Frankowicze mieli nadzieję, że po wyroku TSUE w sprawie C-520/21 banki odpuszczą i przestaną kierować pod ich adresem absurdalne kontrpowództwa o wynagrodzenie za korzystanie z kapitału. Banki jednak nie ustępują i jedyne, co zrobiły, to zmieniły nazwę swojego roszczenia na „waloryzację kapitału”. Czy frankowicze mają się czego obawiać? Jak przekonują eksperci prawni, nowe roszczenia banków są tak samo nadmuchane jak poprzednie, a unijne i krajowe prawo są po stronie konsumenta, nie zaś przedsiębiorcy, który masowo tworzył wadliwe umowy. Na czym prawnicy opierają swoje przekonanie o racji frankowiczów?
- Po czerwcowym wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w sprawie o wynagrodzenie za bezumowne korzystanie z kapitału jasne stało się, że następstwem nieważności umowy kredytowej jest sankcja darmowego kredytu
- Banki nie chcą dopuścić do zwiększenia skali powództw o stwierdzenie nieważności umowy, dlatego straszą klientów kontrpowództwami o waloryzację kapitału i przekonują, że należy im się ona przez wzgląd na znaczną zmianę siły nabywczej pieniądza
- Bankowcy w swojej argumentacji celowo pomijają fakt, że pytanie prejudycjalne skierowane do TSUE w rozpatrzonej sprawie C-520/21 dotyczyło nie tylko wynagrodzenia, ale jakiejkolwiek formy rekompensaty, w tym również waloryzacji kapitału
- Sektor jako argumentu w walce z frankowiczami używa też przepisu kodeksu cywilnego, pod który, jako przedsiębiorca, nie może podlegać. To niewiedza czy celowe działanie obmierzone na wprowadzenie wrażenia niepewności prawnej?
Banki zamieniają wynagrodzenie na waloryzację i znów pozywają frankowiczów do sądów. Tym razem wyszarpią od nich jakieś dodatkowe pieniądze?
Bankowcy z uporem maniaka zakłamują rzeczywistość i udają, że sędziowie TSUE w swoim wyroku dla sprawy C-520/21 powiedzieli coś innego niż powiedzieli. Ledwie dotarło do nich, że nie mają prawa żądać od klientów wynagrodzenia za bezumowne korzystanie z kapitału, skoro umowy upadają masowo w sądach z winy tych, którzy je stworzyli, a już kombinują, jak jednak zarobić na tych wadliwych kontraktach.
Nie chcą cię drzwiami, to wejdź oknem – wyraźnie z tego założenia wychodzi obecnie sektor, ponieważ formułuje pod adresem frankowiczów kolejne kuriozalne roszczenia. Tym razem banki żądają… waloryzacji kapitału kredytu, a powodem ma być rzekoma znaczna zmiana siły nabywczej pieniądza. Czy frankowicze mają się czego bać?
Zdecydowanie nie, i to z aż kilku powodów.
Zacznijmy od tego, że wyrok TSUE, w którym unijni sędziowie starli na proch roszczenia banków o wynagrodzenie za korzystanie z kapitału, odnosił się nie tylko do owego wynagrodzenia, ale też do jakiejkolwiek formy rekompensaty dla kredytodawcy. Zdaniem TSUE bank nie może czerpać materialnych korzyści z własnych bezprawnych działań. Sąd odsyłający, który zadał unijnym sędziom pytanie prejudycjalne, nie ograniczył go jedynie do kwestii wynagrodzenia.
Zapytał również o potencjalną możliwość żądania przez bank odszkodowania, zwrotu kosztów i waloryzacji sądowej. Co więcej, sąd wyjaśnił, co ma na myśli pod pojęciem waloryzacji, a więc nie ma mowy o żadnej pomyłce czy niedopowiedzeniu.
Unijni sędziowie z całą pewnością nie pominęli tej części pytania warszawskiego sądu, gdyż przytoczyli je w całości w swojej decyzji. I jednoznacznie uznali, że bankowi po unieważnieniu umowy należy się jedynie zwrot kapitału kredytu.
Warszawski sędzia XXVIII Wydziału Cywilnego wysyła kolejne pytanie do TSUE. Tym razem w kwestii waloryzacji kapitału
Ponieważ bankowcy swoją kłamliwą interpretacją spowodowali masę zamieszania w krajowych mediach, pociągnęło to za sobą logiczne następstwo w postaci konieczności zadania TSUE kolejnych pytań, tym razem już precyzyjnie dotyczących samej waloryzacji. Przed kilkoma tygodniami sędzia warszawskiego Wydziału Frankowego Michał Maj wysłał do Luksemburga kolejne pytanie, dotyczące krajowej sprawy o sygnaturze XXVIII C 18858/21.
W ciągu najbliższych kilkunastu miesięcy TSUE powinien ponownie pochylić się nad kwestią waloryzacji i raz na zawsze odebrać bankowcom argumenty za sianiem chaosu w przestrzeni medialnej w zakresie podnoszonych przez nich roszczeń.
Nawet gdyby stało się inaczej, co jest mało prawdopodobne, frankowicze są chronieni jeszcze przez krajowe prawo. A to stanowi o tym, że waloryzacja sądowa świadczeń może przysługiwać stronie jedynie wtedy, gdy owo świadczenie nie było powiązane z prowadzoną przez stronę wnioskującą działalności gospodarczej. Interesujące jest to, że banki powołują się na ten przepis, niejako dostarczając argumentów same na siebie.
Czy bank ma prawo do sądowej waloryzacji świadczeń?
Bankowcy przekonują, że waloryzacja kapitału należna jest im w związku ze znaczną zmianą siły nabywczej pieniądza i wzmacniają swój przekaz wskazaniem podstawy prawnej, którą ma być art. 3581. kc § 3. I rzeczywiście, ów paragraf mówi o dopuszczeniu możliwości waloryzacji sądowej. Jednak już § 4 tego samego artykułu, na którego temat bankowcy zgodnie milczą, pozbawia przedsiębiorcę prawa do sądowej waloryzacji świadczenia.
Co ciekawe, w sądach pierwszoinstancyjnych (konkretnie w Gdańsku i Elblągu) zapadło kilka nieprawomocnych orzeczeń przyznających bankom waloryzację kapitału. Eksperci tłumaczą, że w tych kilku pojedynczych przypadkach sędziowie rozpatrujący sprawę doszli do wniosku, że skoro bank wywodzi swoje roszczenie z nieważności umowy, to świadczenie nie pozostaje w związku z prowadzoną przez niego działalnością gospodarczą. Zdaniem prawników taki tok myślenia nie ma szans się upowszechnić, a tych kilka kontrowersyjnych wyroków doczeka się najprawdopodobniej korekty w apelacji.
Eksperci zwracają też uwagę na to, w jaki sposób banki argumentują swoje roszczenie. Żądają waloryzacji świadczenia w związku ze znaczną zmianą siły nabywczej pieniądza. Zdaniem specjalistów przepisy kc dotyczące sądowej waloryzacji świadczeń tworzone były na wypadek hiperinflacji, a nie sytuacji takiej jak obecnie.
Podkreślają, że przez wiele lat, w których wykonywane były umowy frankowe, inflacja była minimalna, na poziomie celu NBP, a nawet poniżej. Dopiero w ostatnich kilku latach stała się wyższa w związku z wydarzeniami na świecie, wciąż jednak zmianom w sile nabywczej pieniądza daleko do tych z początku czy nawet połowy lat 90.
Roszczenia o waloryzację to broń obosieczna. Czy banki tego nie wiedzą?
Załóżmy jednak czarny scenariusz, wg którego i TSUE, i krajowe sądy przychylają się roszczeniom o waloryzację kapitału. Co wtedy? Czy to już koniec sukcesów frankowiczów w sądach? Zupełnie nie. Kredytobiorcy nie mogą zapominać, że roszczenia banków to broń obosieczna. Ich uznanie doprowadzi do skierowania przeciwko bankom bliźniaczych roszczeń o waloryzację spłaconych świadczeń, z tych samych powodów.
W takiej sytuacji, uzyskując waloryzację zasądzanych świadczeń i jednocześnie mając zobowiązanie wobec banku w związku z waloryzacją kapitału, kredytobiorca będzie mógł wystąpić o potrącenie swoich wierzytelności z wierzytelnościami banku.
Czy banki o tym nie wiedzą? Oczywiście, że wiedzą. Podobnie jak zdają sobie sprawę z tego, że artykuł kodeksu cywilnego, którym próbują się bronić, nie obejmuje zgłaszanych przez nich pretensji. Banki mają znakomitych doradców i korzystają z usług najlepszych prawników na rynku. Jeśli wysyłają w świat błędne i bezsensowne komunikaty, robią to celowo.
Ich odbiorcami mają być osoby mniej zorientowane w prawie – głównie frankowicze, którzy jeszcze nie złożyli ze swoją umową kredytową wizyty w profesjonalnej kancelarii adwokackiej czy radcowskiej. Banki liczą, że ta grupa klientów po prostu przestraszy się i odstąpi od roszczeń. A może nawet zdecyduje się na pozasądową ugodę, konwertując sporny kredyt na złotówki.
Taktyka przyjęta przez bankowców jest skuteczna, ale tylko w krótkiej perspektywie – wkrótce unijni sędziowie znów pochylą się nad absurdalnymi roszczeniami sektora i najprawdopodobniej odpowiedzą na tyle dosadnie, by bankowcy nie mieli już żadnego pola do swoich spekulacji.