Rekordowo wysoki kurs franka i rosnące oprocentowanie kredytów waloryzowanych tą walutą to obecnie główne problemy setek tysięcy Polaków, którzy przed laty zawierzyli bankowcom i zdecydowali się na zaciągnięcie zobowiązania w oparciu o CHF. Szacuje się, że spośród ok. 700 tys. umów, które zostały podpisane do 2011 roku, niemal połowa to kontrakty wciąż aktywne. Mniej więcej 110 tys. z nich objęto już sporem sądowym. Banki boją się odpowiedzialności z tytułu unieważnień tych wadliwych umów i wyciągają ręce po pomoc od państwa. Chcą, aby rządzący uratowali je przed konsekwencjami i wprowadzili systemowe regulacje, dzięki którym kredytodawcy nie musieliby spisywać dawnych umów na straty. Na apele bankowców obojętna nie pozostaje Komisja Nadzoru Finansowego, która ma już plan, jak złagodzić skutki procederu frankowego po stronie kredytodawców. Czy ten plan ma szansę się powieść?
- Banki, mimo rekordowych zysków za 2022 rok twierdzą, że nie są zdolne do pełnego rozliczenia się z kredytobiorcami frankowymi. Oczekują pomocy, najlepiej rozwiązania legislacyjnego, które pozwoliłoby im uciec przed odpowiedzialnością
- Sektor nie może oczekiwać pomocy od TSUE, gdyż instytucja ta od początku ma prokonsumenckie stanowisko i pozbawia bankowców złudzeń co do tego, że wadliwe umowy mogą zostać utrzymane w mocy
- Skoro TSUE nie pomaga bankom, te starają się o wsparcie ze strony państwa. Obecnie po swojej stronie mają Komisję Nadzoru Finansowego, która pracuje nad projektem stosownej ustawy, choć sama nie ma inicjatywy legislacyjnej
- Projekt KNF jest kontrowersyjny, gdyż jego założenia w dużej części pokrywają się z tymi, które przed kilkoma laty sektor sam skutecznie storpedował, powołując się m.in. na ich niezgodność z Konstytucją RP.
Banki śpią na pieniądzach, ale nie stać ich na rozliczenia frankowe?
Nie jest tajemnicą, że sektor bankowy ma się tym lepiej, im wyższe jest oprocentowanie hipotek złotowych. Gdy Polacy borykają się z dwucyfrową inflacją i o 100 proc. wyższymi ratami swoich kredytów, banki liczą zyski. Te za 2022 rok są wprost rekordowe.
Sektor bankowy w całym ubiegłym roku wypracował 13,1 mld zł zysku netto. To wynik o 116 proc. lepszy niż w roku 2021, uzyskany mimo zawiązania wysokich rezerw na ryzyko prawne kredytów frankowych, a także jednorazowego odpisu na wakacje kredytowe, dokonanego w III kwartale 2022 roku. Na uwagę zasługuje też wynik odsetkowy – 75,5 mld zł, czyli o 62 proc. więcej niż rok wcześniej.
Nie można też zapomnieć o dochodach z opłat i prowizji – tu sektor zarobił „jedynie” 18,4 mld zł netto. W tym przypadku różnica rdr nie jest już tak spektakularna, wynosi 7,4 proc. na korzyść minionego roku.
Generując takie zyski, banki stoją na stanowisku, że rozliczenie z frankowiczami, wynikające z masowych unieważnień wadliwych kredytów, doprowadzi sektor do kryzysu bądź wręcz upadku. Już w październiku 2022 roku szef KNF roztaczał te negatywne scenariusze przed sędziami TSUE, na których jednak nie zrobiły one wrażenia. 16 lutego 2023 roku w sprawie, której dotyczyło wystąpienie Jastrzębskiego, C-520/21, opinię wydał Rzecznik Generalny TSUE. Uznał on, że prawo unijne, w tym dyrektywa 93/13, stoi w sprzeczności z roszczeniami banków, które te wytaczają względem konsumentów o tzw. wynagrodzenie za bezumowne korzystanie z kapitału.
Rzecznik odniósł się też do argumentów banków, które powoływały się na negatywny wpływ takiego scenariusza na cały sektor, a pośrednio i na krajową (a może i europejską) gospodarkę. Rzecznik Generalny uznał, że dyrektywa 93/13 ma za zadanie chronić konsumentów, a nie stabilność sektora finansowego. Tym samym dał bankowcom jasny sygnał, jakie może być ostateczne orzeczenie TSUE w tej sprawie. Wyroku należy się spodziewać najpóźniej na jesieni, czyli już za kilka miesięcy.
Ustawowe rozwiązanie uratuje banki przed konsekwencjami procederu frankowego?
Gdy stało się jasne, że TSUE najprawdopodobniej przekreśli szanse banków na zarobek na unieważnianych umowach, te zaczęły ze zdwojoną siłą naciskać na rządzących w sprawie rozwiązania systemowego. Politycy jednak nie chcą teraz jawnie wspierać banków, bo są w trakcie kampanii wyborczej, a sprzyjanie wielkim korporacjom raczej nie jest czymś, czym chcieliby chwalić się na plakatach.
W sukurs bankom przyszła jednak KNF, która co prawda nie posiada inicjatywy legislacyjnej, ale za to ma do dyspozycji głowy pełne pomysłów i nadaje z bankierami na tych samych falach.
Widać to na przykładzie szefa Komisji, Jacka Jastrzębskiego, który nim objął fotel przewodniczącego Nadzoru, pracował przez 10 lat w PKO BP, banku poważnie dotkniętym konsekwencjami frankowych rozliczeń.
Co wymyśliła KNF? Projekt ustawy zakłada nałożenie na „frankowe” banki obowiązku proponowania kredytobiorcom ofert ugodowych według wydanych w 2020 roku rekomendacji KNF (chodzi o przewalutowanie kredytów w CHF na PLN, tak jakby od początku były to standardowe zobowiązania złotowe). Dodatkowo rozważane jest usunięcie z frankowych umów przeliczników kursowych opracowanych przez banki i zastąpienie ich średnim kursem NBP.
Ta druga opcja byłaby oczywiście zarezerwowana dla tych frankowiczów, którzy uznaliby, że nie chcą konwertować swoich kredytów na złotówki i spłacać ich wg stawki WIBOR. Propozycje Komisji, zwłaszcza ta pierwsza, są zbieżne z tym, do czego frankowicze dążyli jeszcze kilka lat temu. Wówczas banki odżegnywały się od takich rozwiązań, posiłkując się opiniami konstytucjonalistów, którzy dość przekonująco wskazywali, że te pomysły są sprzeczne z ustawą zasadniczą.
Naciski pojawiały się również z ambasad krajów, w których główne siedziby mają niektóre banki działające na terenie Polski.
W obawie przed arbitrażem i wobec braku woli współpracy po stronie sektora odłożono wówczas projekt na półkę. Dziś jest on odkurzany, i to właśnie banki pragną, by w ten sposób rozwiązano ich problemy. Rzecz tylko w tym, że sytuacja prawna nie uległa zmianie, a zmodyfikowano jedynie linię orzeczniczą.
To, że banki optują obecnie za takim rozwiązaniem, choć parę lat temu same doprowadziły do jego porzucenia, trudno nazwać inaczej niż chciwością i hipokryzją. Nieprzypadkowo są to słowa, których szef KNF, Jacek Jastrzębski użył wobec frankowiczów w słynnym już wywiadzie dla Dziennika Gazety Prawnej, krytykując konsumentów, którzy za sprawiedliwe i rozsądne rozwiązanie uważają sankcję darmowego kredytu.
Główną kontrowersją związaną z projektem ustawy „antyfrankowej” jest pomysł obłożenia konsumentów stuprocentowym podatkiem od wzbogacenia się, odbierającym im korzyści wynikające z sądowego unieważnienia kredytu. Ów podatek miałby dotyczyć oczywiście krnąbrnych frankowiczów, którzy mimo propozycji ugodowej i możliwości wyeliminowania klauzuli abuzywnej ze swojej umowy zdecydowaliby się na pozew.
Bankowcy oczywiście marzą o tym, by w ten sposób ukształtowano krajowe prawo, ale prawnicy frankowi wprost wskazują, że szanse na to są bardzo niewielkie. Odebranie konsumentom praw wynikających z unijnej dyrektywy 93/13 spotkałoby się ze zdecydowanym sprzeciwem tego środowiska, a w dłuższej perspektywie zapewne również ze stosownym wyrokiem samego TSUE.
W ten sposób problemem sektora bankowego mogłaby zostać zarażona Polska, bo poszkodowani prawdopodobnie zaczęliby kierować swoje roszczenia pod adresem Skarbu Państwa. Czy taki jest właśnie plan banków? Czy chcą one zrzucić koszty swoich działań na Skarb Państwa, a pośrednio oczywiście na społeczeństwo? Odpowiedź na to pytanie pozostawiamy naszym Czytelnikom.
Nie przegap żadnej ważnej informacji. Obserwuj nasze konto na Twitter oraz Facebook, a także Subskrybuj nasz kanał na Youtube. Jeśli uważasz, że materiał jest przydatny udostępnij go dalej.