Banki w obliczu masowych przegranych z frankowiczami zwarły swoje szyki i prezentują społeczeństwu bardzo jednolitą narrację w kwestii kredytów w CHF. Sektor twierdzi, że największa fala pozwów jest już za nim, nagłaśnia też w mediach scenariusz, wg którego relacje frankowiczów z bankami miałyby być uregulowane ustawą. Ile w tym prawdy, a ile nadziei bankowców, że ktoś przyjdzie i rozwiąże za nich ten niezwykle kosztowny problem, jakim są kredyty pseudowalutowe? Czy warto uwierzyć bankom na słowo i odłożyć na bok pozew sądowy, a zamiast niego wybrać ugodę i konwersję kredytu na złotówki? A może jest dokładnie odwrotnie i tylko unieważnienie umowy jest w stanie zagwarantować kredytobiorcy upragniony spokój i długofalowo poprawić jego sytuację finansową?
- Gdy banki zdały sobie sprawę, że nie mają najmniejszych szans na wynagrodzenie za bezumowne korzystanie z kapitału, wymyśliły sobie nowy straszak na frankowiczów: chodzi o ustawę „antypozwową”, która miałaby zmusić kredytobiorców do ugód
- Wiele banków dołączyło do programów ugód jeszcze w 2021 roku, ale kredytobiorcy podeszli do propozycji sektora bez entuzjazmu, ponieważ przyzwyczaili się już do myśli, że ich umowy po zakwestionowaniu w sądzie stają się nieważne
- Co najmniej od końcówki lutego wiadomo, że KNF pracuje nad koncepcją ustawy „antyfrankowej” czy, jak kto woli, „antypozwowej”, co dało bankom nadzieję, że Państwo Polskie w końcu ściągnie z sektora wielomiliardowe koszty rozliczeń z kredytobiorcami
- Niestety dla banków, szef KNF nie zyskał wśród rządzących aprobaty dla swoich pomysłów. Politycy nie chcą wchodzić w otwarty konflikt z setkami tysięcy frankowiczów, którzy są ich potencjalnymi wyborcami. Ustawy „antyfrankowej”, przynajmniej na razie, nie będzie.
Kolejny bankowy straszak na frankowiczów okazał się pułapką na naiwnych
Już od kilku miesięcy, mniej więcej od momentu, gdy zainteresowane strony poznały opinię Rzecznika Generalnego w sprawie C-520/21, w środowisku bankowym mówiło się o możliwości systemowego rozwiązania kwestii franków.
Wg informacji, do których dotarli dziennikarze Pulsu Biznesu, miałoby chodzić o ustawę, która z jednej strony nałoży na banki obowiązek proponowania ugód frankowych, a także dostosowania ich do zaleceń KNF, z drugiej zaś obciąży frankowiczów podatkiem od korzyści uzyskanych w wyniku unieważnienia umowy.
Pomysłodawcami i twórcami koncepcji ustawy miałyby być instytucje odpowiedzialne za stabilność sektora finansowego w Polsce. Frankowicze dość szybko zrozumieli, że chodzi o Komisję Nadzoru Finansowego, kierowaną obecnie przez byłego pracownika PKO BP, Jacka Jastrzębskiego.
Szef KNF musiał być dumny ze swojego pomysłu, ponieważ od wielu tygodni promował go w mediach, pozwalając sobie na nieprzychylne komentarze pod adresem społeczności frankowej. Trudno stwierdzić, czy poruszanie tematu ustawy w mediach, gdy jej ostateczny kształt nie był jeszcze znany, miało służyć bardziej oswojeniu społeczeństwa z powrotem do systemowych koncepcji w kwestii kredytów frankowych, czy może przyciągnięciu uwagi rządzących. A może jedno i drugie?
To już bez znaczenia, bowiem, jak wynika z informacji zdobytych przez Business Insider, Jastrzębski nie doczekał się owacji ze strony rządowej: krótko mówiąc, ustawy nie będzie. A przynajmniej nie w tej kadencji Sejmu – rząd nie chce wchodzić w drogę frankowiczom, którzy sprawnie unieważniają swoje umowy w sądach (niemal 99 proc. prawomocnych „frankowych” wyroków wydanych w 2022 roku to wygrane kredytobiorców).
Kredytobiorcy, których szef KNF chętnie pozbawiłby korzyści z tzw. sankcji darmowego kredytu (będącej następstwem unieważnienia umowy z uwagi na obecne w niej klauzule abuzywne), są potencjalnymi wyborcami obozu rządzącego, zatem logiczne jest, że rozsierdzanie elektoratu przed samymi wyborami byłoby ruchem nieroztropnym, najdelikatniej to ujmując.
Rząd po stronie frankowiczów? Jak banki poradzą sobie bez ustawy?
O tym, że rządzący nie chcą ustawowo rozwiązywać kwestii franków, mówiło się już od jakiegoś czasu. Podobno nawet premier Mateusz Morawiecki, który przed wejściem w świat wielkiej polityki sam piastował eksponowane stanowiska w sektorze bankowym, nie chce systemowych regulacji w zakresie kredytów frankowych i uważa je za ostateczność.
Co musiałoby nastąpić, by rządzący jednak zdecydowali się na ustawę? Z pewnością sytuacja sektora bankowego musiałaby być na tyle dramatyczna, że zaczęłaby zagrażać krajowej gospodarce. Obecnie jednak się na to nie zanosi.
Sektor bankowy utworzył już ponad 40 mld zł rezerw na franki i systematycznie dokonuje kolejnych odpisów. Przykładowo mBank w I kwartale dotworzył rezerwy w wysokości 808,5 mln zł, zaś PKO BP zaksięgował odpisy o wartości 970 mln zł.
Przyszła sytuacja sektora będzie zależna w dużej mierze od dwóch kwestii: po pierwsze od tego, jak dokładnie będzie wyglądać stanowisko TSUE w sprawie C-520/21. To będzie jasne w połowie czerwca br., gdy Trybunał ogłosi już oficjalnie wyrok.
Eksperci są zgodni co do tego, że najprawdopodobniej będzie on stanowił potwierdzenie ustaleń Rzecznika Generalnego. Jeśli tak, to banki utracą nadzieję na zarobek na nieważnych kredytach. Będą więc musiały dotwarzać kolejne rezerwy. I tu wkracza kwestia nr 2, czyli to, czy rezerwy zostaną utworzone jednorazowo, czy tak jak do tej pory będą dotwarzane cyklicznie, np. raz na kwartał. Stanie się to jasne dopiero wówczas, gdy banki porozumieją się w tej sprawie ze swoimi audytorami.
Jeśli audytorzy stwierdzą, że dowiązywanie rezerw można rozciągnąć w czasie, sytuacja sektora będzie niełatwa, ale stabilna – banki są w dobrej kondycji dzięki gigantycznym zyskom z odsetek, zatem ich gotowość do absorpcji frankowych kosztów jest w tej chwili wyższa niż w erze tanich kredytów złotowych.
Jeśli jednak audytorzy stwierdzą, że negatywny wyrok TSUE to bodziec, który wymaga jednorazowego dowiązania rezerw, mogłoby to sprowadzić duże kłopoty na sektor, a banki najmocniej uwikłane we frankowe hipoteki mogłyby przestać spełniać wymogi kapitałowe. Wówczas ustawa frankowa mogłaby zostać uznana przez rządzących za konieczność. Ten scenariusz póki co jest jednak mało prawdopodobny.
Frankowicze nie powinni ulegać narracji bankowców, że ugody to najbezpieczniejszy i najszybszy sposób na wyeliminowanie ryzyka walutowego z umowy kredytowej. Nie powinni dawać się też zastraszyć wizją ustawy tworzonej przez KNF. Nadzór Finansowy nie ma inicjatywy legislacyjnej, a więc bez wsparcia rządu nie zdoła przeprowadzić ustawy przez Sejm.
Najrozsądniejszą rzeczą, którą może zrobić kredytobiorca frankowy w obliczu bieżącej sytuacji, jest pozwanie banku o stwierdzenie nieważności umowy. Najlepiej zrobić to jeszcze przed wyrokiem TSUE, po którym liczba chętnych do pozwu drastycznie wzrośnie. Szybko wydłużą się też kolejki w sądach, a na rozprawę (i docelowo wyrok) będzie trzeba czekać dłużej niż w tej chwili, gdy lokalni sędziowie nie są jeszcze tak mocno obłożeni sprawami o franki. To może być ostatni moment na szybkie uzyskanie prawomocnego wyroku. Warto to wykorzystać i zakwestionować swój kredyt jeszcze w maju.
Prawomocne wyroki Frankowiczów – co zyskali po wygranej
Kredyty indeksowane do franków szwajcarskich przez lata budziły kontrowersje i niepokój wśród kredytobiorców. W ostatnich latach orzecznictwo sądowe, zarówno w Polsce, jak i na poziomie Unii Europejskiej, wyraźnie wskazuje, że nieuczciwe praktyki banków wobec klientów mogą być powodem do unieważnienia umów kredytowych. Poniżej przedstawiamy dwa wyroki, które jednoznacznie wskazują na opłacalność pozwania banków za niekorzystne umowy kredytowe indeksowane do franków szwajcarskich.
Prawomocny Wyrok Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu – unieważnienie kredytu Santander Bank
Sąd Apelacyjny we Wrocławiu orzekł prawomocnie na korzyść klientów przeciwko Santander Bank Polska, zmieniając wyrok I instancji na skutek apelacji. W rezultacie tego wyroku, kredytobiorcy zyskali 574 000,00 zł. Sprawa toczyła się pod sygn. akt I ACa 1791/22 i wykazała, że bank nie dopełnił obowiązków informacyjnych w zakresie ryzyka kursowego. Postępowanie w obu instancjach trwało ponad 3 lata, a apelacyjne zaledwie pół roku. Sprawę prowadził adw. Paweł Borowski.
Prawomocne unieważnienie kredytu we frankach mbank – zysk 676 000,00 zł.
W marcu 2023 r., Sąd Apelacyjny w Warszawie wydał kolejne korzystne orzeczenie dotyczące frankowiczów, tym razem w sprawie przeciwko mBankowi. Sąd uznał umowę kredytu frankowego za nieważną, dzięki czemu kredytobiorcy uwolnili się od wysokich rat. Postępowanie w obu instancjach trwało zaledwie 22 miesiące, a wygrana w tej sprawie przyniosła Klientom zysk w wysokości 676 000 zł.
Sprawa toczyła się pod sygnaturą I ACa 1708/22, a wyrok sądu oparty był na bogatym orzecznictwie Sądu Najwyższego dotyczącym nieważności umów “frankowych”. Sąd uznał, że umowa kredytu frankowego zawarta z mBankiem naruszała art. 3531 k.c., ze względu na jednostronne i nieuczciwe ustalanie rat kapitałowo-odsetkowych przez bank. Wyrok Sądu Apelacyjnego oddalił apelację banku, zasądzając na rzecz Klientów całość kosztów postępowania apelacyjnego, tj. na rzecz każdego z nich kwotę 4.050,00 zł.
Sprawa w pierwszej instancji toczyła się pod sygnaturą XXVIII C 5845/21, gdzie Sąd Okręgowy w Warszawie orzekł nieważność umowy kredytu z 2007 r. oraz zasądził na rzecz Klienta kwotę 278 649,62 zł z ustawowymi odsetkami za opóźnienie oraz 11 851,00 zł tytułem kosztów procesu. Sprawę prowadził adwokat Paweł Borowski przy współpracy z radcą prawnym Magdaleną Wiśniewską.
Nie przegap żadnej ważnej informacji. Obserwuj nasze konto na Twitter oraz Facebook, a także Subskrybuj nasz kanał na Youtube. Jeśli uważasz, że materiał jest przydatny udostępnij go dalej.