 2019 r., tylko ze względu na niemożność zastosowania innego przelicznika walutowego niż jednostronnie określany przez bank, rażąco godziłoby w zasadę bezpieczeństwa prawnego. Zastosowanie dowolnego obiektywnego przelicznika walutowego nie pogarsza bowiem sytuacji konsumenta w stosunku do sytuacji przy utrzymaniu ustanowionego w umowie abuzywnego przelicznika odwołującego się do tabel kursowych pozwanego banku.
W końcówce uzasadnienia powołanego orzeczenia znaleźć można natomiast istną „wisienkę na torcie”, gdyż Sąd Najwyższy stwierdził, iż kredytobiorcy uznali zawarte przez siebie umowy za nieuczciwe nie na skutek zauważenia, że to bank określa przelicznik, lub nieuczciwego wykorzystywania tego prawa przez bank, lecz na skutek dużego wzrostu kursu franka szwajcarskiego, a przecież dopuszczalne jest zawieranie umów, w których ryzyko zmian kursu waluty obcej obciąża tylko kredytobiorcę. Zdaniem Sadu, wymyślona w orzecznictwie sankcja nieważności umowy, tylko z powodu teoretycznej możliwości nadużywania przez bank swojej tabeli kursowej, prowadzi do przyznawania najwyższych korzyści kredytobiorcom zaciągającym najwyższe kredyty.
Powyższy wyrok został przez prawników frankowiczów uznany za kuriozum, i trudno z takim określeniem się nie zgodzić, skoro jest on sprzeczny z całym dotychczasowym orzecznictwem w sprawach frankowych, również na poziomie europejskim, i wręcz oskarża frankowiczów o korzystanie ze swoich praw. Sąd Najwyższy w swych rozważaniach posunął się zdecydowanie zbyt daleko, gdyż to nie do Sądu należy ocena dlaczego kredytobiorcy decydują się na procesy z bankami, lecz Sąd powinien skupić się na ocenie, czy w sprawie doszło do naruszenia obowiązujących przepisów.
Wskazane orzeczenie może niestety spowodować, że banki będą bardziej skłonne do składania skarg kasacyjnych w procesach frankowych, nie wykluczone jednak również, że sprawa w której zapadł przedmiotowy wyrok znajdzie swój finał w Trybunale Sprawiedliwości UE.
Banki wiedziały, że kredyty frankowe to katastrofa.
Banki od początku próbują frankowiczów przedstawić w złym świetle, przy każdej okazji podkreślane bowiem jest, że darmowe kredyty dla zadłużonych we frankach to niesprawiedliwość wobec posiadaczy kredytów w złotówkach, którzy muszą spłacać swój dług z odsetkami, banki jednak zapominają wspomnieć o tym, iż miały świadomość, że kredyty walutowe nie są dobrym rozwiązaniem. Instytucje kredytowe bardzo dobrze wiedziały, że kurs franka szwajcarskiego może wzrosnąć i zdawały sobie sprawę z konsekwencji takiego wzrostu, a mimo to, zdecydowały się na wprowadzenie takiego produktu jak kredyt odnoszący się do waluty obcej.
O tym, że banki zdawały sobie sprawę z ryzyka generowanego przez kredyty frankowe najlepiej świadczy Biała księga kredytów frankowych w Polsce, czyli dokument wydany przez Związek Banków Polskich, który wyjaśnia jaka była historia wprowadzania kredytów frankowych w Polsce.
Z publikacji tej dowiedzieć się można m.in. tego, że środowisko bankowe było jednym z pierwszych, które apelowało o zakaz udzielania takich kredytów, ale jak wskazano, banki były wówczas osamotnione, gdyż przeciw ich postulatom wystąpili nie tylko politycy i instytucje państwowe, ale także niektóre stowarzyszenia społeczne, środowiska eksperckie i wielu komentatorów życia publicznego.
Głos banków być może nie został wówczas wysłuchany, lecz to nie uprawnia obecnie banków, ani żadnych innych instytucji, do twierdzeń, że sprytni frankowicze chcą na zaistniałej sytuacji zarobić i że na tym korzystają. W przypadku spraw frankowych chodzi przede wszystkim o świadomość, banki wiedziały, że frank może wzrosnąć i wiedziały jakie to przyniesie konsekwencje, natomiast kredytobiorcy byli tej wiedzy pozbawieni, lecz na nich zostało scedowane całe ryzyko z tego tytułu.
Już w 2005 r. powstał zespół, którego zadaniem było ograniczenie udzielania kredytów w walucie obcej, i co ciekawe, najczęściej rekomendowanym przez banki rozwiązaniem była opcja wprowadzenia zakazu wszelkich kredytów w walutach wymienialnych, większość banków stwierdziła, że właśnie to jest najlepsze rozwiązanie.
W stanowisku skierowanym do Prezesa Związku Banków Polskich, Bank BPH jednoznacznie stwierdził, że po przeanalizowaniu proponowanych rozwiązań w zakresie ograniczenia udzielania przez banki kredytów walutowych, najbardziej pożądanym jest wprowadzenie zakazu udzielania wszelkich kredytów w walutach wymienialnych.
Za prowadzeniem całkowitego zakazu kredytów walutowych opowiedział się również PKO Bank Polski, BRE Bank SA oraz Bank Zachodni WBK SA, natomiast Bank PEKAO SA stanął na stanowisku, że kredyty walutowe powinny być dostępne tylko dla tych klientów, którzy posiadają stały dochód w tej samej walucie co waluta kredytu.
Jak wiadomo, powyższe stanowisko nie spotkało się z aprobatą i dopiero po tej dacie kredyty frankowe rzeczywiście „zawojowały” rynek kredytów hipotecznych, jednak to, że banki opowiadały się za wprowadzeniem ograniczeń, nie zdejmuje z nich odpowiedzialności za późniejsze zawieranie umów z tego rodzaju kredytami w sposób sprzeczny z obowiązującym prawem.
Banki wiedziały o ryzyku generowanym przez frankowe umowy kredytowe, lecz kredytobiorcy nie byli o nim informowani, a wręcz przeciwnie, było ono przed nimi ukrywane i sztucznie minimalizowane, dlatego dziś nie można zrzucać całej winy na „cwanych frankowiczów, którzy chcą się dorobić”, lecz to banki powinny ponieść odpowiedzialność za swoje działania.