Kredyty frankowe miały pomóc tysiącom polskich rodzin w spełnieniu marzeń o własnym domu bądź mieszkaniu. Dziś po tych założeniach nie został już nawet ślad: umowy podpisywane przed laty przez konsumentów stały się przyczyną stresu, lęku o przyszłość, w wielu przypadkach kredyt pseudowalutowy okazał się obciążeniem finansowym zatapiającym rodzinne finanse. Dziś frankowicze walczą o sprawiedliwość w sądach – nie tylko po to, by odzyskać środki nienależnie pobrane przez banki i unieważnić wadliwe kontrakty, ale również by odzyskać spokój, godność i ochronić najbliższych przed skutkami abuzywnego zobowiązania. Dlaczego polscy frankowicze, mimo wielu obaw, wybierają pozwy sądowe i nie chcą już dogadywać się z bankami na zasadach zaproponowanych przez KNF?
Kredyty frankowe, udzielane masowo w pierwszej dekadzie stulecia, wciąż są jednym z głównych problemów polskiego społeczeństwa – liczba nadal spłacanych umów szacowana jest na ok. 300 tys.
Polska jako członek UE musi respektować prawo wspólnoty, w tym w zakresie ochrony konsumenta. Dzięki temu frankowicze wygrywają dziś w sądach i unieważniają wadliwe umowy, rozliczając się z bankiem wyłącznie z kwoty pożyczonego kapitału
Sektor bankowy, który przez laty nie chciał rozmawiać z frankowiczami w sprawie ugód, dziś sam proponuje takie porozumienia, a wręcz naciska na rząd, by ten ograniczył konsumentom możliwość dochodzenia roszczeń przed krajowymi sądami
Banki stać na poniesienie konsekwencji masowego unieważniania wadliwych umów – konsumenci, którzy chcą pozwać bank, nie powinni obawiać się, że ich roszczenia doprowadzą sektor do bankructwa. Taka narracja służy wyłącznie samym bankowcom
Frankowicz, który spłacił już kapitał kredytu, może szybko odczuć pierwsze korzyści z pozwania banku, i to na długo przed prawomocnym wyrokiem w jego sprawie.
„Niespłacalny” kredyt frankowy można unieważnić w sądzie
Szacuje się, że do 2011 roku banki mogły udzielić nawet 700 tys. kredytów waloryzowanych kursem franka, a to oznacza, że (nie)szczęśliwymi posiadaczami takiego zobowiązania mogło zostać ponad milion Polaków. Obecnie większość tych zobowiązań jest już spłacona, a wciąż aktywny kredyt może dotyczyć ok. 300 tys. gospodarstw domowych.
Ponieważ standardowe umowy frankowe podpisywane z konsumentami zostały oparte o abuzywny mechanizm przeliczeniowy, dziś mogą być unieważniane w sądzie. Polscy konsumenci zawdzięczają tę możliwość unijnemu prawu, w tym dyrektywie 93/13/EWG, zapisów której Polska, jako kraj członkowski, musi przestrzegać.
Unieważnienie kredytu prowadzi do sytuacji, w jakiej strony danej umowy znalazłyby się, gdyby ta nigdy nie została zawarta. Z jedną „drobną” różnicą: kredytobiorca nie traci nieruchomości, którą zakupił za pożyczony od banku kapitał. Jego jedynym obowiązkiem wobec kredytodawcy, gdy umowa upada, jest rozliczenie się z pożyczonych przed laty środków.
Bez dodatkowych opłat, marż, odsetek i prowizji. Z kolei bank jest zobowiązany do zwrotu klientowi wszystkich pobranych od niego środków. Efekt to sankcja darmowego kredytu: bank nie zarabia nic na tym, że kilkanaście lat temu pożyczył konsumentowi pieniądze. Konsument odzyskuje zdolność kredytową, jak również pełną władzę nad nieruchomością – hipoteka banku zostaje wykreślona z księgi wieczystej.
Unieważnienie kredytu ma bardzo wiele zalet, oto najważniejsze:
- uwolnienie się od skrajnie abuzywnego, nieprzewidywalnego zobowiązania – koniec ze śledzeniem kursu franka i nerwowym oczekiwaniem na aktualizację harmonogramu spłaty, gdy oprocentowanie kredytu idzie w górę
- pełna swoboda dysponowania kredytowaną nieruchomością – dom lub mieszkanie można wreszcie sprzedać bez konieczności dogadywania się z bankiem
- unieważnienie umowy kredytu frankowego jest neutralne podatkowo – nie wymaga uiszczania żadnej opłaty na rzecz fiskusa, niezależnie od tego, czy kredytobiorca mieszkał w kredytowanej nieruchomości, czy np. ją wynajmował
- ochrona swoich dzieci i wnuków przed potencjalnym dziedziczeniem niespłacalnego kredytu – nieruchomość stanie się wolna od zadłużenia, a wadliwa umowa nie obciąży spadkobierców frankowicza.
Ugoda z bankiem jako rozwiązanie problemu frankowego. Czy aby na pewno?
Jeszcze kilka lat temu banki nie były zainteresowane tym, aby rozpocząć negocjacje z protestującymi frankowiczami, których oczekiwania wcale nie były wówczas wysokie. Większość z nich chciała po prostu konwersji kredytu na złotówki, tak aby z umowy wyeliminowano abuzywne mechanizmy waloryzacyjne. Zmiana linii orzeczniczej sądów zmusiła sektor do zrewidowania tej strategii, jednak zbiegło się to w czasie z podwyżką kosztu pieniądza.
WIBOR jest dziś najwyższy od ponad 20 lat, a zatem frankowicze nie chcą już konwersji kredytu na złotówki, bo wiedzą, że w ten sposób wcale nie poprawią swojej sytuacji. To właśnie teraz banki zapragnęły jednak, by skonwertować kredyty frankowe na złotówki. I masowo proponują to rozwiązanie klientom.
Na czym polega standardowa ugoda z bankiem w sprawie kredytu frankowego? To ponowne przeliczenie umowy z franków na złotówki, tak jakby klient od początku zaciągnął swój kredyt w PLN. Skutkiem tego okazuje się zwykle, że kredytobiorca nadpłacił już część rat, które powinien był uiścić, realizując umowę według zmienionego harmonogramu.
Ta nadpłata pomniejsza saldo zadłużenia, co kredytobiorca może uznać za pozorną korzyść. Pozorną, ponieważ, zostanie ona zredukowana o „skutki uboczne” ugody. Chodzi przede wszystkim o zmianę oprocentowania kredytu na WIBOR, a co za tym idzie wyższe koszty odsetkowe. Kredytobiorca, który nie planuje jednorazowej spłaty reszty zadłużenia po podpisaniu ugody, może w wyniku konwersji zobowiązania zapłacić bankowi więcej, niż wynikało to z pierwotnego, czyli frankowego harmonogramu kredytu!
Konsekwencją podpisania ugody z bankiem jest oczywiście zrzeczenie się prawa do pozwu wobec kredytodawcy w związku z klauzulami abuzywnymi zawartymi w pierwotnej umowie.
Frankowicze walczą z bankami w sądach. Jak rozpocząć spór z bankiem?
Wobec iluzorycznych korzyści wynikających z ugody z bankiem nietrudno dojść do wniosku, że dużo lepszym rozwiązaniem jest droga sądowa. Zwykle przebiega ona w następujący sposób:
- krok 1: wysłanie umowy kredytowej oraz załączników do analizy wyspecjalizowanej kancelarii frankowej (nieprowadzonej w formie spółki z o.o. czy S.A.)
- krok 2: wysłanie do banku wniosku o wydanie historii spłaty kredytu
- krok 3: wysłanie do banku reklamacji wraz z wezwaniem do zapłaty
- krok 4: złożenie pozwu w sądzie właściwym dla miejsca zamieszkania powoda, z reguły do pozwu dołączany jest wniosek o zabezpieczenie roszczeń.
Aby kredyt mógł zostać prawomocnie uznany za nieważny, zwykle sprawa musi przejść przez dwie instancje sądowe – bank bowiem niemal na pewno złoży apelację od niekorzystnego wyroku sądu okręgowego (lub rejonowego, jeśli wartość przedmiotu sporu jest niższa niż 100 tys. zł). W praktyce spór sądowy z bankiem trwa kilka lat, jednak z uwagi na korzyści wynikające z unieważnienia umowy warto zdecydować się na takie rozwiązanie.
Frankowicz, który oddał już bankowi w ratach więcej niż pierwotnie pożyczył, może ubiegać się o zabezpieczenie roszczeń, czyli zgodę sądu na zaprzestanie spłaty kredytu do czasu prawomocnego wyroku. Jeżeli sąd wyda zgodę na zabezpieczenie roszczenia w sprawie, frankowicz przestanie spłacać swój kredyt na długo nim sąd prawomocnie unieważni kwestionowaną umowę.
Jakie będą konsekwencje masowych pozwów o franki?
Sektor bankowy we współpracy z Komisją Nadzoru Finansowego próbują przekonywać opinię publiczną i rządzących, że masowe unieważnienia umów kredytowych mogą mieć katastrofalne skutki i dla gospodarki, i dla społeczeństwa.
Wywierają naciski na rząd, by ten powrócił do porzuconych przed laty (na wniosek samego sektora) rozwiązań systemowych, które miałyby zamknąć frankowiczom drogę do korzyści z unieważnienia umowy. Czy sektor ma rację i bankom grożą upadłości wskutek rozliczeń z frankowiczami?
Oczywiście nie. Przyznaje to zresztą już sama KNF, której szef jeszcze w październiku 2022 roku rozważał taki scenariusz, a dziś tonuje nastroje i wykazuje, że banki przetrwają frankowy kryzys. KNF podkreśla też, że banki zawiązały już ponad 40 mld zł rezerw na franki. Zdaniem prawników kredytobiorcy nie powinni więc czuć się winni, składając swoje pozwy, ponieważ sektor jest zdolny do absorpcji kosztów związanych z frankami, również dzięki wysokiemu oprocentowaniu kredytów złotowych: to dzięki niemu banki zarobiły w zeszłym roku ponad 13 mld zł netto, i to nawet mimo odpisów na franki i wakacje kredytowe.
Eksperci podkreślają, że masowy charakter pozwów frankowych może przynieść wręcz pozytywne skutki dla społeczeństwa. W tym przede wszystkim skłonić banki do większej staranności podczas tworzenia wzorców umownych, a także zmiany sposobu informowania konsumentów o ryzykach kierowanych do nich produktów finansowych.
Mówi się również o tym, że KNF może wreszcie poświęcić większą uwagę regulacjom rynkowym, których ewidentnie zabrakło, gdy kredyty pseudowalutowe wkroczyły na rodzimy rynek.
Krótko mówiąc, pozywając dziś bank za kredyt we frankach, kredytobiorca może wnieść swój wkład w kreowanie bardziej przyjaznego, prokonsumenckiego i uczciwego systemu finansowego w Polsce – takiego, który byłby na miarę zachodnioeuropejskiego społeczeństwa i chroniłby stronę słabszą umowy przed nieuczciwością wielkich korporacji.
Podsumowując:
- kredyty frankowe były nieuczciwe i dlatego powinny być (i są) unieważniane w sądach
- winą banku jest, że wprowadził do umowy z konsumentem klauzule abuzywne, które dziś są podstawą do unieważnień umów
- ugody proponowane przez banki nie są korzystne dla klientów i oferują im ułamek tego, co jest do uzyskania na drodze sądowej
- banki stać na rozliczenia z frankowiczami, ponieważ mają zawiązane rezerwy na ten cel i raportują rekordowe zyski z hipotek złotowych
- unieważniając umowę, frankowicz uwalnia od nieprzewidywalnego zobowiązania nie tylko siebie, ale i swoich najbliższych, którzy mogą dziedziczyć po nim abuzywny kredyt.