O kredytach we frankach i kontrowersjach z nimi związanych słyszał dziś już niemal każdy. Mało kto jednak zdaje sobie sprawę z tego, na czym właściwie polegał mechanizm przyznawania tych kredytów i dlaczego zarówno TSUE, Sąd Najwyższy, jak i sądy powszechne kwestionują dziś uczciwość większości z nich. Jak to się stało, że setki tysięcy osób zaciągnęło ryzykowny kredyt we frankach szwajcarskich, który pchnął je na krawędź bankructwa?
Kredyt frankowy – czym różnił się od kredytu w PLN?
Kredyty hipoteczne w CHF, które w latach 2005-2009 były tak skwapliwie przyznawane konsumentom przez banki, skonstruowano w bardzo specyficzny sposób. Wśród nich występowały powszechnie 2 typy zobowiązań: kredyty indeksowane i denominowane. W przypadku tych pierwszych kwota kredytu była wyrażona w PLN, polski złoty był też walutą, w której bank wypłacał kapitał klientowi. Saldo kredytu było jednak wyrażone we frankach szwajcarskich – i przeliczane z PLN na CHF wg tabel kursowych ustalanych jednostronnie przez bank.
Drugi rodzaj kredytów, czyli denominowane, różniły się od indeksowanych walutą, w której wyrażona była na umowie kwota kredytu. W ich przypadku tą walutą był już frank – mimo iż bank wypłacał kredytobiorcy środki wynikające z umowy kredytu w złotówkach.
Skomplikowane, prawda? Ale tylko pozornie. W istocie w obu przypadkach klient otrzymywał od banku złotówki, w tej walucie był też zobligowany spłacać swoje zobowiązanie – jednak saldo zadłużenia było przeliczane na kurs franka szwajcarskiego – i to nie po kursie NBP, tylko wg schematu stosowanego przez bank, który wiele lat później został uznany przez sądy za nieobiektywny i jednostronny.
Najciekawsze jest to, że banki udzielające kredytu we franku same nie musiały posługiwać się helwecką walutą na potrzeby obsługi zawartych umów kredytowych – kapitał był wypłacany, jak również spłacany w PLN.
Gdy w 2008 roku kurs franka zaczął gwałtownie rosnąć, a co za tym idzie, rosła wysokość rat do spłaty, banki nie ułatwiały swoim klientom niekłopotliwej spłaty, wręcz przeciwnie – manipulowały kursem franka w taki sposób, że był on dla kredytobiorcy jeszcze mniej korzystny.
Zapisy umowy kredytowej w wielu przypadkach uniemożliwiały klientowi spłatę zobowiązania bezpośrednio w CHF – gdyby tak nie było, kredytobiorca mógłby ominąć niekorzystne tabele kursowe banku i samodzielnie kupować franki po standardowym kursie, a następnie spłacać raty w tej walucie. Dopiero w 2011 roku zmieniło się prawo i bank musiał udostępnić możliwość spłaty kolejnych rat kredytu w CHF.
Mechanizm ustalania kursu CHF przez banki – dlaczego był szkodliwy?
Tabele kursowe, do których stosowania bank zastrzegał sobie prawo w umowach, były kształtowane nierzadko w oderwaniu od rynkowej rzeczywistości. Co równie istotne, z umowy nie wynikało, jak banki ustalają kurs waluty, więc kredytobiorca nie miał wglądu w to, jak kształtować się będą spłaty oraz saldo kredytu.
Kredyty we frankach o co chodzi?
Ale to nie wszystko – do tego dochodziło jeszcze podwójne obciążenie klienta spreadem walutowym. Wypłata kredytu była obliczana w oparciu o kurs kupna CHF, który był ustalany indywidualnie wg tabel kursowych. Z kolei gdy klient spłacał zobowiązanie w PLN, raty były przeliczane na CHF po kursie sprzedaży – także niekorzystnym dla klienta.
Sytuacja była o tyle kuriozalna, że przecież bank na potrzeby obsługi tej umowy w przypadku kredytu frankowego wogóle nie zakupił franków. Podwójne obciążenie spreadem walutowym w tym przypadku nie pokrywa faktycznego kosztu wymiany waluty, jest po prostu dodatkowym zarobkiem kredytodawcy.
Warto nadmienić, że w owym czasie, gdy kredyty we franku były tak popularne, doradcy w bankach wręcz namawiali klientów na zaciągnięcie zobowiązania w helweckiej walucie, reklamując taki produkt jako stabilny, bezpieczny i odporny na znaczne wahania kursowe.
Powszechną praktyką było również informowanie klienta, że jego zdolność w przypadku kredytu w polskich złotych jest niewystarczająca i aby uzyskać potrzebną kwotę (np. na zakup nieruchomości) powinien wziąć kredyt w CHF. Należy zaznaczyć, że – przynajmniej w teorii – banki są instytucjami zaufania publicznego.
W tamtym czasie kredytobiorcy nie widzieli powodu, dla którego mieliby nie ufać swojemu doradcy bankowemu, a ponieważ przejrzystość umownych warunków i klauzuli pozostawiała wiele do czynienia, z ich treści trudno było wywnioskować, jakie potencjalne niebezpieczeństwa wiążą się z tym typem produktów, który jest aktualnie przyczyną licznych spraw frankowych w sądach.
Banki przegrywają z frankowiczami w sądach na masową skalę
Od czasów, w których dzisiejsi frankowicze podpisywali niekorzystne umowy kredytowe, minęło już kilkanaście lat. Były to lata, które ta grupa kredytobiorców spędziła na walce medialnej, bataliach sądowych i wytężonej pracy zawodowej, często ponad swoje siły – tylko po to, by terminowo spłacać rosnące raty, których uiszczanie nie wpływało na topnienie salda zadłużenia.
Jednak wytrwałość osób, które zdecydowały się na kredyt we frankach i niezłomność prawników przyniosła owoce – udało się zainteresować tematem nieuczciwych kredytów wpierw media, następnie sądy, a w konsekwencji także Sąd Najwyższy oraz Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, których decyzje przyczyniły się do zmiany linii orzeczniczej w tych sprawach. Dziś frankowicze wygrywają już znacznie ponad 90% spraw sądowych i masowo unieważniają swoje umowy kredytowe z uwagi na niedozwolone postanowienia umowne, uwalniając się od niekorzystnego zobowiązania.
Tabele kursowe, którymi kierowały się banki podczas ustalania wysokości zadłużenia, jak również jednostronne kreowanie kursu franka to dziś główne powody, dla których sądy powszechne decydują o konieczności unieważnienia takich umów.
Temat kredytów we frankach jest dynamiczny i nadal aktualny. Banki próbują minimalizować swoje straty poprzez proponowanie frankowiczom ugód – ich zapisy są jednak mniej korzystne niż możliwości, jakie daje unieważnienie lub odfrankowienie umowy, w dodatku nie są pozbawione ryzyka.
Po podpisaniu ugody, zobowiązanie w CHF przechodzi konwersję do złotówki, a sam kredyt podlega pod oprocentowanie wg wskaźnika WIBOR, który od kilku miesięcy stale rośnie. Nawet, gdy bank „wspaniałomyślnie” zdecyduje się umorzyć klientowi część salda zadłużenia, może się okazać, że spłata kredytu w złotówkach będzie dla kredytobiorcy porównywalnym lub nawet większym ciężarem niż kredyt w CHF. Nic więc dziwnego, że kredytobiorcy w zdecydowanej większości odmawiają bankom i zamiast ugody wybierają pozew.