Coraz głośniej jest o ugodach frankowych, które masowo proponują kredytobiorcom banki. Wg sondażu przeprowadzonego przez UCE Research ponad 21 proc. ankietowanych frankowiczów przyznaje, że bank kontaktował się z nimi w ciągu ostatnich 6 miesięcy celem zawarcia ugody. Im większy portfel walutowy ma dany bank, tym większa jest jego determinacja w zamienianiu kredytów frankowych na złotowe. Jak to się dzieje, że banki, które latami wzbraniały się przed systemowym rozwiązaniem i przewalutowaniem hipotek frankowych na krajową walutę, dziś same wychodzą z inicjatywą i niemal proszą kredytobiorców, by podpisali aneks?
PKO BP, Millennium, mBank – to tylko niektóre banki zachęcające kredytobiorców do ugód frankowych. Frankowicze mający aktywne kredyty w tych bankach powinni spodziewać się telefonu od kredytodawcy z propozycją porozumienia
W związku z aktualnymi warunkami ekonomicznymi banki dostosowują swoje oferty ugód. W dalszym ciągu są to jednak propozycje bardzo odległe od tych, na które czekają kredytobiorcy
W praktyce ugoda z bankiem sprowadza się do wymiany ryzyka kursowego na to wynikające z wysokiego oprocentowania. Bank będzie nadal zarabiał, tyle że nie na horrendalnych spreadach, a na gigantycznych odsetkach
Banki masowo przegrywają z klientami w sądach, dlatego nie chcą, aby kolejne umowy były brane pod lupę przez specjalistów. Wolą wyeliminować ryzyko prawne poprzez skłonienie kredytobiorców do zrzeczenia się roszczeń. Temu właśnie służą ugody.
Ugoda frankowa: podpisać czy podrzeć?
Prawie 99 proc. szans na wygraną ma frankowicz-konsument, który indywidualnie pozwie bank i zakwestionuje swoją umowę kredytową. Nic dziwnego, że pozwów przybywa, a sędziowie dokładają starań, by zwiększyć tempo orzecznicze.
Widać to po prawomocnych wyrokach: w 2022 roku zapadło ich 1561, rok wcześniej – 390. Banki czują presję, zwłaszcza gdy zagrożenie nie jest już czysto teoretyczne i niekorzystne orzecznictwo odbija się na ich kapitałach. 24 marca 2023 roku dwaj giganci rynku, Millennium i mBank, przekonali się, że franki wpływają na to, jak są postrzegani przez inwestorów.
Agencja Moody’s obniżyła długookresowe ratingi depozytowe tych podmiotów, zmieniła też perspektywę na negatywną. Uzasadnieniem tej decyzji były właśnie… kredyty frankowe i niekorzystne dla przedsiębiorców orzecznictwo w sporach z klientami. Trudno o bardziej wymowny dowód na to, że banki nie mają wyboru i muszą dogadywać się z kredytobiorcami, najlepiej zanim ci skierują swe kroki do kancelarii i sformułują pozew.
Banki musiały więc przeprosić się z pomysłem szefa KNF, Jacka Jastrzębskiego, który już w grudniu 2020 roku rekomendował im ugody, najlepiej w formie przewalutowania kredytów frankowych, tak jakby od początku były to umowy złotówkowe. Już wtedy, w 2020 roku, banki masowo przegrywały z frankowiczami, ale chyba jeszcze miały złudzenie, że ich los odmieni się w drugiej instancji, ewentualnie że sądy zaczną uznawać podnoszone przez kredytodawców roszczenia o wynagrodzenie za korzystanie z kapitału.
Banki wówczas nie miały motywacji, by proponować frankowiczom kredyty złotowe. WIBOR był niski, a zatem zarobek na takich kredytach nie pobudzał wyobraźni bankowców. Zmieniło się to dopiero, gdy Rada Polityki Pieniężnej zakończyła, przynajmniej tymczasowo, erę tanich kredytów złotowych. W październiku 2021 roku rozpoczęto cykl podwyżek stóp procentowych. Nieprzypadkowo to właśnie wtedy duże banki zainteresowały się na poważnie ugodami. Jasne stało się po prostu, że na ugodach i konwersji wadliwych kredytów da się jednak zarobić, jednocześnie pozbywając się ryzyka, jakie niesie za sobą perspektywa pozwu.
Dla banku ugoda to same korzyści:
- umowa pozostaje w mocy, a prawdopodobieństwo jej skutecznego zakwestionowania w sądzie staje się minimalne
- bank nie tylko nie musi rozliczyć się z klientem ze środków, które od niego pobrał, ale wręcz może dodatkowo zarobić na wyższym oprocentowaniu kredytu
- kredytodawca może zaproponować klientowi stałą stopę oprocentowania na 5, a nawet i 10 lat, zabezpieczając w ten sposób swoje źródło dochodu. Nawet jeśli stopy procentowe spadną za rok czy dwa, były frankowicz nadal będzie płacił gigantyczne odsetki, bo uwierzył bankowi, że stała stopa oprocentowania chroni jego interesy
- nie bez znaczenia jest aspekt wizerunkowy: bank prezentuje się jako instytucja sprzyjająca konsumentom. O ile lepiej jest podkreślić, że ma się na koncie 20 tys. ugód z klientami, niż że jest się stroną 20 tys. postępowań sądowych.
Z ugodami związanych jest wiele kontrowersji:
- niektóre banki, np. mBank, proponują „promocję” na oprocentowanie kredytu – oferują stałą stawkę 4,99 proc. na okres 5 lat, co daje kredytobiorcy przewidywalność raty kapitałowo-odsetkowej. Problem w tym, że stawka ta nie jest równa RRSO takiego kredytu. Ta może wynieść nawet 8 proc., a tym samym nie jest wcale dużo korzystniejsza niż RRSO przy zmiennej stopie
- banki nie zawsze rzetelnie informują kredytobiorcę o opcjach, jakie posiada. Bywa, że ich pracownicy zatajają rzeczywiste prawdopodobieństwo wygranej w sądzie, wyolbrzymiają ryzyka, a nawet porównują sądzenie się z kredytodawcą do… grania na giełdzie
- zagmatwana jest kwestia tego, kto ponosi odpowiedzialność podatkową wynikającą z ugody. Teoretycznie, zgodnie z rozporządzeniem Ministra Finansów, frankowicz jest zwolniony z płacenia podatku od ugody, jednak tylko wtedy, gdy kredyt był brany na zakup nieruchomości, w której następnie zamieszkał. Jeśli więc do umowy kredytowej dopisane były osoby, które nie zamieszkiwały kredytowanej nieruchomości, nie będą one podlegały pod zwolnienie z podatku.
O tym, że banki same nie są do końca pewne, jak interpretować obowiązujące przepisy w zakresie podatku po zawarciu ugody, świadczy to, w jaki sposób reagują, gdy pełnomocnik prawny kredytobiorcy proponuje wpisanie do aneksu informacji, że podatkowe konsekwencje porozumienia poniesie w całości kredytodawca. Trudno o lepszy komentarz do tego, ile warte są zapewnienia, że kredytobiorca nie zapłaci nic za zawarcie ugody i skonwertowanie swojego kredytu na złotówki.
Kiedy można zyskać na ugodzie z bankiem?
Czy ugoda z bankiem zawsze jest niekorzystna? Nie, zdarzają się bowiem sytuacje, w których warto ją rozważyć. Pierwsza z nich to oczywiście ta, w której kredytobiorcy zależy na czasie. Spór z bankiem w optymistycznym wariancie trwać będzie ok. 2-3 lata.
Na podpisanie ugody potrzebne są 2-3 miesiące. Jeśli kredytobiorca chce pilnie sprzedać nieruchomość, znacznie wygodniej będzie mu dogadać się z bankiem niż występować na drogę sądową.
Ugoda może być też wartą rozważenia opcją, gdy kredytobiorca ma skomplikowaną relację z bankiem i jednocześnie stać go na jednorazową spłatę reszty zobowiązania (uciekając w ten sposób przed ryzykiem wysokiego oprocentowania stawką WIBOR). Do takiej sytuacji dochodzi np. wówczas, gdy umowa była indywidualnie negocjowana lub jej wzorzec był charakterystyczny dla kredytów walutowych, a nie pseudofrankowych.
Niektórzy prawnicy są również zdania, że ugodę warto rozważyć w przypadku, gdy kwota wypłaconego kapitału była niska i nie przekraczała 100 tys. zł. Wówczas, z uwagi na koszty procesowe, ugoda może być korzystna, zwłaszcza gdy bank zaproponuje dobry kurs przeliczeniowy.
Każdą taką sytuację należy jednak skonsultować z doświadczonym w sporach z bankami prawnikiem lub radcą prawnym, który przeanalizuje ugodę pod kątem ryzyka i wytłumaczy klientowi, jakie konsekwencje poniesie, gdy zdecyduje się na propozycję banku.