Prezes mBanku Cezary Stypułkowski, znany ze swojego pogardliwego podejścia do Frankowiczów, znów wchodzi do gry. Niespełna tydzień po ogłoszeniu wyników wyborów parlamentarnych opublikował on na łamach portalu Money.pl obszerną analizę jak w jego ocenie wygląda sytuacja gospodarcza w Polsce po ośmiu latach rządów PiS. Niejako przy okazji wywołał temat kredytów frankowych i nazwał „niebezpiecznym zjawiskiem” aprobowanie czy wręcz kreowanie przez rządzących postaw prowadzących do naruszania umów kredytowych. C. Stypułkowski wprost obwinił władze państwowe o to, że doprowadziły do masowego podważania zobowiązań i unieważniania umów frankowych przez sądy. Warto przypomnieć, że wcześniej obwiniał o to samo sądy oraz Frankowiczów, którzy jako wąska grupa społeczna chcieli się wzbogacić kosztem reszty społeczeństwa. O stwierdzonym wiele lat temu nieuczciwym charakterze umów skonstruowanych przez kierowany przez niego bank nie wspomniał ani słowem. Winni są zatem wszyscy inni poza samym bankiem i stojącymi za nimi bankierami.
- Cezary Stypułkowski krytykuje ostatnie rządy w Polsce za zbyt daleko posunięty interwencjonizm, a także za wysoką inflację, nadmierny deficyt budżetowy, wyprowadzanie wydatków poza budżet, narzucanie cen oderwanych od realiów rynkowych oraz spadek stopy inwestycji.
- Pod pretekstem oceny eksperckiej stanu krajowej gospodarki prezes mBanku przemyca swoje przemyślenia dotyczące kredytów frankowych. Obwinia wprost władze państwowe za doprowadzenie do sytuacji masowego unieważniania przez sądy umów kredytowych i nazywa to „niebezpiecznym zjawiskiem”.
- W opiniach wyrażanych przez prezesa mBanku brakuje słów krytyki pod własnym adresem. Kierując bankiem nieprzerwanie od 2010 roku aprobował on czerpanie nielegalnych zysków z nieuczciwych umów frankowych, wiedząc że już od 2014 roku postanowienia zawarte w tych umowach figurują w rejestrze klauzul abuzywnych.
- Lekceważenie Frankowiczów przez prezesa mBanku doprowadziło do sytuacji, gdzie ponad 98 proc. spraw sądowych kończy się dziś przegraną banku i wypłatą ogromnych kwot. Trudno oprzeć się wrażeniu, że jako osoba zarządzająca bankiem C. Stypułkowski popełnił duży błąd i przespał najlepszy moment na wyjście z propozycją ugód, a teraz poucza innych jak powinni zarządzać finansami państwa.
Prezes mBanku diagnozuje stan polskiej gospodarki i wskazuje na „niebezpieczne zjawisko”
Po ogłoszeniu wyników wyborów parlamentarnych w Polsce, które co prawda wygrało rządzące przez osiem ostatnich lat Prawo i Sprawiedliwość, ale nie uzyskało większości parlamentarnej, wiatr zmian wyczuł Cezary Stypułkowski.
Wiele wskazuje na to, że nowy rząd utworzą partie opozycyjne. Prezes mBanku – podobnie jak kilku innych bankierów stojących na czele instytucji posiadających duże portfele kredytów frankowych – upatruje w tym szansy na przyjęcie ustawy ograniczającej straty banków ponoszone na skutek przegrywanych procesów sądowych. Wybory stały się zatem pretekstem do lobbowania przez banki należące do dużych zagranicznych korporacji finansowych za tym aby państwo polskie pomogło im w sprawie Frankowiczów. Wcześniej m.in. niemiecki Commerzbank, będący głównym akcjonariuszem mBanku, straszył Skarb Państwa RP odszkodowaniami za straty, które poniósłby w wyniku ustawy pomagającej kredytobiorcom frankowym.
Prezes mBanku w kilka dni po wyborach opublikował na łamach portalu Money.pl swoją ekspercką opinię na temat tego jaki jest stan polskiej gospodarki po ośmiu latach rządów PiS. Analizę rozpoczął szerokim wstępem jak wyglądała gospodarka centralnie planowana za czasów PRL i co doprowadziło do jej upadku, poprzez opis procesów transformacji gospodarczej w latach 90-tych, a kończąc na tym jak osiągnięcia te zostały zaprzepaszczone przez rządy populistów. Co interesujące, według C. Stypułkowskiego za kryzysem finansowym z 2008 roku stoją właśnie populistyczni politycy i urzędnicy, a nie banki, które udzielały na masową skalę kredyty hipoteczne obarczone wysokim ryzykiem osobom nieposiadającym wystarczającej zdolności kredytowej.
Oczywiście Prezes mBanku nie omieszkał obwinić ostatnie rządy za wszystko co się tylko da tj. za wysoką inflację, nadmierny deficyt budżetowy, spadek stopy inwestycji, zbyt daleko posunięty interwencjonizm państwa, a także nieprzewidywalność w zakresie podatków, rynkowego kształtowania cen oraz stabilności stosunków zobowiązaniowych. Wskazał też na „niebezpieczne zjawisko” w obszarze bankowym, którym ma być aprobowanie a nawet kreowanie naruszania umów kredytowych, zwłaszcza w odniesieniu do hipotecznych kredytów waloryzowanych kursem franka szwajcarskiego.
C. Stypułkowski wprost oskarżył władze państwowe, że doprowadziły do sytuacji gdzie umowy kredytowe są masowo unieważniane przez sądy. W jego ocenie, polski rząd wypromował postawy podważania zawartych umów kierując swoje opinie do TSUE. Osłabienie stabilności relacji zobowiązaniowych to – według prezesa mBanku – jedno z głównych zagrożeń dla funkcjonowania gospodarki. Aparat państwowy dba jedynie o ściąganie należności fiskalnych, natomiast pozostałym dłużnikom ułatwia niewywiązywanie się z zaciągniętych zobowiązań. Jak twierdzi C. Stypułkowski, państwo powinno utrwalać pewność zapłaty za sprzedane dobra oraz gwarancję zwrotu pożyczonych pieniędzy, bo jest to fundament funkcjonowania gospodarki.
Naczelny bankier mBanku próbuje ugrać coś na zmianach politycznych?
Cezary Stypułkowski nie pierwszy raz krytykuje wszystkich, tylko nie własną osobę i bank, którym kieruje od 2010 roku. Wiadomo już, że jego dni na czele mBanku są policzone. Pod koniec września br. rada nadzorcza tego banku uzgodniła, że zawrze ze Stypułkowskim umowę na okres jednego roku nowej kadencji, czyli do dnia zwyczajnego walnego zgromadzenia akcjonariuszy, które jest zaplanowane na 2025 rok.
Niewykluczone, że zaostrzenie retoryki to chęć ugrania czegoś na zmianach politycznych „ostatnim rzutem na taśmę”. Być może C. Stypułkowski liczy na przedłużenie przez niemieckiego pracodawcę umowy na kolejne lata, albo na objęcie posady prezesa w innym banku? Jest o co się starać, bo roczne apanaże C. Stypułkowskiego na stanowisku prezesa mBanku w 2022 roku wyniosły 4,4 mln zł.
Warto przypomnieć, że prezes mBanku od wielu lat pogardliwie wypowiadał się na temat Frankowiczów, których obwiniał za chciwość i chęć wzbogacenia się kosztem pozostałej części społeczeństwa. Utworzone rezerwy na ryzyko prawne związane z kredytami w CHF nazywał „społecznym marnotrawstwem” i „uprzywilejowaniem przeciętnie bardziej zamożnych ludzi w Polsce”. Uparcie twierdził też, że umowy frankowe są ważne i nieobarczone wadami prawnymi, a powodem kłopotów Frankowiczów nie są zawarte w nich klauzule abuzywne, ale aprecjacja szwajcarskiej waluty.
Winę za masowe unieważnianie kredytów frankowych C. Stypułkowski zrzucał też na polskie sądy. W przeszłości zdarzały się sytuacje, że zjawiał się osobiście na sali rozpraw i wdawał się w ostrą polemikę z sędziami, a nawet pouczał ich jak powinni rozstrzygać spory frankowe, powołując się na swoje prawnicze wykształcenie.
Kompetencje, którymi lubi przechwalać się prezes mBanku, nie uchroniły go od popełnienia kardynalnych błędów w zarządzaniu bankiem. Tutaj warto wspomnieć, że postanowienia z umów frankowych mBanku odnoszące się do mechanizmu przeliczeniowego już w 2010 roku zostały uznane przez SOKiK za niedozwolone, a w dniu 5 sierpnia 2014 roku UOKiK wpisał je do rejestru klauzul abuzywnych pod numerem 5743. Można odnieść wrażenie, że C. Stypułkowski wyparł ten fakt ze świadomości i przespał najlepszy moment na wejście w program ugód frankowych.
Dopiero pod koniec 2022 roku kierowany przez niego bank uruchomił powszechny program ugód dla posiadaczy czynnych kredytów w CHF, a po opinii rzecznika generalnego TSUE z lutego br. w sprawie wynagrodzenia za korzystanie z kapitału wprowadził ugody oparte na wariancie Szefa KNF. Spóźniona decyzja o zaoferowaniu Frankowiczom ugód poskutkowała słabym zainteresowaniem kredytobiorców tym sposobem rozwiązania sporu.
Jak dalece prezes mBanku jest oderwany od rzeczywistości świadczy także fakt, że jeszcze do niedawna kierowany przez niego bank przyjmował prawdopodobieństwo przegrania spraw sądowych z Frankowiczami tylko na 50 proc. Z czasem został zmuszony do urealnienia modelu wyliczania poziomu rezerw frankowych i obecnie szacuje prawdopodobieństwo swojej przegranej na 95 proc. Ewidentnie prezes mBanku zlekceważył problem kredytów frankowych, co przyniosło określone skutki finansowe dla banku. Czy teraz ma prawo pouczać polityków i urzędników państwowych jak rządzić krajem, skoro sam nie ustrzegł się poważnych błędów?