Kto jest teraz głównym wrogiem sektora bankowego w Polsce? Czy są nim frankowicze, masowo unieważniający swoje umowy w sądach? A może to sądy, które nie chcą przyjąć do wiadomości, że umowy frankowe są ważne, i pozwalają sobie w oparciu o krajowe i unijne przepisy wykreślać je z obrotu prawnego? Okazuje się, że nie. Naczelnym antagonistą banków są teraz… kancelarie prawne. Te same, które uświadamiają konsumentom ich prawa i wpajają, że nie muszą oni godzić się na słabe, wręcz godne pożałowania oferty ugodowe. Bankowcy od wielu miesięcy próbują kąsać prawników frankowych – doskonałym przykładem czarnego PR-u uprawianego przez sektor jest wypowiedź, której udzielił niedawno PAP prezes Związku Banków Polskich, Tadeusz Białek. Warto pochylić się nad tym oskarżeniem wymierzonym w stronę prawników i spróbować odpowiedzieć na pytanie: ile jest prawdy w tym, co głosi o kancelariach prezes ZBP?
Prezes Związku Banków Polskich niestrudzenie nawołuje frankowiczów do przystąpienia do negocjacji ugodowych. I jest wyraźnie sfrustrowany tym, że akcja nie idzie tak sprawnie, jak oczekuje tego sektor. Winą za brak powodzenia programów ugodowych obarcza… kancelarie prawne
Tadeusz Białek zauważa, że osoby, które już złożyły pozew, są mniej chętne do zawierania ugód. Przyczyną tego stanu rzeczy jest wg niego to, że ci frankowicze wyłożyli już „grube pieniądze na kancelarię prawną”. Ta z kolei nie ma interesu w namawianiu klientów do ugody
Uczciwie trzeba przyznać, że prezes ZBP trafił swoją opinią jak kulą w płot: na rynku istnieje cała masa kancelarii odszkodowawczych, które z chęcią przyjmą pod swoje skrzydła klienta nastawionego na ugodę. Za negocjowanie w jego imieniu porozumienia też przecież zarobią pieniądze – i to znacznie szybciej niż za wygranie sprawy sądowej
Prezes ZBP zarzuca kancelariom prawnym działanie na szkodę klienta: frankowicz, który odrzuci bezkosztową ugodę i pozwie bank, stanie przed perspektywą pięcio- a czasem nawet i sześcioletniej walki w sądzie. Czy rzeczywiście jest się czego obawiać?
Prezes Związku Banków Polskich krytykuje kancelarie prawne wspierające frankowiczów w sądach
Tadeusz Białek od wielu miesięcy aktywnie komentuje sytuację frankowiczów i banków w świetle zmieniającego się orzecznictwa. Prezes Związku Banków Polskich jest jednym z głównych promotorów dobrowolnych ugód pomiędzy zwaśnionymi stronami i jawnie wspiera inicjatywę legislacyjnego rozwiązania problemu kredytów w walucie obcej. Od kiedy stopy procentowe w Polsce poszły w górę, a frankowicze poznali stanowisko TSUE w kwestii prawa banku do wynagrodzenia za bezumowne korzystanie z kapitału, programy ugodowe utraciły pierwotną dynamikę. To bardzo frustrujące dla bankowców, którzy liczyli przecież, że tym sposobem wykpią się z pełnej odpowiedzialności za proceder frankowy i skonwertują wadliwe kredyty w CHF na PLN, przy okazji zarabiając na wyższej stawce oprocentowania.
Niestety, ich misterny plan został pokrzyżowany przez prawników, którzy dzień w dzień wyjaśniają frankowiczom, że ugoda z bankiem jest rozwiązaniem znacznie mniej opłacalnym niż unieważnienie umowy. Przekaz kancelarii prawnych jest najwidoczniej lepiej słyszalny wśród konsumentów, a już na pewno przyjmowany z większym zaufaniem niż to, co głoszą bankowcy. Dość powiedzieć, że banki podpisały dotąd niespełna 80 tys. ugód, a sądzą się z frankowiczami w prawie 150 tys. indywidualnych postępowań frankowych.
Wobec takiego stanu rzeczy nie dziwi to, że bankowcy są wściekli na środowisko prawnicze i robią, co mogą, by zdyskredytować ekspertów wśród potencjalnej klienteli. Przykładem rozpowszechniania takiego zmanipulowanego przekazu jest wypowiedź udzielona przed kilkoma dniami PAP przez Tadeusza Białka, prezesa Związku Banków Polskich. Prezes powołuje się na dane, zgodnie z którymi frankowicz, który pozwał bank, jest znacznie mniej skłonny do zawarcia ugody, ponieważ wyłożył już „grube pieniądze” na kancelarię prawną. Żali się, że kancelarie są nieobiektywne w procesie ugodowym i nie są nim zainteresowane, ponieważ bardziej opłacalny jest dla nich proces sądowy niż bezkosztowa ugoda. Rezultat? Kancelarie prawne wg Tadeusza Białka mają odradzać swoim klientom proces ugodowy, co w ocenie prezesa odbywa się ze szkodą po stronie klienta. Będzie on przecież przez okres 5-6 lat zablokowany procesem sądowym, a jego zobowiązanie wobec banku nadal będzie wpisane do hipoteki.
Czy można polemizować z tak sformułowanym przekazem? Ano można, a nawet trzeba, albowiem niewiele ma on wspólnego z rzeczywistością.
Jak środowisko bankowe próbuje sterować frankowiczami? Obalamy tanie manipulacje
Oto największe manipulacje występujące w krótkiej wypowiedzi prezesa dla PAP:
- klient, który pozwał bank, nie wykazuje woli zawarcia ugody, bo słono zapłacił za opiekę prawną – jest to klasyczne odwracanie kota ogonem, obok którego nie można przejść obojętnie. Owszem, frankowicz, którzy złożył pozew, jest mniej chętny na ugodę, ale z zupełnie innej przyczyny niż wskazano w przekazie prezesa Białka. Klienta, który otrzymał już pomoc prawną, nie interesuje ugoda, ponieważ zna swoje prawa oraz szanse na wygraną w sądzie (co dobra kancelaria z pewnością mu uświadomiła), a także wie, jakie są założenia ugody oraz ryzyka niesione konwersją kredytu na PLN
- kancelarie są nieobiektywne w procesie ugodowym i działają na szkodę klienta – kolejna bzdura, stawiająca w bardzo negatywnym świetle całe środowisko. Adwokat czy radca prawny są obciążeni materialną odpowiedzialnością za szkody wyrządzone klientowi, a spowodowane niedbalstwem czy lekkomyślnością. Kancelarie nie są nieobiektywne, tylko kalkulują, co się ich klientom bardziej opłaca, a następnie prezentują swoje wnioski mocodawcom, którzy na tej podstawie podejmują autonomiczne decyzje
- przedstawianie procesu sądowego jako czegoś trudnego, ciągnącego się latami – coraz więcej procesów kończy się prawomocnym wyrokiem po 2-3 latach od złożenia pozwu, a sądy w ponad 90 procentach przypadków zasądzają nieważność spornej umowy (prawomocne wyroki frankowe są w 99 proc. korzystne dla frankowiczów). Po wyroku TSUE z czerwca br. (sprawa C-287/22) frankowicz może dość szybko i sprawnie uzyskać zabezpieczenie roszczenia w sporze z bankiem, co daje mu zupełnie legalną możliwość wstrzymania płatności kolejnych rat kredytu przez cały okres postępowania sądowego. Z kolei po grudniowych wyrokach TSUE frankowicze mogą wreszcie żądać od sądów, by te naliczały na ich rzecz ustawowe odsetki za zwłokę w zapłacie już od chwili, w której bank otrzymał przedsądowe wezwanie do zapłaty.
Warto też dodać, że nieprawdą jest, iż kancelarie zniechęcają frankowiczów do ugód z bankami. Przeciwnie, na rynku jest cała masa kancelarii odszkodowawczych, pseudokancelarii prawnych i różnego rodzaju pośredników prowadzących spółki z o.o., promujących mediacje ugodowe z bankiem. Wiele z tych firm przyjmie klienta nastawionego na ugodę z otwartymi ramionami – ugoda to dla takiej kancelarii szybki i łatwy pieniądz. Można ją zawrzeć niedługo po przystąpieniu do procedury, a za negocjowanie jej warunków kancelaria też pobiera od swojego klienta wynagrodzenie.
Taki podmiot zarobi na ugodzie mniej, ale też mniej zainwestuje w doprowadzenie sprawy do końca niż w przypadku procesu sądowego, który miałby przejść przez dwie instancje. Żeby zawrzeć w imieniu klienta ugodę z bankiem, prawnik nie musi mieć ani specjalnego know-how, ani wielkiej zawodowej finezji. W przypadku dążenia do nieważności umowy obie te zalety są więcej niż pożądane.
Dlatego to właśnie pseudokancelarie i spółki z o.o. zachęcają frankowiczów do ugód – bo to droga szybka, łatwa i pozbawiona ryzyka. Z kolei doświadczone kancelarie adwokackie i radcowskie, które działają w sposób etyczny i zawsze dbają przede wszystkim o interes klienta, nie zachęcają go do ugody, choć zrobią wszystko, by wynegocjować jak najlepsze warunki takiego porozumienia, gdy klient tylko wyrazi chęć pójścia tą drogą. Rolą dobrego pełnomocnika prawnego jest przedstawienie klientowi wszystkich możliwych wyjść z objaśnieniem ich mocnych i słabych stron, a nie manipulowanie nim, by wybrał pożądane przez kancelarię rozwiązanie. Bankowcy są przyzwyczajeni do tego, że manipulacja to nieodłączny element pracy z klientem, dlatego nie rozumieją, że na rynku usług prawnych obowiązują jednak „nieco” inne standardy, a przedstawiciele tego środowiska robią wszystko, by umożliwić klientowi podjęcie obiektywnej i racjonalnej decyzji.
Osobną kwestią jest to, że sektor bankowy boi się, jaki wpływ może mieć narracja kancelarii prawnych na ex-frankowiczów, których kredyty są już w całości spłacone. Skłonność tej grupy do pozwu wciąż jest relatywnie niewielka, ale stale rośnie. Banki starają się uniknąć scenariusza, zgodnie z którym informacja o korzyściach z nieważności umowy trafi na podatny grunt i zaowocuje wyższym wskaźnikiem pozywalności w przypadku spłaconych kredytów. Próbują się bronić przed tym wariantem poprzez forsowanie wśród rządzących ustawy frankowej, jednak póki co bez rezultatu. Stąd potrzeba przykrycia przekazu słanego w świat przez kancelarie własną narracją, która zasieje we frankowiczach ziarno zwątpienia i sprawi, że stracą oni zaufanie do środowiska eksperckiego.