Bankowcy są w szoku: spodziewali się, że zostało im jeszcze co najmniej kilka miesięcy, by opracować strategię na czas po wyroku TSUE w sprawie C-520/21. Wielu ekspertów było zdania, że Trybunał wypowie się w kwestii wynagrodzenia za bezumowne korzystanie z kapitału dopiero po wakacjach. Wygląda na to, że nic z tego. Orzeczenie TSUE, które na lata ugruntuje relacje pomiędzy frankowiczami a bankami, zapadnie w połowie czerwca tego roku. I mało prawdopodobne, by bankowcy byli zadowoleni z tego, co ustali Trybunał. 90 proc. wyroków zapadających przez TSUE pokrywa się z wcześniejszą opinią wydaną przez Rzecznika Generalnego. Ta w sprawie C-520/21 była dewastująca dla korporacji bankowych i niezwykle korzystna dla frankowiczów. Czy banki już przegrały? A może mają jeszcze jakieś asy w rękawie?
Sektor bankowy został sam na placu boju o utrzymanie w mocy wadliwych umów kredytowych. Obecnie żadna szanująca się instytucja nie podziela poglądu, że umowy z klauzulami abuzywnymi to standard w relacjach z konsumentami
Jedynym podmiotem, który wciąż broni banków, jest Komisja Nadzoru Finansowego. Na jej czele stoi były pracownik Departamentu Prawnego PKO BP, Jacek Jastrzębski, który uważa, że frankowiczom nie należy się sankcja darmowego kredytu
Wyrok TSUE w sprawie, która toczy się o sposób rozliczeń pomiędzy stronami nieważnej umowy kredytowej, niemal na pewno będzie prokonsumencki. Szacowany łączny koszt takiego orzeczenia po stronie sektora to ponad 100 mld zł
Banki mają ponad 40 mld zł w odpisach na franki, większość z nich niemal co kwartał dowiązuje kolejne rezerwy. Sektor i KNF wciąż przestrzegają jednak, że masowe korzystanie z sankcji darmowego kredytu może doprowadzić do kryzysu w bankowości.
Banki są przerażone: wyrok TSUE zapadnie szybciej, niż oczekiwano?
Gdy Rzecznik Generalny wydał swoją opinię w sprawie C-520/21, natychmiast rozpoczęto spekulacje co do tego, kiedy zapadnie oficjalny wyrok. Ponieważ zwykle od opinii tego urzędnika do orzeczenia TSUE mija ok. pół roku, przewidywano, że Trybunał ogłosi swoje stanowisko albo przed wakacjami, albo po wakacjach. Ze wskazaniem na to drugie, bo sprawa jest skomplikowana, a Rzecznik Generalny wypowiedział się tak naprawdę w kwestii dwóch zagadnień, z których jedno dotyczyło sprawy C-756/22.
Chodzi więc już nie tylko o to, czy bankom należy się wynagrodzenie za to, że kredytobiorca bezumownie korzystał z udzielonego mu kapitału, ale także o ewentualne prawo po stronie konsumenta do żądania od banku opłaty za to, że ten korzystał ze środków przekazanych mu w formie rat kapitałowo-odsetkowych.
Skomplikowane? Trochę tak, ale to pozory. W rzeczywistości sprawa jest prosta, a całą burzę wywołały tak naprawdę same banki. Gdy sądy zaczęły unieważniać wadliwe umowy, przyjęły jako dominujący model rozliczeń między stronami tzw. teorię dwóch kondykcji. Gdy umowa jest uznawana za nieważną, traktuje się ją tak, jakby nigdy nie została zawarta. Tak też prowadzone jest rozliczenie: strony oddają sobie wzajemnie to, co od siebie otrzymały.
Bankom się to jednak nie spodobało i zaczęły wysyłać kredytobiorcom powództwa o wynagrodzenie za korzystanie z kapitału. Jeden z frankowiczów postanowił odpowiedzieć pięknym za nadobne i… pozwał bank o wynagrodzenie za to, że podmiot latami korzystał ze środków, które były mu płacone w formie rat kredytowych. Sytuacja ta skutkowała wysłaniem do TSUE dwóch osobnych pytań prejudycjalnych. Sąd odsyłający chce wiedzieć, jak wg unijnego organu powinno wyglądać rozliczenie stron. Wszystko wskazuje na to, że wyrok TSUE znany będzie już 15 czerwca 2023 roku o godzinie 9.30.
Bankom tak szybkie ogłoszenie wyroku jest wybitnie nie na rękę. Liczyły na to, że mają jeszcze trochę czasu na sianie swojej, niczym nieuprawnionej, propagandy sukcesu. Chodzi oczywiście o promowanie ugód jako najkorzystniejszego rozwiązania problemu z frankowym kredytem. Ale nie tylko: od pewnego już czasu banki utrzymywały, że możliwy jest powrót do koncepcji systemowego rozwiązania problemu kredytów pseudowalutowych.
Do mediów przedostała się nawet informacja, jakoby instytucje odpowiedzialne za stabilność sektora finansowego chciały ustawą odebrać kredytobiorcom korzyści z unieważniania umów. Informacja ta odbiła się szerokim echem w mediach i była wielokrotnie komentowana przez prawników i radców prawnych. Eksperci cierpliwie raz po raz wyjaśniali dziennikarzom, dlaczego takie rozwiązanie należy włożyć między bajki, ponieważ jego jedynym beneficjentem byłyby same banki, zaś całe ryzyko prawne i finansowe spadłoby na… Skarb Państwa.
KNF radzi bankowcom jak przetrwać po negatywnym wyroku TSUE
Jak się okazuje, maj przyniósł bankowcom dwa potężnie prztyczki w nos: po pierwsze, wyrok TSUE spodziewany jest przed wakacjami. Po drugie, rządzący nie chcą systemowych rozwiązań, w żadnej formie, a przynajmniej nie w tej kadencji Sejmu. A to oznacza, że bankowcy zostaną sami z problemem, który stworzyli – i będą musieli poradzić sobie z posprzątaniem tego bałaganu. No, niezupełnie sami, bo jest jeszcze Komisja Nadzoru Finansowego, która robi, co w jej mocy, by zafundować sektorowi miękkie lądowanie. Szef KNF (który wcześniej przez 10 lat był pracownikiem PKO BP) jest świeżo po spotkaniu z bankowcami, na którym nie tylko zakomunikował im, że rozwiązania systemowego, przynajmniej na razie, nie będzie, ale i dał do zrozumienia, że sektor musi zunifikować swoją retorykę. Chodzi przede wszystkim o prowadzenie spójnych działań medialnych po ogłoszeniu wyroku przez Trybunał.
Jastrzębski poinformował przedstawicieli sektora, że powinni rozpocząć przygotowania do niekorzystnego orzeczenia, a co za tym idzie, do rozliczenia jego następstw już w II kwartale br. Czy banki w ogóle na to stać? Przyjrzyjmy się temu.
Wg wyliczeń KNF pochodzących z 2021 roku sankcja darmowego kredytu miałaby kosztować sektor ok. 101,5 mld zł (przy założeniu, że do sądów ruszą wszyscy byli i obecni frankowicze). Na pierwszej rozprawie przed TSUE w sprawie C-520/21 szef KNF grzmiał, że takie koszty mogą doprowadzić jeden lub nawet kilka banków do upadłości.
Tymczasem łączne rezerwy sektora wynoszą już ponad 40 mld zł, a w pierwszym kwartale banki nie próżnowały i dowiązywały kolejne odpisy. Przykładowo mBank zaksięgował w tym okresie na franki 808,5 mln zł, PKO BP 970 mln zł, a Millennium Bank 864 mln zł.
Banki notują obecnie rekordowe zyski, głównie dzięki wysokim kosztom odsetkowym kredytów hipotecznych. Krótko mówiąc, posiadacze złotowych hipotek składają się dziś na znakomite wyniki sektora. W całym 2022 roku sektor zarobił 12,5 mld zł netto, i to mimo iż udzielił o połowę mniej kredytów niż w roku 2021. Zarobek banków rok wcześniej wyniósł 6,5 mld zł, a banki nie poniosły w tamtym okresie ani gigantycznych kosztów związanych z wakacjami kredytowymi (13 mld zł w III kwartale 2022 roku), ani wydatków na wyższe składki na FWK i SOBK.
Nic też nie wskazuje, aby sektor nagle miał utracić perspektywę rekordowych zarobków – stopy procentowe pozostaną wysokie jeszcze przez co najmniej kilka lat. Z Wieloletniego Planu Finansowego Państwa wynika, że spodziewana wysokość stopy referencyjnej w 2025 roku to 4,8 proc. Mniej niż w tej chwili, ale znacznie więcej niż w latach 2020-2021. Wniosek? Banki nadal będą zarabiać spektakularne pieniądze na milionach hipotek złotowych, a zatem stać je będzie na absorpcję kosztów frankowych, zwłaszcza jeśli audytorzy sektora wyrażą zgodę na stopniowe dowiązywanie rezerw.