Politycy liczą na to, że setki tysięcy frankowiczów skierują swoje sympatie wyborcze w kierunku, z którego spłynie do nich najwięcej obietnic. Mogą się jednak rozczarować. Kredytobiorcy, raz już wyprowadzeni w pole przez instytucje zaufania publicznego, nie są w ciemię bici. Analizują to, co obiecuje im obóz rządzący oraz konfrontują z propozycjami opozycji i… sprawdzają, co na temat tych przedwyborczych ofert mają do powiedzenia eksperci prawni. A ci wskazują, że część propozycji padających z ust polityków, w tym funkcjonujących jako oficjalne postulaty z programu wyborczego, to rozwiązania, które obowiązują już od dawna. Powstaje pytanie, czy frankowicze powinni oczekiwać czegoś jeszcze po politykach? A może bardziej od uwagi tego czy przyszłego rządu potrzebują sprawnie działających sądów?
- Wrzesień jest okresem wzmożonej kampanii wyborczej dwóch największych partii politycznych. Było kwestią czasu, aż obie wystosują swoje oferty do dużej grupy wyborców, jaką są frankowicze
- Obietnice polityczne kierowane do kredytobiorców frankowych brzmią pięknie, ale tylko przed ich szczegółową ekspercką analizą. Prawnicy wskazują, że to, co obiecuje partia rządząca, to w większości lakoniczne slogany. Podkreślają, że część obietnic została już spełniona, i to nie przez obóz rządzący, a… wskutek decyzji TSUE
- Frankowicze mogą być wdzięczni obecnemu rządowi za wprowadzenie tegorocznych zmian w kodeksie postępowania cywilnego, które rzeczywiście mogą usprawnić sprawy frankowe. Nie powinni jednak zapominać działań KNF, które zostały podjęte w tej kadencji.
Frankowicze zadecydują o wyniku tegorocznych wyborów do Sejmu?
Problem kredytów frankowych latami był spychany przez kolejne partie rządzące pod dywan. Ani Platforma Obywatelska ani Prawo i Sprawiedliwość nie pokusiły się o wprowadzenie specustawy czy jakichkolwiek legislacyjnych rozwiązań, które satysfakcjonowałyby zdesperowanych kredytobiorców. Kurs franka szwajcarskiego rośnie niemal nieprzerwanie od końca 2008 roku, a wraz z nim rośnie wysokość zobowiązań i rat kapitałowo-odsetkowych płaconych przez setki tysięcy kredytobiorców.
Gdy konsumenci wychodzili na ulicę i apelowali do kolejnych rządów o ustawowe regulacje, to banki sprzeciwiały się takim rozwiązaniom i straszyły Państwo Polskie arbitrażem. W końcu politycy poddali się, odłożyli ustawowe projekty i wyborcze obietnice na półkę. PiS złożyło los frankowiczów w ręce sądów – jak się okazuje, z dobrym skutkiem. Frankowicze wygrywają prawomocnie ponad 99 procent spraw sądowych kierowanych przeciwko bankom. Największym problemem kredytobiorcy frankowego nie jest obecnie już to, jak unieważnić niechcianą umowę, ale ile może to zająć.
Politycy świetnie zdają sobie z tego sprawę. Wiedzą też, że frankowicze to bardzo liczna grupa potencjalnych wyborców – w skali kraju są ich setki tysięcy. Każda duża formacja polityczna stara się zaskarbić sobie sympatię tak perspektywicznego elektoratu, zwłaszcza że o tym, która partia wejdzie do rządu, mogą zdecydować naprawdę niewielkie różnice procentowe. Prawu i Sprawiedliwości już raz opłaciło się skierowanie obietnic wyborczych w stronę frankowiczów. W 2015 roku Andrzej Duda uczynił z rozwiązania problemu kredytów frankowych jeden ze swoich głównych postulatów wyborczych, czym skutecznie wyróżnił się na tle faworyzowanego medialnie kontrkandydata w osobie urzędującego wówczas prezydenta.
Duda zasiadł w końcu w fotelu głowy państwa, jednak problemu frankowego nie rozwiązał. Banki skutecznie storpedowały każdy pomysł, jaki trafiał przed oblicze legislatywy. Dziś chętnie powróciłyby do rozmów o tamtych pomysłach, jednak obecnie nie mogą liczyć na podobne chęci po stronie kredytobiorców, którzy od jakiejkolwiek formy ugody wolą bezwzględną nieważność umów. A to może zagwarantować im jedynie prawomocny wyrok sądu.
Partie polityczne walczą o głosy frankowiczów. Obietnicami wyborczymi
Prawo i Sprawiedliwość rozumie doskonale, na czym polega dziś problem frankowiczów. Sądy są nadmiernie obciążone przez pozwy frankowe, a sytuacja w warszawskim XXVIII Wydziale Cywilnym jest wręcz katastrofalna: na jednego sędziego przypada tam prawie 2 tys. pozwów. Partia rządząca postanowiła więc uwzględnić bolączki frankowiczów w swoim programie wyborczym, zaprezentowanym w sobotę 9 września br. Prawo i Sprawiedliwość proponuje m.in. uproszczenie postępowań sądowych i przyśpieszenie ścieżki sądowej w sprawach o kredyty frankowe. Co ciekawe, chce też przerzucić ciężar dowodu z kredytobiorcy na bank.
Ten ostatni postulat wyborczy został wzięty na tapet przez ekspertów prawnych, którzy wskazują, że ciężar dowodu już spoczywa na banku, który musi udowodnić, że nie zaoferował konsumentowi nieuczciwej umowy. Jest to pokłosie kolejnych wyroków TSUE, które są jednoznacznie korzystne dla frankowiczów i druzgocące dla sektora bankowego.
Wg dyrektywy 93/13, w oparciu o którą orzeka TSUE w sprawach frankowych, konsument, jako strona słabsza umowy, podlega szczególnej ochronie, a bank, jako przedsiębiorcę, należy odstraszać przed umieszczaniem abuzywnych postanowień we wzorcach umownych. Czy politycy PiS nie wiedzą, że ich postulat został już wcielony w życie? Zapewne zdają sobie z tego sprawę i umieszczenie go w programie jest obmierzone na późniejsze odtrąbienie sukcesu.
Eksperci wskazują, że reszta obietnic wyborczych PiS jest mało konkretna i lakoniczna. Postępowania należy uprościć, ścieżkę sądowniczą usprawnić, jednak jak to zrobić? Pewną wskazówkę dał pod koniec sierpnia Minister Sprawiedliwości, który w rozmowie z dziennikarzami podkreślił, że sądy potrzebują zwiększenia obsady sędziowskiej i asystentów sędziego, by rozpatrywać sprawy frankowe sprawniej niż dotychczas. Czy jednak frankowicze mogą liczyć na oddelegowanie do tych postępowań większej ilości orzeczników, teraz lub po wyborach? Nie wiadomo.
Szansę w kuszeniu frankowiczów obietnicami dostrzegła także opozycja. Niedługo po ogłoszeniu programu wyborczego PiS odbyła się konferencja zorganizowana przez Tomasza Darosa, radnego z Krakowa i kandydata na posła z ramienia Koalicji Obywatelskiej oraz jego kolegę z kancelarii, Jana Hoffmana. Ten duet radców prawnych zajmuje się zawodowo unieważnianiem kredytów frankowych, zna więc problemy frankowiczów od podszewki.
Panowie proponują projekt ustawy ułatwiającej kredytobiorcom dochodzenie roszczeń przed sądem, m.in. poprzez skrócenie oczekiwania na pierwszą rozprawę, ułatwienie uzyskania zabezpieczenia roszczeń, przesłuchanie stron już na pierwszym terminie rozprawy czy ograniczenie dowodu z zeznań świadków. Są to konkretne propozycje, które istotnie mogłyby wpłynąć na przebieg postępowań i ułatwić frankowiczom unieważnianie wadliwych kontraktów.
Co zrobiło PiS dla frankowiczów? Przegląd najważniejszych udogodnień dla kredytobiorców
Czy politycy zrobili coś dobrego dla frankowiczów? Owszem, przysłużyli się im, wprowadzając w tym roku nowelizacje kodeksu postępowania cywilnego. Pośrednio w ten właśnie sposób dali sądom pozytywny bodziec do szybszego rozpatrywania spraw frankowych. Wśród kluczowych zmian wprowadzonych za kończącej się właśnie, drugiej kadencji PiS, warto wymienić:
- zmianę właściwości miejscowej sądów, wg której sądem właściwym dla złożenia pozwu przez frankowicza jest ten bliżej jego miejsca zamieszkania, a nie bliżej centrali pozywanego banku
- zmianę właściwości rzeczowej w sprawach majątkowych, wg której sprawy o wartości przedmiotu sporu do 100 tysięcy złotych rozpatrywane będą przez sądy rejonowe, znacznie mniej obciążone pozwami składanymi przez frankowiczów niż te okręgowe
- przywrócenie jednoosobowych składów sędziowskich w sądach apelacyjnych, co będzie mieć miejsce od końca września br.
- zobowiązanie przedsiębiorcy będącego stroną postępowania konsumenckiego do przedstawienia swoich twierdzeń i dowodów na wczesnym etapie sprawy, co może ograniczyć bankom pole manewru w celowym przedłużaniu procesów.
Frankowicze mogą być obozowi rządzącemu wdzięczni za te zmiany. Nie mogą jednak zapominać, że to właśnie za tej kadencji PiS kredytobiorcy frankowi byli atakowani w mediach przez przewodniczącego Komisji Nadzoru Finansowego, Jacka Jastrzębskiego, który nie szczędził im gorzkich słów, oskarżając m.in. o chciwość. To właśnie Jastrzębski w październiku 2022 roku przekonywał sędziów TSUE, że niekorzystny dla banków wyrok w sprawie C-520/21 może skutkować upadłością jednego, a może i nawet kilku przedstawicieli sektora, czym wprawił skład sędziowski w konsternację i zdziwienie. Jastrzębski, były pracownik PKO BP, jest mocno zaangażowany w kwestię kredytów frankowych. Jak przyznaje, sam jest posiadaczem takiego kredytu, co jednak nie przeszkadza mu bronić banków przed TSUE i promować wśród rządzących pomysłu ustawowego rozwiązania kwestii kredytów frankowych, dodajmy, że niechcianego obecnie w żadnej formie przez konsumentów.
Szczęśliwie dla frankowiczów, obecnie nic nie wskazuje na to, aby rządzący przymierzali się do systemowych rozwiązań w zakresie kredytów pseudowalutowych. Pytanie, czy po wyborach politycy będą równie skorzy do przychylania kredytobiorcom nieba, czy może zapomną o obietnicach i, tak jak do tej pory, będą ignorować problem przeciążonych sądów.
Doświadczenie podpowiada, że kredytobiorcy frankowi muszą zachować zdrowy sceptycyzm wobec wyborczej licytacji partii politycznych i w konflikcie z bankiem powinni liczyć przede wszystkim na siebie oraz, oczywiście, na sprawiedliwe i niezawisłe sądy. Prawo krajowe i unijne jeszcze nigdy nie było tak korzystne dla konsumentów jak teraz. Orzecznictwo sądów w Polsce również jest nad wyraz prokonsumenckie.
Kredytobiorca chcący pozbyć się swojej umowy nie powinien zwlekać z pozwem w nadziei na przyśpieszenie pracy sądów. Jego wadliwa umowa nie zniknie, podobnie jak obowiązek płacenia bankowi kolejnych rat. Kolejki w sądach, zamiast się skrócić wskutek działań polityków, mogą stać się jeszcze dłuższe, jeśli zainteresowanie pozwem będzie utrzymywać się na bieżącym poziomie. Lepiej więc złożyć pozew jak najszybciej i zająć sobie kolejkę do unieważnienia umowy, niż czekać na potencjalne “lepsze czasy”, które mogą po prostu nie nadejść.