Jeszcze niedawno kredytobiorcy frankowi nieśmiało marzyli o tym, by ich zobowiązania zostały przekonwertowane na krajową walutę. Dziś stoją przed coraz bardziej realną perspektywą sankcji darmowego kredytu, a wręcz odszkodowań za straty o charakterze niemajątkowym. To pokłosie dotychczasowego orzecznictwa TSUE, a także najnowszej opinii Rzecznika Generalnego tej instytucji w kwestii wynagrodzenia za bezumowne korzystanie z kapitału. Środowisko prawne z niecierpliwością oczekuje ostatecznego wyroku w sprawie C-520/21, a banki naciskają na polityków, akcentując pilną potrzebę wprowadzenia systemowego rozwiązania problemu frankowego. Coraz bardziej prawdopodobne staje się, że sektor zapłaci frankowiczom więcej niż zakładały dotychczasowe scenariusze.
Rok 2023 może być przełomowy dla kredytobiorców frankowych. TSUE zdecyduje, czy mogą oni rościć od banków o coś ponad zwrot spełnionych świadczeń
Kredytobiorcy pozywają zbiorowo KNF i Skarb Państwa, starając się udowodnić winę państwowych instytucji w umożliwieniu bankowcom zarabiania na procederze frankowym
Jednocześnie Komisja Nadzoru Finansowego pracuje nad projektem ustawy regulującej relacje pomiędzy frankowiczami a kredytodawcami. Konsumenci jednak nie chcą, aby to właśnie ta skompromitowana instytucja rozwiązywała ich problemy
Banki próbują przekonać społeczeństwo, że nie stać ich na rozliczenie z frankowiczami, a tymczasem notują rekordowe wyniki odsetkowe i zarabiają gigantyczne pieniądze na wysokim oprocentowaniu hipotek złotowych.
Banki już wiedzą, że przegrały. Próbują minimalizować swoje straty
Bankowcy, pytani przez dziennikarzy o możliwe kierunki orzecznicze w sprawach o franki, od lat przekonują, że sytuacja wcale nie jest dla nich beznadziejna. Nie inaczej było, gdy Rzecznik Generalny TSUE stwierdził, że roszczenia banków o tzw. wynagrodzenie za bezumowne korzystanie z kapitału są sprzeczne z unijnym prawem. Rzecznik jednocześnie nie przesądził tego, czy do podobnych roszczeń wobec banków mogą mieć prawo sami frankowicze, odesłał ich w tym zakresie do krajowych sądów. Opinia ta jest jednoznacznie prokonsumencka, ale banki próbowały przekonywać, że wcale nie oznacza to, iż TSUE podzieli pogląd unijnego urzędnika.
Bez względu na to, co banki opowiadają dziennikarzom w nawiązaniu do aktualnego orzecznictwa, doskonale zdają sobie sprawę z konsekwencji finansowych zapadających orzeczeń. Zawiązały już ponad 40 mld zł rezerw na ryzyko prawne kredytów pseudofrankowych. Wg ekspertów aktualizacja linii orzeczniczej może zwiększyć potrzeby sektora w tym względzie o kilkanaście mld zł. Dla porównania sama sankcja darmowego kredytu miała wg KNF kosztować sektor 101,5 mld zł.
Banki przekonują, że nie stać ich na taki wydatek, a konsekwencją rozliczenia z frankowiczami może być zachwianie się całego sektora, co miałoby w negatywny sposób przełożyć się na gospodarkę. Jak jest w rzeczywistości? Banki notują gigantyczne zyski z uwagi na wysokie oprocentowanie kredytów złotowych. Zysk netto sektora za styczeń 2023 roku wyniósł 3,1 mld zł i był o 86 proc. wyższy niż w styczniu 2022 roku. Wrażenie robi też wynik odsetkowy banków za ten sam miesiąc – to aż 8,2 mld zł, o 0,4 mld zł więcej niż w grudniu zeszłego roku. Banki na tym polu uzyskały znaczny wzrost rok do roku, bo aż o 48 proc.
Nic więc dziwnego, że frankowicze, słysząc zapewniania bankowców o zbyt niskich kapitałach, kwitują je uśmiechem politowania. Banki tych samych argumentów używały w 2015 roku i później, gdy rządzący chcieli uregulować kwestię franków i doprowadzić do ustawowego rozwiązania, np. poprzez przewalutowanie kredytów pseudowalutowych na złotówki. Zaproponowane wówczas mechanizmy miały być przyczyną wieszczonego przez banki upadku sektora i wywołały nerwowe poruszenie w ambasadach kilku krajów, które zaczęły straszyć Polskę arbitrażem.
KNF i banki w poszukiwaniu kompromisu – czy to droga donikąd?
Dziś bankowcy wręcz oczekują od rządzących, że ci zaproponują ustawę utrudniającą, a najlepiej uniemożliwiającą frankowiczom korzystanie na unieważnieniach umów. W lutym głośno zrobiło się o projekcie tworzonym przez KNF, którego jednym z założeń miało być obłożenie frankowiczów stuprocentowym podatkiem po sądowym unieważnieniu umowy. Obecnie szef KNF przekonuje w mediach, że nie jest to scenariusz bazowy, a Komisji bardziej zależy na rozwiązaniu systemowym, a nie legislacyjnym.
Nadzór dąży do tego, by banki zunifikowały swoje oferty ugód i zaczęły proponować kredytobiorcom porozumienia w oparciu o rekomendacje wydane przez szefa KNF. Pomysły Komisji spotykają się z chłodnym przyjęciem ze strony kredytobiorców. Trudno się temu dziwić, czytają oni portale finansowe i nie omijają ich wypowiedzi przewodniczącego tej instytucji, który oskarża frankowiczów (walczących o swoje prawa w sądach) o chciwość i hipokryzję.
Kredytobiorcy nie tylko nie chcą, aby KNF zajmowała się projektowaniem ustawy „antyfrankowej”, ale wręcz są zdania, że nie leży to w ogóle w zakresie kompetencji tej instytucji, która nie ma inicjatywy legislacyjnej i nie została powołana do takich zadań.
Kredytobiorcy frankowi postanowili wyrazić swoje zdanie wobec KNF w dobitny sposób: złożyli powództwo grupowe, które zostało już prawomocnie przyjęte do rozpoznania przez Sąd Apelacyjny.
Decyzja w tej sprawie została wydana 15 marca br., a sprawa prowadzona będzie w Sądzie Okręgowym w Warszawie. Frankowicze pozywają nie tylko UKNF, ale również Skarb Państwa, a ich celem jest udowodnienie, że państwowe instytucje poprzez swoje działania i zaniechania dopuściły do sytuacji, w której banki mogły proponować konsumentom kredyty pseudowalutowe i nie informować ich w należyty sposób o ryzyku.
Zdaniem frankowiczów KNF posiadała pełne informacje o ryzykach związanych z tą grupą kredytów co najmniej od 2002 roku, a mimo to przez lata nie zrobiła nic, by ustrzec nieświadomych zagrożenia konsumentów przed zaciąganiem tego rodzaju zobowiązań. Tzw. Rekomendacja S została wydana dopiero latem 2006 roku, czyli gdy kredyty pseudofrankowe były już powszechne i banki udzielały ich tysiącami, często proponując je jako atrakcyjniejszą alternatywę dla kredytu złotowego.
TSUE ustali, kto ma rację w sporach o wynagrodzenie za korzystanie z kapitału
Ten rok przyniesie najprawdopodobniej odpowiedzi na wiele ważnych pytań, a jednym z podstawowych jest to, jak powinno wyglądać rozliczenie stron, gdy umowa jest uznawana przez sąd za nieważną. To, że bankom nie będzie należeć się tzw. wynagrodzenie za korzystanie z kapitału jest już niemal pewne. Pytanie co z roszczeniami frankowiczów – czy TSUE potwierdzi, że ewentualne pozwy o waloryzację lub odszkodowanie są zgodne z unijnym prawem? Jeśli tak, to sądy krajowe będą indywidualnie oceniać, co zrobić z tymi roszczeniami.
Niewątpliwie game changerem w sprawie byłby jednoznaczny wyrok Sądu Najwyższego, do którego mogłyby później odnosić się sądy powszechne. Jedno jest pewne: banki straciły argumenty w walce z frankowiczami i nie mają dziś nic, aby przekonać ich do tego, że warto porzucić decyzję o pozwie na rzecz polubownego dogadania się.
Jeśli nie zmienią swojej strategii i dalej wbrew logice i łatwym do zweryfikowania faktom będą twierdzić, że to frankowicze wystawiają się na ryzyko, pozywając swojego kredytodawcę, stracą resztki wiarygodności. A to w przypadku instytucji zaufania publicznego, za które próbują uchodzić, może być wyjątkowo dotkliwą konsekwencją.
Nie przegap żadnej ważnej informacji. Obserwuj nasze konto na Twitter oraz Facebook, a także Subskrybuj nasz kanał na Youtube. Jeśli uważasz, że materiał jest przydatny udostępnij go dalej.