Zmiana orzecznictwa polskich sądów w sprawach frankowych zweryfikowała podejście mBanku do kwestii zawierania ugód z kredytobiorcami. Jeszcze niedawno bank oferował ugody nielicznym kredytobiorcom, obecnie ma ambitny plan zaproponowania przewalutowania kredytu wszystkim czynnym frankowiczom do połowy 2023 roku. Oczywiście taka determinacja w zawieraniu ugód nie jest podyktowana troską o dobro klientów, a chłodną kalkulacją, o czym świadczą pierwsze propozycje spływające do kredytobiorców. Opublikowany przed kilkoma dniami raport kwartalny mBanku pokazuje jasno, że instytucja ta zanotowała poważną stratę wynikającą z kosztów wakacji kredytowych. Spółka potrzebuje szybko odbić się od dna, by nie musieć za chwilę – wzorem Millennium Banku – wdrażać planu naprawy.
Ugody mBanku to pułapka na mniej czujnych frankowiczów. Dostałeś już propozycję przewalutowania kredytu? Uważaj
Trzeci kwartał 2022 roku był dla mBanku prawdopodobnie najtrudniejszym w historii. Strata netto, jaką odnotowała grupa od lipca do września, to łącznie ok. 2,28 mld zł. To znacznie więcej niż strata netto za okres styczeń – wrzesień, którą oszacowano na 1,54 mld zł.
Na fatalny wynik mBanku złożyło się kilka czynników, wśród nich należy wymienić dotworzenie rezerw na franki (tylko w III kwartale mBank dokonał odpisu na ten cel w wysokości 2,34 mld zł), koszt ustawowych wakacji kredytowych, a także wysokie składki na FWK i fundusz gwarancyjny.
Gdyby nie dwa pierwsze czynniki, wynik finansowy mBanku byłby nadzwyczajnie dobry, wręcz rekordowy – a to za sprawą wysokich stóp procentowych, które przekładają się na horrendalne oprocentowanie.
To wszystko powoduje, że mBank musiał przeprosić się z frankowiczami, z którymi do tej pory negocjował niechętnie. Co prawda w grudniu 2021 roku podmiot ogłosił pilotaż ugód, jednak jego warunki były dość kontrowersyjne, a sama propozycja skierowana tylko do części klientów.
Pierwotna propozycja mBanku zakładała „spotkanie się w połowie drogi”, czyli przewalutowanie kredytu z CHF na PLN po kursie niższym niż aktualny rynkowy, ale wyższym niż obowiązujący w chwili podpisywania umowy. Ryzykiem walutowym strony miały podzielić się równo po połowie, dodatkowo bank proponował umorzenie części salda kredytu.
Problem w tym, że gdy propozycja ta została ogłoszona, Rada Polityki Pieniężnej szykowała się właśnie do trzeciej w kwartale podwyżki kosztu pieniądza. Frankowicze zaczęli więc liczyć, ile faktycznie zyskają, jeśli zdecydują się na ofertę mBanku – i wyszło im, że nic lub niewiele.
Mało tego, w dłuższej perspektywie klient mógłby stracić, przystając na taką propozycję, zwłaszcza w obliczu dalszych wzrostów stóp procentowych. Ryzyko to bardzo szybko się zmaterializowało, stopa referencyjna wynosi obecnie 6,75 proc. i nikt dobrowolnie nie zamieni teraz zobowiązania opartego o przewidywalną stawkę SARON na kredyt powiązany ze wskaźnikiem WIBOR, który prawdopodobnie nadal będzie rósł, ponieważ rośnie inflacja.
mBank zrewidował więc początkową propozycję i w nowej odsłonie oferta ma być już negocjowana indywidualnie. Co to oznacza w praktyce, bank nie informuje, licząc prawdopodobnie, że kredytobiorcy – wiedzeni zaciekawieniem – sami zgłoszą się po więcej szczegółów. Dodatkowo mBank proponuje wybór pomiędzy czasowo stałym a zmiennym oprocentowaniem.
Pierwsza opcja zakłada, że kredyt po przewalutowaniu na złotówki byłby przez 5 lat oprocentowany stawką 4,99 proc., czyli dużo korzystniejszą niż rynkowa. Czy to dobra propozycja dla kredytobiorcy, który spłaca obecnie kredyt we frankach i jego problemem nie jest oprocentowanie kredytu, a sam kurs helweckiej waluty? Niekoniecznie.
Okazuje się, że nawet przy czasowo stałym oprocentowaniu rata kredytu po konwersji na PLN może okazać się… wyższa niż pierwotnie. Nie można też zapominać, że stałe oprocentowanie będzie czasowo ograniczone. Po 5 latach bank wystąpi do klienta z nową propozycją – i nie musi być ona wcale równie korzystna.

Decydowanie się na propozycję mBanku, czy to w wersji ze stałym, czy zmiennym oprocentowaniem, jest więc ryzykowne i nie musi wcale wiązać się z wymiernymi korzyściami. To zupełnie inaczej, niż w przypadku unieważnienia umowy kredytu w sądzie.
mBank przegrywa 98 proc. spraw. Dlaczego nie proponuje lepszych ugód?
Na chwilę obecną mBank jest drugim najchętniej pozywanym przez frankowiczów bankiem. Z raportu kwartalnego wynika, że liczba postępowań frankowych, w których bierze udział ten podmiot, wyniosła łącznie na koniec września br. 16 861. Sumaryczną kwotę roszczeń w tych postępowaniach mBank określa na ponad 5,6 mld zł.
Na 289 prawomocnych wyroków, które zapadły w sprawach frankowych w III kwartale br., tylko 6 to orzeczenia korzystne dla mBanku. Oznacza to, że bank wygrał jedynie w 2 proc. przypadków. Potwierdza to ogólne statystyki prezentowane przez wiodące kancelarie frankowe w Polsce – od miesięcy mówi się, że banki przegrywają w 98 proc. przypadków, a ich skargi kasacyjne nie przynoszą rezultatów, ponieważ Sąd Najwyższy automatycznie je odrzuca.

Skoro więc bank nie jest w stanie doprowadzić do utrzymania kwestionowanych umów kredytowych w mocy, czemu nie proponuje korzystniejszych ugód swoim klientom, by zminimalizować zainteresowanie pozwami? To proste: banku na to nie stać. Dlatego kredytobiorcy nie powinni zwlekać ze złożeniem pozwu, a także wniosku o zabezpieczenie swoich roszczeń – nie warto czekać na rozwój wypadków, tak jak zrobiła to część frankowiczów mających umowę z Getin Bankiem.
Dziś GNB jest w restrukturyzacji, a egzekucja roszczeń wobec banku rezydualnego jest niemożliwa aż do objęcia go postępowaniem upadłościowym. Czy mBank może upaść przez kredyty frankowe? W tej chwili jest to scenariusz mało prawdopodobny, ale trzeba mieć na uwadze, że sytuacja jest dynamiczna, a na sektor bankowy w Polsce oddziałuje wiele negatywnych czynników.
O tym, że upadłość dużego banku komercyjnego jest realnym scenariuszem, przekonywał przewodniczący KNF, który 12 października br. wystąpił przed TSUE w sprawie dotyczącej sposobu rozliczania się stron po unieważnieniu umowy. Szef KNF wskazywał, że kolejny prokonsumencki wyrok unijnego organu może skutkować kosztami, które będą dla banków nie do udźwignięcia.
Dlatego kredytobiorca, który oddał już mBankowi pierwotnie pożyczoną kwotę lub spłacił kredyt w całości, a teraz zastanawia się nad złożeniem pozwu o zapłatę, nie powinien zwlekać z formułowaniem roszczeń. Jeśli do akcji wkroczy BFG i roztoczy nad bankiem swój parasol ochronny, procedura dochodzenia roszczeń może być bardzo utrudniona.